54. ...Louis zawsze był tym, który najpierw robi, a później myśli.
- No hej, co jest?
Louis zdziwił się, ale też zmartwił widząc, że Zayn znowu coś od niego chce. Umówmy się - jeśli potrzebował adresu swoje partnera, to nie mógł dzwonić godzinę później z propozycją wspólnego wypadu na miasto. A przecież Liam jeszcze w południe był u Tomlinsona, kiedy tylko dowiedział się, że jego młodszy brat tutaj śpi. Fakt, Tommo mógł go wcześniej o tym uprzedzić, ale Styles skutecznie zajmował jego myśli i szatyn zwyczajnie o tym zapomniał.
- Musimy ich stąd zabrać, rozumiesz? Oni nie mogą mieszkać w takich warunkach!
Wzrok mężczyzny powędrował na łóżko, gdzie smacznie spał Harry. Dochodziła już piętnasta, ale nie przeszkadzało to loczkowi i jedynie na krótką chwilę się obudził, by zaraz powrócić do krainy sennych marzeń, będąc daleko od tego okrutnego świata. Wyglądał tak krucho, delikatnie... Jedynie ten czerwony ślad na policzku niszczył ten idealny obraz. Jak ktoś mógł podnieść rękę na takiego aniołka? Hazz nawet małego robaczka by nie skrzywdził, a los tak bardzo daje mu w kość... To musiało się skończyć.
- Wiem.
- Co?
- Wiem, Zayn. Zrobimy coś z tym, obiecuję.
Odgarnął włosy z twarzy chłopaka i uśmiechnął się lekko. Jego palce na moment musnęły te lekko rozchylone usta, które wreszcie odzyskały swój naturalny, czerwony kolor. Był taki piękny... Nie mógł pozwolić nikomu więcej go skrzywdzić. Choć był prawie pewny, że on też to pewnego dnia uczyni.
- Liam zamieszka ze mną, przekonam go do tego. Tylko myślę, że Harry powinien z tobą. Znaczy sam rozumiesz, mógłbym go też zabrać do siebie, nie byłby to zły pomysł, ale zauważyłem, iż bardzo polubił twoje mieszkanie i właściwie tyle czasu tam spędza, jakbyście już ze sobą mieszkali, więc pomyślałem... To właściwie nie taki głupi plan, prawda?
- Pogadamy jeszcze o tym, w porządku? Gdzie ty w ogóle jesteś?
- Tak, jasne. Wybacz, ale muszę kończyć, zadzwonię później.
Szatyn pokręcił głową i westchnął cicho.
- Tylko nie pakuj się w kłopoty, jasne?
- Oczywiście, pa.
- Lou?
Tommo spojrzał na młodszego i uśmiechnął się lekko. Położył się obok, by móc przytulić loczka. Cieszył się, że chłopak wreszcie znowu emanował przyjemnym ciepłem, kiedy jeszcze nie tak dawno cały dygotał, będąc jednym, kruchym soplem lodu. Styles ułożył głowę na jego piersi i zamruczał cicho.
- Która godzina? Co ja tutaj robię?
- Piętnasta. Jak się czujesz?
- Która?! - H od razu się podnisl i rozejrzał po sypialni ukochanego. Nie rozumiał, jak to się stało, że się tutaj znalazł. Przecież jeszcze nie tak dawno żegnał Liama, który szedł do pracy, sam szedł już spać. Później pamiętał, że poszedł do łazienki i... - Oh, Boże - szepnął, dotykając policzka. - Ja... Przepraszam...
- Za co? Harreh... Przecież to nie twoja wina.
Brunet pokręcił głową i ukrył twarz w dłoniach. Czuł, jak łzy napływają mu do oczu, a zaraz cały jego żal do świata oraz frustracja w raz z nimi zaczęły spływać pomiędzy palcami. Kiedy już wszystko zaczynało się układać, życie musiało mu pokazać, że nigdy nie będzie miał szansy na szczęście? Był tak głupi, słaby, nie potrafił o siebie zadbać, ciągle pakując się kłopoty. Co on miał do zaoferowania Louisowi, fanom, kiedy na każdym kroku kolana się pod nim uginały i upadł na ziemię, mocno się przy tym kalecząc. Idiota.
Lou od razu zgarnął przyjaciela w ramiona i delikatnie nimi kołysał, pozwalając mu się wypłakać. Hazz, choć wyższy, wydawał się być tak drobny, malutki wobec wszystkiego, co to otaczało... Tomlinson nie chciał czuć, tego co poczuł, gdy trzymał chłopaka blisko swego serca.
- Jestem żałosny - szepnął Harry.
- Jesteś wyjątkowy i bardzo silny, wiesz? Silniejszy, niż większość ludzi, których znam.
Młodszy uśmiechnął się lekko, chowając twarz w szyi ukochanego. Czuł się przy nim naprawdę bezpiecznie.
- I pomyślałem... Chciałbyś ze mną zamieszkać? Nie możesz wrócić do takiego miejsca.
- Z... tobą? Jak to? A Liam?
- Z Zaynem. Rozmawiałem z nim o tym i jeśli chcesz... Wiesz, zawsze będzie milej mieszkać z kim, niżeli samemu. Do tego kimś, kto potrafi gotować!
Hazz zaśmiał się cicho i odsunął od szatyna. Wytarł policzki, a z jego oczu zniknął jakikolwiek smutek. Jego marzenia miały stać się rzeczywistością.
- A więc to dlatego? Chcesz mnie prefidnie wykorzystać?
