15. O, dzień dobry, panie chodniku.
- Lou... - szepnął Styles, uwieszony na ramieniu starszego.
Tylko oni zostali, kiedy Zayn i Niall zdążyli pojechać do domu. Jednak Tomlinson nie mógł pozwolić brunetowi samemu czekać na taksówkę, prawda? Dlatego mimo nieprzyjemnego wiatru, atakującego ich z każdej strony, objął bardziej loczka, ani myśląc zostawić go na pastwę innych ludzi.
- Tak?
- Bo ja nie chcę wracać do domu... Mogę zamieszkać u ciebie? - mruknął już nieco sennie.
- Harreh... Wiesz, że to niemożliwe.
- Ale dlaczego? Matka nawet nie zauważy, że mnie nie ma. Może nawet się ucieszy.
Tomlinson przez moment zapragnął wykorzystać fakt, iż loczek jest pijany i wyciągnąć od niego kilka informacji o rodzinie. Poza paroma ogólnikami, nie chciał się zagłębiać w te fakty. Jednak Louis nie potrafił mu tego zrobić, skoro Harry nie chciał. Już wystarczająco wykorzystał go fizycznie podczas ostatniej imprezy. A najgorszym było, że nie żałował...
- A Liam?
- Jeśli nie ćpa gdzieś w jakiejś ruderze, to może byłoby mu przykro. Wiesz, on bardzo mnie kocha. I matka na pewno też, tylko nie potrafi tego okazywać. Ale Liaś jest najlepszym bratem na świecie! To on mnie wychowywał i się ze mną bawił.
Lou westchnął cicho. Chyba nie chciał, żeby taksówka szybko przyjechała. Bardzo lubił przebywać ze Stylesem, który choć bywa dziecinny, potrafił działać na niego naprawdę uspokajająco. Może nawet perspektywa mieszkania z Harrym przez moment wydawała się być bardziej kusząca, niż był gotów to przyznać. Ale wiedział też, że byłoby to bardzo niestosowne i mogło nieść za sobą ogromne konsekwencje. Poza tym oni prawie w ogóle się nie znali!
- Każda kocha swoje dzieci.
- Mhm... A twoja? Jaka jest?
- Była cudownym człowiekiem. Niemal bez niczyjej pomocy wychowała gromadkę wspaniałych osób. Może pewnego dnia poznasz dzieciaki, tylko ostrzegam, że potrafią być nieznośni.
- A co się z nią stało?
- Była chora... Może kiedy indziej ci o tym opowiem.
- Przykro mi...
- Nie przejmuj się. Kurwa, gdzie ten samochód? Zaraz zamarznę.
Styles rozejrzał się po okolicy, ale nigdzie nie było widać taksówki. A przynajmniej takiej, która zaparkowałaby w okolicy. Z chytrym uśmieszkiem spojrzał na szatyna.
- Chyba musimy pójść do ciebie. Mieszkasz blisko. A przecież nie możemy zostać tutaj całą wieczność?
- Prawdopodobnie masz rację...
Harry krzyknął ze szczęścia, zwracając tym uwagę na siebie większości ludzi dookoła. Nie przejął się tym specjalnie i mocno pocałował policzek mężczyzny. Naprawdę miał dość swojego domu i jeśli mógł się wyrwać chociaż na chwilę, był gotów to zrobić. A Tomlinson jest jego przyjacielem, więc co w tym złego?
- To prowadź!
Louis schował ręce do kieszeni i ruszył w kierunku domu. Młodszy radośnie szedł obok mężczyzny, podśpiewując pod nosem pierwsze lepsze piosenki, które nasunęły mu się do głowy. A przy tym ciągle skakał, spacerował po murku, obejmował szatyna, tańczył piruety... Senny, znużony Styles został daleko za nimi, zastąpiony przez tego pełnego energii. Louis jedynie wsłuchiwał się w głos loczka, śmiejąc się co chwilę z jego przeciwnych akrobacji. A to, że kilka razy prawie się przewrócił, to tylko detal. Na szczęście Tommo zawsze służył pomocą i w ostatniej chwili łapał chłopaka.
Brunet już niedaleko domu Louisa uczepił się latarni i okręcił wokół niej kilka razy, śpiewając kolejne słowa piosenki. Czuł się, jak w swoim żywiole, może jakimś równoległym świcie. Nie przejmował się spojrzeniami ludzi dookoła, czy zimnem. Czy wobec sztuki, tak przyziemne sprawy, były czymś ważnym? Definitywnie nie.
- Oh, Lord!
Oh somebody, oh somebody
Can anybody find me somebody to love...?*
W pewnym momencie zakręciło mu się w głowie i odchylił się mocno do tyłu. Oplótł dodatkową jedną nogą latarnię, by utrzymać równowagę. Uchylił powieki i dostrzegł zaskoczonego Louisa, wpatrzonego w niego, będąc gotowym by rzucić mu się na ratunek. Uśmiechnął się szeroko do mężczyzny.
- Oops?
Tommo parsknął cicho śmiechem, będąc kompletnie oczarowany tym chłopakiem. Był tak bardzo delikatny, wrażliwy, a przy tym szczery ze sobą i innymi. Nic nie udawał - jeśli chciał się śmiać, to robił to, a jeśli krzyczeć, również. Przy tym miał niesamowity talent, natomiast od widoku tych dołeczków chyba się uzależnił.
