77. Nie po to tak ciężko walczyli, żeby teraz miał znosić narkotyki...

Tak naprawdę Liam nigdy nie był na jakiejś większej imprezie. Ba! Nie był na żadnej imprezie. To jego partner był tym, który chodził z przyjaciółmi do klubów, barów, a zanim zamieszkali razem urządzał domówki. Payne zdecydowanie preferował ciszę, film, jakąś dobrą książkę, a już na pewno o wiele mniejsze towarzystwo. Patrząc na fakt, iż mężczyzna stronił od alkoholu, pijane towarzystwo wydawało się być jeszcze gorszym posunięciem. I nawet nie o to chodzi, że szatyn miał coś przeciwko wysokoprocentowym trunkom - jeśli ktoś pił z głową to w porządku. Po prostu sam nie przepadał za tym smakiem oraz zapachem i nie odczuwał potrzeby zmieniania tego. Problem stanowił ich stan. Kiedy jesteś jedną z osób pod wpływem, nie masz takiego wrażenia, lecz gdy decydujesz się na abstynencję, dostrzegasz go, jak bardzo inni są głośni, niezręczni, irytujący. Nagle zaczynają fałszować wszystkie znane im piosenki, zataczać się, wydawać dziwne odgłosy, opowiadać żarty, które są zrozumiałe chyba tylko dla tych zaprzyjaźnionych z alkoholem oraz puszczają im wszelkie hamulce.

Ale to był Liam i dla miłości swojego życia był gotów się poświęcić na małą celebrację nowego singla Zayna. Taką na dosłownie kilkanaście osób. Tylko jakoś dziwnym trafem zaczęli się oni niemożliwie szybko mnożyć, a szatyn zaczynał żałować, że nie poszedł na bardzo długi spacer, czy gdzieś...

Malik za to bawił się wyśmienicie, na imprezach czując się jak ryba w wodzie. Oczywiście szybko dostrzegł mało optymistyczne nastawienie do tego wszystkiego Payne'a, dlatego co chwilę chodził do niego, żeby nie czuł się samotny i obdarowywał buziakami na pocieszenie, czy też organizował mu zajęcia, jak przygotowanie kilku drinków, kiedy mina Liama była iście cierpiętnicza.

- Kochanie, rozchmurz się - mruknął brunet, siadając bokiem na kolanach partnera.

Dłoń mężczyzny od razu spoczeła na jego udzie, a na usta zakradł się szeroki uśmiech. Mimo wszystko wiedział, że Zaynowi się podoba, więc niestety musiał się poświęcić. Dla niego wszystko.

- Aż tak bardzo się nudzisz? - spytał Zee z zawodem w głosie.

- Troszkę tak, ale może spróbuję poszukać sobie jakiegoś w miarę trzeźwego towarzystwa. - Właściwie chciał pogadać ze Stylesem, lecz braciszek szybko wkręcił się w wir zabawy i chyba ostatnio widział go na parkiecie z jakimś mężczyzną z długimi włosami. Nie był, aż taki zły, żeby im przeszkadzać.

- Mam nadzieję, że nie przystojniejsze ode mnie?

- Nawet moja wyobraźnia nie jest w stanie ujrzeć piękniejszej osoby od ciebie, więc gdzie wśród tego tłumu mógłby się ktoś taki schować?

Piosenkarz naprawdę kochał komplementy partnera. Zawsze bez przygotowania i najmniejszego zająknięcia potrafił sprawić, że mężczyźnie miękły kolana i czuł się najprzystojniejszym człowiekiem na ziemi. A jeśli dodamy do tego tę miłość oraz oddanie w jego dużych, ciemnych oczach, już nic innego nie było mu trzeba.

- Musisz mnie zawstydzać na każdym kroku?

- Nie. Muszę ci przypominać, jak wiele dla mnie znaczycz na każdym kroku.

- Co ja z tobą mam - westchnął Zee i pocałował krótko partnera. Całe życie czekał na kogoś takiego i codziennie dziękował siłom wyższym za jego miłość. - Może chciałbyś zatańczyć?

- Z przyjemnością.

