Rozdział 9
Dziewczyna powoli odwróciła się. Podniosła trzęsącą się rękę i skierowała ją w stronę cienia. Ścisnęła powieki ze strachu. Ich dłonie były coraz bliżej i...
PFRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRTTTTTTTTTTTTTTTTTT
Dziewczyna odskoczyła przerażona. Otworzyła szeroko oczy ukazując swoje jasne, złote tęczówki, jednak szybko je zamknęła. Słysząc cichy chichot nieznajomego, nabrała powietrza wypełniając policzki. Odwróciła się w bok, udając obrażoną.
- Stara sztuczka z pierdzącą poduszką w ręce. To ZAWSZE śmieszne. - Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Skierowała swój wzrok na rozmówcę. Był nim szkielet, w niebieskiej bluzie z białym kapturem, luźnych czarnych spodniach z białymi paskami po bokach. Nosił także różowe, puszyste kapcie. Na jego twarzy błyszczał szeroki uśmiech. - Anyways, jesteś człowiekiem, prawda? - Frisk przewróciła oczami, jednocześnie kiwając głową. 'Jakby nie było tego widać', pomyślała dziewczyna. - To wspaniale. - białe "źrenice" przekręciły się w lewy bok, jednak po chwili powróciły na miejsce. - Jestem Sans. Sans szkielet. Powinienem aktualnie pilnować przechodzących tędy ludzi. Ale... wiesz... - Szkielet odwrócił wzrok przyglądając się najbliższemu drzewu. Dziewczyna westchnęła. - Mój brat, Papyrus... on jest fanatykiem łapania ludzi. - Nagle w oddali pojawiła biało, pomarańczowa plamka, która brązowa-włosa szybko zauważyła, zmrużyła oczy próbując dostrzec oddalony przedmiot. Sans odwrócił się na chwilę, przyglądając się obiektowi jej uwagi i po sekundzie powrócił do niej, przyglądając się uważnie dziewczynie. - Hey, aktualnie, sądzę, że to on. - Szkielet podrapał się po głowie. Frisk po chwili zorientowała się, że Sans na rękach nosił parę białych rękawiczek. - Mam pomysł. Przejdź przez bramo podobną rzecz. Tak, przejdź wprost przez to. Mój bro postawił belki zbyt daleko od siebie by powstrzymały kogokolwiek. - Schował ręce do kieszeni w swojej bluzie i odwrócił się. Dziewczyna nie pewnie ruszyła za nim obserwując jego każdy ruch. Szybko przekroczyli most. Frisk rozejrzała się dookoła, przyglądając otaczającej jej przestrzeni. Nim, jednak zdołała znaleźć coś interesującego, chłopak podniósł rękę do góry i wskazał na pobliski fioletowo niebieski przedmiot. - Szybko, za tą poręcznie ukształtowaną lampę. - Frisk bez zastanowienia ruszyła za lampę i usiadła. Przeszedł ją zimny dreszcz kiedy jej ciało zetknęło się z zimnym śniegiem. Szybko zmieniła pozycję, klękając na lewym kolanie. Po chwili usłyszała zbliżające się kroki i przestała się ruszać by nie wydać swej pozycji.
- Sup, bro? - dziewczyna westchnęła cicho słysząc zaczynającą się konwersacje.
- TY WIESZ CO "SUP", BRACIE! - kiedy Frisk zauważyła nowy głos, powoli wyjrzała zza lampy, próbując wytworzyć jak najmniej hałasu. Kiedy wreszcie jej się udało zauważyła wysokiego szkieleta w pomarańczowym szaliku, coś rodzaju zbroi, wysokich, czerwonych butach i także takiego samego koloru rękawiczkach na rękach, wygodnie zarzuconych na kościstych biodrach. Jego oczodoły w przeciwieństwie do Sansa były puste. Dziewczyna mimowolnie się przeraziła, kiedy zauważyła, że szkielet jest trzy razy wyższy od niej. Powróciła do swojej poprzedniej pozycji, bojąc się, że drugi brat ją zauważy. - TO ÓSMY DZIEŃ I TY WCIĄŻ... NIE.ZREKABRILOWAŁEŚ.SWOICH.PUZZLI! CHODZISZ TYLKO DOOKOŁA SWOJEJ STACJI! CO TY W OGÓLE ROBISZ?!? - dziewczynę przeszedł dreszcz słysząc wysoki i głośny ton głosu brata Sansa.
