stało się

• Mike •

Obudziłem się w nocy, nie ogarniając niczego. Podniosłem się do siadu, będąc cały zalany potem. Miałem zły sen. Poczułem suchość w gardle, więc wstałem, ubrałem szlafrok i poczłapałem do małej kuchni. Nalałem sobie  wody do szklanki, a następnie usiadłem przy stole. Miałem wrażenie, że to co wcześniej się wydarzyło, w jakiś sposób odbijało się jednak na mojej psychice. Byłem wykończony pod każdym możliwym względem. Nagle usłyszałem jakiś szelest i tupanie. Był środek nocy, przez to dźwięk wywołał we mnie niepokój.

— czemu nie śpisz? - usłyszałem zachrypnięty głos. Uniosłem wzrok w stronę drzwi i wzruszyłem ramionami.

— pić mi się chciało. - wymamrotałem niezbyt chętnie, a mężczyzna wszedł do kuchni i postawił drugie krzesło naprzeciw mojego.

— wszystko w porządku? - cicho westchnął, poprawiając mi grzywkę opadającą na oczy.

— oh, oczywiście... - przyciszyłem głos. — oczywiście, że nie. Nic nie jest w porządku, zgadnij czyja to wina. - wymamrotałem niezadowolony, odwracając głowę w bok.

— na pewno nie twoja, Michael. - poczułem jego palce na swoim kolanie, które po chwili zabrał, a ja uniosłem brwi. — zrobię ci herbaty. Słodzisz?

— tak, tak... - westchnąłem cicho i wolałem już o nic nie pytać. — dwie łyżeczki. - powiedziałem cicho, chowając twarz w dłoniach.

— nie analizuj tego, dobrze ci to zrobi. - usłyszałem jego głos tuż nad moim uchem. Po chwili zimne dłonie chłopaka oplatały mój kark. — tęsknisz za nim?

— nie będę odpowiadał na głupie pytania. - wymamrotałem podnosząc głowę. — możesz mnie nie dotykać?

— chciałem cię rozluźnić. - westchnął, a po chwili straciłem z nim kontakt cielesny.

Nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się w czajnik i gotującą się w nim wodę. Czas mi się dłużył, albo urządzenie nie działało. Stawiam na to pierwsze, bo po kilku minutach po kuchni rozległo się pstryknięcie, informujące, że woda jest gotowa do zaparzenia herbaty. Evan postawił na blacie dwa kubki, a następnie zalał je do pełna.

Irytowało mnie wszystko, dosłownie wszystko. Dźwięk stawianych kubków, sypianie cukru, obijająca się łyżeczka w trakcie mieszania, a nawet dźwięk upijanej herbaty.

— mógłbyś ciszej? - mruknąłem.

— mógłbyś głośniej? - usłyszałem po chwili, na co uniosłem na niego zirytowane spojrzenie.

— nie denerwuj mnie nawet, nie jestem w nastroju. - wymamrotałem pod nosem, chowając twarz w dłoniach. Miałem dość jego, Luke'a, siebie i całego życia. Ta delegacja zmieniła się w piekło.

— Michael... - cicho mruknął, przysuwając parujący kubek do mojej twarzy, po czym kucnął przede mną i delikatnie złapał mnie za dłoń, smutno się uśmiechając. — wypij herbatę i idź spać, już nie będę ci przeszkadzał swoją upierdliwą osobą. Powinieneś się wyspać, tym bardziej, że zaczynasz mieć problemy z regularnym snem.

Mówiąc to wstał, obrócił się i wyszedł. Poczułem się dziwnie, bo jednak nie zrobił teraz nic złego, był nawet miły i nie narzucał się. Tym razem to ja okazałem się być chujem nad chujami. Spuściłem wzrok, przygryzając wargę do czerwoności. Wypiłem zawartość kubka, po czym powędrowałem do jego tymczasowej sypialni. Mężczyzna leżał odwrócony do mnie plecami, przykryty pościelą po same uszy. Niezbyt pewnie usiadłem na progu łóżka i położyłem rękę na jego ramieniu.