To była najgorsza impreza w życiu Louisa. Fakt, grała dobra muzyka, była masa ludzi, alkohol lał się litrami - sam już nie był pewny, ile wypił - poznał parę interesujących osób... A jednocześnie nie potrafił odwrócić wzroku od Hazzy i Mitcha. Miał nadzieję pogadać z loczkiem, zatańczyć, właściwie aktualnie najbardziej pragnął zatracić się w jego ustach, lecz wszystkie jego plany niwelował ten podrzędny hipis, cały czas krążący wokół jego chłopca. Na cholerę Styles go ze sobą zabierał?!

Na krótki moment przeniósł wzrok na swojego przyjaciela tańczącego z Liamem bardzo blisko. Co chwilę się dotykali, coś szeptali do ucha, a napięcie seksualne było czuć na kilometr. Był prawie pewny, że wkrótce na moment zabraknie gospodarza. Westchnął cicho, bezwiednie sięgając po kolejnego przygotowany przez Horana drinka i upił łyk. Prawie nikt już się do niego nie zbliżał, kiedy w jego oczach czaiła się chęć mordu. Oczywiście spowodowana przez nikogo innego, jak Mitchella szalejącego do muzyki z Harrym. I gdyby tej zniewagi było mało, przestrzeń między nimi była zdecydowanie niewielka, a dłonie starszego coś za często przypadkiem muskały boki oraz biodra Hazzy. No kurwa mać. Tomlinson naprawdę zastanawiał się, czy H niczego nie dostrzega, czy wręcz przeciwnie i podoba mu się zachowanie kolegi. Może Louis się spóźnił i loczek był już zainteresowany kimś innym? Może nie powinien zwlekać tyle miesięcy? Gdyby nie był tak wielkim idiotą i tchórzem... Ale naprawdę Rowland?! Spośród tylu mężczyzn, chłopak musiał wybrać akurat kogoś tak mało atrakcyjnego i przemądrzałego? Niedorzeczne. Tomlinson był o wiele lepszym materiałem na partnera.

- Lewis, uspokój się, bo zaraz połamiesz ten kieliszek - mruknął Niall, obserwując przyjaciela. Mógł się na niego wściekać, ale przecież nie mogli zaprzepaścić tych wszystkich lat, tak? Louis nie jest złym człowiekiem, tylko trochę zagubionym.

- Co?

- Skoro jesteś tak zazdrosny, to idź coś z tym zrób, zamiast ryzykować pokaleczenie dłoni. Ale bez przemocy, jasne?

Szatyn prychnął cicho i odwrócił się w stronę Irlandczyka, woląc nie ryzykować, że doszłoby do rękoczynów. Nikt nie działał mu bardziej na nerwy, niż Rowland. Nawet Eleanor, a o to naprawdę trudno.

Zgodnie z podejrzeniami Louisa, nie trzeba było czekać wiele piosenek, żeby Zayn chwycił za rękę partnera i pociągnął go na piętro w stronę sypialni. Chciał się jeszcze nieco podrażnić z Liamem, lecz obienica mocnego pieprzenia za karę wydawała się za bardzo kusząca, żeby miał ją zignorować. Tym bardziej, że podniecony i poirytowany Payne, to jego najgotętsza wersja.

Obaj byli na tyle spragnieni, że od razu weszli do najbliższej - gościnnej - sypialni. Lecz ledwo otwarli drzwi, a przekonali się, iż ktoś ich uprzedził.

- Oops - zachichotał Zee, będąc otłumanionym przyjemnością i promilami. Zaraz chciał się wycofać, ale od razu wpadł na klatkę piersiową Liama. - Kochanie? O co... Co tu się odpierdala?! - warknął, dostrzegając to, na co patrzył mężczyzna.

Payne stał sparaliżowany, wpatrując się w dwójkę chłopaków z otwartymi paczuszkami z białym proszkiem. Właściwie ostatnio doszedł do wniosku, że już jest silny i za nic w świecie nie wróci do używki. Pochwalił się tym zarówno Zaynowi, Harry'emu, jak i Camili. Wszyscy byli z niego dumni i obiecali dalej wspierać. Czuł się czysty, wolny, lekki, jak nigdy. Był prawie pewny, że gdyby wyskoczył z okna, mógłby zacząć latać. Lecz w momencie, kiedy na nowo ujrzał narkotyk, czuł ten zapach, miał wrażenie, że niemal czuje pod palcami tę miękką fakturę... Miał wrażenie, iż nagle ktoś powyrywał mu skrzydła, a do kieszeni wrzucił kamienie. Nie musiał skakać z okna, by spaść, wystarczył ten widok.

