3. Bo nigdzie nie chcą ćpuna?


Harry mimowolnie wzdrygnął się, czując ten wrzechogarniający smród alkoholu oraz wymiocin. Zatkał nos palcami i szybko przebiegł do swojego pokoju, po czym zakluczył go od środka. Westchnął głośno, rozglądając się po sypialni. Nic się nie zmieniło od chwili, kiedy wyszedł do szkoły - wciąż każdą ścianę pokrywał plakat innego ulubionego artysty, a pod nimi widniały napisane markerem cytaty z piosenek. Wciąż w przeciwległych końcach stały dwa niewielkie łóżka z idealnie zaścieloną pościelą. Niewielka komoda skrywała jeszcze mniej ubrań oraz podstawowych kosmetyków. Półka na książki oraz płyty była nie mniej krzywa, a podręczna apteczka wciąż nie została zaopatrzona o nowe bandaże. Na dywaniku niezmienne odznaczały się dwie plamy, których pochodzenia Styles nawet nie pamiętał. Zmieniło się tylko jedno. Pod dywanem była jedna poluzowana deska, gdzie powinno znajdować się pudełeczko z gotówką na czarną godzinę... Pudełko było, pieniądze nie.

Witaj codzienność...

Styles miał ochotę krzyczeć i przeklinać swoje życie, ale po pierwsze nie chciał budzić matki, a po drugie starał się nie stosować za dużo wulgaryzmów. Musiał znaleźć nową skrytkę... Nim jednak zdążył się za to zabrać, usłyszał poruszanie klamką, a po chwili ciche pukanie.

- Hazz?

Liam.

Loczek otworzył drzwi i, nim Payne zdążył się odsunąć, rzucił w niego prowizorycznym sejfem.

- Jak mogłeś?! - Już przestała obchodzić go rodzicielka, i tak nie był pewny, czy jest w domu. - Nie dość, że zapomniałeś przyjść, to jeszcze ukradłeś pieniądze?!

- Harry...

- Nie po to latam do piekarni, żebyś zabierał całą zarobioną przede mnie forsę!

- Szukam pracy, ale to jest takie łatwe...

- Bo nigdzie nie chcą ćpuna? - warknął loczek. Przez chwilę się zawahał, czując, że mógł przesadzić. Lecz taka była prawda.

Szatyn poczuł ogromny ból w sercu. Zawsze chciał być tym, który będzie się opiekował braciszkiem, a pragnąc uciec od problemów, sam się nim stał. Nienawidził swojego życia i słabości. Drżącymi rękoma sięgnął do kieszeni i wyciągnął niewielki zwitek pieniędzy. Podał go zaskoczenemu Harry'emu i westchnął cicho.

- Nie kupiłem. Chciałem, ale... Jestem czysty. Wybacz.

To prawda, Liam coś za szybko wrócił do domu - nigdy nie pojawiał się pod wpływem narkotyków - żeby być na prochach. Młodszy schował je do kieszeni, pewny, że będzie trzeba znaleźć lepszą skrytkę. Niestety szatyn, kiedy był na wielkim głodzie, potrafił przetrząsnąć całe mieszkanie w poszukiwaniu dostatecznej ilości funtów.

Loczek pod wpływem za dużej ilości sprzecznych emocji, wybuchnął płaczem. Zachwiał się, ale nim zdążył upaść, silne ramiona brata objęły go ciasno. Wtulił się w starszego, szlochając przy tym coraz bardziej. Payne zamknął drzwi nogą i poprowadził bruneta na najbliższe łóżko. Pocałował go w czoło, delikatnie głaszcząc plecy. Kilka, może kilkanaście minut później Styles niepewnie odsunął się od Liama i wytarł policzki. Spojrzał zaszklonymi oczami w te brązowe i delikatnie się uśmiechnął. Właściwie to nawet był szczęśliwy, że nic nie brał. Chociaż ten jeden raz. Choć przez to wyglądał na bardziej bladego, niż zwykle i osłabionego. Może przechodziły go czasami deszcze, pocił się bardziej, ale wolał to od wstrzykiwanej trucizny.

- Poszedłem do ciebie do szkoły, jak tylko zawróciłem od... sprzedawcy. Ale spóźniłem się.