— Evan, śpisz? - cicho wyszeptałem, nie chcąc go budzić. — uh, nieważne. Po prostu przepraszam... Potraktowałem cię jak ostatniego chuja i teraz jest mi głupio. Może nawet masz rację co do sytuacji z Lukiem. - przyznałem niechętnie, nie zauważając żadnej reakcji z jego strony. Nie wiem co mnie podkusiło, ale delikatnie opadłem na poduszkę obok niego i wtuliłem się w plecy, które schowane były pod pierzyną.

Nie wiem czy brak Luke'a tak mieszał mi w głowie, czy stres spowodowany całą tą delegacją. Może w ogóle oba na raz i do tego kilka innych powodów. Naprawdę tego nie wiedziałem, a musiałem przyznać, że było to trochę męczące, bo z jednej strony czekała na mnie osoba, którą kocham, a z drugiej sam prowokowałem zachowania takie jak te. Problem w tym, że na chwilę obecną wcale mi to nie przeszkadzało.

Kilka minut leżeliśmy w ciszy, przerwał ją jednak dźwięk skrzypiącej kanapy, a dla mnie był to znak, że chłopak się przebudził. Ostrożnie zabrałem rękę z jego ciała i próbowałem przyjąć w miarę neutralną pozycję, co jednak nie do końca się udało, bo przypadkowo wbiłem mu łokieć w plecy.

— kurwa. - mruknąłem sam do siebie.

— przeprosiłbyś. - chłopak stwierdził oschle, na co ja przewróciłem oczami. Naprawdę nie chciałem rozwalić naszej "relacji". Nie dlatego, że w jakiś sposób mi na nim zależało, ale dlatego, że ciężko mieszkać z kimś do kogo nie można się odezwać.

— przepraszam... i za to wcześniej też przepraszam. - westchnąłem cicho, podnosząc się przy tym z kanapy.

— za tamto już przepraszałeś. - zaśmiał się cicho. Popatrzyłem ma niego lekko zszokowany, siadając znowu na brzegu. — nie spałem Mikey, wiesz? Chciałem usłyszeć co masz mi do powiedzenia, gdybym nie spał, nie powiedziałbyś nawet połowy. - zaśmiał się i usiadł nieco bliżej mnie.

— oh... - tylko na tyle było mnie stać w tamtym momencie.

— już Lukey nie jest taki idealny? Dopiero teraz uznałeś, że może celowo się z nim przespał, bo pierwszy raz miał taką okazję? Hm?

— przestań, proszę. Nie pomagasz. - mruknąłem przecierając twarz dłońmi. — to trudny temat i pozwól, że nie będę udzielał ci odpowiedzi.

— okej, okej... - też przewrócił oczami, a jego dłoń już drugi raz tego wieczoru wylądowała na moim kolanie. Wlepiłem w nią tylko wzrok, ale przemilczałem ten gest. — przytuliłeś się do mnie, dlaczego? - poczułem jego spojrzenie na sobie i momentalnie odwróciłem speszony głowę.

— nie wiem, chyba potrzebowałem bliskości. Dwa tygodnie to za duża przerwa jak dla mnie. - wzruszyłem ramionami biorąc głębszy wdech. — i tyle, cała filozofia.

— w końcu zaczynasz myśleć też o sobie, a nie o wszystkich dookoła. - poczułem jak pościel po chwili opatula moje ciało, a ja leżę w ramionach mężczyzny. — potrzebna ci chwila wytchnienia, odpoczynku i relaksu . - jego dłoń znalazła się teraz na moim biodrze, na co przymrużyłem delikatnie oczy.

— może jest w tym troszkę racji. - wymamrotałem i przerzuciłem nogę przez jego uda. — a teraz się zamknij i mnie tul, póki nie zmienię zdania. - przewróciłem oczami i położyłem podbródek na jego mostku. Nie pytajcie, nie wiem czemu to robiłem.

— dwa razy nie musisz powtarzać, kociaku. - jego usta znalazły się na mojej szyi, gdzie został złożony delikatny całus, a ja cicho mruknąłem.

— przestań, miałeś mnie tylko tulić. - westchnąłem, kręcąc głową.

— no przecież cię przytulam. - niewinnie się uśmiechnął i położył dłoń na moim tyłku, na co zacisnąłem usta w wąską linię.

