29. ...pokochałem właśnie tego ćpuna.
Zayn prychnął głośno, widząc, jak Louis zbija wszystkie kręgle.
- Oszust!
- Po prostu musisz się pogodzić z faktem, iż jestem od ciebie lepszy. Przykro mi, Zayn.
Piosenkarz pokazał mężczyźnie środkowy palec, na co Tommo jedynie się zaśmiał. Opadł na kanapę obok Stylesa i poklepał go po udzie.
- Teraz twoja kolej.
Loczek był totalną ofermą jeśli chodziło o kręgle. Właściwie tyczyło się to większości sportów, ale czy ktoś musi o tym wiedzieć? Nie. Wybrał najlżejszą kulę i niepewnie podszedł do toru.
Louis bał się tego dnia. Kiedy Harry pobiegł do Nicka, zaczynał żałować propozycji spotkania. Z jednej strony chłopak zasługiwał na to, ale czy Tomlinson był gotów na poważną rozmowę? Może zachowywał się, jak dziecko, lecz nie chciał tego. W pewien sposób obawiał się konsekwencji, które mogły mocno wpłynąć na ich relację. Chyba zaczynał dostrzegać, jak bardzo się do siebie zbliżyli... Prawdopodobnie za bardzo. Niestety nie wiedział, jak się z tego wyplątać, jednocześnie nie zdradzając chłopakowi, co się między nimi wydarzyło. To wszystko nie powinno mieć miejsca. Przekroczyli tę cieńką granicę już w dniu, kiedy pierwszy raz ich usta się spotkały, kiedy pierwszy raz zasmakowali tego zakazanego owocu, kiedy Louis pierwszy raz zapragnął tego młodego ciała.
Może zachował się, jak tchórz, ale jeszcze tego samego dnia zaprosił Nialla na kręgle, mając nadzieję w ten sposób uniknąć niewygodnych tematów. Przecież nie będą o tym dyskutować przy innych, prawda? A fakt, iż Zayn również wyraził chęć spotkania był bardzo mu na rękę. Szczerze mówiąc, nawet się nie zdziwił, kiedy zobaczył Liama u boku Malika. Wróżył im świetlaną przyszłość, o ile Payne zdecyduje się na odwyk. Pasowali do siebie, a Lou już dawno nie widział takiego Zayna. Żeby tylko nie skończył ze złamanym sercem... Choć patrząc na to, jak mężczyzna go traktował, raczej nie mogło to się źle skończyć.
Zayn wtulił się w bok Liama, uważniej obserwując Stylesa. Właściwie chyba mógłby go polubić. Bywał strasznie głośny i irytujący, więc o przyjaźni nie było mowy, ale był gotów zachować koleżeńskie stosunki. Mimo wszystko miał w sobie taki urok... Nie życzył mu źle. A patrząc na uczucia względem jego brata, to nawet powinien się z nim zakumplować. Dalej nie rozumiał, dlaczego ten chłopak tak na niego działał, ale musiał z tym żyć.
- Nowy tatuaż? - spytał Niall, wskazując na rękę Malika.
Nagle wszyscy skupili się na piosenkarzu, dzięki czemu Harry uniknął kolejnego upokorzenia. Nikt tego nie widział, więc jest dobrze.
Liam dotknął fragmentu ochronnej folii, wystającej spod rękawa bruneta. Spojrzał w oczy mężczyzny, a ten nieśmiało skinął głową. Chciał mu inaczej pokazać, ale skoro i tak już wszyscy widzieli... Payne podciągnął czarny materiał, a oczom przyjaciół ukazała się róża. Szatyn zaskoczony spojrzał w te czekoladowe tęczówki, pragnąc się upewnić, czy dobrze myśli. Tylko ta dwójka rozumiała, jak wiele ów kwiat znaczył.
- Ślicznie wygląda! - zachwycił się Harry, przyglądając się bardziej. - Skąd taki pomysł?
