11. Jestem niewinny, jestem tylko zakładnikiem!

Harry był pewny, że o czymś zapomniał. W pewnym momencie po prostu urwał mu się film i za nic nie potrafił sobie przypomnieć, co się działo na imprezie. Miał tylko nadzieję, że nie było to nic istotnego. W każdym razie, poza niewielkim kacem czuł się wyśmienicie. Był pewny, iż to będzie jego dzień!

Cały poranek paplał Liamowi o tym, jak się cieszy ze spotkania Louisa, czego starszy naprawdę miał już dość. Zaczynał żałować tego, że poprosił brata o to, ale nie mógł pozwolić mu znikać na całe noce z jakimiś obcymi, podejrzanymi ludźmi. Za bardzo się o niego bał. Harry jest rozsądnym człowiekiem, lecz bardzo brakowało mu miłości, a co za tym idzie - szybko się przywiązywał. A Tomlinson był starszy, bogaty, podobno bardzo przystojny... Kto wie, jakie miał plany wobec Stylesa? Mógł go skrzywdzić, nieważne czy specjalnie, czy nie.

W końcu wybiła upragniona czternasta, kiedy to mogli udać się do studia. Payne początkowo pałał niechęcią do nowych znajomych brata, ale widząc z jakim entuzjazmem tam szedł... Może nie miał czym się przejmować? Chyba musiał w końcu pogodzić się z tym, że Harry nie jest już tym małym chłopcem, którego musiał bronić przed pająkami i klaunami.

Loczek widząc Tomlinsona, od razu do niego podbiegł i mocno przytulił, niemal przewracając starszego. Lou zaskoczony objął chłopaka, a z jego ust wydobył się cichy śmiech. Mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie wczorajszej sytuacji. Patrząc na to, w jakim był stanie Styles, możliwe że nie pamiętał nic z tego, jak obściskiwali się w klubie, ale może to lepiej? Starszy nie zamierzał mu pierwszy przypominać, ryzykując tym, że zostanie o coś posądzony. A już na pewno nie chciał w obecności prawdopodobnie Liama, patrzącego na niego podejrzliwym wzrokiem. Szczególnie, że wbrew oczekiwaniom Louisa, mężczyzna wyglądał na całkiem umięśninego...

Bez zastanowienia, dyskretnie pocałował chłopaka w policzek i podszedł do jego brata. Uśmiechnął się lekko i wyciągnął w jego kierunku rękę.

- Louis Tomlinson. Miło mi.

Payne powoli zmierzył wzrokiem niższego mężczyznę i po chwili wahania uścisnął dłoń, również się przedstawiając. Na pierwszy rzut oka Lou wydawał się być sympatyczny... Choć jego uwagę zwróciła ręka szatyna na plecach loczka. Ostatecznie zdecydował się to przemilczeć i jedynie obserwować.

- To idziemy, Lou? - spytał brunet.

Tommo skinął głową i pozwolił loczkowi pobiec pierwszemu. Szczerze mówiąc czuł się mocno niepewnie w obecności Payne'a, jakby czując, że mężczyzna ocenia każdy jego ruch. Niczym na pierwszej kolacji z treściami...

Styles wyczuwał to napięcie między Liamem a Louisem, lecz nie wiedział, jak temu zaradzić. Miał ochotę opowiedzieć jeden ze swoich kultowych żarcików, ale coś mu podpowiadało, iż to nie jest dobry pomysł. Szczególnie, że Liam rzadko które rozumiał... W przeciwieństwie do Tomlinsona. Jedynie cieszył się, że nigdzie na horyzoncie nie widać Zayna. Nie chciał by ten skrzywdził, czy jakkolwiek obraził Liama. Nie jego. Jednak na szczęście mogli tego uniknąć...

Loczek podekscytowany wpadł do studia, prawie skacząc jak kałczukowa piłeczka. Kochał to pomieszczenie, a szczególnie ten jeszcze mniejszy pokoik z mikrofonem. On tak bardzo pragnął pewnego dnia wydać płytę i stać się legendą. Nie jedną gwiazdką z wielu, ale tą niepowtarzalną jednostką, której piosenki będą słuchać jeszcze następne pokolenia.

Louis chciał objąć chłopaka, lecz ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Zły moment. Bardzo zły.

- Tak, leć. Wiem, że chcesz.

Hazzie nie trzeba było dwa razy powtarzać, od razu pobiegł za drzwi, przy akompaniamencie śmiechu dwójki mężczyzn. Louis pomachał chłopakowi i odwrócił się w stronę brata. Wcisnął dłonie do kieszeni spodni i spojrzał w brązowe oczy towarzysza.

- Słuchaj, wiem, nie ufasz mi i w pełni to rozumiem. Też jestem starszym bratem, już swoje przeżyłem z tymi dzieciakami. Ale nie chcę źle dla Harry'ego. Widzę w nim potencjał, może zajść daleko, a ja postaram się mu pomóc.

Liam westchnął cicho i usiadł na krzesełku. Spojrzał na brata, który uśmiechnął się do niego szeroko. Uniósł kciuk do góry, co jeszcze bardziej ucieszyło bruneta. Rzadko kiedy widywał go takiego szczęśliwego...

- Chciałbym, żeby mu się udało - zaczął, wciąż wpatrując się w loczka - ale to wszystko wydaje się być bardzo odrealnione. On jest jeszcze taki młody, niewinny... A Ty jesteś po prostu jakimś obcym mężczyzną, który wziął się znikąd i czaruje go swoimi obietnicami... Wybacz, ale tak to wygląda.

Tomlinson zaśmiał się cicho i skinął głową.

- Chyba masz rację. Lecz proszę, wysłuchaj go i powiedz czy nie ma racji.