- Oh, nie wściekaj się - zaśmiał się jeden z chłopaków. Zaczerwienione, powiększone oczy jasno potwierdzały jego stan.

- Wypierdalaj z tym gównem z mojego domu - warknął Malik. W sekundę wytrzeźwiał, a rozkojarzony wzrok ukochanego tylko dolewał oliwy do ognia. Nie po to tak ciężko walczyli, żeby teraz miał znosić narkotyki pod swoim dachem. Kurwa, nie!

- Nie przesadzaj - bąknął drugi. - Chcesz też?

Liamowi zaschło w ustach, nie potrafił wydusić słowa. Chciał zaprzeczyć, pokazać, że jest silny, jednak nie był w stanie tego zrobić. A gdyby... gdyby tylko raz wziął? Przecież to nie zaszkodzi mu prawda? Jeden. Nic więcej... Stop. Nie mógł. Nie po to tak długo był czysty, żeby nagle to wszystko zaprzepaścić. Nie zrobiłby tego Hazzie i Zaynowi. Nie im.

- Nie. Czego nie rozumiesz w wypierdalaj z mojego domu?

- Słuchaj, nie będziesz mi mówić, co mam robić, jasne? - prychnął chłopak i wstał do bruneta.

Payne jakby się obudził i szybko stanął przed swoim parterem, gotów go obronić. Już swoje się naoglądał i ludzie pod wpływem często byli nieobliczalni. Nigdy nie wiesz, czy nagle będzie bardzo pobudzony, szczęśliwy, apatyczny, czy agresywny. Na szczęście drugi chłopak miał wystarczająco dużo przyzwoitości, żeby pociągnąć kolegę za rękę do wyjścia, dzięki czemu obyło się bez większych sensacji. Szatyn odetchnął z ulgą i spojrzał na ukochanego.

- Przepraszam - szepnął Malik. - Nie zawsze da się wszystko przewidzieć...

- Hej, to nie twoja wina, tak? Jest okay.

Piosenkarz niepewnie skinął głową i spojrzał w kierunku łóżka.

- Pozbędę się tego - mruknął i sięgnął po woreczek.

Liam wziął głęboki wdech, przyglądając się chwilę dłużej narkotykowi. Nie powinien brać. Jest silny.

- Nie, spokojnie, zajmij się gośćmi, a ja pójdę wywalić.

- Na pewno? - Zayn spojrzał na partnera, uważnie analizując jego stan. Wyglądał na w miarę spokojnego i nie widać było po nim typowych objawów głodu.

- Tak.

Payne wziął woreczek i szybko poszedł do łazienki. Musiał udowodnić samemu sobie oraz innym, że jest silny i nie będzie brał. Wyrzuci do toalety, tak samo jak ze swojego życia. Tak, dokładnie.

Jednak wpatrując się w ten biały proszek, nie potrafił tego zrobić. Nie potrafił go zmarnować, choć tak bardzo chciał. Chciał zamknąć ten rozdział. Lecz ręce wydały mu się dziwnie ciężkie i nie miał wystarczająco dużo siły, aby je unieść i...

- Kurwa - warknął pod nosem i szybko schował do tylniej kieszeni spodni. Nie zamierza brać. Nie. Nie chce. To tylko... Tylko nie potrafił się tego pozbyć.

Zakręciło mu się w głowie od tych wszystkich emocji, wyrażeń. Podszedł do kranu i opłukał twarz zimną wodą. Nie sądził, że postać w lustrze będzie wyglądać na tak bardzo wycieńczoną, bladą... Ostrożnie dotknął swoich policzków, pragnąc upewnić się, że jest prawdziwy, że to naprawdę się wydarzyło. Czuł, jak ręce mu się trzęsą, a żołądek dziwnie ścisnął. Czym prędzej pobiegł do toalety i zwrócił całą kolację. Mimo codziennie nakładanej maski, był taki słaby... Nie chciał zawieść najbliższych. Nie mógł im tego zrobić.

