Rozdział 4

Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę przedmiotu, którego poszukiwałam, a był nim... kalendarz. Chciałam sprawdzić dzisiejszą datę... tak na jakby co. Powoli i ostrożne przechodziłam pomiędzy kałużami krwi. Wcześniej się nie zastanawiałam, ale... czyja ona była? Nie byłam do końca pewna, tego czy była moja. Jakby to ująć... pachniała trochę inaczej niż tą którą posiadałam. W sumie mam to gdzieś. Nie była to rzecz na której chciałam się teraz skupić. Z każdą chwilą jakieś ręce pchały mnie w objęcia śmierci. A ja nie opierając się po prostu dałam się jej prowadzić. W sumie szybciej byłoby podciąć sobie żyły, lub "przypadkowo" wpaść pod samochód, lecz... coś ciągnęło mnie na górę Ebott,  nie śmierć... ciekawość. Paląca ciekawość co zrobię, jeżeli skoczę. Czy kryje się tam coś więcej niż tylko lodowata ciemność? Niestety trzy lata temu odpuściłam. Strach sparaliżował moje ciało i nie było innego odwrotu niż tylko się wycofać. Przez moją głowę przeszła myśl "Co jeżeli znowu nie dam rady i ponownie... się wycofam?" W tej sekundzie zebrało mi się na płacz. Nie wytrzymam z nią więcej. Dziś prawie zginęłam z jej ręki. Gdyby to się stało... to byłaby najgorsza śmierć jaka by mogła się komukolwiek przydarzyć. Każdy sposób był lepszy tylko by nie umrzeć z jej obrzydliwych łapsk. Pokręciłam delikatnie głową. Nie powinnam o tym myśleć, tylko jak wydostać się z tego miejsca. Wtedy wpadłam na ścianę, jednak w ostatniej chwili złapałam równowagę i nie upadłam. Modliłam się w myślach, że nie obudziłam jej tym dźwiękiem. Stałam chwilę w bezruchu, jednak po chwili otrząsnęłam się i spojrzałam na kalendarz. Był dwudziesty ósmy lipca, co oznaczało... że byłam w śpiączce osiem dni?!

*time skip*

Weszłam do pokoju i bez chwili namysłu złapałam rzeczy, które poprzednio zawinęłam w koc. Zarzuciłam pakunek na plecy i podeszłam do okna. Otworzyłam je i usiadłam na parapecie. 'Trochę wysoko' pomyślałam i przerzuciłam nogi na zewnątrz. Do tej rzeczy musiałam przygotować się mentalnie. Szczerze mój lęk wysokości w niczym mi nie pomagał. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Po chwili odepchnęłam się rękami od parapetu. Leciałam chwilę w powietrzu by potem poczuć grunt pod nogami. Zderzenie było tak mocne, że nie wytrzymałam i straciłam równowagę. Pisnęłam z bólu. Otworzyłam oczy i ostatkami sił zaczęłam się czołgać do lasu, który był na przeciwko. Gdy tylko znalazłam się przy drzewie, podciągnęłam się i oparłam o pień. Było ciężko... dałam radę. Nie ma już odwrotu.

