Frans one-shot (LEMON WARNING)

Jej dłoń spoczęła na czarnym szaliku w białe paski, który był owinięty wokół jej szyi. Była zaledwie jesień, lecz dziewczynę od dawna przeszywał chłód porywistego wiatru. Kolorowe liście, sygnalizujące zmianę pory roku, już od dawna pokrywały chodniki uliczek, którymi podróżowała brązowowłosa. Frisk przysłoniła twarz szalikiem i ruszyła naprzód by jak najszybciej znaleźć się w budynku ambasady.

- Zimno... - Wyszeptała zmęczona, zaciskając rękę na rączce od teczki, którą trzymała w ramionach. Świeże oraz lodowate poranne powietrze szybko ocuciło ją ze snu o ciepłym łóżku, które czekało na nią gdy wróci do domu. Kiedy wreszcie udało jej się dojść do jej miejsca pracy, pierwsze co ją przywitało to ciepło pomieszczenia oraz zapach kawy, które unosiło się z automatu stojącego w rogu pokoju. Dziewczyna znajdowała się w dobrze znanej jej recepcji, przez którą zawsze z samego rana musiała się przedrzeć by zacząć swój dzień w pracy. Te miejsce w budynku było jednym z najbardziej użytkowych i zawsze znajdowało się tu pełno ludzi co zawsze wprawiało Frisk w stan kompletnego załamania nerwowego. Od kiedy była dzieckiem obawiała się drugiego człowieka i była bardzo nieśmiałą osobą, co powodowało natychmiastowy stres w pobliżu innych. Więc dziewczyna by nie kłopotać swoich współpracowników oraz klientów, ograniczała kontakt jak to najbardziej mogła. Co za tym idzie brązowowłosa nie miała zbyt wielu przyjaciół, tak naprawdę wcale ich nie miała a by usłyszeć od niej jakiekolwiek słowo, oznaczało by to jak błogosławieństwo zesłane z nieba. Nikt nie rozumiał jak tak młoda dziewczyna zdała szkołę w tak krótkim czasie, przeskakując z roku na rok i zdobywając pracę w bardzo znanej korporacji oraz w ambasadzie, w tym samym czasie, nie wynosząc z tego żadnych konsekwencji. Możliwe, że była to wina wpływów jej ojca, który był bardzo znanym politykiem oraz biznesmenem, a może były to jej własne starania i pełne noce bez choćby minuty snu, by tylko zdobyć jak najlepszą ocenę z najbliższego sprawdzianu. To było dla niej w tej chwili najmniej istotniejsza rzecz na świecie. Ważniejsze było to, że dziś w recepcji nie znajdywało się zaledwie maksymalnie dwadzieścia osób, którzy byli jej współpracownikami lub ludźmi miejącymi poranne wizyty, lecz ponad setka ludzi, torująca każde przejście, które miało być jej jedynym dostępem do stanowiska pracy. Ogromny hałas roznosił się po całej sali. Pełno krzyków, płacz niemowlęcia, rozmowy ludzi, męczący zapach kawy oraz uderzenia butów o podłogę. Brązowowłosa zamknęła oczy i podniosła ręce by zasłonić uszy i uratować je od nadchodzących bodźców. Wtedy kiedy to robiła, teczka, którą trzymała, wypadła jej i upadła na ziemię. Frisk szybko wybudziła się z transu i otworzyła oczy, po czym schyliła się po swoją własność. Nim zdążyła ją złapać, czyjaś ręka zdążyła już ją podnieść. Dziewczyna podniosła głowę by spojrzeć kim była ta osoba, lecz ta osoba nie była kimś kogo widziała poprzednio. Było to ogromne stworzenie, o długiej złotej brodzie i włosach, z białym futrem pokrywającym jego całe ciało. Na ramiona zarzucony miał fioletowy, jedwabny materiał, a na jego głowie znajdowała się mała korona z czerwonym kryształem na przodzie. Z jego głowy wyrastały dwa ogromne rogi i był cztery razy większy od samej dziewczyny. Jego wygląd przyprawił Frisk o dreszcze, znajomy jej wygląd przeraził ją i nie wiedziała czy potrafiła uwierzyć w to co właśnie rozgrywało się przed oczami. Stworzenie uśmiechnęło się ciepło, widząc jej zdziwiony wyraz twarzy i wyciągnął pokrytą futrem dłoń w jej stronę, z zamiarem oddania jej teczki.

- Trzymaj panienko. - Powiedział krótko i zwięźle, niskim tonem głosu. Dziewczyna powolnie odebrała swój przedmiot i cofnęła się krok do tyłu.

