42. Teraz pocałuj mnie, głupku.
Styles zaraz po kolejnym wywiadzie pojechał do Louisa. Jego kariera bardzo szybko się rozwijała, być może nawet za szybko, przez co czasami zaczynał tracić nad tym kontrolę, ale wiedział, że później się to unormuje. Nick mu we wszystkim pomagał i był bardzo wdzięczny mężczyźnie za to - gdyby nie on pewnie nie poszłoby wszystko tak gładko. Gdyby tylko sfera uczuciowa układała się po jego myśli...
Teoretycznie powoli relacja z Tomlinsonem wracała do dawnego, ale... czy on tego chciał? Nie. To było za mało. Harry pragnął, aby Lou też go pokochał, lecz powoli zaczynał tracić nadzieję. Być może szatyn nigdy nie odwzajemni jego uczuć... jednak on wciąż się starał. Te resztki wiary w szczęśliwe zakończenie poświęcił mężczyźnie, robiąc wszystko, aby zwrócił na niego uwagę, mając nadzieję nigdy nie przekroczyć granicy bardziej, niż już to zrobili.
- Prze-estań! - krzyczał, próbując uciec od dłoni ukochanego, bezlitośnie atakujących jego boki. On naprawdę nienawidził łaskotek.
A Tommo nie zamierzał szybko odpuszczać, widząc jak zestresowany ostatnio chodził chłopak. Przecież, co jest lepsze od odrobiny śmiechu? Przy okazji zaprawdę pięknego śmiechu. Może nie był najlepszym materiałem na przyjaciela dla niego, ale się starał być chociaż dobrym kolegą. W końcu przestał na chwilę i uśmiechnął się niewinnie.
- Teraz przestaniesz marudzić i uwierzysz mi, że jesteś najlepszy?
- Teraz pocałuj mnie, głupku - wypalił Hazz. Już kilka razy skradali sobie buziaki, ale wciąż loczek nie czuł się pewnie z domaganiem się pieszczot. A bardzo je lubił nawet jeśli wiązały się z ogromnymi rumieńcami.
Natomiast Lou nie mógłby mu odmówić, choć czuł, że nie jest to odpowiednie. Nie, widząc pod sobą dyszącego ze zmęczenia po łaskotkach, uroczego, zaczerwienionego chłopaka. Był nim tak bardzo oczarowany... Pochylił się, od razu spełniając prośbę Stylesa. Zamruczał cicho, kiedy brunet przeniósł jedną z dłoń w jego włosy. Miał wrażenie, że coraz bardziej uzależniał się od tych maliniowych ust.
H westchnął cicho, czując przyjemny ciężar na sobie oraz te miękkie wargi. Uwielbiał tego mężczyznę z całego serca. Jeszcze bardziej się zarumienił, kiedy pocałunek zaczął stawać się coraz bardziej namiętny... Ale nie potrafił powiedzieć stop. Rozum kazał mu to zrobić, lecz ciało tylko jeszcze bardziej go do siebie przyciągało. W tamtym momencie nic więcej nie było mu potrzebne do życia, byłby gotów rzucić szkołę, karierę, muzykę, jeśli dane by mu było nie rozstawać się z tym obezwładniającym uczuciem, z miłością jaką czuł do niewłaściwej osoby i z każdą kolejną sekundą dalej się oszukiwać i wmawiać, że nie jest to jednostronne...
I nagle słodka bańka pękła, niczym balonik, który wpadł w ciernie. Ostre kolce wbijały się w miejsca, gdzie jeszcze zdecydowanie nie aż tak dawno temu pewna osoba zaciskała dłonie na jego szczupłym ciele, a serce rozdzierał ten sam ból... Niestety, gdy Louis przeniósł ręce na biodra chłopaka, ten odepchnął go szybko od siebie, nie kontrolując swojego ciała. Zacisnął powieki, mając nadzieję uniknąć tego wzroku obrzydzenia. Na pewno tak było, Tommo uważał go za ohydnego, niewartościowego.
