63. Nie skrzywdzę cię.
Harry nie wiedział, jak to się stało. Czy wynikło to ze złości spowodowanej przez sposób, w jaki Louis nachylał się do Eda w trakcie rozmowy, może podekscytowania po pierwszym tak wielkim koncercie w jego życiu, czy, co najbardziej prawdopodobne, bezsilności jaką czuł, gdy Tomlinson uparcie unikał go cały wieczór. A jednak skończyli znowu całując się przy ścianie w pokoju Hazzy. Na dole w hotelu wciąż trwała impreza zorganizowana przez Nialla, muzyka głośno dudniła mu w uszach, kręciło się w głowie, a jedyne co czuł to usta ukochanego oraz jego silne dłonie pod lśniącą marynarką. Prawie nic nie pił, więc zawroty nie mogły być spowodowane alkoholem, a raczej bliskością mężczyzny. Mężczyzny, który wreszcie był jego. Hazz zawsze potrzebował dużo uwagi i jeśli to w ten sposób miał ją uzyskać... cóż, musiał zaryzykować. Był od niego uzależniony, wiedział, jak chore się to stawało, ale nie miał siły od tego uciec. Oddał mężczyźnie już całą swoją duszę, całe swoje serce, więc i całe jego ciało nie powinno robić mu różnicy. Nawet jeśli przez moment poczuł obrzydzenie do samego siebie. Czuł, że będzie żałował, że nie powinien, że nie może stać się tym, co jego matka... Nawet jeśli nie musiało ich to do siebie zbliżyć, potrzebował Louisa. Był jego domem. Kruchym, niestabilnym, który mógł łatwo się zawalić, kalecząc jego uczucia i czyniąc go bezdomnym, ale wciąż domem. Miejscem, gdzie zawsze pragnął wracać. Dlatego, nawet jeśli później będzie płakał, przez tę krótką chwilę pragnął poczuć się dla niego ważnym.
Dlatego, kiedy Tommo przerwał pieszczotę i dysząc spojrzał mu w oczy, nie wykorzystał ostatniej okazji, żeby się wycofać, zamiast tego popchnął go w stronę łóżka. Czarna smoła z jego serca, przemieniała się powoli w truciznę, niszcząc go, a Harry wiedział, że zamiast od tego uciec, będzie na kolanach błagał o więcej. Louis był tą jego słodką trucizną, jego narkotykiem, który niszczył go w zastraszającym tempie. Chciał ponowić ruch, lecz starszy sprawnie chwycił go za nadgarstki i zamienił miejscami, by zmusić go pierwszego do opadnięcia na materac. Chłopak westchnął zaskoczony i spojrzał w nieco pociemniałe, niebieskie oczy, które kochał, aż do bólu. Oczy kogoś, kto jasno podkreślał na każdym kroku, że nie chce związku. Powtarzał to tak często, że tracił już wszelaką nadzieję.
Louis usiadł na biodrach Stylesa, podziwiając to, jaki był piękny. Nie potrafił zignorować tego, jak delikatnie i niewinnie wyglądał leżąc pod nim z lekko uchylonymi, krwiście czerwonymi od pocałunków ustami, niemo proszącymi o więcej oraz burzą loczków dookoła głowy, niczym aureolą. Przywodził mu na myśl upadłego anioła, którego Lou naprawdę nie chciał sprowadzać na właściwą drogę. Chłopak ułożył ręce nad głową, patrząc na niego wyzywająco. Był wszystkim tym, czego Louis skrycie pragnął. Jednak mimo wszystko zależało mu na nim bardziej, niż chciał to przyznać, dlatego ostatni raz nachylił się do ucha chłopaka, przypadkiem ocierając się o jego męskość, czym uzyskał od niego ciche westchnienie.
- Jeśli teraz mnie nie odepchniesz, mogę pójść o wiele za daleko.
Nawet jeśli ciało bruneta krzyczało, że pragnie go, spora część jego umysłu miała wątpliwości, dlatego nie chcąc ryzykować, iż powie coś zupełnie innego od zamiarów, ułożył dłonie na policzkach szatyna i przyciągnął go do kolejnego pocałunku. Zamruczał na delikatne drapanie jego zarostu, szczerze marząc, żeby starzy nigdy go nie zgolił. Całe życie myślał za dużo, co nie doprowadziło go w żadne rozsądne miejsce, dlatego tym razem zdecydował się podążać jedynie za instynktem oraz potrzebą bliskości. Bardziej psychicznej, niżeli fizycznej, ale jak się nie ma co się chce...