- Dziękuje... - wydukała i za nim stworzenie mogło jej coś odpowiedzieć, brązowowłosa wskoczyła w tłum by uniknąć dalszych konwersacji. Przeciskała się między ludźmi, próbując jak najszybciej przejść się na drugą stronę, lecz im głębiej się dostała, tym trudniej było jej iść dalej. W tłumie znajdowało się dużo mężczyzn w czarnych, schludnych garniturach. Dziewczyna spuściła głowę, widząc ich wzrok, kiedy próbowała się przedostać. Nieśmiałość wypełniła jej serce, lecz szła dalej nie zatrzymując się, ignorując to dziwne uczucie. Kiedy wreszcie udało się jej dostać do drzwi dla pracowników, szybko przez nie przeszła. Frisk znalazła się w pustym korytarzu, wypełnionym ponumerowanymi pokojami. Widząc, że nie musi się już męczyć bliskością innych ludzi, brązowowłosa odetchnęła z wielką ulgą. Już po chwili wędrowała po pomieszczeniu, odliczając numery drzwi. "Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia jeden..." dziewczyna widząc swój numer, wyjęła klucz i włożyła do zamka drzwi. Przekręciła kluczyk, mechanizm wydał z siebie cichy brzdęk i już po chwili brązowowłosa dostała się do swojego biura. Frisk zamknęła za sobą ostrożnie drzwi. Biuro jej nie było wielkich rozmiarów. Zwykłe pomieszczenie o kremowych ścianach i szarej podłodze. Drewniane biurko wykonane z ciemnego drewna, trzy krzesła tej samej barwy, stary komputer i metalowa szafa na ubrania i prywatne rzeczy. Nie obeszłoby się oczywiście bez okna oraz jej ulubionych czerwonych aksamitnych zasłon blokujących obraz krajobrazu natury. Ten budynek należał do ambasady, lecz nie był nią sam w sobie. Prawdziwy budynek zarządu znajdował się o wiele dalej w centrum miasta, lecz to miejsce było przeznaczone dla ważniejszych spraw, o których cywile nie powinni mieć pojęcia przed samym rządem oraz prezydentem. Frisk rzuciła teczkę na biurko, po czym zdjęła szalik oraz swój płaszcz o brązowym kolorze i zawiesiła na wieszaku w szafie. Ciche westchnięcie wydostało się z jej ust kiedy przymykała metalowe drzwiczki i zasiadała w swoim czarnym fotelu. Młoda kobieta schyliła się i nacisnęła przycisk na skrzynce komputera po czym przyjrzała się ekranowi, który powolnie pokazywał jej, że urządzenie załączało się. Dziewczyna czekając na załączenie przedmiotu swojej pracy, wzięła do rąk teczkę i otworzyła ją ostrożnie. Dwie przegródki ukazały się jej oczom. Obie były wypełnione schludnie ułożonymi dokumentami. Wyjęła z pierwszej przegródki kilka pierwszych egzemplarzy i położyła na stół, po czym zamknęła teczkę i wrzuciła je pod biurko. Nareszcie, już gotowa do pracy, pozostał jej ostatni szczegół do zaczęcia tego długiego męczącego dnia. Brązowowłosa nachyliła się nad ramką od zdjęcia, które leżało na jej biurku i podniosła ją ukazując tym zdjęcie, które się w nim znajdowało. Na zdjęciu można było zobaczyć kobietę o długich brązowych włosach oraz zielonych oczach. Była to matka Frisk, której dziewczyna nigdy nie miała okazji poznać przez śmierć przy urodzeniu brązowowłosej. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym odwróciła się w stronę komputera z zamiarem zaczęcia pracy. Nagle w hali rozległ się donośny dźwięk kroków.

- ...najlepszego sortu. Przysięgam, że sukces jest gwarantowany. - Usłyszała dobrze znany jej głos po czym jej drzwi wydały z siebie dźwięk stukania. Dziewczyna wyprostowała się w krześle i poprawiła swój czarny żakiet oraz spódnicę, którą nosiła. Chwilę potem do pokoju wkroczyła znana jej sylwetka stworzenia o białym futrze, jej ojciec, dyrektor placówki oraz sam prezydent.

- Witam panią Frisk. Jak zawsze przed czasem, doskonale się składa. - Uśmiechnął się szarowłosy mężczyzna po około trzydziestce znany jej jako jej pracodawca. Wskazał reszcie mężczyzn na krzesła. - Niech panowie usiądą. - Powiedział ciepłym tonem głosu i już po chwili oba krzesła znajdujące się przed jej biurkiem zostało zajęte przez prezydenta oraz białosierstną kreaturę. Jej ojciec oraz dyrektor placówki, ze względu na brak jakichkolwiek innych miejsc, postanowili zostać na swoich własnych nogach. - Pani Frisk - zaczął dyrektor - to jedna z najlepszych w swojej branży. Możemy być dumni, że posiadamy tak wspaniałego pracownika jak ona. Zawsze przychodzi trzy godziny przed zaczęciem swoich godzin pracy i dopełnia wszystkie ważne dokumenty oraz wyręcza wielu pracowników. Trudno w to uwierzyć, ale ukończyła dwie najlepsze szkoły w kraju oraz studia w wieku siedemnastu lat, po czym rok później - ciągnął dyrektor - zaczęła tu pracować oraz zajmować się jedną z korporacji pana Toma i świętej pamięci pani Charlotte, w której niedługo stanie się prezesem. Jest osobą z wieloma osiągnięciami naukowymi i lubi stawiać czoła nowym wyzwaniom. Zna wiele języków obcych, a jej wyniki są jednymi z najlepszych na świecie. Sam nie potrafię czasami zrozumieć czemu zamiast zostać naukowcem, postanowiła być w polityce i to części najmniej ważnej dla świata. Czyli w skrzydle rzeczy paranormalnych. - Dokończył dyrektor i spojrzał na twarz dziewczyny, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, której tak czy inaczej nie otrzymał. Nagle odezwał się inny mężczyzna o karmelowych oczach oraz blond włosach.

- Pani Frisk, wiem, że to nagłe i nie mamy zbyt wiele czasu by to omawiać, ale ten tutaj siedzący pan - wskazał na stworzenie siedzącego obok niego - nazywa się Asgore Dreemurr i jest, jak sam stwierdził, potworem. - Powiedział spokojnym tonem.