— jak na razie to twoja ręka tuli mój pośladek, a tak być nie powinno. - dźgnąłem go palcem w bok, a chłopak lekko się wygiął.

— zaraz przytulę twoją prostatę swoim drągalem. - zaśmiałem się na to dziwne określenie, a on ze mną.

— a ja przytulę twoje oko swoją pięścią, co ty na to, panie „rozszerzoną biologię mam w palcu"? - przewróciłem oczami, czując jak chłopak szturcha mnie nosem po policzku.

— jesteś słodki. - zachichotał i lekko się o mnie otarł, a ja cicho stęknąłem.

— a ty spierdolony, nie dociera do ciebie słowo nie? - podniosłem się do siadu, ale zostałem znowu przyciągnięty do jego ciała.

— nie. - parsknął śmiechem.

— do mnie też nie. - zaśmiałem się cicho i bez jakiejkolwiek krępacji złączyłem nasze usta.

Pocałunek był krótki, ale już bardziej dokładny niż poprzedni. Taki jakby delikatny i szczerze mówiąc mógłbym doszukiwać się w nim szczypty uczuć.

W tamtej chwili jego obie dłonie znalazły się na moich pośladkach. Ten gest sprawił, że z moich ust wydobyło się ciche stęknięcie, a chłopak tylko się uśmiechnął.

— będziesz mnie tak macał...? - zapytałem przerywając pocałunek.

— dokładnie to będę robił. - wyszczerzył się do mnie, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się do niego.

— podoba mi się. - zwilżyłem usta językiem, a po chwili składałem niewinne pocałunki na jego szczęce.

Totalnie się w tym zatraciłem i zanim oboje się obejrzeliśmy, byliśmy w samych bokserkach, w dosyć intymnej pozycji czy sytuacji. Wciąż siedziałem na udach Evana. Zdecydowanie zbyt blisko jego krocza, a wręcz na jego kroczu, ale w tamtym momencie zupełnie o tym nie myślałem. Mój umysł w tamtej chwili ograniczał się tylko do mnie, jego i zaistniałej sytuacji.

Mruknąłem cicho w szyję chłopaka, czując na plecach jego opuszki palców. Wykonywał delikatne ruchy z góry do doły, a następnie z dołu do góry. Niesamowicie mnie to uspokajało, więc z każdą minutą poddawałem się jego dotykowi coraz chętniej. Nie pozostałem jednak dłużny. Kiedy skończyłem całować linię jego szczęki, zaatakowałem obojczyki. Straciłem resztki racjonalnego myślenia i dotykałem go w taki sposób, w jaki lubił to Luke. To okropne? Tak, ale wtedy nawet na to nie wpadłem.

— do czego to zmierza...? - wychrypiałem mu do ucha niecierpliwie. Odpowiedziała mi cisza, a ja ponowiłem pytanie. Tym razem zaciskając dłoń na jego biodrze.

— do czego tylko chcesz Mike, jestem dziś cały dla ciebie. - ciepły język chłopaka spotkał się z moimi ustami, a nasze spojrzenia natrafiły na siebie.

— nic co będzie ciągnęło za sobą duże konsekwencje. - przyznałem. Czyżbym jednak zachował trzeźwość umysłu?

— w takim razie nie wytnę ci nerki i nie sprzedam na czarnym rynku. - powiedział całkiem poważnie, a ja cicho się zaśmiałem.

— chodziło mi bardziej o coś innego, ale skoro tak... - jednak nie, trzeźwość umysłu poszła się jebać, tak samo jak ja z Evanem. Zanim się obejrzałem, oboje pozbyliśmy się swojej bielizny.

— jesteś wielki. - wymruczał mi do ucha, a ja się zarumieniłem.

— a ty nie, zamknij ryj bo mi opadnie. - warknąłem i lekko się o niego otarłem.

— nie bądź taki agresywny, kotku. - stęknął mi na ucho, po czym przewrócił mnie na plecy i docisnął nadgarstki do łóżka. — trzeba cię podporządkować. - złożył pocałunek na mojej szyi, schodząc coraz niżej i niżej, aż do samego brzucha.

