72. Czy podejrzenia odnośnie orientacji Harry'ego Stylesa były słuszne?
Louis oparł się o ścianę i spojrzał krytycznym wzrokiem na Stylesa, który zataczając się wszedł do mieszkania z Niallem. Imprezy z Horanem często były mocno zakrapiane, lecz najwidoczniej tym razem przeszli samych siebie. Chłopak posłał mu najbardziej niewinny wyraz twarzy, a blondyn nie uraczył go nawet krótkim spojrzeniem. Od ostatniej kłótni mieli bardzo napięte stosunki i Louis naprawdę nie widział, jak to zmienić. Był beznadziejny w przepraszaniu. Choć może czasami należało schować dumę do kieszeni.
- Gdzie byliście?
Loczek odgarnął włosy z twarzy i spojrzał na niego w jakiś dziwny sposób, jakby... Nie potrafił tego wyjaśnić, ale nie potrafił też znaleźć tego zwykłego blasku, jakim się cechowały jego oczy.
- W klubie. I było bardzo fajnie! Wiesz, ile się wytańczyłem?
- Wierzę - mruknął. Może nie powinien być zazdrosny, ale poczuł ukłucie żalu, kiedy z rana zaczął do niego wydzwaniać Nick z pytaniami o plotki, że chodzą plotki o wizyty Hazzy w gejowskim klubie. Jego Harry. Naprawdę chciał podejść do tego obojętnie, lecz tak naprawdę miał ochotę coś rozwalić, a później przyciągnąć H do pocałunku i wykrzyczeć światu, że chłopak należy tylko do niego. Jeśli chodził do tych hetero... cóż, nie zainteresuje się dziewczyną, ale w momencie kiedy był otoczony przystojnymi gejami... Wtedy żałował, że nie zdążył zrobić mu kilka dodatkowych malinek, żeby nie kusić nieodpowiednich osób. Właściwie każdy był nieodpowiedni, jedynie Louis miał prawo dotykać to piękne ciało, śmiać się z jego żartów, poznawać kolejne drobne detale... Nie Nick, nie jakiś inny przypadkowy mężczyzna. Kurwa mać.
- Coś nie tak? - spytał niczego nieświadomy Styles i pocałował go w policzek.
- Nie. Idź, prześpij się, odpocznij... Niall, zostajesz?
Blondyn prychnął cicho i poprowadził H do sypialni. Wciąż miał żal do Tomlinsona za takie zachowanie. Mógł udawać, że jest inaczej, uśmiechać się, lecz wewnątrz był po prostu wściekły. Z jednej strony chciał ich razem, a drugiej uważał, że Styles zasługiwał na partnera który nie będzie bał się pokazać mu swoich uczuć. Trudno.
- Nie, wrócę do siebie.
- Mhm...
Horan pomógł przyjacielowi się położyć, zdjąć mu buty oraz spodnie i okrył kołdrą. Jeśli tamten facet zamierzał go więcej tak upijać, to też był beznadziejnym kandydatem. Ale nie mógł go od razu przekreślać.
- Zamierzasz zadzwonić do Mitcha?
Loczek uśmiechnął się lekko i wtulił policzek w poduszkę. Mężczyzna wydał się dobrym kandydatem na przyjaciela, lecz serce oddał już Tomlinsonowi i nic nie mogło tego zmienić. Naprawdę chciał poznać kogoś innego, jednak zdawał sobie sprawę, iż nie było to możliwe, kiedy był już za bardzo do niego przywiązany. Nie wiedział, co miało się wydarzyć, żeby zmienił zdanie i pozwolił sobie na miłość.
- To on ma mój numer, od niego zależy.
- Kogo? - wtrącił się Lou. Taniec był wystarczająco trudny do przełknięcia, a teraz jeszcze to? Chyba sobie jaja z niego robią! Wziął głęboki wdech, modląc się o cierpliwość.
- Mitch - mruknął sennie H. - Powinieneś go poznać, jest bardzo miły.
- Oh, na pewno.
Irlandczyk posłał mu zaskoczone spojrzenie i pociągnął mężczyznę za rękę do przedpokoju. Po upewnieniu się, że chłopak nie podsłuchuje, założył ramiona na piersi i zlustrował szatyna wzrokiem. Czy on nie mógł być bardziej jednoznaczny?
- Co z tobą? Jak Curly jest wolny to się nim nie interesujesz, a jak próbuje sobie ułożyć życie to nagle wychodzi z ciebie primadonna. Zdecyduj się, co?
Tommo odwrócił wzrok i prychnął cicho. To było za bardzo skomplikowane, żeby teraz nagle wyznawać chłopakowi miłość. Zabrnęli za daleko, to mogłoby wszystko skomplikować... Coraz bardziej plątał się w swoich uczuciach, a las zdawał się tylko bardziej zacieśniać. Gdyby się nie bał. Gdyby nie ta skaza na sercu. Gdyby potrafił zaryzykować... Jednak tak samo mocno, jak pragnął go pocałować, tak samo mocno był pewny, że nie mają szansy na szczęśliwe zakończenie.
