34. ...zaczął się dusić...
Zayn już czuł, jak trzęsą mu się ręce. Nienawidził swojego ciała. Tyle razy wychodził na scenę, występował przed tłumami, a mimo to napady paniki były czymś, czego nie potrafił opanować. Wziął głęboki wdech i chwycił Liama za rękę. Mężczyzna uśmiechnął się do niego lekko, niemo zapewniając, że będzie dobrze. Ale Malik w to nie wierzył. Co jeśli się pomyli, zapomni tekstu, przewróci, czy też stanie się coś zupełnie innego? Pragnął, jak najszybciej uciec z tego stanu, lecz wciąż coraz bardziej tonął, gdzieś po drodze zapominając w którą stronę musi płynąć, aby dotrzeć na powierzchnię. Miał wrażenie, że Payne coś do niego mówi, ale słyszał to jakby przez mgłę, czy też właśnie, jakby był pod wodą. Bał się coraz bardziej. Powoli się kurczył, a może to wszyscy dookoła rośli? Miał wrażenie, że staje się takim małym krasnalem i zaraz ktoś go nie zauważy, rozdepcze... Co wtedy? Czy Liam go obroni? Trzęsły mu się nogi, a myśl o wyjściu zza kulis wydawała mu się nierealna. Jego organizm zdawał się zapominać o tym, do czego służą mięśnie, czy tym bardziej płuca. Brał głębsze wdechy, pamiętając rady pani psycholog, aby dobrze dotleniał mózg, jeśli tylko poczuje, że zaraz będzie mdlał. Niestety na niewiele się to zdawało. Mógł po prostu wziąć proszki i byłby spokój. Mógł też się nie pchać do tego świata, pozostać w swojej bezpieczniej przystani, gdzie nikt go nie krytykował, oceniał, krzyczał. Serce waliło mu zdecydowanie za szybko, a po plecach przepływały nieprzyjemne, zimne dreszcze. Próbował coś powiedzieć Liamowi, jakkolwiek poinformować go, iż nie da rady wyjść zaśpiewać, lecz nie był zdolny do wydobycia z siebie chociażby krótkiego słowa.
- Zee...? Halo, kochanie? Co się dzieje? - Liam próbował się porozumieć z Zaynem, jednak ten tylko wpatrywał się w niego dziwnym wzrokiem, cały się trzęsąc.
Szatyn przeklął pod nosem i poprowadził Malika na krzesło. Słyszał, że za chwilę piosenkarz ma wychodzić. Chciał coś szybko zrobić, pomóc partnerowi, lecz i jemu zaczynał się udzielać atak paniki. Uklęknął naprzeciwko mężczyzny, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy, lecz ten uparcie wpatrywał się w podłogę, ignorując Liama. Był w swoim świecie.
W oczach bruneta pojawiły się łzy, pragnął wydostać się z tego stanu, ale im bardziej walczył, tym mętniejsza wydawała się woda. Gdzieś słyszał głos ukochanego, starał się za nim podążać, lecz nic z tego nie wychodziło. Zaczynało mu się robić zimno, drżał cały, czuł jak bardzo się zbłaźnił przed wszystkimi. Teraz pewnie nie będą chcieli go nigdzie zapraszać, jego kariera legnie w gruzach, a on zostanie sam, zapomniany, jak zawsze.
Liam próbował coś mówić do ukochanego, lecz ten jedynie trząsł się przed nim, mocno zaciskając dłonie. Odchrząknął, mając nadzieję przywołać tym swój głos do porządku. Starał się przejść na bardziej spokojny ton. Pragnął go przytulić, lecz widywał już w swoim życiu wielu ludzi z atakami i wiedział, że wiele razy kontakt fizyczny z takimi osobami nie kończył się dobrze. Gdzie Zayn mógł mieć tabletki...?
- Hej, co tutaj się dzieje? Stary, co z tobą? - zagadał jeden z kamerzystów, dostrzegając ów zajście.
- Przynieś wodę i jego kurtkę - zarządził Liam, licząc znaleźć tam potrzebne mu medykamenty. Musiał go też zabrać szybko na świeże powietrze.
- Halo, co ci? - wysoki mężczyzna zdawał się nie słyszeć polecenia szatyna. Nieco zmartwiony jego stanem, nachylił się nad Malikiem i potrząsnął jego ramieniem. - Pobudka!