Podszedł do chłopaka z myślą, że skoro on może być szczery, dlaczego Louis by nie mógł zrobić to, na to na co ma akurat ochotę? A pragnął znowu ucałować te rozciągnięte w szerokim uśmiechu wargi chłopaka. Loczek od razu oddał pocałunek, prawie od razu uchylając usta, by pozwolić mężczyźnie pogłębić pieszczotę. Może to nie była najwygodniesza dla niego pozycja, ale czy się tym przejął? Jednocześnie szumiało mu w głowie, ręce zaczynały boleć, lecz czując dłonie szatyna na swoich policzkach, był pewny, że nie upadnie - Louis nigdy mu na to nie pozwoli. Serce waliło mu, jak oszalałe, a ciało rozpaliło się niemal do czerwoności. Całował się wiele razy ze swoim pierwszym chłopakiem, lecz nijak się to miało do tego, jak się czuł przy Tomlinosnie. Tamte były delikatne, niepewne, ale miały swój urok, wszak były tymi pierwszymi. Jednak z szatynem było zupełnie inaczej - mężczyzna był silny i pewny siebie, całkowicie przejmując kontrolę nad Stylesem. A ten nie mógł powiedzieć, że mu się to nie podobało.
Kiedy zaczął starszego boleć kark od wciąż pochylonej pozycji, wyprostował się, ostatni jeszcze raz całując nosek loczka. Chłopak powoli uchylił powieki, od razu odnajdując w tych błękitnych oczach nutkę uwielbieniach. Może mógł nawet pomyśleć, że miłości, ale generalnie nie był w stanie do wykonywania tak wymagającego zadania. Za dużo procentów przepływało przez jego żyły, dodatkowo rozpędzonych przez pocałunek.
Szatyn wyprostował się, wciąż nie odrywając spojrzenia od lekko zarumienionego chłopaka. Był taki piękny... Czuł się wyjątkowo, będąc jedną z niewielu osób, które jeszcze miały szansę podziwiać Stylesa. Ale nie chciał go zachować tylko dla siebie, świat zasługiwał na poznanie takiego dzieła sztuki, jakim był Harry.
Zmarszczył brwi, słysząc chichot z ust loczka. Chichot!
- Wyglądasz zabawnie do góry nogami.
Lou uchylił usta, zaskoczony tym stwierdzeniem. To było tak irracjonalne, szczególnie, kiedy wciąż był lekko oszołomiony pocałunkiem i bliskością Stylesa. Jednak słysząc ten śmiech, w końcu sam się poddał i zaczął śmiać. A już na pewno przegrał, widząc, jak młodszy zjechał na dół.
- O, dzień dobry, panie chodniku. Przepraszam jeśli cię skrzywdziłem.
Harry wyglądał tak nieporadnie z loczkami lecącymi mu na twarz, długimi nogami owiniętymi wokół laratni, głaszczący chodnik. Louis pokręcił głową i ujął twarz bruneta w dłonie tylko po to, żeby móc skraść mu jeszcze jeden krótki pocałunek.
- Idziemy do domu?
- Mhm... A zaniesiesz mnie?
- Myślę, że to się może źle skończyć, Harreh. Dasz radę pójść sam. Jesteś już dużym chłopcem, prawda?
- Tak!
Loczek podniósł się powoli, objął starszego i w końcu bez większych przygód dali radę dotrzeć do apartamentu Tomlinsona. Może nie od razu udało mu się otworzyć drzwi, ale w końcu zadowolony z siebie przepuścił Hazzę w progu. Poszedł od razu do pokoju gościnnego naszykować chłopakowi wszystko, ale nagle podskoczył, słysząc głośny huk. Pobiegł do swojej sypialni, gdzie zastał młodszego ze spodniami na wysokości kolan, leżącego na podłodze.
- Co...?
- No bo chciałem się rozebrać, ale grawitacja mnie nie lubi i nie pozwala stać...
Tomlinson podszedł do chłopaka i pomógł mu pozbyć się ciasnego materiału. Cały czas starał się skupić wzrok na swoich dłoniach, a nie ciemnych bokserkach chłopaka, co było niebywałym wyzwaniem.
- Grawitacja, to przyciągnie ziemskie, więc chyba właśnie bardzo cię lubi - odparł, kiedy zadowolony z siebie odłożył spodnie na bok.
- Naprawdę? Juhu!
Szatyn nic już na to nie odpowiedział, jedynie podał rękę, aby ten podniósł się z dywanu i poprowadził na łóżko. Chyba jednak odstąpi mu już to - wolał nie myśleć co się wydarzy przez te kolejne parę minut, kiedy zostawi go samego.
Harry od razu zakopał się pod ciepłą kołdrę i zamruczał cicho, czując miękkość materaca oraz poduszki pod sobą. Jakby spał na chmurce. Czuł, że szybko niewiedza go duch Morfeusz. Jeszcze tylko resztą świadomości szepnął do Louisa:
- Przytulisz mnie?
A Tommo, choć chciał wracać do drugiego pokoju, nie potrafił oprzeć się tym cichym słowom. Dlatego położył się obok chłopaka i objął go od tyłu. Loczek od razu bardziej się przybliżył, może tylko trochę za bardzo się przy tym wiercąc. Starszy złożył na jego szyi delikatny pocałunek i na moment przymknął powieki.
- Dziękuję. Dobranoc, Lou...
- Dobranoc, Harry.
Szatyn jeszcze chwilę poczekał, aż Styles na pewno zaśnie i ostrożne wstał. Poprawił jasną kołdrę, żeby przypadkiem nie było chłopakowi zimno, a następnie w miarę cicho wrócił do pokoju gościnnego. Hazz był wspaniałą przytulanką, jednak nie chciał następnego dnia być o coś posadzonym. Już wystarczy, że sam pragnął zrobić o wiele więcej, niż powinien...
W końcu udało mu się zasnąć, na swój sposób ciesząc się z obecności chłopaka tuż za ścianą.
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
*Queen - Somebody to love.
Media ☝️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top