- Możemy porozmawiać? Na osobności... - spytał Liam, czując dziwną mieszankę emocji. Z jednej strony zrobiło mu się ciepło na sercu, ale z drugiej bał się. Bał się przyszłości, która malowała się w ciemnych barwach.
- Tak, oczywiście - mruknął Zayn, zaniepokojony prośbą szatyna. Ale przecież nic złego mu nie zrobi. Nie wyśmieje małego symbolu?
Niall uśmiechnął się lekko do Stylesa, widząc jego niepewną minę. Wiedział, że chłopakowi trudno było zaufać Zaynowi, ale Horan zawsze był bacznym obserwatorem i dostrzegał więcej, niż przeciętni ludzie. A piosenkarz był tak oczywisty w swoim zauroczeniu... Choć blondyn bardzo się o niego bał, patrząc na uzależnienie Liama. Wiedział, że to mogło nieść za sobą konsekwencje dla obu mężczyzn. Jednak gdzieś w głębi duszy pragnął uwierzyć, że im się uda. Wiedział, iż było to coś więcej, niżeli zwykły romans...
- Myślę, że wytworzyła się między nimi wyjątkowa więź, przyjaźń, której nie zrozumiem, ani ja, ani ty, ani żaden inny zwykły śmiertelnik.
Loczek zaskoczony spojrzał na Horana, powoli analizując jego słowa.
Zayn zestresowany wyciągnął papierosa z paczki i nieco drżącymi dłońmi odpalił go. Nie wiedział, o co może chodzić i chyba nie chciał wiedzieć. Niepewnie spojrzał w oczy mężczyzny, lekko się uśmiechając. To był jeden z niewielu przypadków, kiedy nie czuł się przy nim swobodnie.
- Ten tatuaż... Piękny.
Liam nie wiedział, co powiedzieć. Jednocześnie już od jakiegoś czasu chciał porozmawiać o ich relacji z Malikiem, ale nie miał pojęcia, jakich użyć słów. To był bardzo delikatny temat, ale jednocześnie musiałby być ślepy, gdyby nie dostrzegł zauroczenia mężczyzny. Nie był Louisem.
- Dziękuję. Spodobała mi się ta metafora róży i tak wyszło...
- Zayn, słuchaj... Wiem, że mnie bardzo lubisz, nie zaprzeczaj. Tylko muszę ci coś wyjaśnić. Jestem...
- Nie obchodzi mnie, kim jesteś. Tak długo, jak będziesz dawał mi szczęście i bezpieczeństwo - szepnął, unikając wzroku Liama.
Payne zabrał mężczyźnie papierosa z dłoni i sam się zaciągnął. Chyba drugi raz w życiu palił, ale wciąż było to tak samo odpychające uczucie. Jednak potrzebował czegoś, co na moment odwróci jego uwagę, pozwoli się odprężyć. Powoli wypuścił z ust szary dym, uważniej go obserwując. Przypominał mu bożka śmierci... I być może coś w tym było?
- Bezpieczeństwo? Zayn! Jestem gotów cię okraść, żeby zdobyć odpowiednią ilość funtów na kokainę. Jestem ćpunem. Widzisz to? - podwinął rękaw sweterka, ukazując swoje ramię. Pełne blizn, siniaków, czarnych pajączków w miejscach, gdzie wbijał sobie igły. Wyglądał obrzydliwie. - Jesteś młodym, wyjątkowym mężczyzną. Zasługujesz na szczęście i zdrowego, normalnego partnera, a nie kogoś, kto prawdopodobnie nie dożyje trzydziestki, kto pociągnie cię za sobą na samo dno piekła, kto będzie znikał na kolejne kilka dni, żeby móc znowu brać narkotyki, kto często marzy o tym, żeby w końcu umrzeć, kto nie ma żadnych perspektyw! Jestem chory, zniszczony, brudny. Masz szansę poznać kogoś, kto będzie ciebie wart.
