67. Kręciło mu się w głowie od alkoholu, trawki, tłumów dookoła...

Louis kochał ten słodki ciężar bardziej, niż był chętny to przyznać. Chłopak nigdzie nie wydawał się bardziej pasować, niżeli na kolanach Tomlinsona, a dłonie starszego wyglądały, jak idealnie stworzone do jego talii. Można by rzec, że każda część ich ciała stanowiła rozsypankę puzzli, które dopiero wspólnie połączenie w jedno stanowiły całość, piękny obraz dopiero wtedy tak naprawdę komplementy. Każdy ich pocałunek był zarazem oszałamiający, jak pierwszy oraz pewny, niczym w kilkuletnim związku. Młodszy doskonale odnajdował się w jego ramionach, dając mu poczucie bezpieczeństwa, nawet kiedy to loczek zamieniał się w małą kulkę łaknącą uczucia. Choćby nie wiem, jak idiotyczne żarty, czy historie sobie opowiadali, nigdy nie było między nimi niezręcznie, co naprawdę nie należało do łatwego, gdyż Lou posiadał ponadprzeciętny dar do sprawowania, że ludzie w jego otoczeniu zaczynali się czuć mniej komfortowo - oczywiście wszystko w granicach - a szatyn wręcz uwielbiał wywoływać takie reakcje u innych. Choć jeszcze bardziej uwielbiał te zielone oczy zawsze wpatrzone w niego z uwagą, sprawiając, iż mężczyzna zaczynał czuć się ważny, wiedział, że zostanie wysłuchany i przy tym, z całą pewnością, nie będzie wyśmiany.

Nie chciał przyznać tego, jak wpadł po uszy. Za każdym razem, kiedy przychodziło mu do głowy postarać się o jego serce, nie potrafił opanować lęku, iż znowu będzie wykorzystany, czy też popełni jakąś głupotę, która wszystko przekreśli. A nie chciał związku. Chciał Harry'ego, ale to już zupełnie inna sprawa. Taki układ, jak najbardziej mu odpowiadał, wręcz był idealny - mógł mieć chłopaka przy sobie, przy tym unikając wszelakich konsekwencji wynikających z głębszej relacji. Może nie było to do końca uczciwe, lecz H na szczęście nie robił żadnego wyraźnego kroku w tym kierunku - a przynajmniej niczego nie dostrzegał - więc być może mogli pozostać na przyjacielskiej stopie i uniknąć tych wszystkich kłótni, łez, czy ostatecznie nienawiści.

Choć może nie zawsze było tak kolorowo, szczególnie, kiedy zżerała go zazdrość na widok innych osób adorujących jego Harry'ego. Może miał ochotę w takich momentach pokazać wszystkim, do kogo należy... Ale nie należał. Starał się odkochać w chłopaku, znaleźć zapomnienie w kimś innym, a ostatnio uznał, że trasa koncertowa pomoże mu odpocząć od Stylesa, dzięki czemu będzie mu łatwiej... jednak przeliczył się i nie minęły dwa tygodnie, kiedy zarezerwował lot do Sztokholmu, by móc choć na moment go znowu zobaczyć. Niestety tęsknota była silniejsza od zamiarów.

Dlatego właśnie teraz znajdowali się w jednym z lepszych klubów w mieście w loży VIP wraz z paroma innymi osobami pijąc, paląc i świetnie się bawiąc. Szczerze mówiąc trudno było mu stwierdzić po kilku shotach, kiedy chłopak usadowił się na jego kolanach. Właściwie mało go to obchodziło, kiedy miał loczka bardzo blisko siebie, kiedy z łatwością mógł spijać z jego warg gorzkawy smak alkoholu, kiedy brunet zdawał się ignorować wszystkich dookoła na rzecz jego osoby, kiedy chłonął ciepło tego młodego, delikatnego ciała. Czasami żałował, że jest takim tchórzem...

Harry zdecydowanie wypił więcej, niż planował. Po raz pierwszy od dawna znowu się upił, znowu nie czuł się stabilnie na swoich nogach, znowu kręciło mu się w głowie, znowu miał wrażenie, że jego umysł rozdzielił się na dwie części, z czego jedna śmiała się z czegoś, co druga nie rozumiała. Żałował, iż nie poszedł z nim Niall, ale przecież nie mógł go zabrać, wiedząc o obecności Tomlinsona. Horan pewnie pilnowałby go, żeby nie przesadził z trunkami, lecz nie uległo wątpliwości, że przy tym w końcu spełniłby groźby dania w twarz przyjacielowi w imieniu Stylesa i powiedziałby mu o wiele za dużo. Nie mógł ryzykować. Kochał Louisa, nie chciał stracić go w ten sposób. Ani żaden inny.

