83. Odgrażał się mu...
Właściwie mieli od razu jechać do Liama i Zayna po kilka rzeczy chłopaka, które tam zostawił na czas mieszkania u nich, lecz zanim to nastąpiło, spędzili jeszcze mnóstwo czasu na wspólnym leżeniu na kanapie, przystulaniu i skradaniu pocałunków. Co jakiś czas słuchać było kolejne słowa przeprosin zarówno z jednej, jak i drugiej strony, ale wreszcie zapanował spokój. Harry był bezapelacyjnie jedną z najszczęśliwszych osób na świecie i już niczego więcej nie było mu trzeba. Miał Louisa, który go kocha, a cała reszta nie miała już znaczenia.
Naprawdę obiecali sobie, że zaraz wstają, jeszcze chwilka... jednak przeciągała się ona całą wieczność, aż sami nie zauważyli, kiedy zmorzył ich sen. Ale Harry nic nie mógł na to poradzisz, kiedy w końcu czuł się tak dobrze, bezpiecznie, a żaden koszmar wreszcie nie nawiedził jego umęczonego umysłu. Pragnął pozostać tak na zawsze, nigdy się nie budzić, tylko pozostać w tym magicznym stanie, kiedy nikt nie mógł go skrzywdzić słowem, ani czynem. Zawsze uważał, że jest niedostatecznie silny, aby żyć, dlatego próbował ukrywać się w swojej bańce dziecinności, której za żadne skarby nie chciał opuszczać. To tam był chroniony przed mrokiem dorosłości i może trochę za długo w niej został, przez co wyrwanie do świata realnego było tak bardzo bolesne, sprawiając, że co chwilę gubił się i upadał na kolana, kiedy tylko próbował zrobić większy krok. Nie rozumiał, dlaczego to wszystko się tak potoczyło, dlaczego stał się kimś takim, ale nie podobało mu się to. Chciał być inny, nauczyć się żyć od nowa, lecz nic i nikt na niego nie poczeka, a zamiast tego ciągle był popychany dalej i dalej, nim zdążył pewnie postawić jeden krok. To wyglądało niemal, jakby kazali rocznemu dziecku zacząć biegać, kiedy ledwo nauczyło się stać na dwóch nogach o własnych siłach. Ale Harry miał już dziewiętnaście lat i nie mógł liczyć na jakiekolwiek ulgi. Jeśli tak długo odwlekał dorastanie, samo do niego przyszło i dało mu kilka razy w twarz na opamiętanie. Styles musiał przestać udawać Piotrusia Pana.
Z samego rana, nieco obolali udal się do domu Liama i Zayna. Naprawdę sen na kanapie nie był najlepszym pomysłem. Choć z drugiej strony Louis uważał, że było warto. Jeśli miałby trzymać Harry'ego w swoich ramionach, to mógłby spać nawet i na kamieniach. Niczego nigdy nie brakowało mu tak bardzo, jak tego słodkiego chłopca i ta przerwa tylko go w tym utwierdziła. Wciąż bał się, że to wszystko minie, a loczek tak po prostu go zostawi, jak wszyscy inni, lecz tym jednym, jednym razem musiał walczyć o tę miłość.
Ledwo przekroczyli próg domu, a na korytarzu usłyszeli ciche kroki. Brunet uniósł wzrok, a jego oczom ukazał się Liam. Mężczyzna wyglądał na mocno poddenerwowanego, lecz w momencie kiedy jego wzrok spoczął na Louisie, można było w nim dostrzec chęć mordu.
- Jesteś bezczelny, Tomlinson - prychnął.
- Co? - wydukał zaskoczony Lou.
- Liaś... - zaczął ostrożnie Harry, lecz został kompletnie zignorowany.
- Skrzywdziłeś mojego braciszka, a teraz tak po prostu przychodzisz, jakby nigdy nic? Zayn miał ci wyjaśnić, że nie jesteś tutaj mile widziany, ale widzę, że potrzebujesz innych argumentów?
Starszy odruchowo się wycofał, nie chcąc znaleźć się za blisko rozwścieczonego mężczyzny. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miał prawa go winić i sam obiłby mordę każdemu, kto zraniłby jego siostrzyczki.
- Liam, proszę - mruknął Harry. - Pogadaliśmy, wszystko sobie wyjaśniliśmy... Jesteśmy parą. Już jest dobrze.
Wzrok szatyna spoczął na Stylesie, a z jego ust wyrwało się prychnięcie.
- Mógłbyś chociaż mnie, do cholery, uprzedzić, że wychodzisz na całą noc. Masz szczęście, że Niall się wygadał, gdzie jesteś, bo inaczej byśmy teraz rozmawiali.
Chłopak nigdy nie widział swojego brata w takim stanie. Nigdy, ale to nigdy, nie mówił do niego w ten sposób i ani trochę mu się to nie spodobało. Jednak miał nie uciekać, tak? Dorosła osoba bierze odpowiedzialność za własne czyny.