Malik przyłożył dłoń do ust, przerażony wpatrując się w rękę Liama. Był wstrząśnięty, nie spodziewał się tego ujrzeć. Niepewnie dotknął zgrubień, z trudem nie cofając od razu palcy. Jak mógł tak się skrzywdzić... Spojrzał w oczy mężczyzny, cicho szepcząc:
- Ale pokochałem właśnie tego ćpuna. Możesz mówić, że nie jesteś mnie wart, lecz to właśnie ty sprawiasz, iż czuję się dobrze sam ze sobą, jestem szczęśliwy. Możesz być uzależniony, chory, samotny, biedny, jednak to właśnie w twoich ramionach odnajduję spokój. Możesz mnie zaciągnąć nawet do samego Lucyfera, a ja pójdę tam za tobą, tak długo, aż będziesz trzymał mnie za rękę.
- To chore.
- Wiem. Ale, czy nie możemy być chorzy we dwójkę? Wiem, jak głupio to brzmi, przecież znamy się tak krótko, lecz daj mi szansę. Nam.
Payne nie wiedział, co powiedzieć. To było tak bardzo pokręcone... Nie mieli szansy na szczęście. A mimo to delikatnie ujął twarz bruneta w dłonie i pocałował. Ostrożnie, z czułością. Wiedział, że powinien dać mu kosza, ale nie potrafił się oprzeć tej pokusie, powoli zalewającej serce. Bał się zarazić mężczyznę trucizną płynącą powoli w jego żyłach, ale ostatecznie się temu poddał. Choć wiedział, że obaj będą tego żałować...
Malik zadrżał nieco, przybliżając się do szatyna. Czy to znaczyło, że się zgadza? Jednak nie miał ochoty się wtedy nad tym zastanawiać, jedynie przybliżył się do Liama, chłonąc każdą najmniejszą cząsteczkę ciepła. Było już późno, wiatr wkradał się pod jego rozpiętą kurtkę, ale nawet tego nie czuł, będąc pochłonięty obezwładniającym go uczuciem, ciepłem pompowanym przez serce prosto do każdego zakamarka jego ciała. Przy Liamie czasami znowu czuł się, jak głupi, zakochany nastolatek.
Payne oparł czoło o to piosenkarza i uśmiechnął się lekko.
- Czyli... Chcesz być mój?
- Już jestem - szepnął. - Jeśli tylko mnie chcesz.
- Jestem dla ciebie nieodpowiedni.
- Wiem.
- Jestem chory.
- Wiem.
- Jestem uzależniony.
- Wiem.
- Mogę cię skrzywdzić.
- Wiem.
- Chyba cię kocham.
- Wie... Co? - Malik odsunął się od Liama i spojrzał mu w oczy. Jego serce waliło szybciej, niż przed wyjściem na scenę. Czy Payne właśnie wyznał mu miłość? - Naprawdę?
Szatyn niepewnie skinął głową i chwycił mężczyznę za rękę.
- Nie jestem pewny, nie chcę cię oszukiwać. Ale mam wrażenie... być może... Na pewno nie jesteś mi obojętny. I jeśli naprawdę mnie chcesz, to będę zaszczycony mogąc iść przez ulicę trzymając cię za rękę.
Piosenkarz pisnął cicho i rzucił się już partnerowi na szyję. Partnerowi... Jak to pięknie brzmi. Uwielbiał się przytulać do Liama - zawsze obejmował go wtedy mocno, nie pozwalając mu się szybko odsunąć, póki nie dostał odpowiednio dużej dawki miłości. Trzymał go w swoich ramionach pewnie, bardzo blisko, dając mu poczucie bezpieczeństwa, jakiego normalnie nie doświadczał. Jakby cały świat mógł się walić, zsuwać się lawina, ziemia pod nimi rozstąpić, ogień pochłaniać kolejne kilometry, ale Liam tym gestem obiecywał, że nic złego mu się nie stanie. I Zayn mu wierzył.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top