37. ...Tommo skrzywdził Harry'ego?

Zayn może nie był najsilniejszy, ale wykorzystał element zaskoczenia, dzięki czemu sprawnie powalił mężczyznę na podłogę. Chwilę później, nim ktokolwiek zdążył zareagować, padł pierwszy cios. Gniew przysłaniał zdrowy rozsądek, przyświecała mu jedynie chęć mordu. Mógł nie żywić do chłopaka głębszych uczuć, ale nikt nie miał prawa go skrzywdzić. Ani nikogo innego. Malik z pewnością stanąłby w obronie każdej jednej osoby, jednak tutaj chodziło o Harry'ego. O tego delikatnego, niewinnego dzieciaka. Trudno mu było sobie wyobrazić, że ktoś mógłby chcieć go tak wykorzystać; to zdawało się być podobne do barbarzyństwa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mu się stało, a on by nie zareagował. Ale gdzie był Louis?! Miał się nim zaopiekować! Przecież gdyby piosenkarz akurat nie potrzebował pójść do toalety, gdyby się chwilę spóźnił...

- Z-Zayn...

Malik wyprostował się i spojrzał na chłopaka. Dopiero jego cichy głos wbudził mężczyznę z tego amoku. Był zmęczony, bolały go ręce, ale odczuwał chorą satysfakcję, widząc obitą twarz niedoszłego gwałciciela. Nie specjalnie obchodziło go, czy ktoś się dowie, co zrobił i będzie miał problemy. Nie wobec takiej sytuacji. Nie kiedy, ktoś śmiał tak potraktować Stylesa.

Loczek nie mógł dłużej się powstrzymywać i padł na kolana przed toaletą. Wymiotował z tych nerwów, nadmiaru emocji oraz obrzydzenia do tego mężczyzny... I samego siebie. Miał ochotę zadrapać z siebie wspomnienie tego ust, dłoni, ciała... Czuł się brudny, niewiarty... Przecież gdyby nie Malik, gdyby mu nie pomógł, gdyby szczęśliwy los nie sporowadził go tutaj.... Hazz jak zawsze nie potrafił sobie sam poradzić, był taką żałosną ciotą...

Zayn podał mu papier toaletowy, żeby wytarł swoje usta i objął chłopaka. Młodszy wtulił się w niego, szlochając głośno. Trząsł się cały, nie potrafiąc się uspokoić, a piosenkarz tylko głaskał jego plecy. Nie był w stanie znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby choć trochę go pocieszyć, dlatego tylko w ciszy trzymał go blisko, pozwalając się wypłakać. Chciał porozmawiać z Louisem, wyjaśnić dlaczego złamał zobowiązanie, ale teraz H był ważniejszy. Kołysał nimi powoli, nawet nie zwracając uwagi na mężczyznę, jęczącego z bólu metr dalej.

- D-Dziękuję... - szepnął Harry, łamiącym się głosem. - Prze-epraszam... Nie powinienem... iść sam...

- Sh... To nie twoja wina. Niezależnie od tego gdzie, z kim idziesz, jak się ubierasz, jak się czujesz, nikt nie ma prawa cię dotknąć bez twojej zgody, rozumiesz?

Młodszy pokiwał głową, cały czas będąc mocno wtulony w kolegę. Ale czy na pewno? Skoro już drugi raz w ciągu tygodnia ktoś próbował... Kolejne spazmy opanowały jego ciało, a niechęć w stosunku do samego siebie i swojego ciała rosła. Jak on mógł się pokazać taki Louisowi? Taki... Nieczysty. W pewnym momencie zaczynało brakować mu powietrza w płucach, oddech stał się urywany, choć myśl o uduszeniu nie wydawała się być tak tragiczna w jego sytuacji. Umrze po wydaniu pierwszej piosenki w toalecie w klubie. Czy nie brzmi to świetnie?

- Hej, spokojnie. Powolutku oddychaj, tak? Tak, jak ja - powiedział Malik i zademonstrował chłopakowi.

Hazz dopiero po chwili próbował powtórzyć po nim, aż w końcu w miarę się uspokoił. Wciąż płakał, wciąż czuł się jak śmieć, wciąż go bolało, wciąż żałował, że w ogóle tutaj przyszedł, ale przynajmniej się nie dusił. Nie żeby nie chciał, lecz instynkt przetrwania był silniejszy.

- Dasz radę wstać? Pójdziemy do samochodu.

Styles powoli się podniósł przy pomocy mężczyzny. Czuł się tak bardzo upokorzony i żałosny, kiedy musiał podciągnąć spodnie. Jednak starszy tylko się do niego delikatnie uśmiechnął, chyba pierwszy raz tak szczerze i czule. Objął chłopaka, pomagając mu wyjść z klubu. Wydawał się w jego ramionach taki kruchy, bezbronny... Był wściekły na Louisa, że go zostawił. Po drodze natknął się na Nialla, który od razu podbiegł widząc ich.

