pieprzony miliarder

• Luke •

Byliśmy w drodze do domu mojej mamy. Liz zaprosiła nas na wspólny obiad, ponieważ ostatnio nie miała czasu nas odwiedzać, a że narzekała na to jaka jest stęskniona, nie mogliśmy jej odmówić.

Wyglądaliśmy jak idealnie dobrana para. On czarna koszula, ja czarna koszula. On czarne rurki, ja czarne rurki. Ja miałem włosy postawione na żel oraz kolczyk, on okulary na nosie. Tylko to nas różniło, no jeszcze wiek i pare innych rzeczy.

Wysiadając z jego auta, na podjeździe mojego starego domu, o mało co nie wybiłem zębów. Nogi plątały mi się od samego rana, chociaż wcześniej nic nie piłem. Przysięgam.

— Jezu, Luke, ty ciapo. - Mike cicho się zaśmiał, okrążając samochód i łapiąc mnie za dłoń. — kiedyś sobie coś zrobisz.

— zrobiłem już nie raz. - zaśmiałem się razem z nim, a następnie poszliśmy w stronę domu.

Oczywiście otworzyła nam uradowana mama, która popłakała się na nasz widok, a ja cicho się zaśmiałem. Zdecydowanie za mocno się emocjonowała i zachowywała jakbym wyjechał na conajmniej inny kontynent.

— cześć, mamo. - przywitałem się od razu mocnym przytulasem.

— mam wrażenie, że nie widziałam was od kilku lat, a to dopiero pół roku bez ciebie w domu, synek. - odsunęła się i również przytuliła Michaela. — mam nadzieje, że dbasz mi tam o niego, Mike.

— dbam, oczywiście, że dbam. - powiedział ze śmiechem, a ja w tym czasie witałem się z tatą i z braćmi, których to naprawdę długo nie widziałem.

— jest mi tam lepiej niż w domu, wiesz? - popatrzyłem na rodzicielkę, a ona udała urażoną. — mówię poważnie, czuje się tam bardzo dobrze.

— nie mów tak, bo się bardziej popłacze. - wtrącił ojciec, a mama trzepnęła go ścierką.

— tylko nie bij. - zaśmiałem się cicho i wciągnąłem swojego chłopaka do środka.

— co tam, młody? - Jack roztrzepał mi fryzurę, na co przewróciłem oczami.

— jakoś nam powoli leci, Luke ostatnio nawet zażartował, że przechodzi na dietę. - przyznał ze śmiechem Mike, po czym wszyscy usiedliśmy do stołu.

— ah te dobre zmiany. - wtrącił Ben.

— dlaczego dobre zmiany? - popatrzyłem na brata.

— bo nie wyjadasz mi całego żarcia. - pokazał mi język i cicho się zaśmiał.

— Luke jest najmłodszy, a jako pierwszy się wyprowadził i zakochał, wow. - stwierdził Jack, a ja przewróciłem oczami.

— możecie przestać? - westchnąłem cicho. — jedzmy. - Michael cicho się zaśmiał i pogłaskał po kolanie, posyłając mi szczery uśmiech.

Reszta obiadu minęła nam niezwykle przyjemnie. Dyskutowaliśmy przy stole o wszystkim i niczym. Już bez jedzenia, które swoją drogą było pyszne, jak zawsze. Zero stresu. Clifford jak zwykle złapał wspólny język z moją rodziną, a ja wpatrywałem się w niego bardzo szczęśliwy. Widziałem po rodzicach, że zaczynają traktować go jak kolejnego syna, a bracia są zadowoleni z tego, że trafiłem na porządnego faceta. Można powiedzieć, że bez problemu zaklimatyzował się w gronie moich najbliższych, a to było dla mnie najważniejsze.

Po skończonej dyskusji Mike złapał mnie za dłoń pod stołem i uśmiechnął się do mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem. Już wiedziałem, że czegoś ode mnie chce.