— wolę być na górze. - mruknąłem, czując jak moje ciało się spina.

— to masz problem, bo to ja mam zamiar cię dzisiaj... - mówiąc to, przejechał po moim członku dłonią, a ja wygiąłem plecy w łuk. — wypieścić, jak prawdziwego kotka.

— jebany zoofil. - skwitowałem, cicho skomląc.

— jedyna, jebana osoba w tym pomieszczeniu ma na imię Michael. - warknął mi do ucha, a przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz.

— zmieniłeś imię? - uniosłem biodra do góry, domagając się dotyku z jego strony.

— jasne, mów mi od teraz tatusiu. - parsknął śmiechem, a ja skupiłem się na przyjemności wynikającej z pieszczot.

No i co? No i nic. Uległem jak dzieciak. Poddałem się temu totalnie, zdecydowanie zamazałem wszelkie swoje granice. Posunąłem się daleko, bardzo daleko... za daleko. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero dnia następnego, kiedy na wyswietlaczu mojego telefonu zobaczyłem sms od mojego słoneczka sprzed dwóch dni. Dwa pieprzone dni milczałem i nikt nie wie czemu. Nie patrzyłem nawet na liczbę nieodebranych połączeń, bo prawdopodobnie bym się załamał. Wyczyściłem wszytkie powiadomienia i westchnąłem ciężko.

Nie będę się bardzo rozwodzić nad zaistniałą sytuacją - w ogóle się nie będę rozwodzić, bo nie ma potrzeby. Poza tym jest mi okropnie głupio z tego powodu. Nie dociera do mnie do tej pory, dlaczego zgodziłem się na to wszystko i tak łatwo uległem jednemu impulsowi.

Konsekwencje się ponosi, więc nawet nie próbowałem od nich uciekać. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to rozmowa z Lu. Tylko jak tą rozmowę zacząć? Oto było pytanie.

Miałem powiedzieć coś w stylu „Hej, Lukey, złotko, wybacz mi, zaswędziało mnie w gaciach i cię zdradziłem" czy też może „Wiem, jestem chuj, najgorszy na świecie i dziesiątki innych obelg, miałem chwilę słabości, wybacz mi, błagam"? Nic z tych rzeczy by mnie nie usprawiedliwiło tak czy siak, nic również by nie sprawiło, że blondyn chociażby przemyślałby to, czy przyjąć przeprosiny. Brawo, Mike, spieprzyłeś po całości.

Chcąc nie chcąc złapałem za telefon. Odblokowałem go, nie spogladając nawet na treść SMS'a. Przemyślałem wszystko jeszcze raz, wszedłem w kontakt do nastolatka i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał - cisza. Drugi sygnał - cisza. Trzeci sygnał - cisza. Poczta głosowa. Przygryzłem wargę niemal do krwi i zamrugałem kilka razy by się nie rozpłakać.

Może powinienem sprawdzić swoją? Może zostawił jakąś wiadomość? Trzęsącą się dłonią wystukałem odpowiedni kod i odczytałem pozostawione mi nagrania. Przebijałem się od tych zostawionych przez współpracowników jakieś dwa lata temu do tych, które zostawił mi blondyn zanim wyleciałem w delegację. Wahałem się czy odczytać kolejne. Bałem się cholernie mocno.

Po kilku sekundach przełączyłem na kolejną wiadomość. Usłyszałem cichy szloch, na co się skrzywiłem, a serce mnie ścisnęło. W kolejnej wiadomości było coś w stylu „Musimy chyba poważnie porozmawiać, Michael, wszystko wiem", a w następnej „Super, nie chcesz nawet ze mną rozmawiać, nie potrzebuję cię, pierdol się, Clifford". Ostatnia zawierała najgorsze słowa, jakie kiedykolwiek mogłem usłyszeć. „Żałuję, że cię pokochałem. Nie dzwoń i nie pisz do mnie więcej", przesłonięte dźwiękiem płaczu. Komórka wypadła mi z dłoni, a w oczach stanęły łzy. Spierdoliłem tak bardzo.