Jednak mylił się, a na twarzy starszego jedynie malowało się zmartwienie. Ostrożnie pogłaskał go po policzku i złożył delikatny pocałunek na czole. Nie powinien się śpieszyć... Przeraził się tym grymasem bólu, nie chciał go skrzywdzić.
- Harry, skarbie, spokojnie...
Skarbie.
Loczek ostrożnie spojrzał na szatyna i lekko przygryzł wargę. Nie wyglądał na złego... A może nie wiedział? Może nie był świadom, jak brudny był Styles? Lepiej, żeby tak pozostało. Hazz będzie się wciąż uśmiechał i udawał, że nic się nie stało, nieważne, jak będzie bolało.
- Przepraszam...
- Hej, nie masz za co. To ja nie powinienem naciskać. Już dobrze?
Hazz ostrożnie skinął głową i pocałował szatyna w policzek. Nic się nie wydarzyło. Już chciał po raz kolejny sięgnąć ust mężczyzny, gdy zadzwonił jego telefon. Miał ochotę zwyzywać osobę, która mu przerwała, ale należy traktować wszystkich z szacunkiem, tak? Zmarszczył brwi, widząc imię Malika na wyświetlaczu.
- Hej...? Co jest?
Miał przez moment wrażenie, że słyszy szloch, ale nie był pewny. Może to tylko wiatr? Mimo wszystko poważnie się zmartwił, nie dostając od razu odpowiedzi.
- Gdzie jesteś? Chodzi o... Musimy porozmawiać - westchnął.
- U Louisa. Będę czekać.
Zayn nawet się nie pożegnał, od razu się rozłączając. H zaskoczony spojrzał na ukochanego.
- Dziwne...
- Zaraz się wyjaśni, o co chodzi - uspokoił go Tomlinson i poklepał swoje udo.
Brunet od razu wpakował mu się na kolana i posłał delikatny uśmiech. Czuł się bardzo onieśmielony uważnym spojrzeniem tych błękitnych oczu. Nienawidził tego, jak jego ciało reagowało na bliskość starszego. Jak bardzo pragnął jednocześnie uciec oraz pocałować go. Jak bardzo był zagubiony. Jak bardzo jest to nieszczęśliwa miłość.
Zayn nawet nie bawił się w puknie do drzwi, od dawna był to jego drugi dom. Poza tym potrzebował szybko Stylesa - tylko on mógł mu pomóc! Zastał go w salonie, całującego z Louisem, co w normalnych okolicznościach pewnie by go to zdenerwowało, ale wtedy był tak zmęczony psychicznie, że właściwie nie specjalne go to obchodziło. Najważniejszy aktualnie był Liam, którego mimo starań nie mógł znaleźć.
- H-Harry...
Loczek od razu podbiegł do mężczyzny i mocno go przytulił. W tamtym momencie nie liczyło się nic, co dotyczyło ich burzliwej przeszłości, problemów, kłótni, uprzedzeń... Nie w momencie, kiedy Malik wyglądał, jakby właśnie ktoś wyrządził mu najpodlejszą krzywdę. Prawie się słaniał, prawdopodobnie gdyby nie ramiona Hazzy, dłużej by nie ustał o własnych siłach. Mocno zaczerwienione oczy wciąż nosiły ślady łez, które brunet zdążył wypłakać w trakcie poszukiwań ukochanego. H nigdy nie widział go tak zrozpaczonego, co w tamtym momencie. Jednak wciąż gdzieś tliła się w nim determinacja, choć trochę pocieszając chłopaka. Kołysał nimi powoli, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Bo będzie. Zawsze jest. Miał wrażenie, iż nigdy nic ich tak nie łączyło, jak cierpienie...
Zayn ukrył twarz w zgłębianiu szyi kolegi, mocno się w niego wczepiając. Jego jedyną nadzieję. On musiał wiedzieć, gdzie jest Liam. Na pewno. Wtedy będzie mógł pojechać do ukochanego i go zabrać stamtąd. Może nie jest za późno? A kiedy mężczyzna dojdzie do siebie, namówi go na odwyk. Tak, to brzmi jak plan idealny. Liam jest za dobry na takie życie.