Ledwo Niall zostawił Louisa, a podszedł do niego młody chłopak o bardzo jasnych, wręcz białych włosach i błękitnych oczach. Szatyn nawet nie zwrócił uwagi na jego imię. Wyglądał nieco niezwykle, lecz przez całą rozmowę z nim Tommo starał się pokazywać mu, że nie jest nim zainteresowany. Gdyby nie Harry, mógłby nawet spróbować zaciągnąć go do łóżka, lecz... No właśnie, Harry. Loczek wciąż przebywał z kolegą i ilekroć próbowali porozmawiać na osobności, ten zaraz pojawiał się jakby znikąd.

- Kocham tę piosenkę! Hej, może chciałbyś zatańczyć? - zaproponował chłopak, obejmując ramieniem szatyna.

- Um... Nie jestem w nastroju.

- Może dzięki temu będzie zazdrosny - mruknął do jego ucha i puścił oczko.

- Co?

- Oh, daj spokój. Przecież widzę, że pożerasz wzrokiem Harry'ego. Przyznam, ładniusi, choć wolę bardziej, hm... - zlustrował wzrokiem Tomlinsona i oblizał usta - ...umięśnionych i męskich.

Mitch był pierwszym, który ich zauważył, co naprawdę go ucieszyło. Louis sam się podkładał. Pies na baby i facetów, jak się patrzy.

- Oh, twój współlokator wreszcie sobie kogoś znalazł.

- Co? - H starał się brzmieć obojętnie, lecz wyszło mu to z opłakanym efektem.

- Tam, koło przejścia do kuchni.

Styles podążył wzrokiem za wskazówką kolegi i zawiedziony ujrzał ukochanego, rozmawiającego z jakimś chłopakiem. I wszystko byłoby w porządku, lecz ów blondyn cały czas obejmował jego Louisa, coś szeptał mu do ucha, a Tommo nie wyglądał, jakby miał coś przeciwko. Właściwie, dlaczego miałby? Był ładny, a Harry tak naprawdę nigdy się nie liczył. Oczywiście. Jednak czarę goryczy przelał pocałunek w policzek, który złożył nieznajomy na policzku mężczyzny. Już wcześniej gorzej się bawił, kiedy chciał pogadać z ukochanym, lecz ciągle ktoś lub coś ich odciągało, a teraz jeszcze to. Prychnął cicho i czym prędzej wyszedł z pokoju, mając tego wszystkiego dość.

- Harry! - krzyknął za nim Rowland, jednak chłopak tylko przyspieszył i wmieszał się w tłum.

- Ugh, możesz przestać? - prychnął Lou, wycierając policzek dłonią. Powrócił wzrokiem na kanapę, ale nigdzie nie widział ukochanego. - Widziałeś, gdzie poszedł?

Blondyn zaskoczony również tam spojrzał. Zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.

- Nie. Może poszedł z tamtym mężczyzną? Wiesz tamten z długimi włosami.

Szczęka szatyna zacisnęła się mocniej i zostawił chłopaka bez słowa. Żałował, że Mitchell pojawił się w ich życiu i zamierzał się go wreszcie pozbyć. Dlatego w momencie, kiedy zobaczył go przy ścianie, rozmawiającego z jakąś dziewczyną,  podszedł do niego i popchnął na ścianę.

- Co, kurwa? - warknął Rowland.

- Odpierdol się w końcu od niego, jasne? - syknął Lou i mocno uderzył bruneta w twarz. Już miał dość udawać miłego, kiedy jedyne o czym marzył, to zamordować tego człowieka i wyrzucić jego rozczłonkowane zwłoki do Tamizy.

Loczek w tym czasie pobiegł na górę, nieświadomy zamieszania w salonie. Zaskoczony wpadł na Liama, prawie upadając, gdyby nie ramiona brata. Przełknął gulę w gardle i nieśmiało spojrzał w oczy starszego.

- Przytul mnie, proszę...

- Shh... - Mężczyzna objął H. - Chodź, Hazz, położymy się i odpoczniemy, tak?

- Yhm...

Rodzeństwo już po chwili tuliło się w sypialni Payne'a. Brunet zacisnął mocniej dłoń na bluzce Liama, bojąc się, że i on zniknie. Ale przecież nie mógł. To była jedyna stała rzecz na tym świecie.

- To najgorsza impreza na jakiej byłem - szepnął Harry.

- Moja też...

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

News dnia - mój sąsiad listonosz ma starą torbę z 1D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top