Wtulił się w ciało szatyna, szukając tam odrobiny miłości oraz bezpieczeństwa, których brakowało mu szczególnie, gdy jego umysł cały czas zaprzątał Liam oraz lęk o jego życie. Wciąż miał wątpliwości, czy nie powinni od razu zabrać go do ośrodka, ale ufał Zaynowi. Co innego mu pozostało? Za tydzień może spotka się z bratem i przekona się, czy słusznie.

- Hej, chcesz spróbować?

- Hm? - H spojrzał nieco zamglonym wzrokiem na szatyna. Miał nadzieję, że Nick się nie dowie o tym, w jakim był stanie.

Tommo uniósł skręta, uśmiechając się przy tym zachęcająco. Miał tak czyste spojrzenie, iż Hazz nie mógł uwierzyć w jego złe intencje. Przecież to jego Louis, nie dałby mu nic, co mogłoby mu zaszkodzić... Ale szybko uświadomił sobie, co on właściwie myśli - przecież to był narkotyk Nie ważne, że miękki, wciąż była to substancja, której nie zamierzał nigdy brać chociażby przez wzgląd na brata. Był bardzo ciekawy, jakie to uczucie, jednak nie powinien.

- Oh, Tommo, daj spokój. Jest za słaby na to.

I może serce chłopaka zabolało, kiedy usłyszał cichy chichot szatyna. On nie był słaby. On... On po prostu... Przygryzł wargę, spoglądając na trawkę. A jeśli Louis też tak myśli, tylko nie mówi tego na głos?

- Nie jestem - bąknął cicho.

- Jeśli nie chcesz, to nie musisz - powiedział Lou, ale wbrew swoim słowom podsunął używkę bliżej chłopaka. Nikomu nie zaszkodzi odrobinę się rozluźnić, a młodszy wyglądał na nieco spiętego.

Styles niepewnie spojrzał w oczy ukochanego, który uśmiechnął się do niego lekko.

- Mówiłem? - zaśmiał się Ed.

- Ta... - mruknął starszy, ale zaraz zaskoczony patrzył, jak loczek wyrywa mu skręta i przykłada do ust. Loczek posłał mu pytające spojrzenie, wyglądając tak rozczulająco uroczo. - Jesteś pewny?

- Yhm... - Nie.

- Dobra. Włóż koniec do ust i zaciagnij się, jakbyś brał głęboki wdech. Ale na pierwszy raz może nie wciągaj, aż do płuc, jasne? Powoli.

Brunet, zezując na trawkę, niepewnie wykonał polecenie Louisa. Chciał pokazać, że nie jest cienki... Jednak niemal od razu zaczął głośno kaszleć, wypuszczając dym ustami i nosem niczym najprawdziwszy smok. Oblał się ogromnym rumieńcem, bojąc się spojrzeć na ukochanego, lecz ten położył dłoń na jego policzku i zmusił do podniesienia głowy. Hazz nerwowo przygryzł wargę, patrząc jak mężczyzna wciąga używkę. Dlaczego to tylko wyglądało tak łatwo?! Poczuł, jak Tommo palcem uchyla jego usta, a następnie przybliżył się by móc wdmuchać go prosto pomiędzy nie. H zaskoczony wciągnął dym i zamruczał głośno, gdy starszy przyciągnął go bardziej do pocałunku. Było to zdecydowanie jedną z lepszych oraz gorętszych rzeczy jakie robili i Harry naprawdę nie przejmował się tym, że dookoła nich były inne dziewczyny i chłopcy, kiedy jedyne na czym mu zależało to usta szatyna na tych jego, dłonie niemal boleśnie zaciśnięte na biodrach oraz narkotyk powoli tłumiący jego zdrowy rozsądek. Wcześniej nie zależało mu na seksie, lecz kiedy już raz zasmakował tego grzesznie oszałamiającego uczucia... Dla Louisa mógł nawet stać się dziwką, jeśli on dalej miałby adorować go, jak pierwszej i jedynej ich nocy.

- Idźcie do hotelu, czy coś - prychnął Ash.