Tommo pokazał młodszemu, że może zaczynać. Liam wiele razy słuchał śpiewu loczka, aczkolwiek teraz  wyglądało to zupełnie inaczej. Chyba pierwszy raz przyszło mu do głowy, że Styles naprawdę pewnego dnia może zostać piosenkarzem. Jednak ledwo rozbrzmiał dźwięk gitary, do pomniejszenia wpadł Malik, od razu wskazując palcem na przyjaciela.

- Słuchaj, lilipucie! Dzwonię do ciebie od ponad godziny, jestem niemal pewny, że coś ci się stało, a ty, kurwa, jakby nigdy nic siedzisz sobie w studiu i bawisz z tym dzieciakiem! Ja tutaj odchodzę od zmysłów, miałeś do mnie oddzwonić za pięć minut! Masz szczęście, iż sekretarka powiedziała, że jesteś tutaj, bo dostałbyś ode mnie wpierdol nawet jakbyś trafił na blok operacyjny! Jak zaraz... Kim jesteś? - Zayn w sekundę złagodniał, kiedy dostrzegł obcego mu mężczyznę. Zlustrował jego ciało, będąc bardzo zadowolonym z tego, co widzi. Czuł, jak mięknie mu serce, widząc te urocze zmarszczki wokół oczu szatyna, gdy ten się szeroko uśmiechnął, a cała złość jakby wyparowała.

- Liam. Mam nadzieję, że i ja nie dostanę opierdzielu. Jestem niewinny, jestem tylko zakładnikiem!

Malik parsknął śmiechem i oparł dłoń o swoje biodro. Również głos ów Liama był bardzo przyjemny - powoli, wyraźnie wypowiadał każde słowo. Brunet zastanowił się, jak mógł brzmieć, kiedy by go doprowadził do jakiś silniejszych emocji...

- Oh, nie! W takim razie w dobrym momencie przyszedłem, żeby odbić cię z rąk nieprzyjaciela.

- Dziękuję, mój wybawco! A jak cię zowią?

Brunet ukłonił się przed szatynem niczym rycerz, wciąż patrząc w te hipnotyzujące oczy.

- Sir Zayn Malik herbu tykająca bomba.

Payne zaśmiał się głośno i pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Patrząc na to co się wydarzyło przez chwilą, chyba już wybuchła.

Styles obserwował scenę toczącą się przed nim, będąc sfrustrowany faktem, iż niczego nie słyszy. A jednak Malik rozmawiał z jego bratem. I wspólnie żartowali. Dlaczego jego zaczął od razu atakować, a z Liamem w mig się dogadał? Czy był zazdrosny? Może trochę, ale na pewno mu ulżyło, mając przy tym świadomość, że chyba nie skrzywdzi mężczyzny. Chyba.

W końcu mógł zacząć śpiewać, a bardzo chciał się pochwalić nową piosenką. Miał nadzieję, że spodoba się Louisowi... No i oczywiście reszcie. Trącił kostką struny i spojrzał na swoją niewielką, aczkolwiek rosnąca widownię.

- Meet me in the hallway
Meet me in the hallway
I just left your bedroom
Give me some morphine
Is there any more to do...?

Sam nie był pewny, skąd akurat takie słowa znalazły miejsce w jego sercu, kiedy pisał piosenkę, ale pojawiły się całkiem niedawno i nie chcemy go opuścić.

- Just let me know I'll be at the door, at the door
Hoping you'll come around
Just let me know I'll be on the floor, on the floor
Maybe we'll work it out
I gotta get better, gotta get better
I gotta get better, gotta get better
I gotta get better, gotta get better
And maybe we'll work it out...

Wyraźnie widział, jak Zayn co chwilę nachyla się do ucha Payne'a i coś mu szepcze. Jednocześnie był zły, ale jeśli sprawiało to, że starszy się szeroko uśmiechał... Może nie miał powodu.

- I walked the streets all day
Running with the thieves
'Cause you left me in the hallway
Give me some more
Just take the pain away...

Liam był zaskoczony utworem, którego wcześniej nie słyszał. Był o wiele delikatnejszy, ale wciąż zachwycający. Zawsze wiedział, że Harry ma ogromny talent, a jednak dopiero stojąc przed mikrofonem zdawał się rozwijać skrzydła. Tak bardzo pragnął by chociaż on znalazł szczęście...

- Just let me know I'll be at the door, at the door
Hoping you'll come around
Just let me know I'll be on the floor, on the floor
Maybe we'll work it out
Gotta get better, gotta get better
Gotta get better, gotta get better
Gotta get better, gotta get better
And maybe we'll work it out...

Spojrzał na Tomlinsona, zaskoczony dostrzegając to, na co wcześniej nie zwrócił uwagi. Tego z jaką uwagą przyglądał się Hazzie... oraz ogromnym podziwem, ale nie takim, jak fan, dumny rodzic, wspierający przyjaciel, nauczyciel... Było w tym coś więcej. Może doszukiwał się za dużo, ale czy Louis mógł czuć coś do Stylesa? Jakieś zauroczenie...?

- We don't talk about it
It's something we don't do
'Cause once you go without it
Nothing else will do.

Harry uśmiechnął się szeroko i ukłonił przed trójką mężczyzn. Prawie pisnął, widząc jak brat, aż zaczął klaskać na stojąco. Tak bardzo długo czekał na ten moment... Gdyby tylko jeszcze mężczyzna przyszedł na jego koncert.

Ale na tę chwilę był po prostu tak bardzo szczęśliwy. Szybko pobiegł do nich, gdzie od razu wpadł w ramiona Tomlinsona. Ukrył twarz w wgłębieniu jego szyi, na moment przymykając oczy. Poczuł się w tych ramionach tak bezpiecznie... Jakby znalazł się w miejscu, którego szukał całe życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top