55. ...to się po prostu stało.
Louis szybko przekonał się, że decyzja o zamieszkaniu z Harrym była najlepszą w jego życiu. Minęło raptem dwa tygodnie, a chłopak stał się jego nawykiem, uczuciem, codziennością, której nie chciał zmieniać. Nie chciał się w nim zakochać, odpychał od siebie wszystkie niepożądane myśli, widząc, że on nie był zdolny do poważnego związku. Już jakiś czas temu postanowił, iż nie będzie się jeszcze angażował, woląc być wolnym duchem.
A Styles był idealnym współlokatorem. Codziennie przygotowywał obiady, dbał o porządek - niestety często zaganiając do tego szatyna - nie hałasował nadto, mieli masę wspólnych tematów, a przy tym okazywał Louisowi dużo uwagi. Cóż, Tommo zawsze jej potrzebował. Dodatkowo loczek niezmiennie był wielką przytulanką, a starszemu to ani trochę nie przeszkadzało. Może czasami zachowali się, jak para, kiedy co chwilę skradali sobie pocałunki, przytulali, mocno zbliżyli, lecz... Nie. Louis nie chciał związku.
Uśmiechnął się szeroko, widząc młodszego w kuchni w różowym faruszku. Chłopak mieszał coś na patelni, śpiewając cicho jakąś piosenkę, której Lou niestety nie kojarzył. Może nowy utwór Harry'ego? Objął go od tyłu i złożył pocałunek na jego karku. Brunet zamruczał cicho i wtulił się w ciało Tomlinsona.
Hazz nie spodziewał się, że tak idealnie mogło wyglądać ich wspólne mieszkanie. Z każdym dniem spędzonym z tym mężczyzną, zakochiwał się w nim coraz bardziej. Tak naprawdę nie potrzebował niczego więcej, wszystko było perfekcyjnie, jedynie myśl, iż Tomlinson nie należy do niego, tak jak by tego chciał przygasała jego entuzjazm. Przecież nie byli parą, choć wiele razy tak się zachowywali. Przecież Lou w każdej chwili mógł przyprowadzić kogoś i powiedzieć, że się zakochał, a H nie miał prawa mieć pretensji. Przecież Styles mimo miłości jaką darzył szatyna, nie mógł oczekiwać niczego od niego. Chyba, że zrobiłby pierwszy krok... lecz nie miał odwagi. Nie mógł ryzykować zburzeniem tak piękniej relacji, którą wspólnie wybudowali w ciągu tych miesięcy...
- Co robisz?
- Zapiekanka. I zabierz ręce spod mojej bluzki albo nic nie dostaniesz.
Starszy prychnął cicho i odsunął się od loczka. Zajął miejsce na blacie, będąc przy tym na tyle blisko, by móc co jakiś czas zaczepiać chłopaka, chociażby kopiąc go lekko. Za każdym razem posyłał mu niewinny uśmiech, gdy Hazz spoglądał na niego z irytacją.
- I to ja jestem dziecinny... - westchnął H.
- Jestem głodny. Za ile będzie gotowe?
- Za dużo czasu. Chcesz spróbować?
Szatyn skinął głową i zaciekawiony spojrzał na patelnię.
- Co to?
- Cukinia. Wiesz, zdrowe jedzenie.
Tommo prychnął cicho, kręcąc głową. Może jedną, jedyną wadą mieszkania ze Stylesem był fakt, iż czasami zachowywał się, jak jego mama. Na pewno dogadałby się z całą jego rodziną - od infantylnego rodzeństwa po odpowiedzialnych dziadków. Choć, czy mógł mu tak do końca zarzucić takie zachowanie? Potrzebował bardziej rozsądnej osoby, a przy tym potrafiącej gotować, bo inaczej wciąż żyłby na zamawianych daniach, jak pizza.
- Nie odżywiałem się bardzo źle - zaprzeczył sam sobie.
Brunet uniósł brew i nałożył na drewnianą łyżkę trochę warzyw. Stanął pomiędzy nogami mężczyzny, co Lou od razu wykorzystał obejmując go w pasie i przyciągając tym bliżej.
- Ach, tak? Więc co jadłeś?
- Swego czasu często jeździłem do mamy, a ona zawsze dbała o takie rzeczy.
Loczek pokręcił głową i nakarmił ukochanego. Na twarzy Tomlinsona wkradła się lekka konsternacja, kiedy powoli delektował się jedzeniem. Odczuwał ogromną satysfakcję, widząc, jak przyjaciel się niecierpliwi. Wyglądał tak uroczo...
- Chyba znalazłem drugi powód, dlaczego warto z tobą mieszkać.
Jednak poziom słodyczy przekroczył dopuszczalną normę, gdy loczek się uśmiechnął. Serce szatyna na moment zabiło szybciej, będąc kompletnie oczarowanym tą istotką.
- Hm? A jaki jest główny?