- Zayn, stary, co jest? - spytał Tomlinon, klepiąc lekko przyjaciela po plecach.
Malik odsunął się od loczka z nową energią. Uda się, pomoże Liamowi. Payne go kocha, robił dla niego wszystko, teraz nie może być inaczej.
- Gdzie on może być?
- Kto? Liaś? - spytał zdziwiony H, mając w pamięci, że dzisiaj mieli się widzieć. Malik nie skrzywdził jego brata, prawda? Nie mógł?
Brunet wziął głęboki wdech i skinął głową. Nie był pewny, czy chce mówić takie rzeczy przy Louisie, wiedząc jaki impulsywny bywa, ale teraz już nie miał jak się wycofać; mężczyzna z pewnością i tak będzie go męczyć o wyjaśnienia. Pozwolił się poprowadzić na kanapę, choć nogi wciąż miał, jak z masy plastycznej, która nie była w stanie udźwignąć jego ciężaru myśli oraz problemów.
- On... Mieliśmy jechać do restauracji, ale w pewnym momencie bardzo źle wyglądał i... I kiedy się zatrzymałem na światłach, zabrał mój portfel, uciekł... Domyślam się, na co mu moje pieniądze, ale nie wiem gdzie jest. Martwię się o niego, musimy mu pomóc.
- Kurwa... - przeklął cicho Hazz i od razu sięgnął po swój portfel. - Ile mam ci oddać?
Malik machnął ręką na pytanie chłopaka.
- Nie chcę, żebyś mi oddawał; taka mała suma nie zrobi mi różnicy. Choć liczę odzyskać dokumenty. Chodzi o Liama. On... wyglądał, jak ktoś zupełnie inny. Boję się o niego.
Styles westchnął cicho, szczerze współczując Zaynowi. Położył dłoń na jego ramieniu i lekko je ścisnął, pragnąc mu tym pokazać, że jest obok.
- Witaj w mojej codzienności. Jeśli to dla ciebie za dużo, odpuść już teraz i nie złam mu bardziej serca. Zrozumiem, myślę, że on też...
Malik odsunął się od chłopaka i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Czy on sugerował, że ma z nim zerwać? Nie ma nawet takiej opcji! Jego serce rozpadłoby się w drobny mak, gdyby miał żyć dalej bez Payne'a, bez tego uśmiechu, pocałunków, poczucia bezpieczeństwa, które mu dawał? Był przy nim, kiedy nie mógł ustać na nogach i on również będzie. Pomoże mu.
- Kocham go i nie zostawię. Słuchałeś mnie? Wiedziałem, że bierze zanim go poznałem, a mimo to pozwoliłem mu zamieszkać w moim sercu i tak łatwo się z niego nie wyprowadzi. Przekonam go na odwyk.
- Myślisz, że ja nie próbowałem?
- To nie ma znaczenia - pokręcił głową. - Będę się starał dalej.
Loczek był szczerze zaskoczony postawą piosenkarza. Nie spodziewał się takich deklaracji po tym, co się wydarzyło. Jednocześnie był dumny z niego, nie każdy miałby odwagę ciągnąć taki związek... Przytulił mężczyznę, w duchu licząc, że chociaż jemu się uda. Może w końcu uda im się wyprowadzić Liama na prostą? W końcu się stamtąd wyniosą, przecież H zaczyna zarabiać więcej pieniędzy, a przy tym Payne ma powód by żyć... O ile Zayn nie straci sił by walczyć o tę miłość.
- Oh, przestań wymyślać! - wtrącił się Louis. - Ciągle musisz się pakować w toksyczne związki. To nie jest facet dla ciebie, nie widzisz tego?
- Liam nie jest toksyczny, tylko uzależniony - warknął Zayn znad ramienia loczka.