Tomlinson uśmiechnął się lekko, słysząc pomruk niezadowolenia u młodszego, gdy wyprostował się, znowu przerywając pieszczotę. Szybko zdjął bluzę i przez moment napawał się wręcz palącym wzrokiem chłopaka na swojej nagiej skórze. Z każdą chwilą rosło mu ego, kiedy w tych lśniących oczach dostrzegł coś szczególnego, coś więcej, niż u poprzednich kochanków, czego nie potrafił jasno zdefiniować. Lecz być może było to zasługą tego, że cały chłopak był zupełnie inny od jego poprzedników. Pogłaskał policzek loczka, napawając się miękkością oraz delikatnością jego skóry. Harry wtulił się w jego rękę i złożył delikatny pocałunek na wewnętrznej części nadgarstka, gdzie akurat sięgnął. Wydawał mu się w tym wszystkim tak kruchy, że zaczął mieć wątpliwości, czy chce mu odebrać cnotę.
Odsunął się nieco na udach chłopaka, by ułatwić mu powrót do pozycji siedzącej i przejechał nosem po jego linii szczęki. Uwielbiał jego nieco słodko kwaśny zapach, choć jeszcze bardziej sposób w jaki Styles drżał w jego ramionach. Moment kiedy wydawał się być tak bezbronny, zdany na niego, a Louis naprawdę nie chciał go zawieść. Powoli ściągnął tę zbędną wszystkim marynarkę i odrzucił na podłogę. Rozbawiło go w duchu, jak młodszy spojrzał za nią zmartwiony, ale szatyn nie zamierzał długo mu na to pozwalać, palcem wskazującym nakierowując go znowu w swoją stronę.
Delikatny prąd przeskoczył między ich ustami, gdy w końcu się złączyły, lecz żaden nie zwrócił na to uwagi, będąc do reszty pochłoniętym pocałunkiem. Tommo przeklinał w myślach materiał koszuli, który idealnie leżał na chłopaku, lecz jednocześnie nie należał do tych, jakie łatwo się ściąga. Mimo wszystko w końcu mu się udało, a starszy przez moment poczuł się, jakby odpakował prezent na gwiazdkę. Najpiękniejszy prezent na świecie. Zachęcony tym widokiem, ostrożnie położył chłopaka z powrotem na poduszki i pomógł mu się całkiem rozebrać, co chwilę muskając na nowo odkrywaną część jego ciała opuszkami palców, czy rozchylonymi wargami. Już raz widział loczka nagiego, jednak teraz nabrało to zupełnie innego znaczenia, a Lou nie mógł pokładać się ze szczęścia, na myśl, iż jest pierwszym, który go takiego ujrzy. Chciał dodać jedynym, ale wiedział, że nie było to możliwe. Harry zdawał się być istnym dziełem sztuki. Pragnął jednocześnie pozostawić na nim swoje piętno, odcisnąć ślady ust oraz dłoni, a zarazem czuł się z tą myślą, jak barbarzyńca, niegodny zniszczenia tego arcydzieła.
Styles z każdą chwilą coraz bardziej się stresował. Wiedział, że w ramionach Tomlinsona jest bezpieczny, ten się nim dobrze zaopiekuje, a mimo to był całkowicie bezbronny. Nawet nie był do końca pewny, jak to ma dokładnie wyglądać, tylko mniej więcej, ale było mu wstyd przyznać przed o wiele bardziej doświadczonym mężczyzną. Tommo był zdecydowanie delikatniejszy, niż się tego spodziewał; z czułością całował całe jego ciało, traktował jakby był z najkruchszego materiału, który miał się zaraz rozlecieć pod wpływem mniej ostrożnego ruchu. Ciche jęki oraz westchnienia opuszczały jego usta, które, mimo starań, nie potrafił powstrzymać. Czuł się naprawdę dobrze.
- Jesteś taki piękny - szepnął Louis, głaszcząc policzek loczka. Był cały zarumieniony, a jednak zdawało się, że jeszcze bardziej się zaczerwienił, spoglądając w jego oczy z podnieceniem oraz bezgraniczną ufnością. Brunet przyciągnął go do kolejnego pocałunku, których zdawał się być cały czas spragniony. A czy Louis mógłby mu odmówić?
Chłopak w tym czasie sięgnął do spodni ukochanego i drżącymi rękami zaczął je rozpinać. Nie chciał po prostu leżeć biernie i brać, co Louis miał mu do zaoferowania. Niestety zdjęcie ich okazało się nie być tak łatwe z tej pozycji, kiedy nie miał, jak daleko sięgnąć. Dlatego szatyn bardzo niechętnie odsunął się od ciała chłopca, by móc się rozebrać.
