68. Jesteś starszy i powinieneś być rozsądniejszy.

Harry naprawdę starał się być cicho, wchodząc do pokoju, lecz oczywiście musiał potknąć się o własne nogi i dość boleśnie upaść. Cichy chichot opuścił jego usta, ale szybko zasłonił je dłonią, mając nadzieję jakkolwiek stłumić ten dźwięk. Niestety na niewiele się to zdało, kiedy zaraz w drzwiach stanął Niall z założonymi na piersi ramionami. Chłopak uśmiechnął się niewinnie, co poskutkowało jedynie głośnym prychnięciem. Styles poczuł się, jak mały chłopiec, który miał być zaraz skarcony przez ojca.

Blondyn nie mógł dłużej na to patrzeć i podszedł do młodszego, żeby pomóc mu wstać. O ile wcześniej był zdenerwowany, tak w momencie, kiedy dostrzegł malinki na jego szyi, był najzwyczajniej w świecie wściekły. Chwycił szczękę loczka, by odsłonić więcej małych oraz dużych śladów i spojrzał mu w oczy. Oczy które wydawały się być nieco zaczerwienione. Nie jakoś bardzo, początkowo nawet tego nie zauważył, ale...

- Gdzie byłeś? Z Louisem?

- Może... A może nie...

- Kurwa, Harry! Zrobił ci coś?!

- Nie krzycz na mnie... Przepraszam.

Horan westchnął zdenerwowany. Chłopak miał wyjść na parę godzin z zespołem, a nie balować całą noc. Nie miałby nic przeciwko, gdyby go uprzedził, ale oczywiście nikt nie raczył o tym wspomnieć, bo po co? A szczytem było nagranie na prywatnym Snapie kolegi, gdzie H siedział na kolanach Louisa i próbował trawki. Horan kochał Tomlinsona, jednak bywały dni, kiedy ukręcenie głowy to byłoby za mało. I tym razem nie zamierzał mu odpuszczać.

- Idź spać, później pogadamy.

Nie czekając na reakcję loczka, wyszedł z pokoju, mając nadzieję spotkać szatyna. Jeszcze nigdy ta winda nie wydawała się jechać tak wolno, jak w tamtym momencie... Prawie wybiegł z niej, rozglądając się za starszym. Z samego rana w holu nie było dużo ludzi, więc szybko jego wzrok przykuł mężczyzna w szarym dresie, palący przed wejściem. Czym prędzej ruszył w jego stronę i wyrwał mu papierosa z ręki.

- Pojebało cię do reszty?! - warknął.

- Oh, cześć, Nii. Co się stało?

Beztroski głos Louisa jeszcze bardziej zdenerwował Irlandczyka. Jak on mógł być tak głupi i ślepy?! Pięknie wyglądali, jako para, lecz Lou zachowywał się, jak totalny idiota i coraz mniej mu zależało na ich związku.

- Możesz wreszcie przestać bawić się Harrym?! - syknął.

- O czym ty mówisz?

Tommo był śpiący, zmęczony i jedyne, na czym mu aktualnie zależało to miękkie łóżko. Niestety taksówka nie spieszyła się z dojazdem. A mógł zostać w pokoju... Jednak wolał się upewnić, czy Styles bezpiecznie dotrze do hotelu, więc chcąc nie chcąc musiał również pojechać.

- Młody kilka razy uniknął cudem gwałtu, a ty go zaciągnąłeś do łóżka, jego brat walczy z uzależnieniem od narkotyków, a ty dajesz mu trawkę, jest...

- Stop, stop, stop - przerwał mu. - Nie zrobiłem nic, czego by nie chciał, jasne?

Tomlinson podskoczył zaskoczony, kiedy blondyn uderzył ręką o ścianę obok. Już dawno nie widział go takiego wzburzonego i naprawdę nie rozumiał, czego od niego chce. Przecież nie uczynił nic złego, tak? Harry jest wolnym człowiekiem i gdyby miał coś przeciwko, powiedziałby mu.

- Kurwa, Lewis! Nie rozumiesz, że on... że mu na tobie zależy?! Zrobiłby wszystko, żeby ci się przypodobać. Jesteś starszy i powinieneś być rozsądniejszy. Nie widzisz tego, jak bawisz się jego uczuciami? Jesteś taki ślepy?

Tommo wywrócił oczami na te słowa. Choć może dotknęły go, może czuł, iż przyjaciel ma rację, może nie powinien się tak zachowywać, ale może też nie potrafił inaczej. Nie potrafił przestać go kochać, a jednocześnie nie potrafił przestać go tak traktować. Było to bardzo nieuczciwe i zdawał sobie z tego doskonale sprawę... Ale przecież nie mógł mu tego przyznać, tak?

- Oh, przestań. Jakimi uczuciami. Ja nie kocham jego, ani on mnie. Po prostu się przyjaźnimy i dobrze bawimy.

Kłamstwo.

Tak naprawdę już dawno wpadł po uszy, choć nie był tego świadom. Tak naprawdę pragnął każdego fragmentu ciała, serca oraz duszy tego magicznego chłopaka, czarującego wszystkich dookoła swoim uśmiechem. A Louis nie był dostatecznie silny, żeby oprzeć się jego urokowi. Starał się z tym walczyć, lecz im bardziej uciekał od jego najjaśniejszej gwiazdy, tym głębiej wbiegał w ciemny, gęsty las, gubiąc się z każdym kolejnym krokiem. I tylko H zdawał się być tą osobą, która poprowadzi go prosto do domu, lecz nie miał odwagi poprosić go o pomoc, więc wciąż samotnie błąkał się mniej lub bardziej wydeptanymi ścieżkami.

