23. ...wydawało się być to bardzo intymne...
Harry był już nieco wyczerpany tym wszystkim. Louis ciągle ciągał go na spotkania z różnymi ludźmi, kazał trenować śpiew, grę na gitarze, analizował jego piosenki, a przy okazji wypytywał jak mu idzie w szkole. Styles nie miał czasu ogarnąć tego wszystkiego, przy okazji jeszcze biegając do pracy, ale przynajmniej rzadko bywał w domu - praktycznie wracał koło 22:00 i już o 7:00 żegnał się z bratem pocałunkiem w policzek. Już ledwo wyrabiał, lecz wiedział, że to dla jego dobra. Jeśli chciał być najlepszy, to nie mógł podejść do tego lekceważąco.
A jednak, słysząc od Louisa, iż chciałby mu kogoś przestawić - bo przecież loczek musi zacząć, mając już mocne plecy - Stylesowi puściły nerwy. Do oczu napłynęły mu łzy, a ręce wciąż się trzęsły od nadmiaru kofeiny w organizmie. Był wyczerpany.
- Lou, nie chcę...
- To nie zajmie nam dużo czasu, jedynie pójdziemy do...
- Louis! Czy ty mnie słuchasz?! Nie chcę! Nie możemy trochę zwolnić?
Szatyn uchylił usta, wpatrując się w młodszego. Nie spodziewał się tak nagłego wybuchu. Ostrożnie podszedł do loczka i przytulił go, widząc w jakim jest stanie - po zarumienionych policzkach chłopaka zaczęły ciurkiem płynąć łzy, cały drżał i ciężko oddychał. Nie rozumiał, co się działo, ale w tamtym momencie nie to było najważniejsze. Najpierw należało uspokoić bruneta. Młodszy mocno wczepił się w jego ciało, cicho szlochając. Delikatnie nimi kołysał, jedną dłonią przeczesując miękkie włosy, a do ucha nucił cichą melodię. Choć jedyne co mu wtedy przychodziło do głowy, to kołysanki śpiewane rodzeństwu, kiedy jeszcze mieszkał w rodzinnym domu.
Styles czuł się, jak żałosna mała papka, która nie potrafi sobie poradzić z życiem. Gdzie on chciał występować na scenie, skoro nie ma siły już na początku drogi do swojej kariery? Jednak stojąc w ramionach Tomlinsona, czuł się tak bardzo bezpiecznie... Jak nigdy w swoim własnym domu. Czuł, że przy starszym nic złego nie może mu się przydarzyć. Był zawstydzony swoim nagłym wybuchem, ale to było po prostu silniejsze od niego.
Minęło dopiero kilka minut, zanim Harry nieśmiało odsunął się od niego. Louis nie mógł patrzeć na te zaszklone oczy, drżące, lekko rozchylone wargi oraz... intensywnie czerwony ślad na policzku? Zaskoczony pogłaskał go w tamtym miejscu i niepewnie mruknął:
- Kto cię uderzył?
Hazz nieśmiało odwrócił wzrok. Oczywiście korektor musiał się zmyć... Naprawdę nie chciał, żeby ktokolwiek zauważył. Tym bardziej Louis. Jednak Tommo nie wyglądał, jakby zamierzał odpuścić.
- Matka - szepnął, może licząc, że nie usłyszy. Niestety doleciało to do jego uszu.
- Dlaczego? - spytał, ocierając łzy z twarzy chłopaka. Nie mógł znieść myśli, że ktoś był w stanie skrzywdzić takiego delikatnego chłopaka. A tym bardziej tak bliska osoba. Nigdy nie miał dużego szacunku do ludzi, ale z czasem ta niechęć tylko w nim wzrastała.
- Ja... N-nazwałem ją kurwą... Wiem, że nie powinienem, ale mnie obrażała, musiałem się bronić! Ona... Była okropna... - Delikatnie dotknął siniaka, cichutko wzdychając. - To tak boli...
Szatyn nie zastanawiając się długo, złożył delikatny pocałunek na jego policzku. Pamiętał, jak jego siostrzyczki płakały, kiedy gdzieś się zraniły i domagały się leczniczego buziaka.
Harry oblał się solidnym rumieńcem, zawstydzony ruchem starszego. Nie spodziewał się tego. Patrząc na sytuację, wydawało się być to bardzo intymne... Choć pewnie to on coś nadinterpretuje, wszak Louis go nie kocha. Nie tak, jak on by tego chciał.
- Lepiej?
- Mhm... - mruknął nieśmiało.
- Nie powinniście się gdzieś przeprowadzić? Nawet najtańsze mieszkanie, ale z dala od tego wszystkiego?
- Za co, Lou? Próbuję na to odkładać pieniądze, ale... Nie idzie to tak szybko, jak bym chciał.
Bo większość idzie na narkotyki - dodał w myślach.
Tomlinson bardzo chciał im pomóc, jednak co mógł? Jedynie dla dobra chłopaka starał się przyspieszyć przygotowania do jego kariery, aby zaczął na siebie zarabiać pokaźniejsze pieniądze, niż w piekarni. Ale może faktycznie ostatnio przesadzał...?
- I przepraszam za takie narzucone tempo. Jeśli coś się dzieje, to mi mów, dobrze? Dzisiaj zrobimy sobie luźny dzień. Na co masz ochotę?
Szczerze mówiąc, Hazz jedynie pragnął pójść spać, ale nie chciał marnować ani minuty spędzonej z Louisem. Dlatego jedynie uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
- Chyba muszę poprawić makijaż.