- Dzień dobry. - Powiedział spokojnie, Asgore i uśmiechnął się. Dopiero teraz Frisk zauważyła coś nadzwyczajnego w jego uśmiechu. Dwa jego przednie zęby były bardziej wydłużone od reszty i wyglądały jak kły. - Nazywam się Asgore i jestem królem rodu potworów, miło mi panią poznać.

- Wzajemnie. - Odpowiedziała cicho, co wywołało zdziwienie u zebranych, oprócz u Asgore'a który nie wiedział o jej nieśmiałości. Jej głos zawsze wywoływał zdziwienie u innych.

- Widzę, że się polubiliście. - Klasnął w dłonie dyrektor i uśmiechnął się szeroko. - W takim razie to wszystko ułatwia. Zostajesz zwolniona z pracy oraz z korporacji. - Powiedział a dziewczyna rozszerzyła oczy w zdziwieniu.

- Za to cię zatrudnię w urzędzie i będziesz ambasadorem dla potworów. - Dodał prezydent i wstał z krzesła. - Wiem, że to nagłe oraz zadziwiające, ale nie ma pani wyboru. Limuzyna będzie na panią czekać przed domem o godzinie siódmej trzydzieści, proszę się spakować i jej oczekiwać. A teraz żegnam, mam zaraz spotkanie prasowe. - Wyszedł z pomieszczenia, a tuż za nim pan Asgore. Dyrektor ruszył za nimi, zostawiając brązowowłosą bez słowa. Teraz w pomieszczeniu została tylko ona oraz osoba z którą najmniej chciała teraz rozmawiać. Mężczyzna o czarnych jak smoła włosach, spojrzał na nią swoimi czerwonymi oczami. Ten chudy, wysoki mężczyzna był jej ojcem oraz znanym politykiem, osobą sukcesu.

- Nie masz ochoty na rozmowę, co? - spytał z niepokojem w głosie. - Wybacz mi, to nie tak, że mogłem coś zrobić...

- Ale nie chciałeś, prawda? - brązowowłosa czuła jak narasta w niej złość. - Wiesz, że nie mogę iść dalej, pamiętasz co się ostatnio stało...

- Może inaczej się wyrażę. To nie tak, że masz jakikolwiek wybór. - Powiedział szorstko i ruszył w stronę do drzwi. - Oczekuję rezultatów tym razem. - Wyszedł, pozostawiając ją ze smutkiem rodzącym się w sercu.

__

Dziewczyna ubrana w swój ulubiony płaszcz oraz szalik, czekała na przybycie samochodu, który miał odebrać. W dłoniach trzymała niewielką walizkę podróżniczą, w której znajdowało się kilka par ubrań i buty na zmianę. Dziewczyna czuła, że będzie musiała zniknąć na długo, ale wiedziała, że więcej nie było jej potrzebne. Wpatrywała się w spadające kolorowe liście, kiedy nagle zza drzew wyjechała czarna limuzyna. Pojazd zatrzymał się tuż przed nią. Dziewczyna wiedząc, że nie otrzyma zaproszenia, bez dalszego wahania otworzyła drzwi i wrzuciła do środka swój bagaż po czym wsiadła. Kiedy tylko brązowowłosa zamknęła drzwi, samochód od razu ruszył, szybkim tempem. Dziewczyna czuła jak serce bije jej coraz szybciej a stres paraliżuje jej ciało.

__

Ogromne, wielokilometrowe kamienne mury można było zauważyć już z daleka. Samochód spowolnił, pozwalając tym dziewczynie przyjrzeć się ośrodkowi. Już po chwili jej oczom ukazała się masywna brama, która z pewnością była czterysta razy większa od niej samej. Wykonana była z dębowego drewna, który pięknie komponował się z całokształtem. Samochód nagle zatrzymał się, sygnalizując tym dziewczynie by wysiadła. Frisk bez dalszych komplikacji, wydostała się z limuzyny, zabierając przy okazji swoją walizkę. Samochód odjechał, odbierając dziewczynie jedyną drogę powrotu do domu. Dopiero wtedy Frisk zauważyła jakie pobojowisko znajdowało się wokół murów. Podłoże nie porastała żadna trawa, było tam tylko ziemia zmieszana z wodą, wszystko całkowicie wyrównane. Tak okropnie wyglądający krajobraz, ciągnął się kilometrami, a w oddali nie było do zobaczenia ani drzewo czy roślinka. Dziewczyna westchnęła załamana i ruszyła w stronę bramy gdzie w oddali można było zobaczyć grupę ludzi. Gdy tylko się zbliżyła, jeden z nich wyszedł jej na powitanie.

- Witaj moja droga! - był to dobrze znany jej z telewizji i ostatniego spotkania mężczyzna o karmelowych oczach. - Będę mówić krótko i zwięźle. Sprawa jest taka, że chcemy byś zamieszkała z potworami przez jakiś czas i oceniła czy są nieszkodliwi. Jeżeli są, wtedy możemy zacząć projekt łączenia kultur, po czym oczywiście będziemy chcieli byś reprezentowała ich na arenie politycznej, by ludzie bardziej zaufali w to, że chcemy to dla dobra obu ras. Reszty dowiesz się od naukowców. - Nagle podbiegł do niego wysoki czarnowłosy mężczyzna w czarnych okularach oraz garniturze i nachylił się. Karmelowo oki pokiwał głową po czym skierował się do brązowowłosej. - Mam kolejne spotkanie biznesowe, więc to nasze ostatnie widzenie się na najbliższy czas. Żegnaj, panienko Frisk. - Mężczyzna cofnął się i kilka kroków do tyłu i ruszył do białej limuzyny która na niego czekała od kilku dobrych minut. Kiedy prezydent zniknął w jej wnętrzu, dziewczyna odwróciła się i ruszyła do drewnianej bramy. Strażnik stojący przy bramie, widząc, że dziewczyna nadchodzi, szybko otworzył drzwi, które miały prowadzić do laboratorium. Brązowowłosa jednak spodziewając się staroświeckiego wyglądu wnętrz, jedyne co mogła zobaczyć to jaskrawe ściany nowoczesnego wystroju. Frisk przechyliła głowę w zdziwieniu widząc masę urządzeń oraz naukowców szwendających się po kątach pomieszczenia. Wyglądało to niesamowicie. Nagle brązowowłosa poczuła stuknięcie w ramię i odwróciła się. Osoba która ją zaczepiła okazała się kobieta o czerwonych włosach i fiołkowych oczach w białym lekarskim kitlu. Nie wyglądała na starą czy młodą, jeżeli by zgadywać zapewne byłaby w kwiecie wieku.

