20. ...odejdzie dopiero kiedy będzie pewny, iż Hazz jest bezpieczny.
Liam czuł, jak cofa mu się obiad, ale ostatecznie przełknął posiłek. Zdecydowanie przesadził; mięśnie paliły go żywym ogniem, niczym w jego żyłach płynęła lawa zamiast krwi, nogi mu się trzęsły, w głowie szumiało, łzy napłynęły do oczu... Ale było warto.
Przykucnął, bojąc się, że dalej nie ustanie. Bardzo nie chciał znowu ulec uzależnieniu i w inny sposób starał się rozładować negatywne emocje. Dlatego zaczął biegać, tak długo, aż nie miał siły myśleć o czymkolwiek mniej lub bardziej sensownym. Niestety tym razem to nie pomogło w dostatecznym stopniu, gdyż ledwo unormował oddech, a słowa Zayna wróciły...
A czy matka pijaczka jest powodem by ćpać?
On wiedział. Teraz na pewno go zostawi. Nawet mu się nie dziwił, kto chciałby się zadawać z narkomanem? Niby musiał już jakiś czas wiedzieć o tym, wciąż adorując szatyna, ale nikt nie chciałby wchodzić w głębszą relację z kimś takim. Payne nawet nie chciał, żeby mężczyzna został przy nim na dłużej, bojąc się, że uzależnienie pociągnie na dno nie tylko jego samego. A nie mógł tego zrobić Malikowi. Co on w ogóle sobie myślał, pozwalając piosenkarzowi się do siebie zbliżyć? Był świadom swojego błędu już wcześniej, ale doperio słysząc te słowa z ust bruneta to tak bardzo go uderzyło.
Ukrył twarz w dłonie i zaczął szlochać. Nie potrafił się opanować; nie liczyło się już miejsce, gdzie się znajdował, ludzie dookoła, wycieńczenie. Cały się trząsł, czuł pieczenie w płucach, jakby zaraz miał je sobie wyrwać i wypluć, a słone łzy spływały powoli pomiędzy palcami. Był taki beznadziejny... Nie zasługiwał na uwagę mężczyzny. Czego on właściwie oczekiwał? Że całe życie będzie udawał normalnego? Nie powinien się angażować...
- Nie siedź na chodniku, chłopcze.
Liam nieco zdezorientowany podniósł swoje spojrzenie, słysząc głos jakiejś starszej pani. Dopiero po chwili wyostrzył mu się na tyle wzrok, aby dostrzec uśmiech kobiety oraz wyciągniętą w jego stronę dłoń z chusteczką. Przyjął ją z cichym podziękowaniem i otarł twarz z łez. Był już tak bardzo zmęczony...
- Nie przejmuj się młodzieńcze, kiedyś wszystko się układa.
- Dziękuję... Chciałbym, żeby miała pani rację.
- Tak będzie. Jest ktoś, kto czeka na ciebie w domu?
Szatyn skinął niewyraźnie głową. Harry... Lekko zakręciło mu się w głowie, kiedy podniósł się z klęczek, ale na szczęście szybko złapał równowagę.
- Bardzo pani dziękuję...
- Ależ nie ma za co. I uśmiechnij się chłopcze. Obiecuję ci, że znajdziesz szczęście, a jak nie, to przyjdziesz do mnie z reklamacją.
Payne zaśmiał się cicho i ścisnął rękę kobiety.
- Będę pamiętać. Miłego dnia.
Czym prędzej udał się na przystanek, wiedząc że już nie ma siły iść na nogach do domu. Dzięki temu już pół godziny później pukał do ich pokoju. Czuł się, jak trup i z pewnością wcale nie lepiej wyglądał, zważywszy na minę loczka, kiedy go ujrzał.
- L-Liam? Co ci się stało?
- Powiedziałeś mu... - szepnął.
- Co? Komu?
Szatyn powoli podszedł do swojego łóżka i położył się na nim, od razu przyjmując embrionalną pozycję. Nie otaczał się tłumami ludzi, dlatego też rzadko cierpiał z powodu utraty kogoś. A wiedział, że to już koniec jego pięknej, aczkolwiek krótkiej znajomości z Malikiem.
Hazz wcisnął się z trudem za brata i objął go mocno. Nie rozumiał, co się dzieje. Przecież starszy miał być na randce, a Styles bardzo powolutku zaczynał wierzyć w szczere intencje Zayna. Czyżby tak bardzo się pomylił? Głaskał mężczyznę po głowie, nucąc cicho jakąś spokojną melodię, która akurat przyszła mu do głowy. Powstrzymał się od mordu na piosenkarzu, tylko dlatego że nie znał całej sytuacji, a zawsze unikał przedwczesnych osądów.