Zniszczyłem jego i całą naszą relację do tego stopnia, że szanse na uratowanie tego były praktycznie zerowe. Już raz dałem popis i prawie go straciłem. Nie sądziłem jednak, że kolejny raz nadejdzie, a już na pewno nie tak zastraszająco szybko.

Przetarłem załzawione oczy, z trudem łapiąc oddech. Czułem się coraz gorzej i słabiej. Nogi same uginały się pod moim ciężarem. Nie kontrolowałem zupełnie tego wszystkiego. Wydaje mi się, że przypominało to bardziej atak paniki, niż taką zwykłą ludzką rozpacz.

Tamta kłótnia otworzyła mi oczy na pewne rzeczy, ale najwyraźniej nie na tyle szeroko bym się ogarnął. Konsekwencje jak widać wróciły szybko, a ja znów stąpałem po cienkim lodzie, zdecydowanie za cienkim. Prawdę mówiąc byłem pewny tego, że serce Luke'a już nigdy nie będzie należeć do mnie. Zawaliłem drugi raz. Przecież nikt normalny nie wybacza dwa razy tego samego, a tym bardziej czegoś o wiele gorszego - bo tak właśnie było. Najpierw prosto w oczy przyznałem mu, że praca jest moim priorytetem, co oczywiście nie jest i nie było prawdą, a teraz bez najmniejszej krępacji go zdradziłem. To była ostatnia myśl w tamtej chwili, potem nie wiem co się działo, bo obudziłem się dwie godziny później w moim łóżku.

Pominę fakt jak się tam znalazłem, bo domyślacie się pewnie czyja to sprawa, więc przejdę od razu do rzeczy.

Trochę ochłonąłem, ale tylko trochę. Ciągle przeszywała mnie myśl, że straciłem kogoś kto nauczył mnie kochać. Kogoś kto pozwolił mi patrzeć na świat zupełnie z innej strony, a co najważniejsze... byłem pewny, że straciłem miłość mojego życia, o którą tak bardzo walczyłem. Szczerze mówiąc nie wiem czy bardziej przerażała mnie wizja jego straty czy tego jak bardzo go skrzywdziłem. Luke to bardzo delikatny i wrażliwy chłopak, w dodatku z problemami i doskonale wiedziałem jak mógł zabić cały ból i smutek w nim siedzący.

Zacisnąłem nerwowo wargi i ponownie wybrałem jego numer. Pierwszy, drugi i trzeci raz skończył się nie powodzeniem, ale wiecie już, że potrafię wydzwaniać nawet cały dzień, wiec jakoś specjalnie się tym nie zraziłem. Martwiło mnie tylko to, co robi teraz Luke lub co zdążył już zrobić.

Odebrał.... za czwartym sygnałem.

— ko... - nie zdążyłem wydusić nawet słowa.

— milcz. - usłyszałem szloch w słuchawce. Cholera.

Przełknąłem gulę w gardle i chwilę milczałem. Milczałem, słuchając cichego szlochu po drugiej stronie słuchawki. Wewnętrznie usychałem, chcąc już tylko wziąć go w swoje ramiona i przytulić, ale zdawałem sobie sprawę, że sam odebrałem sobie na to szanse.

— jak mogłeś...? Jak mogłeś, M-Mike? Jestem dla ciebie n-niewystarczający? - słyszałem ciąganie nosem i spazmatyczne łapanie powietrza.

— Lukey, to nie tak, proszę, wysłuchaj mnie. - przygryzłem wargę, wsłuchując się w jego płacz.

— nie chcę, n-nigdy nie powinienem był ci u-ufać. Nie chcę cię wi-idzieć, życzę ci szczęścia na nowej drodze życia, ba-aw się z nim dobrze. - rozłączył się. Poczułem jak łzy spływają po moich policzkach, a szara rzeczywistość ogarnia moją zmęczoną głowę. Zjebałem.

Straciłem mojego najukochańszego pingwinka. Dopuściłem się niewybaczalnego. Czy go kochałem? Kochałem go jak wariat. Dlaczego więc go zdradziłem? Co takiego mnie podkusiło? Dlaczego byłem i jestem takim idiotą? Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek poznacie odpowiedź na te pytania.






•••
to mój jeden z ulubionych rozdziałów, naprawdę 😛

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top