- Witaj, ty zapewne jesteś panienką Smith. Miło mi poznać, jestem Anabelle. - Kobieta wyciągnęła w jej stronę dłoń, chcąc się przywitać. Frisk spojrzała na jej twarz, po czym na rękę. Dziewczyna postanowiła nie reagować i odwróciła głowę w drugą stronę. - Jeez. Za przeproszeniem, jest pani kolejną laleczką rządu? Może jeszcze powie pani, że nie jestem godna by podała mi pani szanowna dłoń? - kobieta mocno podirytowana opuściła rękę.

- Ey, Ani, bądź milsza dla gości. - Nagle ni stąd ni zowąd za nimi pojawił się mężczyzna o niebieskich włosach oraz zielonych oczach. Frisk przekrzywiła głowę i skierowała w jego stronę pytający wzrok. - Upsie. Teraz powinnaś się we mnie zakochać i rzucić mi się w ramiona. - Młody mężczyzna mrugnął do niej i uśmiechnął się szeroko.

- Do cholery jasnej Robert, pamiętaj że masz dziewczynę! - krzyknęła z niezadowoleniem czerwonowłosa, czerwieniąc się jak burak.

- A co, kotek zazdrosny? - zielonooki nachylił się nad nią, chcąc jeszcze trochę pożartować.

- W-wcale, że nie! Zostaw mnie w spokoju! - Czerwonowłosa odepchnęła go i zaczęła się oddalać. Frisk oraz jak dobrze zrozumiała, Robert, zostali sami.

- Cóż, wygląda na to, że to ja będę musiał ci wszystko wytłumaczyć, chodź za mną. - Zaczął iść na przód, a dziewczyna bez krzty wahania ruszyła za nim. - Jak pewnie wiesz, chcemy byś chciała zamieszkać z potworami i zapewniła nas, że to na pewno bezpieczne łączyć obie rasy kulturowo. Dwa lata temu, prezydentowi udało się ujarzmić te stworzenia i zatrzymać je od ataku, kiedy licznymi grupami wydostawali się z góry Ebott. Dowiedzieliśmy się, że legenda o wampirzych potworach jest prawdziwa, lecz póki co wolimy to zachować z dala od ludzi. Ah, pewnie jesteś ciekawa o co chodzi z wampirzymi. Otóż była jedna legenda o potworach, ale była też i druga, mroczniejsza jej wersja, która właśnie się sprawdziła. - Mężczyzna mówił kojącym tonem głosu, jakby próbował ją pocieszyć. - Ale zapewne o drugiej legendzie wiesz. Każdy z urzędu o sprawach paranormalnych powinien. - Odwrócił głowę w jej stronę i mrugnął. - Wracając do najważniejszego. By wejść do ośrodka, musisz przejść serię kilku zastrzyków, by nie złapać choroby od celów badawczych. Musisz też oddać wszystkie łączenia ze światem zewnętrznym. Dostaniesz kilka rzeczy do komunikowania się z nami w razie jakiegoś kłopotu. - Na końcu pomieszczenia czekała para masywnych drzwi. Mężczyzna pchnął je i wszedł do środka, Frisk oczywiście tuż za nim, przedostała się przez przejście. Pokój niczym się nie różnił od pomieszczenia lekarskiego. Jeden fotel dla pacjenta, krzesło dla doktora oraz półki wypełnione narzędziami oraz lekarstwami. - Proszę, rozsiądź się. - Niebieskowłosy wskazał na fotel po czym podszedł do szafki i zaczął przy niej grzebać. W tym czasie dziewczyna wygodnie rozsiadła się na miękkim siedzeniu i przyglądała się sufitowi. - Mam nadzieję, że nie boisz się igieł. - Powiedział i odwrócił się w jej stronę z strzykawką w ręce. Pojemnik wypełniony był czarną jak smoła substancją. Dziewczyna rozszerzyła oczy w zdziwieniu i wstała z fotela. - Ten oto środek stworzyliśmy razem z potworzymi naukowcami. Nazwali to sztuczną determinacją, lecz był od niej bardzo daleki. Razem z naszą pomocą, udało nam się ulepszyć eliksir i zamienić w coś lepszego. Działa to w jakiś sposób na duszę i bez niego nie udałoby ci się długo przetrwać na terenie ośrodka. Usiądź, a ja podam ci lek. Spokojnie, poboli tylko trochę. - Robert zbliżył się do niej i wyciągnął w jej stronę dłoń, Frisk jednak zaczęła cofać się do wyjścia. - Hej, hej. Jeżeli bałaś się igieł, było trzeba powiedzieć. Zaraz będzie po wszystkim, chodź tutaj. - Chłopak zaczął się do niej zbliżać, uśmiechając się przy tym kojąco. Za nim brązowowłosa jakkolwiek zdążyła zareagować, niebieskowłosy złapał ją za ramię. Szybko zawinął jej rękawek bluzki. Frisk zaczęła się wyrywać, jednak wiedziała, że nie równała sile mężczyzny. Igła zaczęła niebezpiecznie szybko zbliżać się do jej skóry.