Louis, zamiast odpowiedzieć, wplątał dłoń we włosy chłopaka, by móc go pocałować. Żarliwie, z pasją, jakby było to coś, na co czekał całe życie. Pociągnął lekko za loczki Hazzy, wywołując u niego cichy jęk. Zadowolony pogłębił pieszczotę, czując, jak z każdym dniem coraz więcej oddawał mu kawałków serca... Harry był wszystkim, czego tak naprawdę potrzebował, co szczerze go przerażało. Ale nie zamierzał o tym myśleć, życie jest na to za krótkie.
Styles westchnął zaskoczony, odwzajemniając to. Po omacku wyłączył gaz, a następnie ułożył dłonie na udach szatyna, poddając się ruchom starszego.
Jest tylko facetem...
Wyglądasz, jak baba...
Myślisz, że zainteresuje się taką cnotką...?
Jesteś piękny...
Dlaczego wszyscy tak bardzo pragną mojego ciała...?
Hazz szybko odpędził od siebie te myśli. Przecież nie to jest najważniejsze, a Louis lubi go za osobowość, a nie sferę fizyczną. On taki nie jest. Już trochę spokojniejszy, oddał się w ręce ukochanego, rozpływając się pod jego dotykiem. Westchnął cicho, z równą pasją oddając pocałunek. Miał wrażenie, że w tym uniesieniu oddzielił się od swojego ciała, duszą unosząc się gdzieś ponad ten świat, jedyne co czując, to ogromna miłość.
Uśmiechnął się lekko do szatyna, gdy ten się nieco odsunął. Delikatny rumieniec wkradł się na jego policzki, gdy starszy potarł ich nosy o siebie. A może Tomlinson tak naprawdę go kochał? Może Harry miał szansę? Zayn też jest przyjacielem Louisa, ale mężczyzna zdecydowanie traktował go zupełnie inaczej. Może...
- Uciekaj z kuchni, bo mnie rozpraszasz i nigdy nie skończę obiadu.
- W taki sposób mogę cię rozpraszać częściej - mruknął starszy i puścił brunetowi oczko. Odgarnął jego loczki za ucho i zaskoczył z blatu. - No ale, jeśli mnie nie chcesz... Jakby coś, to będę w salonie.
H skinął głową powrócił do przygotowania posiłku. Louis jeszcze raz odwrócił się i uśmiechnął w stronę chłopaka. Młodszy był wszystkim, czego Tommo potrzebował. Był niemalże idealny. I był niedostępny. Być może szatyn mógłby postarać się o jego serce, lecz wiedział, że to nie mogło się udać, a czy miał prawo ograniczać bruneta? Lou miał niezwykły talent do niszczenia wszystkich związków, tym razem nie mogłoby być inaczej. Żałował, że nie ma mamy, ona zawsze go rozumiała i potrafiła pomóc wyjść z nawet największych kłopotów. A jego rosnące uczucie względem loczka nim było. Musiał stłumić je, nim wpadnie za głęboko.
W pierwszej kolejności jego nogi poprowadziły go do pianina. Westchnął cicho, a palce bezwiednie zaczęły tańczyć na klawiszach, wygrywając powoli piosenkę. Bywały dni, kiedy Tommo o tym nie myślał. Kiedy był starym, radosnym sobą, który niczym się nie przyjmuje. Lecz bywały też dni, czy nawet krótkie momenty, kiedy tęsknota uderzała w niego całą swoją mocą, a pragnienie, by choć na chwilę znowu móc przytulić ukochaną kobietę, usłyszeć jej głos, zapewnienie, że wszystko się ułoży... Przecież jego mama zawsze miała rację, choć często starał się podważać jej słowa, więc może i tym razem by tak było? Choć może nie chciał, aby widziała to, kim się stał przez te lata. Jak bardzo jest zagubiony w tym wielkim świecie i mimo zapewnień, że zna drogę, w głębi duszy nie potrafi znaleźć wyjścia z labiryntu ciągłych niepowodzeń. Sam nie był do niczego zdolny, a nie wiedział kogo i jak poprosić o pomoc... Mógł mieć pieniądze, sławę, wielu znajomych, lecz w głębi serca nie potrafił znaleźć potrzebnego mu spokoju.
Brunet, zaciekawiony muzyką, gdy tylko wyłożył wszystko do naczynia żaroodpornego, podążył do salonu, gdzie ujrzał ukochanego przy pianinie, wygrywającego piękną, ale jednocześnie smutną melodię. Serce chłopaka mocno zabolało, kiedy ujrzał łzę spływającą po policzku Tomlinsona. Podszedł do niego po cichu i przytulił od tyłu. Delikatny uśmiech wkradł się na jego wargi, gdy starszy podskoczył zaskoczony i odwrócił się w jego stronę.
- Nie strasz, maluchu.
Loczek zaśmiał się cicho i wskazał skinieniem głowy na instrument.
- Piękna. Ma tekst?
- Mhm... Napisałem ją ponad dwa lata temu. Ale nie proś o zaśpiewanie.
- Dlaczego? - Styles zawiedziony wydął wargi.
- Nie jestem w tym za dobry. Raczej rzadko śpiewam przy innych. Znaczy podobno potrafię, ale mój głos jest nieco... dziwny.
