22. ...nagle zapominasz o tym, że żyjesz...

Liam zaskoczony od razu odwzajemnił pocałunek, kiedy na przywitanie został w ten sposób zaatakowany przez Zayna. Jeszcze nigdy nie całował go w ten sposób. Z taką namiętnością i tęsknotą. Szatynowi zakręciło się w głowie od nadmiaru emocji. Mocniej zacisnął dłonie na biodrach Malika, wygrywając tym z ust mężczyzny ciche westchnienie. Payne uwielbiał uczucie piosenkarza w swoich ramionach. Nie był pewny swoich uczuć, ale wiedział, że potrzebuje go przy sobie. Dlatego przyciągnął bruneta bliżej, pogłębiając pocałunek.

- Bałem się, że cię stracę - szepnął Zayn, na moment przerywając pocałunek.

Liam ujął twarz mężczyzny w dłonie i uśmiechnął się lekko.

- Zee... Nie zostawię cię. Tak długo, jak będziesz chciał się zadawać z ćpunem... - dodał ciszej.

- Nie chcę z ćpunem. Chcę z moim Liamem.

Szatyn westchnął cicho, nie chcąc mu powtarzać, że to jedno i to samo. Nie zamierzał niszczyć klimatu. Dał mu ostatniego buziaka, a już po chwili uchylał szeroko usta, widząc rozłożony pod drzewem czerwony koc oraz kosz pinkinowy na środku.

- Niespodzianka? - mruknął nieśmiało Zayn. Nie był dobry w wymyślaniu randek. Przeważnie po prostu zabierał kogoś do drogiej restauracji, klubu i wszystko samo szło. Tutaj nie było mowy o dużych kosztach, jeśli nie chciał aby Payne czuł się niekomfortowo.

- To kochane. Dziękuję.

Liam postanowił sobie, że w najbliższym czasie również musi gdzieś zaprosić Zayna. Nie mógł być jednym, który jest adorowany. Szkoda tylko, że nie było go stać na dużo... Ale z drugiej strony, zaczął chodzić do pracy. Wciąż go nie wyrzucili, choć raz się nie pojawił. Może uda mu się utrzymać posadę? Wciąż były to niewielkie pieniądze, lecz zawsze jakieś, tak?

Usiedli na kocu, a Malik od razu sięgnął do wnętrza kosza, skąd wyciągnął czerwone wino oraz dwa kieliszki. Podał je szatynowi, by zaraz napełnić do połowy szkarłatnym płynem. Liamowi skojarzył się z krwią. Czymś, co przez nałóg widywał za dużo. Szczerze żałował dnia, kiedy zaczął.

- Za nas? - Zayn nieśmiało wzniósł toast.

- Za nas - odparł o wiele pewniej mężczyzna. - I, Zee, błagam nie traktuj mnie inaczej. Jeśli przez to gorzej się przy mnie czujesz, po prostu powiedz.

- Nie! Ja tylko... Nie mogę sobie wybaczyć tego, jak cię potraktowałem. Nie zasługujesz na to.

- Tak samo, jak ty na mnie, a mimo to wciąż jesteś.

Zayn posłał mu groźne spojrzenie, ale Payne nie pozwolił mu tego komentować, od razu zamykając jego usta w czułym pocałunku. Wargi bruneta smakowały najsłodszą czekoladą i dymem papierosowym. Zdawały się być idealne do całowania, a Liam naprawdę nie miał dostatecznie dużo silnej woli, aby się powstrzymywać. Nie żeby chociażby próbował, szczególnie widząc tę uroczą, naburmuszoną minę.

Położyli się na kocu z czekoladowymi muffinkami, a Malik od razu wykorzystał szatyna jako swoją poduszkę. Bardzo ciepłą i wygodną poduszkę. Payne zawędrował dłonią do ciemnych włosów kolegi, zyskując tym cichy pomruk aprobaty. Był wielkim miłośnikiem czekolady, toteż powoli delektował się jej smakiem, delikatną słodyczą, która powoli rozchodziła się po całym jego organizmie, relaksowała. Gdzieś tam w tle śmiały się dzieci, rozmawiali jacyś ludzie, szczekał pies... Świat się powoli toczył, a Liam odpoczywając na kocu z piosenkarzem w ramionach czuł, jakby znajdował się gdzieś poza tym wszystkim. Było tak spokojnie, bezpiecznie... Pragnął nie wracać do tej rzeczywistości.