- Nie masz się czego wstydzić, to nie twoja wina... Ale oczywiście, jak chcesz. Masz przy sobie kosmetyki, czy musisz pójść do drogerii?
Styles niechętnie musiał przyznać, iż nie przewidział potrzeby poprawiania korektora poza domem, toteż pozostawił go na samym dnie swojej szuflady w pokoju... Przeliczył się.
- Właściwie, to skoczyłbym gdzieś do chińczyka, czy coś... Jeśli to nie problem.
- Chyba żartujesz. Idziemy na normalne zakupy... Jeśli chcesz?
Loczek westchnął głośno i przeczesał włosy do tyłu. Dlaczego Louis był taki?
- Lou, nie możesz tyle na mnie wydawać, a ja nie kupię nic droższego, niż kilka funtów.
- Kiedyś mi oddasz. Teraz korzystaj z mojej dobroci serca. Chodźmy.
- To jest niezręczne... - mruknął cicho, idąc obok Tomlinsona.
- Harreh... Muszę dbać o twój wizerunek, tak? Później zajmie się nim twój menadżer, ale teraz masz mnie od tego. Możesz wybierać dowolny sklep, a pieniędzmi się nie przejmuj.
Brunet bąknął pod nosem, że i tak nie powinien, lecz potulnie wsiadł do samochodu. Nie chciał być problemem dla Tomlinsona. Może i dla szatyna wydawanie na niego pieniędzy nie stanowiło większego problemu, ale Hazz nie czuł się z tym dobrze. Nie chciał, żeby mężczyzna pomyślał, że zadaje się z nim tylko dla pieniędzy. Styles kochałby go nawet, gdyby ten nie miał grosza przy duszy. Niestety wiedział również, iż nie zasługiwał na miłość kogoś takiego... Ba! Szatyn nawet nie chciał się angażować. A Harry skrycie marzył o pokazaniu mu, jak wygląda prawdziwy związek. Ale był gotów być przy nim i dla niego nawet jeśli nigdy nie odwzajemni jego uczucia. Wiedział, jak głupio to brzmiało, ale nie potrafił inaczej.
Szybko znaleźli się w sklepie, gdzie Harry powoli wędrował między alejkami, próbując zachować obojętność na widok tak niedorzecznych cen. Choć jednocześnie jego część pragnęła, aby pewnego dnia bez większych oporów mógł wydawać tyle pieniędzy. Może niekoniecznie na szminki, czy maskary, ale coś na pewno by się znalazło. I może tylko trochę za często jego wzrok wędrował w kierunku lakierów do paznokci...
- Chcesz jakiś?
Styles podskoczył zaskoczony, słysząc głos ukochanego. Zarumienił się lekko i pokręcił głową. Może trochę... Ale to nie był dobry pomysł. Jednak Louis dostrzegł to małe kłamstewko. Uśmiechnął się lekko, od razu sięgając po czarny kolor. Jest najczęściej spotykany u mężczyzn, toteż będzie idealny na początek. Tomlinsonowi nie zależało na zamknięciu chłopaka w jakiś odgórnie narzuconych ramach, gdyż z doświadczania wiedział, że najlepiej się pracuje z wolnymi ludźmi, nie bojącymi się pokazać własne ja.
- Co powiesz na ten?
Młodszy niepewnie przygryzł wargę, przypominając sobie słowa matki: Co za pedalskie ścierwo wychowałam pod moim dachem! To nie był dobry pomysł...
- Nie chcę wyglądać, jak ciota - mruknął.
- Harry, jesteś pięknym chłopcem, któremu nikt nie może narzucać, jak ma wyglądać. Jeśli chcesz założyć czarny garnitur, robisz to, a jeśli różowy z falbankami... Również! Sam mówiłeś, że chciałbyś kiedyś stanąć na scenie z gitarą i wiankiem na głowie. Czy kwiaty są mniej pedalskie od pomalowanych paznokci?
Loczek uśmiechnął się lekko, w duchu przyznając rację szatynowi. To jego życie i on decyduje, jak będzie się ubierać oraz malować, tak? Dlatego sięgnął po niebieski i podał Louisowi.
- Myślisz, że będą ładnie razem wyglądać?
- Piękne, Harry. Coś jeszcze potrzebujesz oprócz korektora?
Styles zawahał się przez moment, nieśmiało zerkając w błękitne oczy starszego. Wyglądał tak uroczo, że Louis był pewny, że zrobiłby dla niego wszystko.
- Bo... Skoro mam się nie ograniczać... To chciałbym coś podobnego do tej czerwonej koszuli...? Jeśli to nie kłopot.
- To chodźmy do kasy i jedziemy. Może tym razem więcej rzeczy? Nie możesz cały czas chodzić w tych samych ubraniach, to źle może zostać odebrane.
Brunet radośnie rzucił mu się na szyję i ucałował mężczyznę w policzek. Mógł być zmęczony, smutny, rozczarowany, ale przy Louisie nie potrafił się nie uśmiechać. Sprawiał, że Harry zaczynał wierzyć w siebie, a tego zawsze mu brakowało. Pragnął być niezależny, silny, ale mimo marzeń wciąż pozostawał zagubiony, bojąc się być tym, kim zawsze chciał być.
- A pomalujesz mi paznokcie? Bo ja nie mam w tym doświadczenia...
- Wychowałem się z tłumem dziewcząt. Jestem ekspertem w tej dziedzinie! - odparł, wypinając dumnie pierś.
Harry zaśmiał się cicho. Szczerze zapragnął kiedyś poznać rodzinę Tomlinsona. Musieli być równie wspaniali, jak ich brat... Może kiedyś się uda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top