*time skip*

Maszerowałam w świetle księżyca szukając dobrego miejsca do spania. Nie było to łatwe, do tego bałam się napotkać dzikie zwierzęta, lub leśniczego, który mieszka tu nie daleko. Był jedyną osobą jaka tu mieszka i dba o las. Niestety, ale nie był zbyt przyjazną osobą, której można było zaufać... Głoszą nawet plotki, że zaciąga młode dziewczyny do lasu i... Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. 'Mam nadzieję, że go nie spotkam' powiedziałam sobie w duchu. Nagle w oddali zauważyłam polanę a na niej dom. Postanowiłam podejść i przyjrzeć się znalezisku. Kiedy znalazłam się obok budynku, zaczęłam obchodzić go na około i przyglądać się. Był to domek jednopiętrowy, wyglądał na opuszczony. Stare, szare, ledwo trzymające się fundamenty ledwo utrzymywały ciężar marmurowych płytek. Każde okno było wybite i porysowane co nadawało widok domu, który wyglądał przerażająco. Podeszłam do masywnych, jasno brązowych drzwi i wkroczyłam do środka. Było ciemno i nic nie widziałam, więc wyciągnęłam ręce przed siebie i zaczęłam szukać najbliższej ściany. Stara już podłoga zaskrzypiała pod moim ciężarem. Delikatnie stawiałam każdy krok bojąc się, że grunt zaraz zawali mi się pod nogami. Zaczęłam wręcz cicho płakać, kiedy podłoga w niektórych miejscach zaczęła wydawać z siebie dźwięk łamania, lecz nie mogłam teraz wyjść. To było chyba bezpieczniejsze miejsce niż spanie na dworze i dobrowolne danie się dzikim zwierzętom. Nagle poczułam chropowatą powierzchnię i westchnęłam z ulgą. Zrzuciłam z siebie pakunek i usiadłam na ziemi. Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy.

*time skip*

Usłyszałam dziwne dźwięki i uchyliłam jedną powiekę by zobaczyć co się dzieje. 'Czyżby jakieś dzikie zwierzę?' pomyślałam wystraszona i zaczęłam błądzić wzrokiem po pokoju by odnaleźć cel. Ujrzałam wysoką, ludzką sylwetkę, wkraczającą do pomieszczenia. Był to brunet o niebieskich oczach i zielonym ubiorze. Przy sobie nosił pas z przedmiotami typu nóż i innego tego typu rzeczy. To był... leśniczy. Chciałam zacząć uciekać, jednak nie mogłam gdyż za pewne napastnik szybko by mnie złapał. Był dzień, jednak w domu było w miarę ciemno, a tam gdzie siedziałam byłam pewna, że mnie nie zauważy. Modliłam się o to.
- Ohohohoho - usłyszałam niski, męski głos. Zaczęłam się trząść kiedy zobaczyłam, że idzie w moją stronę. Grunt zaczął uginać się lekko pod nim. - Jaką sztukę my tutaj mamy, co? Zgubiłaś się, skarbie? - mężczyzna stanął tuż nade mną, przyglądając się mi. Nie odzywałam się i zaczęłam patrzeć na ziemię. Poczułam jak jego ręka ląduje mi na głowie, następnie łapie za włosy i ciągnie do góry. Zaczęłam krzyczeć z bólu. - Odzyskałaś głos, co? Spokojnie zaraz sprawię, że ponownie go stracisz. - Widziałam jak mężczyzna uśmiecha się szaleńczo. Zaczęłam się szarpać. Skorzystałam z tego, że mam wolne ręce i uderzyłam go w twarz. Ten zaśmiał się i drugą ręką zablokował mi ręce. - Taka piękna, a taka zadziorna. Nie bądź dla mnie taka ostra słoneczko. Zabawimy się trochę, a potem pomyślimy co z tobą zrobię. - Z moich oczu zaczęły płynąć palące łzy. Mężczyzna rzucił mnie na ziemię i zanim się zorientowałam co się dzieje, ponownie mnie zablokował kładąc się na mnie. Nie wiedziałam co robić, to było przerażające. Nim zdążyłam coś powiedzieć on wsunął swe obrzydliwe łapska pod moją zakrwawioną bluzę. Zaczęłam piszczeć jak poczułam jego rękę wędrującą po moim ciele. Nie obchodziło go to, że byłam poważnie zraniona, gdyż mu chodziło tylko jedno po głowie. Podniósł moją bluzkę do góry, nachylił się i zaczął całować każde miejsce na moim ciele. Zauważyłam, że stracił uwagę i wykorzystałam to. W całej siły kopnęłam go w miejsce pomiędzy nogami na co on krzyknął i spadł ze mnie. Wstałam jak najszybciej i poprawiłam ubranie. Zaczęłam biec do wyjścia, przy okazji kątem oka widząc jak mężczyzna zwija się z bólu. Kiedy wybiegałam słyszałam tylko jak krzyczy.
- Suko! Nie uciekniesz mi!! SŁYSZYSZ?! ZNAJDĘ CIĘ I ZABIJE! - zignorowałam go i biegłam przed siebie.