Chłopak prychnął cicho i usiadł na podłodze obok pianina. Uśmiechał się szeroko do mężczyzny i Tommo nic nie mógł poradzić na to, że pomyślał, iż wygląda, jak małe dziecko.
- Nie będę prosił, tylko nakazuję ci to zrobić. Obiecuję nie powiedzieć słowa na temat twojej barwy jedynie chcę poznać tekst.
- Harreh...
- Loulou... Ten jeden raz!
- To nie brzmi tak dobrze, jak ty.
Hazz wzruszył ramionami i wskazał na instrument.
- Jeśli chcesz dostać obiad, to się pośpiesz.
- Mały, wredny szantażysta - mruknął pod nosem.
- Mam wrażenie, że to ktoś inny jest w tym pokoju niski...
Tommo kopnął żartobliwie chłopaka, na co ten zaśmiał się cicho i wystawił język. Tak, znowu mamy do czynienia z jego dziecinną wersją. Wiedział, że na przegranej pozycji od dnia, kiedy pierwszy raz spojrzał w te zielone oczy. Westchnął cicho i po raz kolejny nacisnął odpowiedni klawisz...
- It's been a minute since I called you
Just to hear the answerphone
Yeah, I know that you won't get this
But I'll leave a message so I'm not alone...
Młodszy uchylił usta, wsłuchując się w głos ukochanego. Mógł go idealizować pod wieloma względami, lecz w tym przypadku nie było o tym mowy. Louis, choć miał zupełnie inny głos, śpiewał naprawdę pięknie, a jego barwa była jednocześnie rzadko spotykana, ale też bardzo przyjemna w słuchaniu. Chłopak był nim oczarowany.
- This morning I woke up still dreaming
With memories playing through my head
You'll never know how much I miss you
The day that they took you, I wish it was me instead...
Tomlinson wzrok miał wbity w swe palce, starając się tym uniknąć spoglądania na przyjaciela. Nie chciał widzieć tego rozczarowania, kiedy brunet pewnie uważał, że przesadza. Zamiast tego starał się w pełni oddać piosence oraz uczuciom mu towarzyszącym.
- But you once told me, "Don't give up
You can do it day by day"
And diamonds, they don't turn to dust or fade away
So I will keep you day and night, here until the day I die
I'll be living one life for the two of us
I will be the best of me, always keep you next to me
I'll be living one life for the two of us...
Loczek zmarszczył brwi, bardziej skupiając się na tekście. Powoli łączył fakty, w końcu dochodząc do tego, kto jest adresatem. Przygryzł wargę, wpatrując się w przystojną twarz ukochanego, teraz pogrążoną w smutku...
- I'll be living one life for the two of us
Even when I'm on my own, I know I won't be alone
Tattooed on my heart are the words of your favourite song
I know you'll be looking down, swear I'm gonna make you proud
I'll be living one life for the two of us...
Szatyn nawet nie czuł, kiedy pierwsze łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Często w chwilach tęsknoty, grał tę piosenkę, lecz tym razem coś w nim pękło. Za dwa miesiące mógłby świętować jej urodziny, pewnie już zaczynałby wymyślanie z dzieciakami niespodzianki, pewnie nasłuchałby się pytań o wybrankę lub wybranka życia, pewnie znowu by go mocno przytuliła i obiecała zawsze wspierać, pewnie upiekłaby swoje popisowe ciasto...
- I could feel your blood run through me
You're written in my DNA
Looking back in every mirror
I know you'll be waiting, I'll see you again
But you once told me, "Don't give up
You can do it day by day"
And diamonds, they don't turn to dust or fade away...
Harry zapragnął mocno przytulić ukochanego, chociaż położyć dłoń na jego ramieniu zapewniając tym, że jest obok, lecz nie mógł się ruszyć, nie chcąc mu przerywać. Jednak, kiedy załamał się głos Tomlinsonowi i całkiem się rozpłakał, nie będąc już zdolnym do dalszego grania, chłopak nie zastanawiał się dwa razy, tylko od razu zgarnął go w swoje ramiona. Tommo wtulił się w niego, nie mając siły by walczyć ze słabością. Nie chciał się przy nim rozklejać, ale to się po prostu stało.
- Shh... Jestem pewny, że jest z ciebie dumna, wiesz? - szepnął. - Spogląda gdzieś na twoje życie z góry i myśli sobie, jaką jest szczęściarą mając takiego syna.
Szatyn wysłuchiwał się w spokojny głos chłopaka. W pierwszym odruchu chciał zaprzeczyć, powiedzieć, iż nie zasługuje na żaden podziw, lecz tak dobrze słuchało się tych słodkich kłamstw kogoś, kto nie znał go od środka...
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
Ankieta!
Nie wiecie, co się kryje za tymi procentami, w którą stronę to poprowadzą, ale kto nie ryzykuje... Generalnie chodzi o to, że nastąpiła KOLEJNA kłótnia pt. ,,mamy być okrutne, czy miłe", w związku z czym pozwolimy wam podjąć ostateczną decyzję:
25%
50%
75%
100%
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top