Tomlinson pokazał koledze środkowy palec, a drugą rękę zacisnął na pośladku ukochanego, zadowolony uzyskując tym cichy jęk. Wszyscy dookoła mogli widzieć, do kogo Harry należał. Odsunął się na moment, by móc ujrzeć swoje dzieło - te napuchnięte wargi, nieprzytomne spojrzenie ciemnych oczu, roztrzepane włosy... Doprawdy napiękniejsze dzieło sztuki, które nie zasługiwało na atencję byle kogo. Szczególnie Nicka. Tommo ostatnimi czasy coraz bardziej żałował, że zatrudnił jako menadżera geja, a nie jakąś kobietę, a najlepiej lesbijkę. Mógł udawać obojętność, ale ilekroć widział dłoń Grimshawa na kolanie loczka, czy te słodkie dołeczki ukazane za sprawką ów mężczyzny w środku cały się gotował. Jednocześnie nie potrafił być ze Stylesem i nie potrafił pozwolić mu być z kimś innym.

- Lou - szepnął Hazz wyraźnie bardziej zachrypniętym głosem, działającym na szatyna, jak nic innego. Szybko wstał, niechcący zrzucając tym Stylesa, ale na szczęście młodszy złapał równowagę. Pocałował go w policzek i uśmiechnął się szeroko do towarzystwa.

- Właściwie dobry pomysł. Do zobaczenia.

Brunet dał się wyprowadzić z klubu, uwieszony na ramieniu Louisa. Kręciło mu się w głowie od alkoholu, trawki, tłumów dookoła oraz tego uczucia kumulującego się w jego wnętrzu. Miał wrażenie, że wszyscy widzieli, gdzie i po co idą, ale w pokręcony sposób podobało mu się to. Złożył delikatny pocałunek na szyi mężczyzny, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Tęsknił za nim, jego głosem, dotykiem, sercem...

Pierwsza złapana taksówka zabrała ich do hotelu, gdzie zatrzymał się Tommo. Nie minęło dużo czasu, kiedy H został przyciśnięsty do ściany w pokoju starszego, a to magiczne, duszące uczucie owładnęło jego ciałem. Jęknął przeciągle, kiedy ukochany otarł się o jego rosnące podniecenie, a kolana się pod nim ugięły. Tym razem wszystko zdawało się być bardzo intensywne, szybkie, gwałtowne, a brunetowi przeszło przez myśl, iż z raju, gdzie latał dwa tygodnie temu, spadł prosto do gorącego piekła, z którego, wbrew pozorom, nie chciał uciec, poddając się całkowicie ruchom ukochanego. Wiedział, że w jego ramionach będzie bezpieczny, a mężczyzna dobrze o niego zadba. Dreszcz przebiegał po jego ciele w każdym miejscu, gdzie dłonie Tomlinsona go dotykały, a wciąż czuł je przed materiał bluzy... I nagle głośny krzyk wydarł się z jego malinowych ust, kiedy rozkojarzony nie spostrzegł, iż jego czarne rurki znalazły się na wysokości kostek, a ukochany polizał jego męskość przez bokserki. Przywarł do ściany, bojąc się, że zaraz znajdzie się na podłodze przez ilość oraz intensywność doznań. Jak urzeczony, wpatrywał się w Louisa, który klęczał przed nim, zaraz podłapując kontakt wzrokowy. Tylko dla tego widoku był zdolny do wielu rzeczy.

Tommo oblizał usta, kiedy szybko zsunął bieliznę ukochanego. Chciał to zrobić już od dłuższego czasu, dlatego nie czekając ani sekundę dłużej, chwycił trzon penisa młodszego i niemiłosiernie powoli polizał czubek. Zadowolony uśmieszek zagościł na jego ustach, kiedy loczek jęknął głośno, odchylając głowę do tyłu. Uderzył mocno o ścianę, ale H zdawał się nie zwracać na to uwagi, będąc w pełni pochłoniętym krzykami, kiedy Lou owinął wargi wokół jego długości. Tomlinson szybko uświadomił sobie że nic nie brzmi piękniej, niż ten głęboki, zachypnięty głos, błagający go o coś, czego nie potrafił jasno zdefiniować. Choć szatyn wiedział i zamierzał to chłopakowi dać. Głaskał leniwie gładką skórę na udach młodszego, powoli połykając coraz więcej członka chłopaka.