— dobra, młotki, lecę na górę uczyć się do sesji - Jack wstał od stołu. — miło było, młotku. - poklepał mnie po ramieniu i podał Michaelowi dłoń. — trzymaj się, stary.

— miło było cię poznać. - uśmiechnął się do niego, a po tym brat zniknął za drzwiami.

Mężczyzna mocniej mnie złapał, przypominając tym gestem, że mam zwrócić na niego uwagę. Zaraz podniosłem na niego wzrok, a on kiwną głową w stronę mojego pokoju. No chyba go porypało jeśli myślał o seksie w takiej sytuacji, a na dodatek w domu pełnym ludzi. Swoją drogą ostatnio robiliśmy to chyba zbyt często, więc chwila przerwy wyszłaby nam na plus. Mike ponownie dał mi znak żeby ulotnić się od reszty, ale ja pokręciłem od razu głową. Nie chciałem siedzieć w pokoju, kiedy przyszliśmy w gości. To chyba logiczne.

— proszę... - szepnął mi na ucho, składając delikatny pocałunek zaraz za nim. — zaraz tu wrócimy, dobrze? - westchnąłem kiwając głową.

Oznajmiłem rodzicom, że zaraz wracamy, a oni nie mieli raczej nic przeciwko. Miałem tylko nadzieje, że nie ciągnął mnie tam z wiadomych powodów. Kiedy tylko zniknęliśmy za drzwiami mojego pokoju, Michael złapał mnie za drugą dłoń. Przyciągnął ją do swoich ust, a ja delikatnie się uśmiechnąłem. Ucałował moje knykcie, patrząc mi głęboko w oczy.

— Mikey, tylko nie mów, że chcesz się kochać, bo ci kark ukręcę, przysięgam. - pomimo wszystko się uśmiechnąłem na każdy czuły gest z jego strony.

— nie, nie, to nie to, skarbie. - objął mnie ramionami w pasie, delikatnie poruszając się ze mną, jakbyśmy tańczyli wolnego. Mimowolnie zarzuciłem ręce za jego kark i wtuliłem się w jego ciało.

— więc co tu robimy? - zapytałem cicho, opierając policzek na jego obojczyku.

— coś o wiele bardziej intymnego niż seks, wiesz? Coś, co zapamiętamy do końca życia, chociaż to tylko głupi taniec bez muzyki. - cmoknął mnie w płatek ucha, a ja uniosłem brwi.

— ależ jesteś enigmatyczny. Przy tym romantyczny, ale dlaczego teraz? - cichutko się zaśmiałem, głaszcząc jego kark opuszkami palców.

— wiem, że rozmawialiśmy o tym na dniach, Lukey, ale potrzebuję cię mieć przy sobie jeszcze bardziej. Pragnę poświęcić ci każdą sekundę życia, wywołać na twojej buzi uśmiech i być zawsze obok ciebie, żeby cieszyć się z twoich sukcesów, podnosić cię gdy upadniesz, być twoim prawdziwym oparciem i osobą, która pomimo wszystko będzie też twoim przyjacielem. Jesteś najważniejszą częścią mojego życia. Zakochałem się w tobie do tego stopnia, że gdybym tylko mógł, to bym oddał ci całego siebie. I wiesz co? Nawet jeżeli mnie w tym momencie odrzucisz, tak czy siak spróbuję - wyszeptał, patrząc mi w oczy.

— spróbujesz co... - popatrzyłem na niego w szoku.

— spróbuję ci się oświadczyć, Luke. - chłopak uklęknął przede mną, a z kieszeni marynarki wyjął czerwone pudełeczko, które od razu otworzył. — wyjdziesz za mnie? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy.

Nie wierzyłem w to co się dzieje. Przecież tyle razy rozmawialiśmy o tym, a ja za każdym razem mówiłem, że nie. Dlaczego więc postanowił to zrobić?

Czułem jak trzęsą mi się ręce, a oddech staje się nierówny. Każda sekunda z naszego wspólnego życia przeleciała mi przed oczami. Słone łzy moczyły moje policzki, a ja nie mogłem wydusić z siebie słowa. Wlepiałem załzawiony wzrok w srebrny pierścionek i sam upadłem na kolana zanosząc się płaczem.