Brunet czuł, że jest już za długo pod powierzchnią, zaczął się dusić, przez co zapomniał o spokojnym oddychaniu, pragnąc jedynie jak najszybciej wziąć kolejny wdech, ratujący życie. W uszach mu szumiało, a jakaś siła ciągnęła go jeszcze bardziej na dno. A on tak bardzo nie chciał jej się poddać. Nie chciał umierać!
Payne widząc wzmożony atak, posłał starszemu najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było go stać. Kogo oni tam zatrudniali?!
- Nie dotykaj go, debilu. Jak chcesz się na coś przydać, to rób co mówię albo się odpier... odsuń.
Szatyn brzmiał na tyle przekonująco, że kamerzysta nawet przez chwilę się nie zastanawiał nad słusznością jego słów, od razu biegnąc wykonać powierzone mu zadanie. Payne w tamtym momencie był gotów zrobić wiele, żeby pomóc partnerowi i było to po nim wyraźnie widoczne. Ta siła przeplatająca się z lękiem.
Po policzkach Malika zaczęły spływać łzy. Starał się na nowo wyrównać oddech, słysząc gdzieś w tle głos ukochanego, proszący go o to. Próbował cały czas za nim podążać, choć wciąż kilka razy się gubił. Musiał wypłynąć na powierzchnię. Musiał. W pewnym momencie głos mężczyzny zdawał się brzmieć wyraźniej, głośniej, a mętna woda robiła się coraz bardziej przejrzysta...
- Hej, kochanie, dasz radę wziąć tabletki? - spytał Liam i odetchnął z ulgą, widząc jak mężczyzna delikatnie kiwa głową. Powoli wraca.
Coraz większy tłum rosnął dookoła nich, ale na szczęście nikt nie zbliżał się na tyle, żeby zabierać mu cenny tlen. Payne odkręcił butelkę i pomógł partnerowi popic leki. Trochę obawiał się, czy nie zakrztusi się nimi, lecz na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a z czasem jego spojrzenie stawało się bardziej żywe, wyraźne.
- L-Liam...? - szepnął słabo, nie kontrolując łez powoli pływających po jego policzkach. - Przepraszam...
- Dasz radę wstać? Powinieneś wyjść na świeże powietrze.
Malik podparł się na ramieniu szatyna i bardzo powoli się podniósł. Trzęsły mu się nogi, był pewny, że bez ukochanego nie ustałby o własnych siłach. Ktoś próbował coś wtrącić - przecież, co z programem - ale spojrzenie Liama skutecznie zniechęciło każdego do wtrącenia się. Payne przeważnie był delikatny, nikt nie śmiał go posadzić o jakikolwiek grzech, lecz w momencie, kiedy chodziło o jego bliskich, był gotów ich bronić do ostatniej kropli krwi. A Zayn zajmował ogromną część jego serca.
Stał się jedną wielką emocjonalną papką. Był niemal pewny, że gdyby Liam nie trzymał go mocno w swoich ramionach, rozpłynąłby się, niczym galaretowana substancja. Jednak wiedział, że mężczyzna mu na to nie pozwoli i będzie zbierał każdą jego najmniejszą cząstkę, aby nie zagubił się gdzieś w trakcie, chroniąc przed światem. Będzie go przytulał, całował, kochał, szeptał kłamliwe zapewnienia, iż wszystko będzie dobrze, a Zayn będzie to wszystko wsiąknął, pragnąc mu wierzyć. Wiedział, że jutro stanie się tym zwykłym sobą, plującym ironią, krytykującym wszystkich, odpychającym, a jednocześnie pociągającym Malkiem, który jedynie przy Liamie potrafił na nowo stawać się tym kruchym, małym chłopcem, potrzebującym miłości i troski. Będzie tym, kogo nikt inny nie miał prawa zobaczyć, nawet Louis.
Usiedli na schodach na tyłach, a Zayn mocniej wtulił się w ciało ukochanego. Czerpał z tego bliskości, chłonąc od niego miłość i ciepło. Czuł się o wiele bezpieczniej... Cały czas powtarzał słowa przeprosin, nie słuchając zapewnień szatyna, iż nie ma za co. Czuł się beznadziejnie słaby... Payne proponował powrót do domu, ale Zayn bardzo nie chciał zostać sam... Chciał tylko, żeby ten dzień się już skończył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top