Szatyn założył ramiona na piersi i uniósł brew. Znowu zaczyna się zabawa. To nie tak, że czuł niechęć do brata Harry'ego; wręcz przeciwnie - mogliby się kiedyś zaprzyjaźnić, ale tutaj chodziło o coś więcej. Malik miał po prostu tendencje do wiązania się z nieodpowiednimi osobami, które go ściągały na dno, a później Tommo musiał go wyciągać. Już za dużo łez przyjaciela wsiąknęło w jego bluzkę, aby z radością akceptował związek z narkomanem.
- Stary, zrozum, że wyciągnięcie go z tego bagna na pewno nie będzie takie łatwe, jak ci się wydaje. Chcę żebyś był szczęśliwy, tylko tyle.
- Jestem szczęśliwy z Liamem. Przy nikim nie czuję się tak bezpieczny i wolny, jak przy nim.
- Nawet przy mnie? Osobie, która cię broniła całe życie?
Malik westchnął cicho, będąc coraz bardziej rozdrażniony. To jest jego życie, on decyduje za siebie, a nie Tomlinson! Louis cały czas uczył go, że powinien być asertywny, samodzielny, ale najwyraźniej nie tyczyło to wszystkich osób?
- Tak. Ponieważ on w przeciwieństwie do ciebie, nie tylko się o mnie troszczy, ale też pozwala rozwinąć skrzydła, a nie ciągle krytykuje - warknął.
Louis zawsze był trochę za bardzo impulsywny, a szczególnie kiedy tyczyło to ważnych dla niego spraw. Jak dajmy na to Zayn. Dbał o niego tyle lat, a ten tak mu się odpłaca? Prychnął cicho, wzrok przenosząc na szyję przyjaciela. Oczywiście...
- Liam nie jest złym człowiekiem, lubię go, ale nie rozumiesz, że to się źle skończy?! Pieprzyłeś się z nim i już wielka miłość, aż po grób?
Zabolało bardziej, niż Malik by sobie tego życzył. Ale zawsze mimo maski obojętności, wewnątrz serca był bardzo kruchy. A gdy ktoś próbował w nie ugodzić, maska wykrzywiała się w grymasie złośliwości.
- W przeciwieństwie do ciebie, który się jebie z każdym bez miłości, a później narzeka jaki jest samotny?
- Uspokójcie się! - wtrącił się Hazz, widząc, że ta dyskusja idzie w bardzo złym kierunku. - To jest życie Zayna i jego decyzja. Życzę ci, żebyś nie żałował - spojrzał na bruneta - bo związek z uzależnioną osobą musi być cholernie trudny... Ale wracając do twojego pytania, nie powiem ci, gdzie jest. Tylko raz widziałem go pod wpływem i nie chcę, abyś również tego doświadczył. To już nie jest Liam... Zaufaj mi.
- To co mam zrobić?!
- To co ja: czekać i modlić się, że wróci żywy.
Piosenkarz pobladł, wpatrując się w chłopaka. Modlić się, że wróci żywy... Ukrył twarz w dłoniach, będąc przerażony tą myślą. Co jeśli... Co jeśli go straci...? Zapłakał cicho, czując ramiona szatyna obejmujące go. Mogli się kłócić, wyzywać, obrażać, ale kochali się nade wszystko i zawsze byli gotowi stanąć w obronie drugiego.
Mężczyzna nie wyobrażał sobie zrywać z Liamem. Może za szybko i za bardzo się przywiązał, ale prawda była taka, że zdążył poznać setki, jak nie tysiące ludzi, a mimo to nikt nie zdążył poznać go tak bardzo, jak właśnie Payne i to bez słów, nikt nie rozumiał go, jakby znali się od lat i nikt nie wprowadzał w jego życie takiej harmonii. Prawdopodobnie nie potrafił przez to spojrzeć na niego z tym chłodnym dystansem, co wszyscy dookoła, lecz to nie miało znaczenia. Potrzebowali się nawzajem i nic innego się nie liczyło.
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
Przepraszamy za przerwę :<
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top