- Nie, proszę... - załkała - ja nie chcę, znowu...!

PRZEGRAŁAŚ.

__________________

- ...Wracając do najważniejszego. By wejść do ośrodka, musisz przejść serię kilku zastrzyków... - Dziewczyna zatrzymała się w miejscu. Czuła jak serce wali jej jak młotem. Niebieskowłosy widząc to, zatrzymał się i spojrzał na nią zaniepokojony. - Panienko Smith, wszystko w porządku? Zbladła pani. - Frisk podniosła głowę i spojrzała na niego.

- Tak, tak. Wszystko jest pięknie. - Powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się, próbując ukryć swoje prawdziwe uczucia.

- Doskonale... Wracając do leków...

- A co do tego, nie musi pan się martwić. Tydzień temu byłam w laboratorium i już dostałam swoją dawkę. - Skłamała, modląc się o to by chłopak tego nie zauważył.

- Oh, naprawdę? Cóż, dopiero dziś rano wróciłem z urlopu, więc nie zostałem powiadomiony. Cóż może to i lepiej, nigdy tego nie lubiłem. - Zaśmiał się słabo. - Skoro jest jak pani mówi, to możemy pominąć tą część i iść do przebieralni. - Zielonooki ruszył w przeciwnym kierunku niż wcześniej, młoda kobieta ruszyła za nim niespokojnie, rozglądając się dookoła. - Potwory mają dziwną tradycję i każdej przybyłej każą przed wejściem ubierać się w białą suknię utkaną z pajęczej sieci. Mówią, że to oznaka czystości oraz jest poświęcona świętej pamięci anioła, który uratował ich z podziemi. Cóż, dziwna kultura. - Dziewczyna westchnęła zmęczona i spuściła głowę w dół. Mężczyzna dalej kontynuował, lecz brązowowłosa już od pewnej chwili nie słuchała go i odpłynęła w myślach.

_________________

Krój sukni był dla niej idealny, tak jakby stworzony z myślą o niej. Białe szaty sięgające aż do ziemi z wyhaftowanymi lianami, powoli pnącymi się ku górze, rękawy odkrywające ramiona, lecz zakrywające od ramiona w dół oraz piękny wianek ze złotych kwiatów z przyczepionym welonem o delikatnym materiale. Do pary dostała parę pantofelków o białym kolorze. Frisk bez problemów przywdziała strój i wyszła z przebieralni.

- Oj, oj. Wyglądasz majestatycznie w tej sukni - mężczyzna klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko. - Jesteś taka malutka. - Zaśmiał się, dziewczyna jednak wzruszyła tylko ramionami. - Chodź, król zapewne czeka na ciebie przy wejściu.

_________________

Dziewczyna kroczyła samotnie, długim korytarzem. właśnie za kilka sekund miała spotkać się ze swoim przeznaczeniem. Szła powoli i spokojnie, wcale się nie śpiesząc, ponieważ wiedziała, że nieważne co się stanie, droga jest dla niej tylko jedna. Pierwszy krok za drugim, bez strachu ruszyła przed siebie z uniesioną głową. Już w oddali mogła zobaczyć cel swojej podróży, przejście do świata potworów. Młoda kobieta pchnęła je delikatnie i pozwoliła blasku światła przedostać się przez przejście. Spokojnie przeszła przez masywne, fioletowe drzwi i pierwsze co usłyszała to okrzyki szczęścia.

- Nasz anioł wrócił!

- Czy to ktoś nowy?

- To księżniczka Chara!

- Wyglądają tak samo!?

- To ona, to ona! - wrzeszczały przeróżno kolorowe stworzenia. Dziewczyna zasłoniła uszy by uchronić się od hałasu, lecz krzyki stawały się głośniejsze.

- Król Asgore!!! Nasz anioł powrócił! Anioł! - brązowowłosa zacisnęła mocno powieki. Dawno nie była pod wpływem tylu bodźców. Nagle poczuła ogromną, włochatą dłoń na swoim ramieniu. Frisk otworzyła oczy i spojrzała w górę. Był to król Asgore.

- Cisza! - tłum natychmiastowo zamilkł. Włochate stworzenie wzięło głęboki oddech. - Muszę was przeprosić, ale to nie księżniczka Chara. To kolejna inspektorka, która ma okazać nam zaszczyt i sprawdzić czy jesteśmy sprawni by dołączyć do świata ludzi. - Powiedział donośnym głosem i zatrzymał się czekając na reakcje ludu. Po chwili ciszy, nastały szepty, po czym wszyscy zaczęli się rozchodzić. Kilka minut później dosłownie nikt nie został oprócz jej i Asgore'a. Wywarło to na niej dziwne uczucie niepokoju. - Panienka wybaczy. Jest pani bardzo podobna do naszej przebranej córki, która zmarła wiele tysięcy lat temu... - Powiedział cicho i uśmiechnął się boleśnie. - Tak czy inaczej, nie ma to teraz znaczenia. Czas na nas, goście czekają. - Brązowowłosa pokiwała głową i razem ruszyli w głąb lasu. Piękne wiosenne barwy pokrywały naturę z czym ciepły wiatr muskał delikatnie jej odkryte ramiona. "Dziwne... Na zewnątrz była wiosna" zamyśliła się brązowowłosa, jednak po chwili wzruszyła ramionami.