Loczek skinął głową i pocałował policzek starszego. Liam udał obrzydzenie, krzywiąc się przy tym ogromnie, czym wywołał śmiech u Hazzy.

- Ale! - Uniósł palec do góry. - Wiesz, że to w sumie dobrze. Gdybym nie był na ciebie wściekły, to może nie wpadłbym na Louisa Tomlinsona!

- Kogo...?

Harry miał ochotę krzyczeć na brata, ale właściwie nie mógł oczekiwać innej reakcji, wszak zainteresowanie Liama muzyką ograniczało się do słuchania z nim płyt oraz utworów napisanych przez Stylesa. Dlatego jedynie pokręcił głową, wyrażając tym całe swoje oburzenie.

- Producent muzyczny!

- Aa... I co z nim? Masz autograf?

- Lepiej! Byłem z nim w kawiarni... I jest wspaniały! Przystojny, zabawny... Tak świetnie się rozumiemy. I śmiał się z moich żartów! Aż szkoda, że nie mam szans.

Liam zaśmiał się i trącił jego nos, na co loczek uroczo go zmarszczył.

- Ty nie masz szans? Kto by nie uległ twojemu urokowi? Spójrzmy na te dołeczki i loczki. Na pewno podbiłeś jego serce, nawet jeśli jest hetero.

Styles zaśmiał się cicho i u
dumnie wyprostował. Może faktycznie miałby szansę... Nie. Myślmy realnie. Nawet nie wiadomo, czy odzwoni. Poza tym tacy mężczyźni nie są gejami.

- Ale to jeszcze nie koniec! Powiedziałem mu, że chciałbym być piosenkarzem i zabrał mnie do wytwórni i poznałem Zayna Malika, który notabene okazał się być strasznym bucem i chyba mnie nie lubi i zaśpiewałem mu coś mojego i powiedział, iż mam talent! Louis Tomlinson powiedział, że będę kiedyś gwiazdą! I wziął ode mnie numer. Oby zadzwonił. Tak bardzo się cieszę!

Liam parsknął śmiechem. Przytulił brata, który aż trząsł się od nadmiaru emocji. Jeszcze chwila, a zacznie skakać, jak mała piłeczka.

- Hazz, zazdroszczę ci tej wyobraźni.

Loczek oburzony odsunął się i założył ramiona na piersi. Jak mógł mu nie uwierzyć?!

- Mówię prawdę! Jak odzwoni, to się zdziwisz.

Liam zmarszczył brwi i przyjrzał się Stylesowi. Nie śniło mu się to? Ale wydawało się być tak nierealne, jak jego wizje po dragach. Nie wstąpił w talent Harry'ego, to po prostu było nieco... zaskakujące. Ale wyglądał na przekonanego swoich słów.

- Poważnie?

- Tak!

Brunet uśmiechnął się szeroko, widząc, że Payne zaczyna mu wierzyć. Dla niego też to wydawało się być senną mrzonką, jednak wciąż czuł, jak dobrze czuł się w ramionach Louisa, a w uszach brzmiało jesteś świetny! Podobało się tak ważnej osobie, jak Tomlinson! Brat też uważał, że ma talent, ale to co innego. Mógł byś po prostu miły, poza tym nie znał się na tym tak dobrze, jak Lou. Nawet nie zanotował tego, kiedy zaczął się do siebie uśmiechać. Ale Liam owszem. Tak samo tę szczególną nutę w głosie, kiedy mówił o tym całym producencie. Westchnął cicho i chwycił młodszego za rękę.

- Hazz, tylko proszę bądź ostrożny. Nie podpisuj niczego bez ówczesnego przeczytania i nie angażuj się emocjonalnie za szybko, dobrze?

- Lima...

- Obiecaj.

Młodszy westchnął cicho i skinął głową. Mógł być na niego zły, że mu nie ufa, ale tak naprawdę to była jedyna osoba, która się nim przejmowała. Nawet rozumiał niepokój starszego, pewnie gdyby role się odwróciły, powiedziałby dokładnie to samo. Więc przytulił Liama i cicho pisnął.

- Obiecuję. Ale ty obiecaj, że przyjdziesz na mój pierwszy koncert.

O ile dożyję tego...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top