36. ...wolał być już martwy, niż przez to przechodzić.
Harry zdecydował, że tego dnia naprawdę nie upije się tak bardzo. Chciał cokolwiek pamiętać z tego wyjścia - już za dużo go omijało, aby znowu miał następnego dnia obudzić się z czarną dziurą. Dlatego tym razem zdecydował się zacząć od delikatnego drinka, tak tylko żeby trochę mu szumiało w głowie, ale nie zagłuszało zdrowego rozsądku. Może jednak trochę przyćmiewał, gdyż już kilka razy zastanawiał się, jak poprosić Zayna lub Louisa o możliwość zapalenia z nimi trawki. Przecież brzydził się narkotykami. Choć z drugiej strony ciekawiło go, co kryje się w nich takiego, że przyciąga masę ludzi. Czy mogło być faktycznie takie źle? Oni przecież by się nie niszczyli, prawda? Jednak złożył sobie już kilka obietnic, czego nigdy nie zrobi i narkotyki też do tego należały. Te miękkie również. Choć z drugiej strony nie chciał się całować z kimś bez miłości, a już dwa razy mu się zdarzyło... Być może i więcej, ale Tomlinson mu tego nie mówił. Chociaż jakby na to nie spojrzeć, był zakochany w mężczyźnie. Tylko Tomlinson w nim niekoniecznie.
- Jak dalej tak będziesz na niego patrzeć, to nie będziemy potrzebowali zapalniczki - stwierdził Lou po dłuższej chwili milczenia.
- Hm?
Szatyn zaciągnął się jeszcze raz i podał skręta Stylesowi. Loczek zaskoczony spojrzał na jego wyciągniętą rękę, a następnie w oczy mężczyzny. Nieco nieobecne, zaczerwienione, ale wciąż piękne. Jak najczystrzy kolor oceanu... Czy mógł mieć złe intencje? Może powinien mu zaufać i przyjąć? Tomlinson nie pozwoliłby, aby stała mu się krzywda.
- Louis, przestań - mruknął Niall. - Naprawdę nie mogłeś się powstrzymać?
Horan cały czas miał w pamięci ich pierwszą imprezę, kiedy to chłopak prosił Zayna, aby nie palił trawki przy nim. A teraz Tommo też musiał? Blondyn miał wrażenie, że mężczyzna coraz mniej interesuje się Harrym, co szczerze niepokoiło go. Już nawet nie patrzył na zakład, przecież to tylko sto funtów, ale Styles zdążył się bardzo zaangażować. Każdy dookoła wyraźnie widział, jak podążał wzrokiem za mężczyzną tymi maślanymi oczami. Był niemal pewny, że chłopak był gotów zrobić dla Louisa prawie wszystko. A Tomlinson tak łatwo mógł to wykorzystać... Musiał poważnie porozmawiać z przyjacielem, dla dobra loczka.
Hazz nieśmiało uśmiechnął się do Nialla, odczuwając szczerą ulgę, że stanął w jego obronie. Sam prawdopodobnie mógłby ulec szatynowi, a naprawdę nie chciał. Musiał w sobie wypracować asertywność. Niestety było to przy nim trudne, gdyż naprawdę bardzo chciał podobać się Louisowi. Chciał wierzyć, że ma jakieś szanse i uda mu się zdobyć jego serce.
Tommo tylko wywrócił oczami i zgasił skręta. Nie to nie. Zamiast niego sięgnął po szklankę whisky, która zawsze smakowała najlepiej po odrobinie trawki; można rzecz wyostrzała się. Harry o dziwo zdawał się być cichszy, niż zazwyczaj, co nieco zmartwiło go. To jednak była impreza dla loczka, więc powinien się bawić najlepiej z całej czwórki, tak? Po krótkim zastanowieniu poklepał chłopaka po kolanie i wyciągnął rękę.
- Może zatańczymy?