Harry oblał się intensywnym rumieńcem. Jego własna nagość tak go nie peszyła, jak widok ciała ukochanego. Zawstydzony ukrył twarz w dłoniach, bojąc się podnieść na niego swój wzrok. Może naprawdę był jeszcze bardzo infantylny? Wstrzymał na moment oddech, gdy Tomlinson zabrał mu ręce i pocałował nosek, policzki, a na koniec krótko usta.
- Kochanie... Nie chowaj się.
- Yhm...
- Masz może żel...?
Loczek ostrożnie dotknął tatuażu na piersi ukochanego, będącego napisem It is what it is. Powoli obrysował każdą literkę, nie spiesząc się z odpowiedzią. Chciał się nacieszyć bliskością mężczyzny, czerpać z tej chwili, jak najwięcej, póki noc jeszcze młoda. Gwiazdy wraz z księżycem, patrzącymi na nich zza okna były ich jedynymi świadkami, czyniąc tę chwilę w oczach Stylesa wręcz magiczną, nierzeczywistą. Starszy wydawać by się mogło, że nigdy nie wyglądał tak idealnie. Dopiero po chwili spojrzał znowu w te ukochane oczy i zmarszczył brwi z niezrozumieniem.
- Co? Znaczy, jaki?
Tommo dopiero wtedy tak naprawdę uświadomił sobie, jak bardzo Harry jest niedoświadczony. Uśmiechnął się lekko i pocałował go w czoło.
- Zaraz wracam, dobrze? Ja... Po prostu poczekaj.
H zdezorientowany skinął głową, patrząc, jak mężczyzna zakłada szybko spodnie i wychodzi. Zrobił coś źle? Louis jednak go nie chce? Nie podoba mu się, aż tak? Wolał kogoś, kto już nie jest prawiczkiem, wie co z czym? Wygłupił się przed nim? To już koniec? Idiota. Czego on właściwie oczekiwał?
Nagle drzwi się otworzyły, a szatyn szybko znalazł się w środku i zdjął obcisły materiał.
- Przepraszam, że tyle to trwało - mruknął Louis z nieśmiałym uśmiechem, który sprawił, iż wyglądał kilka lat młodziej, a serce chłopaka zabiło kilka razy mocniej.
- Gdzie byłeś?
Starszy wszedł na łóżko i pokazał rękę w której trzymał niewielką buteleczkę.
- Oh... - ciche westchnienie opuściło usta bruneta i skinął głową. Głupi, niedoświadczony dzieciak.
Zamruczał cicho, kiedy Lou go pocałował i zacisnął dłonie na ramionach ukochanego. Niespodziewanie jęknął, gdy poczuł dłoń Tomlinsona na swoim członku, a biodra niekontrolowanie wypchnął w górę, szukając więcej tarcia. Przez moment zawstydził się swoim zachowaniem, lecz zaraz odpędził to od siebie. Tej jednej nocy miał przestać myśleć, a jedynie czuć. Czuć się niemal, jak u bram niebios. Dlatego zamruczał zawiedziony, kiedy zaraz stracił kontakt z gorącą skórą oraz miękkimi wargami szatyna.
- Skarbie, odwrócisz się?
Hazz uchylił usta, pragnąc zaoponować, lecz nie był pewny, jak ująć w słowa to, czego chce. Cieszył się, że Louis nie był w takim momencie bardzo rozmowy, gdyż chłopak powoli zaczynał zapominać, jak się mówi po angielsku.
- Ja... Um, jakby... W porządku...
- Spokojnie, też chcę patrzeć na twoją piękną buzię, po prostu to twój pierwszy raz i chciałbym cię przygotować w miarę jak najlepszy sposób, żeby mniej bolało.
- To... To boli? - przestraszył się.
- Tylko na początku, ale później będzie bardzo przyjemnie, zaufaj mi.
