80. Kwiaty od Louisa.
Na twarz Harry'ego mimowolnie wpełzł delikatny uśmiech, widząc ogromny bukiet stokrotek z wetkniętym w nie liścikiem. Nawet nie musiał otwierać karteczki, żeby wiedzieć od kogo są. I być może ta świadomość szybko pozbawiła go uśmiechu. Miał dość Louisa i tego ciągłego starania się zwrócenia jego uwagi na siebie. W jego głowie wciąż krzyczały słowa wypowiedziane przez mężczyznę dwa dni temu. Wciąż nie miał ochoty go widzieć, a przynajmniej starał się to sobie wmówić, gdyż nawet jeśli w tamtym momencie ledwo powstrzymał się od wyrzucenia kwiatów do śmietnika - a powstrzymał go tylko fakt, iż były jego ulubionymi - wiedział, że w momencie kiedy spojrzy w te błękitne oczy, przepadnie na nowo. Bo nawet jeśli przez ten czas wypłakał roczny zapas łez, był za bardzo od niego uzależniony fizycznie i psychicznie. Tak naprawdę tęsknił za nim i najprawdopodobniej, gdyby Louis poprosił go, żeby wrócił... on po prostu by to zrobił i to z szerokim uśmiechem, dalej brnąc w... to. Tę relację bez przyszłości, która nie była oparta na jakże koniecznej miłości. Był w pełni świadom swoich błędów, a jednak gdyby cofnął się w czasie prawdopodobnie niewiele by zrobił inaczej. Choć może mógł wyznać mu miłość wcześniej, zanim jeszcze jego uczucia nie były tak silne? Gdyby wtedy go stracił... cóż, może zdążyłby się do tego czasu pozbierać?
Jednak może tak naprawdę gdzieś w głębi serca wciąż się łudził, że Louisowi na nim zależy? Szczególnie po tym, że szatyn przyszedł do niego i to trzy razy. H dalej mieszkał u brata, zabraniał im wpuszczać go do środka, nie mając siły na spotkanie. Prawdopodobnie powinni porozmawiać, Zayn sam mu to doradzał... a Liam odgrażał się, iż następnym razem sam pójdzie otworzyć drzwi i postara naprawić mu nos. Powinni. Jednak chłopak bał się, że kiedy tylko go zobaczy, zacznie płakać i zrobi wszystko, o co tylko mężczyzna go poprosi, nawet jeśli będzie to powrót do poprzedniej relacji. Lecz loczek przez ten czas trochę przemyślał i uświadomił sobie, jak się zachowywał przez ten czas, jak łatwo ulegał Tomlinsonowi, jak wiele robił, aby tylko trzymać go przy sobie, a może gdyby wcześniej odważył się wyznać swoje uczucia, nie pod wpływem nerwów, wszystko poszłoby inaczej? Dalej zostałby odrzucony, ale Lou pewnie byłby delikatniejszy? Nie zostałby taką dziwką dla niego? Nie spróbowałby narkotyku? Może inaczej interpretowałby jego zachowanie? Był takim dzieciakiem, takim idiotą...
Ostrożnie musnął opuszkami palców białe płatki, które miękkością i teksturą przyjemnie koiły jego nerwy. Wyglądały na tak samo delikatne i kruche, jak on sam; wymagały opieki oraz dużo miłości. Ukrył twarz w stokrotkach, wyciągając słaby zapach, a na jego twarz wrócił uśmiech. Kwiaty od Louisa.
- Hej, Curly! - przywitał się Niall.
- Oh - westchnął chłopak i oblał się solidnym rumieńcem, jakby został przyłapany na czymś złym. - Cześć. Nie wiedziałem, że przyjdziesz.
Irlandczyk wzruszył ramionami i usiadł obok loczka.
- To wyszło trochę spontanicznie. Od kogo są? - wskazał na bukiet.
Chłopak nieśmiało przygryzł wargę i mocniej przytulił prezent. Był taki głupi... Przecież tak naprawdę, mimo całego żalu, smutku, kochał go bardziej, niż samego siebie i bardzo za nim tęsknił. Chciał już teraz pobiec do szatyna, przytulić, pocałować i pozwolić się zdeptać, zniszczyć za ulotną namiastkę jego miłości.
- Louisa - szepnął.