Styles od razu się rozpromienił i skinął głową. Louis mógł się oszukiwać, ile chciał, ale w chłopaku być tak magnetyzujący urok... Jednak nie był pewny, czy wytrzymałby nerwowo z nim na dłuższą metę. To chyba po prostu nie dla niego. Poprowadził bruneta na parkiet, dłoń cały czas trzymając na dole jego pleców, aby przypadkiem się nie zgubił.
Niestety chłopak tego dnia coś słabo przejmował alkohol, być może zawinił też stres, ale już po pierwszej piosence oparł głowę o ramię ukochanego, czując mocne zawroty. Chyba nie powinien dzisiaj w ogóle iść do klubu... Choć z drugiej strony nie chciał sobie niszczyć zabawy, nie byli jeszcze za długo, aby miał ochotę wracać. Albo inaczej - pragnął znaleźć się już w łóżku, ale jego cząstka bardzo chciała się dobrze bawić. Ostatecznie postanowił się przewietrzyć, czy też chociaż opłukać twarz wodą na otrzeźwienie. To na pewno mu pomoże.
- Lou...
- Tak?
- Chyba muszę do toalety. Niedługo wracam, dobrze?
Szatyn przyjrzał się chłopakowi i przyłożył dłoń do jego czoła. Niewyraźny głos chłopaka, jakoś nie nastrajał go pozytywnie.
- Iść z tobą?
- Dam radę, dziękuję.
Tommo skinął głową i uśmiechnął się lekko.
- Jakby coś to wracaj do stolika, a nie będziesz mnie szukał w tłumie.
Loczek skinął głową i uśmiechnął się lekko.
- Dobrze.
Resztkami odwagi dał mężczyźnie krótkiego buziaka i udał się w kierunku toalet. Piekły go policzki ze wstydu, ale mimo to na ustach uformował się delikatny uśmiech. Zrobił to. Zadowolony z siebie zniknął za ciemnymi drzwiami, nie będąc świadom, iż ktoś go uważnie obserwuje.
Tomlinson przez moment się wahał, czy nie powinien jednak pójść za chłopakiem i sprawdzić, jak się czuje, ale nim podjął decyzję, na jego szyi zawisnęła Kate. Uśmiechnęła się przymilnie i pocałowała go w policzek. Wreszcie przestał tańczyć z tamtym chłopakiem.
- Louis! Nie sądziłam, że też przyjdziesz.
Szatyn od razu objął dziewczynę i uśmiechnął się szeroko.
- Jak mógłbym zmarnować taką okazję? Zatańczymy?
Harry w tym czasie stanął przed nieco brudnym lustrem i przejrzał się w nim. Włosy sterczały mu w różne strony, miał podkrążone oczy, a pół rozpięta koszula wyglądała na bardzo zmiętą. Nic dziwnego, że Lou nie wydawał się być nim zainteresowany. Westchnął cicho i związał loki w koczka. Powinien je w końcu przyciąć, gdyż ostatnio bardzo zaczęły mu rosnąć i przez to przeszkadzać. Czy krótkie nie byłyby wygodniejsze?
- Muszę do kibla, zaraz wracam - oznajmił Zayn i na szybko przechylił shota.
Niall tylko skinął głową, cały czas rozmyślając nad problemami sercowymi przyjaciół. Powinien się zdystansować, ale chyba nie potrafił...
Styles opłukał twarz zimą wodą, licząc na jakiekolwiek rozbudzenie. Uniósł wzrok na swoje odbicie i ujrzał za sobą jakiegoś obcego mężczyznę, wpatrzonego w niego. Chłopak odruchowo uśmiechnął się do niego, chcąc być miłym. Uwielbiał uśmiechać się do nieznajomych, a szczególnie kiedy ci odwzajemniali jego gest. Jednak kąciki jego ust szybko powróciły na swoje miejsce, a brwi mocno się zmarszczyły, kiedy poczuł na swoich biodrach jakieś dłonie.