Odruchowo wtuliłem się w mężczyznę, zaciskając piąstki na jego koszuli. Jego słowa bardzo mnie poruszyły. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem dla niego aż tak ważny. Targały mną wszystkie emocje na raz. Dałem radę unieść na niego swój zapłakany wzrok i mocniej go przytulić, a jego dłonie wciąż mocno mnie trzymały. Miałem wrażenie, jakbym zaraz miał zemdleć, a on był jedyną podporą przed tym upadkiem.

Nie wiem jak długo Mike czekał aż wyduszę z siebie jakiekolwiek słowo, ale na pewno dobrych kilka minut. Zgodziłem się. Jak to Calum stwierdził - pod wpływem chwili, ale też tego chciałem. Bardzo tego chciałem i chyba jego słowa były odpowiedzią na wszystkie moje wcześniejsze pytania.

Pokiwałem potwierdzająco głową, a Michael ujął moją dłoń, delikatnie zakładając mi na palec śliczny pierścionek. Pociągnąłem nosem i szeroko się uśmiechnąłem, cmokając go w usta.

— tak bardzo cię kocham. - przyznałem, ścierając łzy z policzków. — uparciuchu.

— przepraszam, że w takich mało romantycznych okolicznościach, ale nie chciałem byś z góry się wycofywał. Dlatego też wpadłem na to by cię zaskoczyć i ani trochę tego nie żałuję. - mężczyzna pomógł mi wstać i jeszcze raz mnie przytulił.

— mogę powiedzieć mamie?

— nic nie stoi na przeszkodzie. - pocałował mnie w czoło, a jak emocje opadły wróciliśmy do salonu.

Cały czas trzymałem jego dłoń, ściskając ją i przygryzając dolną wargę. Mama krzątała się po kuchni, więc wraz z Michaelem wkroczyłem w próg drzwi.

— co tam, dzieciaki? - zapytała, wyciągając ciasto z piekarnika.

— mamo... słuchaj, musimy ci coś ważnego powiedzieć. - wtuliłem się w bok mężczyzny.

— hm? - uniosła na nas wzrok, odstawiając blachę, po czym pomachałem jej dłonią przed nosem. — czekaj, Luke czy wy...

— zaręczyliśmy się. - dokończył Mike, a Liz z wrażenia aż zamrugała kilka razy.

— że co? - spytał Jack, a do niego dołączył tata, a Ben aż wybiegł z pokoju.

— no... Mike mi się oświadczył. - wyszczerzyłem się do nich, ale jednocześnie trochę zestresowałem.

— dokładnie tak było. - Mike pocałował mnie w skroń.

— jestem najmłodszy i będę się hajtać, a wy dopiero skończyliście uganiać się za cycatymi patusiarami. - pokazałem język braciom, parskając cichym śmiechem, po czym wtuliłem się w bok chłopaka jeszcze bardziej.

— troszkę nie za wcześnie? - zapytał ojciec, na co matka zgromiła go wzrokiem. — z resztą, nie ważne, gratulacje synu. - podał nam dłoń.

— dziękuję, ale nie martwcie się. Do ślubu jeszcze bardzo daleko. - sprostował mężczyzna a ja pokiwałem głową.

Mama wyciągnęła na stół dwa wina i po kieliszku dla każdego. Byłem taki szczęśliwy, że miałem wspierającą mnie rodzinę, a co ważniejsze narzeczonego. Miałem narzeczonego w tak młodym wieku i teraz wcale mnie to nie przerażało.

Michael nie pił, ponieważ prowadził samochód. Ja wypiłem tylko pół kieliszka, a reszta świętowała w najlepsze.

Pod wieczór pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wróciliśmy do domu. Rozłożyłem się na kanapie, włączając randomowy kanał z wiadomościami. Mike wcisnął tyłek tuż obok mnie, przytulając mnie do swojego torsu.