- Patrzę na tą lampę. Jest naprawdę super. Chcesz spojrzeć? - Frisk słysząc skrzyp śniegu, przerażona wyjrzała delikatnie za lampy. Po chwili, jednak westchnęła z ulgą kiedy zobaczyła, że wyższy z szkieletów jedynie tupie zdenerwowany nogą i wymachuje rękami.
- NIE!! NIE MAM NA TO CZASU!! CO JEŻELI JAKIŚ CZŁOWIEK PRZEJDZIE TĘDY!?! CHCĘ BYĆ GOTOWY!!! JA BĘDĘ TYM JEDNYM! JA MUSZĘ TYM JEDNYM! JA ZŁAPIĘ CZŁOWIEKA! - Nieznajomy przestał tupać. W zawrotnym tempie jego ręka znalazła się na klatce piersiowej a jego szalik zaczął powiewać na wietrze. Dziewczyna zdziwiła się, ponieważ nie wyczuwała żadnych powiewów. - WTEDY JA, WIELKI PAPYRUS... OTRZYMA WSZYSTKIE RZECZY, NA KTÓRE CAŁKOWICIE ZASŁUGUJE! RESPEKT... UZNANIE... BĘDĘ WRESZCIE W STANIE DOŁĄCZYĆ DO KRÓLEWSKICH STRAŻNIKÓW! LUDZIE BĘDĄ MNIE SIĘ PYTALI, BY, BYĆ MOIM, "PRZYJACIELEM?". BĘDĘ SIĘ KĄPAĆ W MORZU POCAŁUNKÓW KAŻDEGO DNIA.
- Hm... może ta lampa ci pomoże. - Frisk mimowolnie przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Wyższy z braci ponownie zaczął tupać nogą.
- SANS!! NIE POMAGASZ!! TY LENIWA KUPO KOŚCI!! WSZYSTKO CO ROBISZ TO SIEDZENIE I OBIJANIE SIĘ! ROBISZ SIĘ CORAZ LENIWSZY I LENIWSZY Z KAŻDYM DNIEM!!!
- Hey, weź to na spokojnie. Zrobiłem tonę roboty dzisiaj. - Mniejszy z nich przymknął lewe oko. - a skiele-ton. - Brązowo-włosa szybko zasłoniła usta by powstrzymać nadchodzący śmiech. Upadła na ziemię, a w jej oczach pojawiły się łzy. Miała ogromną nadzieję, że nikt jej nie słyszał, lecz nie potrafiła przestać.
- SANS!!! - kiedy usłyszała wkurzony głos nieznajomego, jej głupawka się pogorszyła.
- No weź. Uśmiechasz się.
- ROBIĘ TO I NIENAWIDZĘ TEGO! - Szkielet wziął głęboki oddech i spróbował się uspokoić. Dziewczyna powtórowała za nim i już po chwili objął ją błogi spokój. Otarła łzy śmiechu i szybko poprawiła się kiedy przypomniała sobie o lodowatym śniegu tuż pod nią. - CZEMU KTOŚ TAKI ŚWIETNY JAK JA... MUSI ROBIĆ TYLE BY ZDOBYĆ TROCHĘ UZNANIA...
- Wow, brzmi jak byś przepracowywał siebie... - Kiedy dziewczyna zauważyła ponowny mrug, szybko jak to możliwe zasłoniła usta przygotowując się do następnego ataku śmiechu. - zluzuj kość.
- UGH!!! IDĘ ZAJĄĆ SIĘ MOIMI PUZZLAMI... A JAKO ROBOTĘ DLA CIEBIE? DAJ TROCHĘ, "KOŚCI" W TO. NYEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHEHE!!! - Wyższy z nich odwrócił się i odszedł. Kiedy brązowo-włosa miała już wstać, szybko zauważyła ponownie nadchodzącego nieznajomego i rzuciła się na ziemię, trafiając twarzą w zimny śnieg. - HEH!