- Liaś...?
- Powiedziałeś mu, że ćpam... Dlaczego?
- Oh... Ja... To było jeszcze zanim się poznaliście. Na jednej z imprez Zayn zapalił trawkę i poprosiłem, żeby tego nie robił. Musiałem mu wytłumaczyć, że mój brat czasami nadużywa... Przepraszam... Wybacz mi, Liam. Nie miałem złych intencji...
Payne zamknął oczy, wypuszczając drżący oddech. Bał się.
- Ja nie chcę go stracić... Ale z drugiej strony ta znajomość jest skazana na niepowodzenie. Kto chciałby się umawiać z narkomanem? Nie jestem na tyle wartościowym człowiekiem, aby zmuszać go do przyjaźni ze mną. Czy tym bardziej czegoś... więcej.
Loczek przytulił mocniej mężczyznę, czując napływające łzy do oczu.
- Nie ufam mu w najmniejszym stopniu, ale jeśli sprawia, że jesteś szczęśliwy... Już dawno tyle się nie uśmiechałeś, co w ciągu tych dni spędzonych z Zaynem. Nie skreślaj tego. Choć oczywiście będę po twojej stronie, niezależnie od tego, co postanowisz.
Payne zaczął cicho płakać. Był tym wszystkim zmęczony, pragnął znowu uciec. Czy on nigdy nie miał szansy znaleźć szczęście? Od samego początku był skazany na niepowodzenie i jakakolwiek nadzieja na lepsze jutro miałaby zostać mu w tak brutalny sposób odebrana? On nie potrzebował wiele, jedynie odrobinę miłości oraz brak krzyków. To wszystko. Czasami myślał, że wolałby zostać bezdomnym, ale z drugiej strony nie chciał zostawić brata na pastwę matki. Musiał się nim opiekować; odejdzie dopiero kiedy będzie pewny, iż Hazz jest bezpieczny. Jednak czuł, że wkrótce to nastąpi - wystarczył jeden dzień, aby dostrzegł sposób w jaki Louis traktował jego braciszka. Z troską, czułością... Nie pozwoli go skrzywdzić.
- Jak to jest być zakochanym? - szepnął.
- Co? Dlaczego pytasz?
- Bo tylko ty z naszej dwójki to wiesz. I nie wypieraj się; nie ma się czego wstydzić, nie będę krzyczeć, czy coś.
Hazz uchylił usta, zaskoczony słowami starszego. Czy był w tym wszystkim tak bardzo oczywisty? Wszyscy wiedzieli? A Louis? Czy on też dostrzegł jego uczucia? Ale w żaden sposób nie okazywał mu tego... Powinien być ostrożniejeszy. Nie mógł ryzykować utraty mężczyzny.
- To jest...
Wypowiedź Harry'ego przerwał dzwonek telefonu Liama. Zayn. Szatyn zdezorientowany spojrzał na brata, ale ten pocałował go w policzek i wstał.
- Nie pozwól temu przepaść - szepnął.
Już po krótkiej chwili Payne został sam w pokoju. Niepewnie odebrał telefon, a po drugiej stronie panowała kompletna cisza. Kiedy Malik dłużej się nie odzywał, w końcu sam wydusił:
- Halo...?
- Liam... - zaczął drżącym głosem. Brzmiał, jakby płakał. - Wybacz. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Nie myślę o tobie, jako o ćpunie. Ja po prostu... To był odruch obronny. Proszę, nie zostawiaj mnie...
- Zee, jestem tutaj.
Usłyszał głośne westchnienie. Jednocześnie jednak nie potrafił się nie uśmiechnąć. Zayn wciąż go chciał. Wciąż się przyjaźnili.
- Wybaczysz mi?
- Oczywiście. Bardziej jestem ciekaw, dlaczego dalej ci jakkolwiek zależy.
Przez krótki czas panowała cisza. Jednak nie była ona, aż tak uciążliwa, jak ta zaledwie chwilę temu. Już wszystko się ułożyło. Dawno nie czuł takiej ulgi. Nie sądził, że tak bardzo się przywiąże, ale nic nie mógł na to poradzić.
- Ponieważ przy nikim nie czuję się tak bardzo sobą, jak przy tobie. Ponieważ dzięki tobie jestem szczęśliwy...
A Liam musiał przyznać mu rację. Malik był jego ostoją, odskocznią... innym narkotykiem.
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚
Uświadomiłyśmy sobie, że mamy już 21 rozdział, a fabuła bardzo powoli rusza do przodu. Co za tym idzie, będzie najprawdopodobniej sporo rozdziałów.. Nie będziecie źli?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top