________

Jej włosy wirowały na wietrze wraz z jej krokami na przód. Dziewczyna spojrzała przed siebie lecz im głębiej wchodzili w las tym trudniej było zapamiętać jej drogę. Asgore z wielką pewnością szedł na przód, nie zatrzymując się choć na chwilę. Nagle zza zielonych dębowych drzew wyłonił się dom wykonany z jasnego drewna brzozowego z czerwonymi płytkami. Był to domek jedno piętrowy, samotnie stojący w lesie. Nie był dużych rozmiarów, wyglądał bardzo zwyczajnie.

- Jeżeli ci to nie przeszkadza, będziesz mieszkała z moją żoną oraz wnukami. - Powiedział cicho i wskazał na mieszkanie. - Idź się przywitać, ja w tym czasie muszę załatwić kilka rzeczy. - Westchnął i ruszył w stronę skąd dosłownie przed chwilą przyszli. Dziewczyna przekrzywiła głowę w zdziwieniu. Wszystko działo się tak nieoficjalnie. Asgore nie traktował jej zbyt poważnie i w pierwszej lepszej chwili pozbył się jej i zwalił na głowę innym. Tak jakby ta inspekcja wcale się dla niego nie liczyła. Dziewczyna złapała za koniuszki białej szaty i podniosła ją delikatnie, nie chcąc ryzykować zniszczenia jej. Powoli ruszyła w stronę drewnianych drzwi. Kiedy wreszcie udało się dostać do celu, ze względu na zajęte ręce, delikatnie uderzyła kilka razy nogą w drzwi. Już po chwili usłyszała ciche "zaraz otworzę", po czym przejście uchyliło się delikatnie. Zza drewnianych drzwi wyłoniło się kolejne białosierstne stworzenie. Wyglądało podobnie do Asgore'a, lecz miało o wiele krótsze rogi i nie posiadało złotych akcentów, które u Asgore'a wyglądała jak uczesana fryzura. Potwór nosił różową sukienkę w białe kropki a na nim fartuszek, sugierujący, że aktualnie przygotowywał coś w kuchni.

- Coś się stało moje dziecko? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - Stworzenie spytało, wpatrując się w nią intensywnym wzrokiem. Frisk pozostawała cicho, nie pozwalając dziwnemu uczuciu przejąć nad nią kontroli. - Przepraszam jeżeli cię przestraszyłam... Ale jesteś Frisk, czyż nie mam racji? - zadała kolejne pytanie z spokojem w głosie. - Ja jestem Toriel, żona Asgore'a. Proszę, wejdź do środka, zapewne jesteś zmęczona podróżą. - Brązowowłosa bez dalszych namów weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był nim krótki korytarz z jasnymi brzozowymi akcentami. Na ścianach znajdowało się wiele zdjęć w pięknie wyglądających ramkach oraz duże lustro. Na korytarzu unosiła się słodka woń świeżo upieczonego ciasta oraz spalonego sosu pomidorowego co nie do końca grało ze sobą w parze, ale wywoływało w niej dziwne uczucie spokoju.

- Um... Coś chyba się pali... - powiedziała powoli wypuszczając powietrze z płuc. W jej głowie kotłowały się różne myśli. Doskonale wiedziała co zaraz się stanie.

- Nie, nie. - Zaśmiała się Toriel, najwyraźniej nie zauważając stresu jaki pożerał brązowowłosą od środka. - Asgore pewnie uprzedził cię, że mamy gości. Jeden z nich właśnie gotuje swoją specjalność. - Kobieta uśmiechnęła się, pokazując swoje perliste zęby. Dwa z nich wystawały delikatnie i były dłuższe od innych. Inaczej nazywane kły. - Zdejmij buty i załóż kapcie te które tu leżą. - Potworzyca wskazała na podłogę i wtem Frisk zauważyła parę domowych, różowych kapci. Dziewczyna szybko zsunęła ze stóp swoje białe pantofelki i założyła swoje nowe obuwie. - Tak się zastanawiałam... Nie masz ze sobą bagażu? - spytała Toriel z zaniepokojeniem w głosie. Dziewczyna rozszerzyła oczy w zdziwieniu i zaczęła okręcać się wokół siebie, myśląc, że na pewno musiała postawić walizkę gdzieś w pobliżu. Nigdzie nie widząc swojej zguby, dziewczyna westchnęła zażenowana.

- Musiałam je zostawić w laboratorium... - stwierdziła z pokorną w głosie. - Przepraszam...

- Oj, nic się nie stało! - odpowiedziała jej ciepło Toriel, próbując podnieść brązowowłosą na duchu. - Pożyczę ci moje ubrania, okay? - dziewczyna w odpowiedzi jedynie pokiwała głową i razem z potworzycą ruszyli w głąb budynku. Z daleka Frisk mogła już usłyszeć krzyki dzieci oraz śmiechy. Mimowolnie uśmiechnęła się, wiedząc, że muszą być szczęśliwi.