- Możemy rozmawiać o wszystkim, tak? - spytał Zayn cicho, wzrok mając utkwiony w swoich palcach, rysujących różne wzorki na ramieniu szatyna.

- Oczywiście. Pytaj, o co chcesz.

- Dlaczego bierzesz? Jak to się zaczęło?

Liam spojrzał w na mężczyznę i cicho westchnął. Nie był to jego ulubiony temat, ale przecież nie mógł się teraz wycofać.

- Załatwić działkę jest niezwykle łatwo. Ot, usłyszałem, jak znajomi jeszcze w średniej szkole rozmawiali o używkach, pogadałem, załatwiłem absurdalnie dużą kwotę... Już kilka dni później miałem. To wydawało się tak nierealne... W pierwszym momencie bałem się, że dali mi cukier puder, mąkę, czy inny biały proszek. Byłem głupi. Szczególnie, że nawet nie wiedziałem, jak to wstrzyknąć, co się stanie... Nawet miałem się wycofać i spuścić je w toalecie.

Zayn wtulił się bardziej w bok mężczyzny. Nie chciał sobie tego wyobrażać, lecz z drugiej strony chciał wiedzieć, zrozumieć, może pomóc. Przymknął powieki, a wbrew jego woli, ujrzał przed oczami Liama ze strzykawką.

- A jednak się zdecydowałeś - mruknął.

- Owszem. Nie jestem w stanie opisać żadnymi słowami, jak bardzo żałuję, że to zrobiłem. Ale los uparcie mnie do tego pchał. Pamiętam, że pokłóciłem się o coś z matką, zwyzywała mnie, a później poszła się z kimś jebać w pokoju obok. Wszyscy coś ode mnie chcieli, a ja jedynie potrzebowałem chwili wytchnienia. Jakie ja miałem dzieciństwo? Wychowany przez ulicę oraz sąsiadkę, za wcześnie musiałem stać się dla braciszka ojcem oraz matką w jednym, nikt specjalnie się o mnie nie troszczył, jedynie wymagali - ucz się, uśmiechaj, bądź miły, nie narzekaj,  ukryj siniaki, pomóż Harry'emu... Miałem tego wszystkiego dość. A wizja znalezienia się w lepszym miejscu, wydawała się być tak bardzo kusząca... Inna rzeczywistość, nagle zapominasz o tym, że żyjesz, a jedynie dryfujesz na granicy świadomości, spokój, piękne wizje... Ofiarowują swego rodzaju bezpieczeństwo.

- Bezpieczeństwo? To cię truje, niszczy!

Szatyn głaskał uspokajająco piosenkarza po ramieniu, co niestety nie przyniosło żadnego efektu. Pocałował go w głowę i uśmiechnął się lekko.

- Wolę żyć krótko w raju, niż długo w piekle.

Malik miał wrażenie, że wszyscy w parku mogli słyszeć, jak pęka mu serce. Niczym jakiś głaz, który spadł na ziemię i rozbił się w drobny mak. Ale musiał go pozbierać i skleić. Nie miał czasu na zamartwianie się, kiedy to Liam przede wszystkim potrzebował pomocy.

- A gdybyś się wyrwał z tego? Pójdziesz na odwyk, kiedy zamieszkacie gdzieś z dala od tej suki?

- To jeszcze dużo czasu. Kto wie, co się wydarzy? Poza tym nie jestem pewny, czy tego chcę. Za bardzo boję się życia, aby w nim egzystować o własnych siłach.

Brunet uniósł się nieco i pogłaskał ukochanego po policzku. Bo może zaczynał się zakochiwać w tym wyjątkowym mężczyźnie. Minęło niecałe dwa tygodnie, ale czy to przekreśla Payne'a z jego serca? Pragnął, aby i on odwzajemnił jego uczucie, jednak wiedział, że nie może naciskać. Jeszcze będzie miał szansę... Prawda?

- Nie musisz o własnych. Masz Harry'ego, mnie. Pomożemy ci, tylko pozwól nam na to.

- Dlaczego robisz tyle dla mnie?

- Już mówiłem. Zależy mi na szczęściu, a ty mi je dajesz.

Liamowi trudno było w to uwierzyć. Przecież Zayn miał tylu znajomych, fanów, rodzinę. Na co mu był taki narkoman bez większych zainteresowań, perspektyw, wyglądu... Tutaj musiało chodzić o coś więcej. Jak każdy narkotyk, kiedyś musiał go skrzywdzić, ale mimo to potrzebował tej dziennej dawki szczęścia, jaką mu dawał.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top