*time skip*

Kiedy myślałam, że jestem wystarczająco daleko, usiadłam na ziemi i oparłam się o drzewo, ciężko dysząc. W głowie analizowałam co się działo i to, że mogłam zostać zgwałcona. Siedziałam cicho przysłuchując się trelom ptaków, jednak nie mogłam pozwolić sobie na długi postój, gdyż on pewnie siedzi mi na ogonie i nie odpuści tak łatwo. Zmęczona wstałam i ruszyłam dalej. Tak bardzo chciało mi się pić... i jeść. Do tego czułam się brudna. Cóż się dziwić, moja całe ubranie było we krwi. Nagle usłyszałam cichy szum wody, stanęłam chwilę wsłuchując się, czy się nie pomyliłam. Nie... nie było mowy o pomyłce. Zaczęłam biec w stronę szumu aż zobaczyłam ogromne jezioro z małą plażą na tle ogromnej góry. Było to miejsce, którego szukałam, więc odetchnęłam z ulgą. Teraz już nie muszę się niczego bać... czeka mnie śmierć, jednak... miałam taką ogromną ochotę na kąpiel w zimnej wodzie i odpoczynek, był przecież taki gorący dzień. To było moje ostatnie życzenie. Spojrzałam na wodę, za bardzo mnie kusiła. Rozebrałam się do naga i wskoczyłam do wody. Zaczęłam się zmywać z siebie brud. Było to takie przyjemne uczucie. Po chwili złapałam za ubrania, które leżały na brzegu, wyjęłam z nich małe drobiazgi i zaczęłam prać swój strój. Kiedy skończyłam położyłam wszystko na brzegu, daleko od wody by wyschły i wróciłam do kąpieli. Usiadłam do pasa zanurzona w wodzie i zaczęłam oglądać swoje rany. Nie które były zbyt głębokie... 'Zostaną blizny' pomyślałam i ignorując już to wróciłam do zabawy w wodzie.

*time skip*

Kiedy ubrania wyschły, założyłam je i ruszyłam dalej, byłam zdeterminowana. Byłam już tak blisko... Zaczęłam wspinać się po wzgórzu prowadzącym wprost do jaskini. Coraz bliżej... Spoglądałam w ciemną otchłań... Byłam gotowa...? Nie jestem pewna... powinnam zawrócić...? Tak... może matka mi wybaczy?

Nigdy...

...

...

...lecz nie byłam gotowa na śmierć.

Chciałam zawrócić gdy nagle grunt zawalił się pode mną.
- Huh? - to było jedyne co mogłam wykrztusić. Czyli to tak zginę?

But it's refused.
------------------------------------------------------
Hej czytelnicy :3 Wiem, wiem powiedziałam, że nic się nie pojawi, ale, że kiedy zachorowałam i miałam czas to napisałam następny chapter, a potem go dokończyłam >.< jestem niesamowicie zdumiona, że tyle osób to czyta~ Każdy komentarz i gwiazdka doprowadza mnie do ogromnego uśmiechu na twarzy :D Uwielbiam was~ jesteście najlepsi na świecie i nigdy was bym nie wymieniła za żadne skarby :3 Postaram się pisać trochę więcej nawet jak mam wolne, ale nie obiecuję :> Kocham was wszystkich i z wielką chęcią poślubiłabym każdego z was xD ♥♡♥ Nie wiem co mi odwala, ale ostatnio każdego o to proszę ;} Uciekajcie przede mną za nim nadejdzie noc poślubna xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top