- Ok, możesz teraz wyjść. - Frisk jak oparzona podskoczyła, wyskakując z zimnego puchu. Strzepała resztę śniegu z siebie i drżącym krokiem podeszła do Sansa, uśmiechając się przy tym. Złapała się za ramiona i potarła je, próbując wytworzyć choć trochę ciepła. Stanęła tuż przed nim, a jego ciągły uśmiech poszerzył się. - Lepiej się śpiesz. Może wrócić i jeżeli to zrobi... - Szkielet mrugnął. - Będziesz musiała przejść przez więcej moich zabawnych dowcipów.
- W sumie... z chęcią. - Dziewczyna pokiwała głową z aprobatą. - Masz świetne żarty, więc z ogromną ochotą przysiadłabym któregoś dnia i posłuchała.
- Ah tak? Cóż, kiedyś musimy przysiąść i pokażę ci kilka moich sztuczek. - Ponownie mrugnął na co Frisk cicho się zaśmiała. Odwróciła się i miała właśnie odejść gdy...
- Aktualnie, hey... Nie chcę, ci przeszkadzać, ale możesz zrobić mi przysługę? Myślałem... mój brat jest trochę smutny ostatnio... Nigdy nie widział wcześniej człowieka i widząc cię może to uszczęśliwiłoby jego dzień. Nie martw się, nie jest niebezpieczny. - Odwrócił wzrok. - Nawet kiedy próbuje. - Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, a ona jedynie kiwnęła głową. - Stukrotne dzięki. Będę na przodzie. - Odwrócił się i poszedł w przeciwną stronę niż dziewczyna, co zadziwiło ją. Kiedy zniknął jej z pola widzenia, stała tam jeszcze kilka sekund, jednak po chwili wzruszyła ramionami i odeszła. Upadła na kolana tuż przed gwiazdą i westchnęła.
Złote promienie gwiazdki natychmiastowo ją ociepliły. Nie czuła już zimna ani smutku, który po wyjściu z Ruin towarzyszył jej bez przerwy. Fałszywy uśmiech i słowa nigdy nie były właściwym rozwiązaniem, jednak w jej przypadku... nie zostało jej innego wyboru. Czując przyjemne mrowienie czuła jak zatraca się, jednak nie potrafiła przestać. Od kiedy pierwszy raz jej dotknęła... nie potrafiła się doczekać by ujrzeć następną i poczuć ponownie to uczucie. Wiedziała, że prowadzi ją to do szaleństwa, jednak nie potrafiła się temu oprzeć...
Kochasz to, prawda? Wiem jakie to uczucie...
Tak. Kochała to. Aż za bardzo. W dzieciństwie ani nigdzie indziej nie wiedziała, że może istnieć coś takiego co mogłoby uszczęśliwić ją, aż tak bardzo. Z każdą nadchodzącą sekundą, miała ochotę więcej... i więcej. Uczucie strachu, samotność, smutek. Wszystko znikało gdy w pobliżu znajdowała się ona. Determinacja.
Mam sposób na więcej... musisz ich zabić.
Zabić niewinne stworzenia... Czy potrafiła to zrobić? Umiała zamordować potwory z powodu jej pokręconych myśli i szaleństwa na punkcie determinacji?
To cię zniszczy, jeżeli tego nie zaspokoisz... oni, albo ty. Poza tym oni także próbowali cię zabić, bylibyście tylko kwita.
Dziewczyna niepewnie pokręciła głową. Kiedy skończyła zapisywać wstała i otrzepała się ze śniegu. Nie potrafiła krzywdzić innych... i nie zamierzała tego robić.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~Kolejny rozdział! >3
Wiem, wiem, opowieść idzie wolno, ale to dlatego, że piszę tylko wtedy kiedy mam wenę >w<
Staram się dawać z siebie wszystko! :D
Kocham was >3
Co powiecie na pisanie co save? ;>
Może zrobię jakiś maraton czy co jak znajdę więcej weny :D
Ah i jeżeli chcecie jakiś informacji co się ze mną w tej chwili dzieje i dlaczego nie ma rozdziałów to jest książka "Theory Life", ponieważ nie chcę zaśmiecać tej książki niepotrzebnymi postami. Jeszcze dzisiaj usunę nie potrzebne posty z Two Hearts i będzie supi x3
A teraz wybaczcie, idę~~ >3
Ah no i przepraszam za brak muzyki, ale idę spać, bo się pochorowałam i chce mi się spać i nie mam siły ;-;
Ale wstawię wam coś tu może~
https://youtu.be/zT5QWLs69To
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top