4. Dziewczyna w kapturze

-To ty...- wyszeptałam
Moje oczy gwałtownie sie roszerzyły. Język jakby stracił swoją władzę. Nogi zdębiały, a ręce stały sie jak galareta.
Byłam przerażona.
Nie zdolna do żadnego ruchu.
-Ty... - gwałtownie cała władza powróciła. Nogi zaczeły niezwłocznie domagać sie ucieczki. Serce biło niebywale szybko. Nagle odwróciłam sie i chciałam zacząć biec. Ale złapano mnie za rękę. Uścisk był tak mocny, że aż nie ludzki.
Powoli zamknęłam oczy i biorąc głęboki oddech odwróciłam się do postaci w kapturze.
-Nie chciałam cie przestraszyć- powiedział do mnie łagodny damski głos.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą dziewczyne o dokładnie takich samych rysach twarzy jak ja.
Wpatrywały się we mnie niebieskie duże oczy. Jeden kącik pełnych różowych ust podniesiony były lekko w górę. Niektóre kosmyki jej blond włosów wysuwały się spod kaptura, a wszytsko to tworzyło harmonijną całość.
Nie mogłam uwierzyć, jak to możliwe, że jesteśmy tak bardzo identyczne.
-Nareszcie się widzimy...-powiedziałam lekko przytłumionym głosem.
-Tak. Przestraszyłam cie wiem, ale nie chciałam. Chciałam cie jakoś przygotować na to spotkanie chociaż naszym zdjęciem.
-I dlatego wywaliłaś mi do góry nogami pół pokoju?! -zaczęłam wręcz krzyczeć
-Spokojnie. Poprostu nie chciałam żeby było to zbyt dziwne.
-Faktycznie... To było nadzwyczaj normalne.
-No dobra faktycznie. Przepraszam. Chciałam tylko pogadać.
-Super. Nareszcie dotarłyśmy do sedna. Czego stąd potrzebujesz? - powiedziałam lekko lekceważąco
-Potrzebuje pomocy.
-No jasne. Jak coś sie dzieje to Olivia pomoże....
-Jesteśmy siostrami. Więzy krwi...
-I co z tego. Ja bym cie samej nie zostawiła żeby ratować własną skórę.
-Nie prawda. To nie tak. Ja wtedy... nie mogłam. Chciałam cie zabrać ale nie miałam jak.
-Nie wysilaj sie. Jak widzisz poradziłam sobie.
-Widze. Jesteś silną osobą.
-Przestań już. Jaka moja pomoc cię interesuje?
-Chodzi o nasz dom. I o wszytsko co się tam znajduje.
-Nasz dom?! Jaki nasz dom... Mój dom jest teraz tu. -powiedziałam już mocno zirytowana.
-Ja wiem masz do mnie żal. Rozumiem. Ale pomóż nie mi tylko tysiącom niewinnych ludzi.
-Nie chce nikomu pomagać.
-Olivia prosze. Sama już nie daje rady.
-No prosze... Wielka Gaja Alvarado, spatkobierczynia tronu świata Avolea nir daje sobie rady.... Nie wieże Ci Gaja.
- Posłuchaj. Przez te 10 lat dużo się zmieniło. Ten świat nie jest już taki sam.
-Gaja nie! Stop! Ja nie chce wam pomagać. Doskonale radziliście sobie beze mnie więc teraz też dacie sobie radę. Przepraszam ale nie moge...
Widziałam jak dziewczynie pociekła łza. Ale nie chciałam sie tym przejmować. Szybko odwróciłam sie i pobiegłam w jakim kolwiek kierunku zostawiając dziewczyne samą.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak duże bedzie to miało dla mnie konsekwencje.

_______________________________

Długo mnie nie było... bo szkoła. Ale już wróciłam. Komentujcie kochani :* :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top