- Co jest grane? Curly?

- Pomóż mi go zaprowadzić na zewnątrz.

Horan bez zbędnego przedłużania ujął loczka pod ramię i wspólnie ruszyli w kierunku wyjścia. Styles odetchnął cicho, kiedy zimno uderzyło go w twarz. Był to piekący ból, zupełna odmiana od tego, czego można było doświadczyć w klubie, wręcz, jakby dziadek mróz właśnie go spoliczkował. Nieco otrzeźwiło to chłopaka, a przynajmniej na tyle, że był w stanie ustać na nogach bez pomocy kolegów. Jednak wciąż czuł się, jak szmata.

- Chcesz wrócić do domu? - spytał Zayn, kiedy Niall pobiegł po ich kurtki.

- N-nie, proszę. Nie teraz... - zapłakał cicho. Nie wiedział, jak miałby to wytłumaczyć Liamowi, jak spojrzeć mu w twarz. Musiał się uspokoić.

- Spokojnie, może wolisz do mnie?

Po chwili wahania młodszy skinął głową i spojrzał na mężczyznę z wdzięcznością. Wiatr coraz bardziej wkradał się pod jego koszulkę, liżąc swymi językami szczupłe ciało bruneta. Cały dygotał, choć na swój sposób ciesząc się z takiego rozwoju spraw. Było mu na tyle zimno, że nie był w stanie myśleć o niczym innym. Co nie zmienia faktu, iż z ulgą przyjął swoją kurtkę i zasunął się do samego końca. Wciąż czuł wszechogarniający chłód, jednak przynajmniej uniknął tego mroźnego oddechu zimy. Wtulił się w ciało blondyna, pragnąc odnaleźć odrobinę ciepła, miłości, bezpieczeństwa. Chciał wierzyć, że teraz nic mu się nie stanie.

- Wyjaśni mi ktoś, o co chodzi? - spytał Horan, głaszcząc bruneta po głowie. Nigdy nie widział, go w takim stanie i nie mógł pojąć, jak to się stało. I dlaczego nie ma Louisa? Czy to Tommo skrzywdził Harry'ego?

Styles spiął się, znowu powracając myślami do sytuacji sprzed kilku minut. A może godziny? Sam już nie widział, ile minęło czasu. Nie liczyło się, jak dawno, ale że się w ogóle stało.

- Ja... Ktoś próbował... On mnie... Dotykał...? - szepnął, nie będąc w stanie tego powiedzieć. To było za trudne dla niego.

Niall zaskoczony spojrzał na Zayna, na co brunet skinął głową. Blondynowi pękło serce, na samą myśl o tym, że ktoś mógłby chcieć go skrzywdzić. Mocniej przytulił bruneta, pragnąc odebrać mu choć trochę tego bólu. Gdyby tylko mógł...

- Zaraz wracam, a wy możecie zamówić taksówkę - powiedział Zayn i nim padło jakiekolwiek pytanie, już go nie było.

Malik bał się, że w takim tłumie prędko nie znajdzie przyjaciela, ale okazało się to o wiele prostsze, niż zakładał. Gniew wzrósł u niego do kolosalnych rozmiarów, widząc szatyna całującego się z jakąś laską przy ścianie. Całe szczęście, iż Styles tego nie widział, bo inaczej całkiem jego serce by się rozpadło. Tomlinson był mu bratem, ale w tamtym momencie miał ochotę się do niego nie przyznawać. Żadne cenzuralne słowo nie przychodziło mu do głowy w tamtym momencie, które mogłoby oddać to, za kogo go uważał. Harry przeżywał takie dramaty, a ten jakby nigdy nic się lizał z jakąś laską?!

Wściekły podszedł do przyjaciela i odciągnął go od brunetki. Szatyn zaskoczony i zdezorientowany spojrzał na Malika, kiedy odbił się plecami od ściany. Po raz kolejny ktoś miał odebrać mu taką okazję? Miał wielką ochotę wygarnąć mężczyźnie, że takich rzeczy nie robi się kumplowi, kiedy nagle dostał w twarz. Z liścia, więc nie bolało, aż tak, bardziej uderzyło to w jego serce. Przez całe lata ich znajomości pobili się może z dwa razy, ale nigdy na poważnie. A w oczach Malika czaiło się coś, co pokazywało, iż nie ma w tym grama żartu. Przyłożył dłoń do policzka, wpatrując się zdezorientowany w Zayna.

- Co ty, kurwa, wyprawiasz?! - warknął piosenkarz.

- Ja?! A kto mnie bije po mordzie bez powodu?!

Kate, widząc, że już kolejna szansa na zaciągnięcie Louisa do łóżka spełzła na niczym, taktowanie się wycofała, aby nie dostać rykoszetem.