Horan pokręcił głową, obserwując przyjaciela. Chwilę temu właśnie był u Tomlinsona, rozmawiali wspólnie i starszy ze łzami w oczach przysięgał, jak bardzo kocha Harry'ego. Obiecał o niego walczyć i zrobić wszystko, żeby chłopak mu wybaczył. Im dłużej Niall tam siedział, tym wyraźniej klarowała się świadomość szatyna, co złego robił. Wreszcie. Piosenkarz był prawie pewny, że ma nikłe szanse - choć Tommo przyrzekał, iż się nie podda - ale teraz, patrząc na Stylesa uświadomił sobie, jak bardzo zakochany i uzależniony był loczek.
- Tęsknisz za nim?
- Bardzo. Też będziesz go wyzywać, jak Liam?
Blondyn zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Nie. Tylko w myślach. Za to ty się nie krępuj.
- Yhm...
Niall objął bruneta i przyciągnął go do swojego boku. Trochę zazdrościł Louisowi, sam pragnąc poznać kogoś, kto pokocha go miłością tak szczerą i bezwarunkową.
- Jest liścik? - spytał i wyjął karteczkę. - Mogę?
Chłopak skinął głową i zamknął powieki, bardziej wtulając się w starszego.
- Jesteś nawykiem, którego nie mogę zmienić. Jesteś uczuciem, którego nie mogę odrzucić. Jesteś dreszczem, z którego nie mogę się otrząsnąć. Jesteś nawykiem, którego nie mogę zmienić. Jesteś narkotykiem, którego teraz potrzebuję. Jesteś nawykiem, którego nie mogę zmienić - przeczytał Niall i uśmiechnął się lekko. - PS. Proszę, przyjdź do naszego mieszania w sobotę o osiemnastej. L.
Policzki Hazzy paliły żywym ogniem, słysząc to wyznanie. Wyrwał przyjacielowi liścik i jeszcze raz uważnie przeczytał każde słowo. Słyszał wyraźnie, jak jego serce szybko wali, a po policzkach popłynęły łzy równie gorące, co jego rumieńce. Dlaczego on to mu robił? Dlaczego ciągle go odpychał, przyciągał, odpychał i tak w kółko? H był już zmęczony tą karuzelą uczuć. Choć było to najpiękniejsze wyznanie, jakie kiedykolwiek usłyszał, czy, jak w tym przypadku, przeczytał.
- Pójdziesz?
- To za trzy dni... Mam czas się zastanowić. Tylko proszę, nie mów nic Liamowi. On nienawidzi Louisa.
- Gdyby Zayn tak potraktował twojego brata, również miałbyś ochotę go zamordować.
- Prawda... Ale obiecaj.
Irlandczyk skinął głową i potarmosił loczki chłopaka. Może był zbyt wielkim idealistą, lecz wierzył w ich uczucie. Może jeszcze wszystko się ułoży?
- Dobrze. To znaczy, że chcesz iść?
- Um... Boję się... Bardzo. Ale... Tęsknie za nim. I napisał mi takie ładne rzeczy... A jeśli jednak mnie kocha? Powiedział, że nie obchodzi go moja miłość, ale może... Jak bardzo jestem naiwny?
- Trochę... Lecz, proszę, pomyśl jeszcze nad tym spotkaniem... Ale bądź ostrożny, dobrze?
H skinął głową i pocałował przyjaciela w policzek. Może faktycznie powinien spróbować? Miał jeszcze trochę czasu do zastanowienia, porozmawia z Niallem oraz Zaynem... oni znają go najlepiej i to z innej perspektywy, może tej właściwej.
Choć mógł się oszukiwać, ile tylko chciał, jak również innych, lecz wiedział dobrze, że w sobotę stanie w progu jego... ich mieszkania. Nie był wciąż pewny, czy mu wybaczy, a tym bardziej co planuje Louis, ale nie widział innej drogi, niżeli pojawić się tam i samemu przekonać. Już tyle czasu był tchórzem... teraz trzeba było wziąć życie w swoje ręce i poważne porozmawiać.
- Dziękuję za pomoc. Bardzo.
- Nie ma za co, Curly. Zawsze służę ramieniem i dobrym słowem. A teraz zbieraj się, nie będziesz się tutaj kisić całą wieczność. Spacer dobrze ci zrobi. Pizza, czy sałatka?
H zaśmiał się cicho i poprawił loczki.
- Spacer po jedzenie?
- Musimy mieć jakiś cel!
Horan uśmiechnął się szeroko, widząc radosne ogniki w oczach chłopaka. Naprawdę nie rozumiał przyjaciela, dlaczego odtrącił kogoś takiego, jak Harry. Dla niego nawet hetero mógłby zostać gejem, a Louis ma jego miłość i oddanie na wyciągniecie ręki. Jeśli tego nie wykorzysta, byłby większym idiotą, niż próbuje udawać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top