Loczek po chwili wahania skinął głową i ułożył się na brzuchu, policzek opierając o ramię. Powoli zaczynał dopadać go stres, przez co całe jego ciało było bardzo napięte. Louis szybko to zauważył i zdecydował się wylać trochę żelu na plecy chłopaka, by zacząć go masować. Uśmiechnął się lekko, słysząc ciche pomruki, niczym małego kociaka. Pragnął się już z nim kochać, czuł spore napięcie w dolnych partiach ciała, lecz przede wszystkim zależało mu na tym, żeby brunetowi było dobrze, żeby zapamiętał swój pierwszy raz, jako ten idealny. Tomlinsona nie był, ale to już przeszłość. Powoli schodził dłońmi coraz niżej, aż kiedy znalazł się nimi na pośladkach, Harry wyglądał na całkiem rozluźnionego. Wylał jeszcze trochę na palce i delikatnie nacisnął wskazującym na różową dziurkę chłopaka. Młodszy westchnął cicho zaskoczony, lecz Tomlinson nie pozwolił mu skupić się na jakimkolwiek dyskomforcie, głaszcząc delikatnie jego biodro. Po krótkiej chwili powoli zaczął zanurzać palec w jego wnętrzu, co wiązało się z kolejnym spięciem się bruneta.
- Shh... Rozluźnij się, maluszku. Nie skrzywdzę cię.
Styles zadziwiająco szybko go posłuchał, dzięki czemu ulżyło starszemu. Zaraz zaczął poruszać ręką, dodatkowo odwracając uwagę chłopaka czułymi pocałunkami na plecach. Rozciągał go stosunkowo długo, ale chciał mieć pewność, że będzie się czuł, jak najmniejszy dyskomfort. A chłopak nigdy nie brzmiał tak pięknie, kiedy pocierał jego prostatę już trzema palcami. Były to dźwięki, które mógłby słuchać przez całą wieczność.
Harry przygryzł mocno wargę, kiedy już leżał na plecach, obserwując szatyna między jego nogami. To się w końcu miało wydarzyć. Nawet się nie bał już tak bardzo, skoro ukochany dobrze go przygotował, a jednak nie spodziewał się tego nieprzyjemnego uczucia, kiedy szatyn zaczął w nieco wchodzić swoją długością. Jednak szybko odepchnął od siebie negatywne myśli, szczególnie kiedy jego serce przepełniała powoli coraz większa miłość, pompując je do każdego zakamarka ciała. Nawet najmniejszy paluszek zdawał się krzyczeć, że go kocha.
- Louis...
Tomlinson uznał, że jeśli jego jęki brzmiały pięknie, to sposób w jaki wymówił w tamtym momencie jego imię był... był czymś, co wykraczało poza skalę. To jedno słowo przepełnione było całą gamą uczuć, a przy tym wydawało się być najwspanialszym słowem, jakie wymyśliła ludzkość.
Kochali się długo i powoli, gestami wyrażając to wszystko, czego bali się słowami. Gdzieś na dole dudniła muzyka, ludzie się bawili, śmiali, kompletnie nieświadomi tej słodko-gorzkiej scenerii, która miała miejsce w jednym z pokoi hotelowych. Para kochanków też nie była niczego świadoma, nie słyszała, ani nie widziała niczego dookoła, będąc za bardzo zaabsorbowamym tym niezwykłym uczuciem, które opanowało ich młode ciała. Wszystko było niemal idealnie, drżące oddechy mieszały się ze sobą w niedbałym pocałunku, dłonie niezaspokojone rządzą ciekawości, wciąż badały drugiego, biodra tańczyły we wspólnym rytmie, a myśli skupione były tylko na swoich miłościach. Swoich skrzywdzonych, pokaleczonych miłościach.
I Harry wiedział, że prawdopodobnie obudzi się następnego dnia sam w zimnym łóżku, jedynie w sercu skrywając wspomnienie najpiękniejszej i najtragiczniejszej chwili w jego życiu. Jego serce już teraz przygotowywało się na ten rozdzierający ból, gdy uświadomi sobie, iż mimo całej jego miłości, znowu zostanie odtrącony. Ale przez ten krótki moment niczego nie żałował, a jedynie przyjmował każdą garstkę uczucia.
Kiedy dochodził, czuł się, jakby na moment opuścił swoje ciało, unosząc się ponad to wszystko. Nigdy nie doznał czegoś takiego, miał wrażenie, że wzlatuje prosto do raju. Było idealnie. I choć bał się, że zaraz zostanie sam, kiedy starszy osiągnął orgazm w jego wnętrzu, po ich wytarciu, ułożył się na poduszce obok. Szeroki uśmiech wkradł się na usta loczka i obrócił się bokiem do ukochanego. Był szczęśliwy, zakochany i beztroski, jak już dawno nie był. Szczególnie, gdy Louis zgarnął go w swoje ramiona, a Harry mógł zasypiać, wsłuchując się w głośno bijące serce miłości swojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top