- Przepraszam, mogłem uprzedzić. Po prostu zasnęliśmy, nawet sam nie wiem kiedy. Proszę, nie złość się na nas. Zaraz stąd znikam, tylko wezmę kilka rzeczy.
Payne przyjrzał się im po kolei uważnie. To na czym mu najbardziej zależało to szczęście braciszka, a niestety wiedział, że jest ono w dużej mierze uzależnione od Louisa. A jeśli w końcu zrozumiał swój błąd i miał wreszcie dać jego braciszkowi to, czego potrzebował, czyli miłość, to musiał zaakceptować jego wybór. Nie miało sensu mówienie Hazzie, że jest on zły, kiedy chłopak znał najlepiej Tomlinsona i wciąż go chciał... Nie pozostało mu nic innego, jak zaakceptować jego wybór, a w razie czego wybić kilka zębów mężczyźnie.
- Jasne, leć... Jakby coś wiesz, że możesz wrócić? Choć mam nadzieję, iż nie będziesz miał powodu - mówiąc to, utkwił wzrok w błękitnych oczach.
- Oczywiście. Dziękuję, Liaś.
Szatyn skinął głową i odwrócił się, jakby miał już wrócić na górę, ale nagle odwrócił się z lekkim uśmiechem.
- Oh, jeszcze jedno...
Podszedł do Louisa i nim ktokolwiek domyślił się, co planuje, zamachnął się i uderzył go w twarz z pięści. Niższy zachwiał się niebezpiecznie, prawdopodobnie lądując na podłodze, gdyby nie ramiona bruneta. Ręka Payne'a piekła nieprzyjemnie przez siłę, z jaką zetknęła się z Tomlinsonem, ale zignorował to i chwycił niższego za bluzę, podciągając go do pionu. Pragnął to zrobić od dnia, kiedy chłopak przyjechał do nich z płaczem spowodowanym przez tego człowieka.
- Liam! - krzyknął przerażony Styles.
- Jeśli jeszcze raz Harry będzie przez ciebie płakał, to ucierpisz o wiele bardziej, jasne?
- T-tak... - odpowiedział Tomlinson. - Nie chcę go więcej ranić, uwierz mi. Kocham go.
- Co się tutaj, dzieje? - wtrącił się Zayn, poprawiając poły szlafroka. Spało mu się tak dobrze, aż jakieś hałasy musiały przywrócić go do rzeczywistości... - Tommo, co ci się stało, czy ty... Liam, czy ty go uderzyłeś?! Za co?!
Malik odciągnął partnera od Tomlinsona i spojrzał na niego z wyrzutem. Co w niego wystąpiło?! Odgrażał się mu, ale chyba nie do końca sądził, że naprawdę jest zdolny do takich czynów...
- Skarbie, nie boli za bardzo? - szepnął Harry i ostrożnie dotknął niewielkiego rozcięcia na dolnej wardze ukochanego. - Tak bardzo przepraszam...
- Za co? - zaśmiał się cicho Louis i wyprostował, mając nadzieję, że nie widać po nim tego cierpienia. Jest silny. - Chyba mi się należało.
- Może mi w końcu ktoś wytłumaczyć, o co chodzi? - wtrącił się Zayn.
- O nic, Zee - powiedział Liam, spokojnym głosem, nagle potulniejąc, jak baranek. - Po prostu musiałem mu wytłumaczyć, co go spotka, jeśli jeszcze raz zrani Hazzę.
- Ja... - szepnął najmłodszy i wtulił się w brata. - Nie musisz mnie bronić przed wszystkimi i ich bić, jakoś sobie poradzę, naprawdę. Lou przecież nie jest jak klienci naszej matki...
Na moment spojrzenia Tomlinsona i Malika spotkały się w niemym współczuciu dla tego rodzeństwa. Jeszcze tak wiele nie wiedzieli z ich przeszłości i prawdopodobnie część nigdy nie będzie im dane odkryć.
- Wiem, wiem, Hazz. Pomóc ci się spakować?
- Nie trzeba, to tylko kilka rzeczy. Szczoteczka, kilka ubrań i...
- Możesz zostawić kosmetyki, wiesz w razie czego.
- Aż tak mi nie ufasz? - prychnął Tomlinson.
- Ani trochę, krasnalu.
- Coś ty powiedział?!
- Właśnie - wtrącił się Malik. - Krasnal? Nie zauważyłem, żeby urósł... Hej! - krzyknął i zaczął się głośno śmiać, kiedy przyjaciel objął jego szyję ramieniem, udając, że go dusi.
Wszystko wreszcie wracało do normy... Kluczowym pytaniem było, na jak długo? Czy wreszcie burzowe chmury miały ich opuścić, a może tylko się na moment rozpierzchły, żeby zaraz na nowo powrócić ze zdwojoną siłą?
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💚💙
Okay, ostatnio było gorzej, ale chyba powoli wracamy do życia xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top