- Przestań go ranić i pozwól ułożyć sobie życie, skoro nie masz jaj być jego częścią.
Louis zaskoczony spojrzał na przyjaciela, który nic więcej nie dodając wyszedł. Szatyn niepewnie spojrzał w kierunku sypialni, gdzie spokojnie spało jego słoneczko. Wiedział, że Niall miał rację pod każdym względem i to chyba denerwowało go najbardziej. Nienawidził, kiedy inni mówili mu, co ma robić. A tym bardziej, kiedy on sam w swoich działaniach się mylił. Bo może naprawdę chciał w tym momencie pójść prosić go o zostanie jego chłopakiem... I może naprawdę nienawidził siebie za to, że obrał zupełnie inny kierunek, prosto na balkon z kolejną paczką papierosów.
H nie wiedział, która była godzina, kiedy otworzył oczy. Wiedział tylko, iż boli to głowa, wszystkie mięśnie, czuje się, jakby zjadł pół Sahary, a świat kręcił się szybciej, niż był gotów to przetworzyć. Mimo cierpienia, od razu pobiegł do łazienki, gdzie zwymiotował wszystko co miał w żołądku. Przez myśl mu przeszło, że chyba wraz z tym organem, ale na szczęście został na miejscu. Jęknął przeciągle, przeklinając Mitcha oraz ilość drinków, jakie w niego wlewał. To był błąd. Ogromny błąd.
- Harry? - do drzwi zapukał Louis. - Jest okay? Potrzebujesz czegoś?
- Yhm... Zaraz przyjdę... Dziękuję.
I naprawdę głos ukochanego był miodem na jego zbolałe serce. Jeśli Tomlinson był obok, nic złego nie mogło go spotkać. Z trudem poczłapał do sypialni, mając wrażenie, że trzyma na plecach wór z resztą pustyni, której jeszcze nie zdążył zjeść. Z głośnym westchnieniem opadł na materac i sięgnął po telefon. Zignorował wszystkie smsy, od razu wybierając numer do menadżera. Grimshaw prawie całą noc się do niego dobijał, więc to nie mogła być żadna głupota.
- Hej, Nick...
- Co to ma, kurwa, znaczyc?! - od razu naskoczył na loczka. - Zostawiam cię na chwilę samego a ty już odstawiasz takie numery?! Harry Styles w gejowskim klubie. Nowa wschodząca gwiazda widziana w gejowskim klubie. Czy podejrzenia odnośnie orientacji Harry'ego Stylesa były słuszne? Harry Styles i Niall Horan widziani w gejowskim klubie. Mam czytać dalej?
- Proszę, nie krzycz, głowa mnie boli... - mruknął niewyraźnie H. Naprawdę mało obchodziły go nagłówki jakiś artykułów na jego temat, kiedy miał wrażenie, iż śmierć jest blisko.
- Mam nadzieję, że tylko ona - warknął mocno poirytowany Grimshaw. On się stara tyle miesięcy, żeby chłopak miał idealną opinię, a ten musiał odwalać takie cyrki?! Naprawdę liczył na jego większą odpowiedzialność.
- Co? A co jeszcze miałoby?
- Nie ważne...
- Jesteś dla mnie bardzo niemiły... Co ci zrobiłem?
- O co chodzi? - niczym książę na białym koniu pojawił się Louis ze szklanką z wodą oraz tabletkami. - Z kim rozmawiasz?
- Nickiem...
Tommo zacisnął zęby, słysząc imię kolegi. Odłożył wszystko na szafkę i wyrwał młodszemu telefon z ręki, mimo jego pomruku protestu.
- Co ci nie pasuje?
- O, dobrze cię słyszeć! Może ty przemówisz mu do rozsądku, że chodzenie do takich miejsc na początku kariery to idiotyczny pomysł.
Szatyn wywrócił oczami na słowa mężczyzny, szukając cienia sensu jego wypowiedzi.
- I mówi to gej. Okay, jasne. Harry może chodzić, gdzie mu się podoba, a zawsze mogę go przekonać do zmiany menedżera, hm?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Owszem, Lou mógł inaczej podejść do tematu, ale irytował go Grimshaw, był o niego cholernie zazdrosny, nie ważne czy miał powód, czy nie, a przy tym odnosił się źle do Stylesa. A tego już nie mógł znieść.
- Co z tobą, Tommo?
- Nic, po prostu zastanów się, co mówisz, jasne? Dziękuję, do widzenia.
- Lou? - szepnął zaskoczony Hazz.
Starszy uśmiechnął się lekko do chłopaka i rozłączył. Miał nadzieję, że kolega zrozumie, co próbował mu przekazać i poprawi swoje zachowanie. Nie można atakować jego słoneczka.
- Spokojnie, trochę przytemperuję go, okay?
Styles skinął głową i sięgnął po tabletki. Choć najlepszym lekiem przeciwbólowym były ramiona ukochanego. Nie mógł mieć jego miłości, ale nie potrafił też zrezygnować z tej słodkiej namiastki. Wpadł za głęboko i już nie mógł należeć do nikogo innego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top