Tommo pokręcił głową i w przypływie chwili ujął twarz chłopaka w dłonie i krótko pocałował. Przez moment przeszło mu przez myśl, że to nie może się dobrze skończyć, ale Louis zawsze był tym, który najpierw robi, a później myśli. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy ujrzał ten uroczy rumieniec oraz dołeczki. Zdecydowanie będą żałować tej decyzji.
- Chcesz pojechać po swoje rzeczy? Na co będziemy czekać?
Loczek pokręcił głową i odsunął się od mężczyzny. Delikatnie przygryzł wargę, kuląc się przy tym. Bał się spotkać tam swojego niedoszłego oprawcę. Co jeśli czeka na niego i chce się zemścić?
- Mógłbyś... mógłbyś sam? Ja tutaj poczekam.
Tommo pokiwał głową i złożył delikatny pocałunek na czole chłopaka. Po raz kolejny zbeształ sam siebie za nieodpowiednie zachowanie, lecz nie potrafił się powstrzymać od całowania go, czy dotykania tych loczków.
- Oczywiście. Może zadzwonić do Nialla, żeby do ciebie przyjechał?
*
Liam westchnął, patrząc na ich pokój. Spędził w nim dwadzieścia cztery lata... Szmat czasu. Tyle wspomnień, wydarzeń wiązało się z tym miejscem. To tutaj uczył się na sprawdziany, przeżywał pierwsze niepowodzenia, śmiał się i płakał, Hazz robił swoje pierwsze kroczki, tulił go do snu, kiedy przychodziły koszmary. Nie jeden raz został zlany przez matkę, stracił wiarę w szczęśliwe życie, świętował zdanie egzaminów, pierwszy raz w życiu został zaproszony na randkę... Wydarzyło się tak wiele. Te kilka metrów kwadratowych było przesiąknięte jego emocjami, a teraz miał je po prostu zostawić.
Ale cieszył się. Kiedy tylko Zayn zaproponował mu wspólne mieszkanie miał ochotę od razu się zgodzić. Pragnął się stąd wyrwać bardziej, niż czegokolwiek innego. Jedynie troska o braciszka nie pozwalała tego uczynić. Dopiero zapewnienia Malika, że u Louisa będzie mu dobrze, przekonały go. Nie ufał Tomlinsonowi, jednak wciąż o wiele bardziej, niż swojej matce. A o ile Liam był w stanie wytrzymać w takim świecie, tak Harry zasługiwał na o wiele więcej. Na udane życie w normalnym mieszaniu, będąc otoczonym miłością; nie czymś takim.
- Wszystko dobrze? - spytał Zayn, obejmując ukochanego od tyłu.
- Tak. Nie mogę uwierzyć, że to koniec, wiesz?
- To nie koniec. To dopiero początek.
Szatyn odwrócił się i delikatnie pocałował partnera. Wciąż nie mógł uwierzyć, że słowa o rozstaniu były w stanie opuścić jego usta. Choćby nie wiem, jak bardzo był wściekły oraz przerażony, nie mógł stracić swojego promyczka, swojego szczęścia.
- Cieszę się, że cię mam - szepnął.
- Dobra, gołąbeczki, pomożecie mi to znosić do samochodu, czy dalej będziecie się migdalić? - spytał Louis z torbą z ubraniami Stylesa w ręce.
- Już, już, księżniczko - prychnął brunet. - Dobrze, że to nie ja będę musiał się z tobą na co dzień użerać. Biedny Harry...
Tommo uniósł brew i wcisnął w ręce przyjaciela bagaż.
- Królowa, jak już. Ktoś tak szlachetnie urodzony, jak ja nie powinna się przemęczać. Możesz zanieść.
Malik jedynie pokręcił głową, nie zamierzając się kłócić ze starszym. Na odchodne pokazał mężczyźnie środkowy palec, na co Payne zaśmiał się cicho. Również wziął plecak i pobiegł za ukochanym, żeby mu jakoś pomóc.
Tomlinson w tym czasie rozejrzał się po pokoju. Pomyśleć, że Styles mieszkał tutaj całe życie... Tommo uciekłby przy najbliższej okazji. Zaciekawiony podszedł do stosu płyt, które jeszcze nie zostały zabrane. Z delikatnym uśmiechem zaczął je przeglądać, wyobrażając sobie, jak loczek biegał po pokoju, śpiewając z wokalistami tych zespołów. Był pewny, że tak to musiało wyglądać.
- Co to za przystojniak tutaj przyszedł? - odezwał się nieco zachrypnięty, kobiecy głos. Szatyn odwrócił się w stronę drzwi, gdzie stała matka Hazzy w skąpej sukience oraz papierosem w dłoni. W pewnien sposób przypominała mężczyźnie Babę Jagę z opowieści dziadków. Uśmiechała się z wyraźną kpiną, lustrując gościa. - O tej porze nie przyjmuję, ale dla takiego ładnego chłopca mogę zrobić wyjątek.
- Jestem po rzeczy Harry'ego. Więcej nie będzie tutaj mieszkał.
- Oh, to z tobą się pieprzy?
- Słucham? - wykrztusił Lou.
- Zostaw go - warknął Liam i pociągnął kobietę za rękę do tyłu.
- Puszczaj, niewdzięczny bachorze! Jak traktujesz własną matkę? - krzyknęła, próbując się wyrwać.
- A ty swoje dzieci? - Payne zaciągnął rodzicielkę do jej pokoju.
W tym czasie Tomlinson oraz Malik patrzyli na siebie, obaj myśląc dokładnie o tym samym - o ogromnej różnicy, jaka dzieli ich rodziny a tę partnerów. Nie byli w stanie zrozumieć, jak mama może się tak zachowywać...
Na szczęście był to już koniec ich koszmaru, a tę noc bracia wreszcie mogli przespać w nowym domu z nowymi perspektywami...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top