- Słyszałem, że trawka wypala szare komórki, ale tobie już nic nie zostało?

Louis mimowolnie się zaśmiał. Chciał się złościć, ale chyba na Malika nie potrafił. Zamiast tego jedynie pokręcił głową. Szumiało mu w uszach od spożytego alkoholu, a myśl o aksamitnie delikatnej skórze dziewczyny, która właśnie się oddaliła, wciąż zaprzątała mu umysł.

- Co jest? Stary, widziałeś, jak ona wyglądała? Lepiej, żebyś miał powód się tak zachowywać.

Brunet obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem. On zawsze taki był, a Zayn po prostu tego nie dostrzegał, czy nie zanotował momentu, kiedy tak bardzo się zmienił? Gdyby nie łącząca ich przeszłość, zacząłby wstydzić się nazywać go przyjacielem. Ale tych się nie zostawia, prawda?

- Miałeś zająć się Harrym. Jak to się stało, że teraz pożerałeś twarz jakieś laski?

Tommo potrzebował chwili, żeby przetworzyć informacje. Zmarszczył brwi, szukając w swojej głowie, gdzie ostatni raz widział loczka. W końcu uśmiechnął się szeroko, dumny z siebie, że znalazł tę informację w swojej pamięci.

- Poszedł do kibla! Właśnie. A później miał wracać do stolika.

- I puściłeś go samego? W klubie? Akurat jego? Kurwa, Louis, Harry wymaga opieki nawet na chodniku, a co dopiero w takim miejscu!

Tomlinson machnął ręką lekceważąco. A co on, niańką jest? Mógł iść, owszem, ale czy musiał? Nie. Styles jest dużym chłopcem.

- Przesadzasz. Sam sobie da radę. Stało mu się coś? Na pewno nie. Więc wybacz, ale byłem odrobinkę zajęty.

- Widzę, że średnio cię to obchodzi, ale dla twojej świadomości, gdybym nie polazł do kibla, Harry padłby ofiarą gwałtu. Ale skoro masz go głęboko w dupie, to chociaż nie udawaj przed nim, że jest inaczej. Chyba zasługuje na jakiś szacunek, hm?

Malik bał się, że powie o wiele za dużo, czego będzie później żałował. Louis mógł być chujem, ale wciąż był mu bliski i mimo chwilowej niechęci, nie mógł przekreślać tej relacji. Musieli poważnie porozmawiać, kiedy obaj będą trzeźwi. Zdecydował się zostawić mężczyznę z tym pytaniem, a samemu wrócić do Stylesa i Horana.

Tommo przez moment czekał na śmiech bruneta, sądząc, że to jakiś żart. Niesmaczny, ale każdy ma swoje poczucie humoru, tak? Jednak widząc oddalającą się sylwetkę przyjaciela, która w szybkim tempie zniknęła mu w tłumie, zrozumiał, że to prawda. Ktoś naprawdę mógł chcieć skrzywdzić Harry'ego? Wykorzystać jego niewinność w tak okrutny sposób? A jego nie było obok, aby stanąć w obronie... Przeklął pod nosem, czując, iż w tamtym momencie to było zdecydowanie za dużo na jego głowę.

- Kto ma najpiękniejszy uśmiech w całym Londynie? Mogę go zobaczyć? - spytał Niall, próbując choć trochę pocieszyć chłopaka. Póki co najlepiej wychodziły mu żarty, dzięki którym choć trochę odciągał myśli loczka od tego zdarzenia.

- Nie mam ochoty się uśmiechać - odparł Zayn, stając za Stylesem.

Chłopak zaśmiał się cicho, spoglądając na bruneta. Było mu strasznie zimno, bolała głowa, czuł się upokorzony, ale chociaż miał swoją przytulankę Irlandczyka. Starał się wyrzucić złe wspomnienia ze swojego umysłu i udawać że nic się nie stało. To tylko mu się śniło. Zapomnieć.

- A... A Louis? - spytał cicho Hazz. - Co z nim?

- Um... Był trochę zajęty - mruknął Zayn - ale nie przejmuj się, pewnie niedługo wróci do domu.

Styles skinął głową, czując niewielki uścisk w piersi. Chciał zobaczyć się z nim, przytulić... Ale z drugiej strony może to i lepiej? Nie powinien na niego takiego patrzeć...

- Już jest taksówka, chodźmy, maluszku - powiedział Niall i poprowadził chłopaka do samochodu. Było jeszcze tak dużo do wyjaśnienia, ale to nie była odpowiednia pora.

- Maluszku? - zdziwił się H, mimo wszystko lekko się uśmiechając.

Niall wzruszył ramionami i cicho się zaśmiał. Tak długo, jak kąciki ust chłopaka unosiły się do góry, było dobrze. Choć czuł, iż czekała ich jeszcze bardzo długa noc pełna łez i cierpienia...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top