- Zostaw - warknął, próbując strzepnąć je. Przed oczami stanęła mu sytuacja sprzed paru dni, kiedy chłopak cudem uniknął gwałtu. Panika zaczynała sparaliżować mu ruchy.
- Nie udawaj, że nie chcesz. Widziałem, jak nam mnie patrzyłeś - wysapał do jego ucha. Dlaczego to zawsze spotkało właśnie jego?
- Nie dotykaj mnie!
Chłopak próbował krzyczeć, ale dłoń na jego ustach skutecznie tłumiła dźwięki. Z jego oczu popłynęły łzy, a lęk wzrastał z każdym kolejnym ciężkim oddechem mężczyzny. Szarpnął mocniej, czując jak napastnik się o niego ociera. Serce waliło, jakby właśnie uciekał przed jakąś przerażającą kreaturą i, cholera, on naprawdę pragnął, aby tak było. Niestety adrenalina nie działała, tak jak powinna i zamiast dodawać mu sił, miał wrażenie, że ostatni raz był tak słaby w podstawówce. Mógł iść z Louisem! Jego mózg chyba ma moment przestał działać, gdyż nawet nie dostrzegł, kiedy znalazł się w kabinie, ledwo stojąc na nogach. Próbował kopać, uderzać, jednak starszy zdawał się w ogóle tego nie odczuwać. Loczek z trudem nie zwymiotował, widząc jak mężczyzna rozpozna swoje spodnie.
Zayn nieco chwiejnym krokiem podszedł do pisuaru. Dzisiaj wypił więcej, niż powinien... Miał tylko nadzieję, że następnego dnia nie będzie tak skacowany, żeby nie być w stanie wstać z łóżka. Ale skoro potrafił jeszcze myśleć logiczne, to chyba nie mogło być tak źle. Zmarszczył brwi, słysząc jakiś halas w kabinie Najwidoczniej ktoś nie mógł wytrzymać z pójściem do hotelu...
Harry zadrżał, czując na sobie szorstkie, wielkie dłonie. Miał ochotę umrzeć. Autentycznie, wolał być już martwy, niż przez to przechodzić. Błagał wszystkie świętości o cud, jednak pomoc nie przychodziła z żadnej strony. Kręciło mu się w głowie, a całym jego ciałem wstrząsnął dreszcz obrzydzenia, kiedy mężczyzna zacisnął dłoń na jego kroczu. Czuł się upokorzony, brudny... nie powinien w ogóle tutaj przychodzić sam! Co on miał w głowie? Próbował krzyczeć głośniej, kiedy napastnik starał się rozpiąć mu spodnie, przeklinając upoconą dłoń na swoich ustach. Nienawidził swojego życia, swojego ciała, tego mężczyzny, klubu...
Zayn zaskoczony odwrócił się, słysząc nasilające się dźwięki. Zaczynały brzmieć podejrzenie... Przez moment się zawahał, lecz słysząc głośny huk, od razu ruszył w tamtą stronę. Nacisnął klamkę, a drzwi niestety nie chciały się otworzyć. Od razu zapukał, po raz kolejny szarpiąc za nie.
- Halo?!
Zayn...
Harry zaczął kopać w drzwi, ignorując niewygodę spowodowaną spodniami na wysokości kolan. Załkał cicho, powoli odczuwając ulgę. Przeżyje.
Malik szczerze zaniepokojony zajściem, pociągnął mocniej za klamkę, już prawie decydując się na wyważenie ich, kiedy w końcu słaby zamek puścił, a drzwi rozwarły się przed nim. Uchylił szeroko usta, widząc zapłkanego loczka, przypartego o ścianę przez jakiegoś wysokiego mężczyznę z opuszczonymi spodniami. Brunet wpatrywał się w niego z wyraźną paniką, a w piosenkarzu wzrósł gniew.
- Co, kurwa? - warknął, spoglądając to na jednego, to na drugiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top