Ogień piekielny trawił każdy fragment skóry loczka, który lewo stał, oszołomiony nowym doznaniem. Przez nieciekawe doświadczenia wręcz brzydził się różnych form zbliżenia cielesnego, lecz Louis pokazywał mu zupełnie inny świat. Brunet spojrzał zaciekawiony w dół i w tamtym momencie już nic innego nie było piękniejszego, niż ten mężczyzna, klęczący przed nim, te zamglone z podniecenia oczy, czy jeszcze wyraźniej zarysowane kości, kiedy szatyn zassał policzki. Zafascynowany obserwował, jak jego przyrodzenie znika w tych czerwonych, lśniących wargach, a coraz głośniejsze jęki wyrywały mu się z gardła. Naprawdę mało obchodziło go, czy ktoś ich słyszy i co na ten temat uważa. Nie w momencie kiedy czuł się tak dobrze. Jego dłoń zaraz znalazła się w karmelowych włosach ukochanego, raz po raz je przeczesując.

- Lou... - szepnął zachrypniętym głosem. Czuł, jak niewiele mu brakuje, a te obsceniczne pomruki oraz sprawny język sprawiały, iż wariował. Kręciło mu się w głowie od tych wszystkich doznań, natomiast ogień buchał coraz intensywnej, ani na moment nie przygasając. Chciał, żeby mężczyzna się odsunął, lecz Tomlinson jedynie przyspieszył ruchy głowy, w końcu doprowadzając go do silnego orgazmu. Styles nie mógł już dużej ustać na nogach i powoli zjechał na podłogę. Z mieszaniną fascynacji oraz obrzydzenia obserwował, jak Louis połyka jego nasienie i oblizuje resztki z kącików ust.

Pozwolił mu rozebrać się do naga, sam nie mając siły na cokolwiek. Było to jednak bardzo satysfakcjonujące zmęczenie, czuł się w pełni rozluźniony, wolny... Odchylił nieco głowę, kiedy starszy zaczął całować jego szyję, z pewnością zostawiając na niej nieco bolesne oznaczenia. Nick będzie wściekły, ale naprawdę w tamtym momencie mało go to wszystko obchodziło. Chciał chodzić po centrum miasta, pokazując wszystkim dookoła, że należy do Louisa. Z każdą chwilą rosło jego porządnie, a zmęczenie odchodziło w niepamięć... I, kiedy już prawie się temu poddał, dostał olśnienia i trochę za mocno odepchnął od siebie Tomlinson.

Lou zdezorientowany spojrzał na Harry'ego, który szybko wstał i rozejrzał po pokoju. Zrobił coś złego...?

- Masz jakiś notes i długopis?

- Co? W szufladzie powinien być mój kalendarz...

Chłopak szybko wyciągnął przedmiot i położył się na brzuchu na materacu, notując coś na ostatniej stronie. Tomlinson zaskoczony wpatrywał się w niego, czując bolesną erekcję w spodniach. To naprawdę nie był odpowiedni moment!

- Chyba sobie ze mnie jaja robisz? - prychnął.

Lecz Hazz specjalnie nie przejął się jego słowami, dalej skrobiąc jakieś słowa. H w czasie fazy twórczej był zupełnie oderwany od rzeczywistości, co czasami było urocze, ale nie w takim momencie. Zniecierpliwiony rozbrał się do naga i podszedł do łóżka. Harry wciąż go ignorował, ale Louis nie specjalnie się tym przejął i zaczął całować jego łydkę, powoli wędrując ustami coraz wyżej przez uda, pośladki, wzdłuż kręgosłupa, aż do szyi. Zanotował przyspieszony oddech oraz mocno zaciśnięte dłonie na długopisie oraz notesie, na co uśmiechnął się pod nosem. Jednak, aż tak bardzo obojętny na jego działania nie był... Sięgnął po kalendarz, co niestety wywołało sprzęciw młodszego:

- Louis! Poczekaj chwilę.

- Skarbie, piosenkę napiszesz później, teraz ja potrzebuję więcej uwagi - szepnął do jego ucha.

- Ale... - jakikolwiek protest został przerwany w momencie, kiedy Tomlinson pocałował go mocno i ostatecznie zabrał zbędne rzeczy, które mogłyby rozpraszać loczka.

A Styles może zawsze przy Louisie miał słabą silną wolę i nie potrafił być asertywny, dlatego zdecydowanie za szybko mu uległ. Jednak czy można go winić, kiedy leżał na łóżku z kimś takim? Dlatego wplątał dłoń w niedługie włosy mężczyzny, poddając się jego dłoniom...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top