- TORIEL. SKOŃCZYŁEM GOTOWAĆ MOJE SŁYNNE SPAGHETTI I... O MÓJ BOŻE, CZŁOWIEK!!!! - wrzasnął wysoki szkielet, kiedy nagle wychylił się zza rogu. Frisk zaśmiała się, przypominając sobie stare... czasy. - NIE WIEDZIAŁEM, ŻE ZAWITAMY GOŚCIA... LECZ NIE MARTW SIĘ CZŁOWIEKU, JA WIELKI PAPYRUS ZAWSZE JESTEM PRZYGOTOWANY! WYSTARCZY SPAGHETTI DLA KAŻDEGO! NYEH HEH HEH! - Papyrus wyszedł zza ściany ukazując się w całej postaci. Nosił na sobie coś w stylu jeansowych spodni oraz białej bluzki na krótki rękaw. Kiedy Frisk spojrzała na jego twarz, od razu zauważyła parę kłów, które bardzo się wyróżniały. Brązowowłosa pokiwała głową i uśmiechnęła się. - OH. A GDZIE TWOJE KŁY CZŁOWIEKU?! JESZCZE NIE ROZWINĄŁEŚ ICH DO KOŃCA? - spytał zadziwiony, a dziewczyna poczuła jak dreszcz przechodzi jej po plecach.

- P-p-papyrus... T-t-tłumaczyłam ci, ż-że ludzie nie m-mają kłów. - Zza rogu wyszła kolejne stworzenie. Jej skóra była koloru złotego i wyglądem potwór przypominał małego dinozaura lub większą wersje jaszczurki. Nosiła parę okrągłych okularów z czarnymi oprawkami oraz białą sukienkę sięgającą do ziemi z bufiastymi rękawami. Jej długi ogon swobodnie wystawał spod ubrania i wił się po ziemi wraz z każdym jej następnym krokiem.

- OH, NO TAK. - Odpowiedział zamyślany szkielet. - MOŻNA TA PANI... INSPEKTOR BĘDZIE JE MIEĆ.

- To jest pani inspektor, Papyrusie. - Wtrąciła się Toriel i uśmiechnęła się łagodnie.

- OH! WIĘC TO CZŁOWIEK?! - oczy szkieleta zaświeciły się ze szczęścia. - WOWIE! NIE WIEDZIAŁEM, ŻE JESTEM TEŻ IDOLEM LUDZI!

- P-Papyrus, powiedz mi... czym myślisz, że są inspektorzy? - spytała się Alphys spokojnie.

- HM... MOIMI FANAMI, OCZYWIŚCIE! - odpowiedział szkielet dumnie, gdy wtem Toriel wybuchła perlistym śmiechem który z kolei po chwili przerodził się w głośny chichot.

- Dobra, wystarczy! - kozica próbując się powstrzymać, jeszcze bardziej doprowadzała się do głupawki. - Zasiądźmy do stołu za nim jedzenie ostygnie. - Wyrzuciła z siebie i wciąż chichotając, zniknęła w głębi pokoju. Papyrus oraz potworzyca odwrócili się i ruszyli w stronę drewnianego stołu, który stał nieopodal i zasiedli. Brązowowłosa poszła w ich ślady i już po chwili znalazła się obok dinozaurzycy.

- A-ah... N-no tak, zapomniałam się przedstawić. Moje i-imię to Alphys. Miło mi. - Stworzenie uśmiechnęło, gdy nagle ni stąd ni zowąd z pod stołu wybiegła dwójka śmiejących się dzieci. Uderzyła razem o krzesło na którym siedziała Frisk i dziewczyna myśląc, że już spadnie, w ostatniej chwili zdążyła złapać się o stół i uchronić przed wypadkiem. Dzieci nic sobie nie robiąc z wypadku jaki mógł się wydarzyć, pobiegły schodami na górę. Wszystko działo się tak szybko, że brązowowłosa nie była nawet w stanie zauważyć jak wyglądają. Próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek widziała tej dwójki, nigdzie w wspomnieniach nie mogła ich znaleźć. Kiedy tylko próbowała o tym pomyśleć, jej umysł zakrywała gęsta mgła, nie pozwalająca jej się zastanowić nad sytuacją. Dziewczyna miała tak od dłuższego czasu, lecz średnio się tym przejmowała. Po chwili do stołu podeszła Toriel z ciastem na tacy. Wszystko zaczęło toczyć się o wiele szybciej i nim Frisk się obejrzała, nadeszła noc. Goście już dawno poszli i dziewczyna teraz razem z właścicielką domu, gawędziła sobie o codziennych sprawach jak sprzątanie czy gotowanie.

- Cóż, miła z ciebie osoba, moje drogie dziecko. Dziękuję, że ze mną porozmawiałaś, to było odświeżające poznać kogoś nowego. - Powiedziała nagle Toriel, zmieniając temat.

- Cała przyjemność po mojej stronie.. - Odpowiedziała nieśmiało brązowowłosa i uśmiechnęła się ciepło, co zostało odwzajemnione tym samym gestem. Dziewczyna złapała za pasmo swoich włosów i zaczęła okręcać je delikatnie wokół palca, jak to zwykle miewała kiedy się stresowała.