Nie spodziewał się tych słów, nie chciał tego powiedzieć. W pierwszym odruchu chciał wszystkiemu zaprzeczyć, wyznać, że tak naprawdę bardzo go kocha, mógłby oddać za niego życie, jest jego największym powodem do uśmiechu, jednak w momencie kiedy jego spojrzenie spotkało się z tym Stylesa, zapomniał, jak się poprawnie oddycha, a co dopiero wysławia. Co on tutaj robił?!

Harry szybko zaczął żałować swojej decyzji. Gdy tylko domyślił się, gdzie Niall mógł pójść, pobiegł za nim, mając nadzieję zapobiec ich konfrontacji. A jednak się spóźnił. Choć niestety nie aż tyle, żeby nie usłyszeć słów Tomlinsona. Próbował udawać obojętność, lecz wewnętrznie krzyczał rozdzierająco z bólu trwającego go od środka. Na kilka godzin trucizna zaczynała się rozmywać, by nagle zalać jego serce ze zdwojoną mocą, trawiąc je niczym kwas. Niestety mimo to wciąż czuł, a naprawdę przez chwilę zapragnął nie odczuwać już żadnych emocji. Dzięki temu nie mógłby cierpieć...

- O czym rozmawiacie? - spytał, będąc dumny z siebie, że nie załamał mu się głos.

Był taki naiwny... Tak głupi. Czego on oczekiwał? Odda mu się i od razu wybuchnie wielka miłość? Idiota! Choć z drugiej strony nie potrafił żałować, że go poznał. Dzięki mężczyźnie zaczynał wierzyć w siebie, poznał wiele zupełnie obcych mu uczuć, doznał rzeczy jeszcze nie tak dawno kompletnie mu nieznanych, stał się kimś rozpoznawalnym, robił to co kocha oraz wyrwał się z tego piekła, jakie zafundowała mu matka. Matka, którą mimo wszystko gdzieś w głębi serca kochał, choć zdawać by się mogło, że całkowicie wyrzekł się tego...

- Curly, miałeś pójść spać - mruknął Niall.

- A ty zaraz przyjść. Nie chcę być sam...

- Ja mogę ci towarzyszyć - zaoferował się Tomlinson, co spotkało się w z zaskoczonymi spojrzeniami przyjaciół. - Jeśli... jeśli chcesz oczywiście.

- Nie... Pójdę z Niallem. Przepraszam, Lou.

Szatyn westchnął cicho. Poczuł się zraniony faktem, iż pierwszy raz został odtrącony przez Stylesa. Naprawdę wolałby poprzytulać jego małą łyżeczkę, bawić się tymi miękkimi loczkami, skraść mu parę słodkich pocałunków, a później zamknąć oczy i zasnąć, trzymając go blisko swojej serca. Z każdą chwilą coraz bardziej się zakochiwał, co ani trochę mu się nie podobało. Choć może, gdyby dał temu szansę... Przecież H był idealnym partnerem, pasowali do siebie, jak nikt inny. Przecież tak naprawdę nie chciał nikogo innego, tylko tego uroczego chłopca, który aktualnie wyglądał na zmęczonego i trochę przygnębionego.

- W porządku. Zaraz powinna być moja taksówka; nie rozumiem, dlaczego jeszcze jej nie ma.

Brunet skinął i pociągnął za rękę Irlandczyka do środka. Z nim też trzymał się za rękę, tak samo, jak innym dawał buziaki w policzek, przytulał, tańczył... Ale przecież przy nim to wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Może mógł nadinterpretować niektóre sprawy, może Hazz nic do niego nie czuł... Lecz zawsze mógł sprawić, że wszystko się zmieni. Choć najprawdopodobniej był to jedynie krótki zastrzyk odwagi, a za parę godzin wciąż będzie jedynie biernie do niego wzdychać. A co jeśli nie?

Kiedy znaleźli się w pokoju Harry'ego, młodszy uderzył Nialla w pierś z piąstki, wkładając w to nie za dużo siły. Nie chciał go skrzywdzić, ale musiał zaakcentować swoją złość.

- Dlaczego to zrobiłeś?!

- Chciałem ci pomóc. Nie gniewaj się.

Horan próbował przytulić loczka, ale ten odsunął się, kręcąc głową. Co on sobie wyobrażał?! Cały trząsł się z nadmiaru emocji, co zaraz znalazło ujście w łzach płynących strumieniem po jego policzkach. Dlaczego? Dlaczego on?

- Lepiej, żebyś nie chciał - warknął. Dopiero, widząc zraniony wyraz twarzy przyjaciela, opanował się. Przesadził. Przecież Niall nie zamierzał zrobić nic złego, a jedynie ochronić go przed konsekwencjami jego głupich decyzji. - Przepraszam... Bardzo. Jestem idiotą...

- W porządku, Curly. Naprawdę. Wszyscy są zmęczeni... Chodźmy odpocząć. Ja też przepraszam, nie powinienem się wtrącać. Po prostu nie patrzeć na to, jak cię traktuje.

- Wiem... Wiem, Nini... Wiesz, czasami chciałbym po prostu gdzieś wyjechać daleko i zapomnieć o moim dotychczasowym życiu.

- Oh, Harry... - westchnął cicho i objął ciało młodszego chłopaka. Naprawdę nie rozumiał, jak ktoś mógłby chcieć skrzywdzić tak delikatną istotkę. Jedynie żałował, że nie jest w stanie przez cały czas go chronić przed tym okrutnym światem. Tego małego aniołka, który zagubił się gdzieś w niebie i spadł na Ziemię. A ona zdecydowanie nie zasługiwała na jego blask.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top