— cieszę się, że jednak się zgodziłeś, Luke. - pocałował mnie w czubek głowy, na co szczerze się uśmiechnąłem.

— po prostu dałeś mi odpowiedz na wszystkie moje pytania. - złapałem go za rękę. - i jednocześnie zapewniłeś, że gdy się zgodzę podejmę dobrą decycję.

Pierwszy wieczór jako narzeczeństwo. Przecież to było tak nierealne, że ciężko przechodziło mi to przez myśl. Jednak za każdym razem gdy patrzyłem na moją dłoń nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.

— nie przejmuj się, kochanie. - usłyszałem jego cichy szept przy swoim uchu. — przysięgam, że będę o ciebie dbał i kochał cię do końca życia.

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, obracając się twarzą w jego stronę. Takie słowa dały mi lekkie poczucie pewności w tym, że serio małżeństwo to nic takiego i nie trzeba się przed nim wzbraniać.

— niczym się nie przejmuję. Jak na razie jestem podekscytowany. - musnąłem jego usta, ale zaraz wzięło mnie na ziewanie. — idziemy już spać? Jestem zmęczony.

— idziemy spać. - potwierdził Mike.

Wszystko zrobiło się nagle takie poważne. Nawet leżenie obok siebie miało teraz inną wartość. Chyba, że ja po prostu za bardzo analizowałem.

— Mike? - zapytałem cicho i pogłaskałem jego tors, kiedy po wspólnej kąpieli leżeliśmy we własnej pierzynie. — też ci teraz tak jakoś... nie wiem, dziwnie?

— w sensie?

— nie wiem, ekscytuje się tym, że jesteśmy zaręczeni i nawet takie spanie w jednym łóżku, teraz wydaje się być dla mnie ważniejsze, mające większe znaczenie. - przyznałem, na co mężczyzna przyciągnął mnie bardziej do siebie.

— a to dobrze?

— no... - zawahałem się. — chyba tak, ale nie wiem do końca. Wiem, że to takie pozytywne jest raczej, no. - mówiłem to naprawdę skupiony.

— musisz mniej analizować skarbie, bo cię to wykończy.

Mike miał racje. Znowu. Pieprzony miliarder.

— może i masz rację. - wymamrotałem, wtulając się w jego klatkę piersiową. — a mogę mieć do ciebie malutką prośbę? - zapytałem po chwili.

— hm?

— zaśpiewaj mi coś na dobranoc. - cicho się zaśmiałem i cmoknąłem go w obojczyk, kreśląc na jego klatce serduszka palcem.

— nie, nie, nie... nie ma takiej opcji. - od razu mi zaprzeczył.

Jeszcze przez chwilę starałem się go namówić, ale skoro nie, to nie chciałem robić nic na siłę. Miło byłoby gdyby coś zanucił, ale nie mam mu tego za złe. Kiedyś z pewnością się przełamie. Robił dla mnie tak wiele, że mogłem mu darować. Ułożyłem się w końcu w wygodnej pozycji, z nadzieją, że tym razem uda mi się spokojnie zasnąć.

Mike leżał obok, dlatego po długim czasie kręcenia się z boku na bok, wtuliłem się w niego. Niestety zrobiłem to mało delikatnie, a przez to mężczyzna się obudził. Uśmiechnął się do mnie z troską, kiedy rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, a potem ułożył nas w wygodnej pozycji. Wtulony w jego tors, zasnąłem przy cichym biciu jego serca.

W nocy przebudziłem się jeszcze parę razy. Jednak mocno to przeżyłem i chyba nie dane było mi się wyspać. Mimo to byłem szczęśliwy, że stało się tak, a nie inaczej i zupełnie nie potrafiłem zrozumieć mojej niechęci do tego. Uśmiechnąłem się pod nosem, sięgając po kubek. Wypiłem resztkę herbaty i znowu wtuliłem się w mężczyznę.












•••
heja, przepraszam za opóźnienie :c
ps. został ostatni rozdział i epilog!!
myślicie,że będzie szczęśliwe zakończenie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top