- Cóż, pora iść spać. - Stwierdziła kozica i wstała z krzesła. - Dobranoc, moja droga. - Uśmiechnęła się i znikła w głębi pokoju. Frisk jeszcze chwilę wpatrywała się w pustkę, po czym wstała z drewnianego stołka niechętnie. Jej ciche kroki odbijały się od czterech ścian kiedy powolutku wspinała się po schodach. Ruszyła krótkim korytarzem na przód i nim się obejrzała stała przed świerkowymi drzwiami, które były jej pokojem. Uchyliła je delikatnie po czym wkroczyła do środka i rozejrzała się dookoła. Ściany pomalowane na czerwono, pojedyncze łóżko w tym samym kolorze, porozrzucane misie, dywan, szafa... Dosłownie tak jak sobie to zapamiętała. Przez te wszystkie lata Toriel nigdy nie zmieniła stylu, co było zdaniem brązowowłosej czarujące. Brązowooka nawet nie czekając, zgasiła światło za pomocą przełącznika na ścianie obok drzwi i rzuciła się na łóżko, nie dbając o zmianę ubioru. Zapach ciasta uderzył jej nozdrza kiedy tylko zetknęła się z kocem. Dziewczyna zaśmiała się delikatnie i wtuliła się w miękkie nakrycie.

Cztery godziny później

Jej oczy były ciężkie, a ciało błagało o sen, jednak brązowowłosa w żaden sposób nie była w stanie zasnąć. Cisza oraz niecodzienny spokój odstraszał jej zmęczenie. Dziewczyna niespokojnie wstała z łóżka i podeszła do okna, które znajdowało się na drugim końcu pokoju. Było ciemno, lecz na niebie można było zauważyć wiele gwiazd, które przebijały się przez mrok i razem z księżycem tańczyły na niebie. Frisk uchyliła okno by nabrać świeżego powietrza i wychyliła się, wciąż wpatrując się w niebo. Dookoła zielone lasy i tak piękna pogoda, nie wskazujące na to, że byli zamknięci za murami ośrodka. To miejsce wyglądało jak inny świat, chociaż znajdował się tak blisko jej własnego. Frisk spojrzała w dół i szybko zauważyła, że odległość od okna do ziemi nie była aż tak daleka i przełożyła nogę przez ramę okna. Kiedy udało się jej ustawić się w dogodnej pozie, przełożyła także drugą nogę i wyskoczyła. Kiedy jej stopy dotknęły ziemi, straciła równowagę i wywaliła się. Szybko jednak wstała i otrzepała białą suknię, którą miała na sobie. Jej ubiór był cały brudny od ziemi, jednak dziewczyna się tym zbytnio nie przejmowała. Jedyne co było dla niej przykre, było to, że pobrudziła parę kapci, które dostała od Toriel. Frisk, jednak wydawało się, że eksplorowanie nowego domu potworów było o wiele ważniejsze w tej sprawie i poświęcenie ubrań, było niczym wielkim. Brązowowłosa zaczęła iść spokojnym krokiem w stronę lasu, który znajdował w pobliżu. Księżyc jako jedyny towarzysz jej podróży, świecił wesoło na niebie.

dwie godziny później

Dziewczyna wciąż wędrowała po lesie, bez żadnego punktu. Nie pamiętała już drogi powrotnej, a wczytanie punktu zapisu nie miało sensu gdy jeszcze nigdzie nie zapisywała w pobliżu domu swojej przyszłej przybranej matki. Choć było ciężko, wiedziała już, że jej stosunki z Toriel szły o wiele lepiej niż wcześniej kiedy prawdziwie po raz pierwszy spotkały się w podziemiu. Dziewczyna złapała się za głowę i potrząsnęła nią szybko. Wprawdzie obiecała sobie by zapomnieć o starych czasach, lecz kiedy ponowie spotkała potwory, poczuła jak wszystko wraca do niej ze zdwojoną siłą. Nie chciała tego tak bardzo, ale najwyraźniej los pragnął by sumienie ciągnęło ją w dół, by płonęła w piekle wraz ze swoimi wszelkimi grzechami. Kiedy brązowowłosa wreszcie otrząsnęła się z depresyjnych myśli, szybko zorientowała się, że nie znajduje się już w lesie, lecz drogi oraz tereny dookoła niej pokrywał biały, zimny śnieg. Dziewczyna obróciła się, lecz nie była w stanie ujrzeć lasu, którym niedawno kroczyła. Tak jakby przeszła przez niewidzialną barierę, do innego świata. Niebo jak poprzednio spowijała ciemność, a jej odkryte na ramiona oraz nogi, pozwalały podmuchom wiatru przyprawiać każdą jej część ciała o drżenie. Frisk zaciekawiona jednak typowym dla mroźnej partii podziemia wyglądem, postanowiła przejść dalej i rozejrzeć się czy nie byłaby w stanie znaleźć kilka nowych lokacji. Teren był w miarę płaski lecz przez śnieg nie łatwo było po nim chodzić. Frisk doskonale wiedziała, że w tym stanie długo nie pociągnie, ale nie oznaczało to, że podda się tak łatwo, po prostu nie mogła. Po nowym krążeniu w bezkresnym śniegu, dziewczyna ujrzała grom świateł, sygnalizujący znajdowanie się w pobliżu miasta. Brązowowłosa podskoczyła z radości, widząc znajome jej miejsce, które było doskonałą repliką Snowdin. Prawie nic się nie zmieniło oprócz materiału z którego zostały zbudowane domy. Frisk nie była pewna czego użyli, ze względu na to, że wyglądało do drewna drewna użytym w oryginalnym mieście lecz zarazem było trochę inne. Dawało to dziewczynie jeszcze większą pewność, że Snowdin w podziemiu było o wiele urokliwszym miejscem. Frisk postanowiła przejść się do króliczej gospody, jednakże kiedy chciała zapukać do dobrze jej znanych drzwi sosnowych, zauważyła kartkę na nich. Z zapisków wynikało, że budynek został na jakiś czas zamknięty ze względu na wyjazd właścicielki do stolicy na kilka dni. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie delikatnie. Choć napisy były w języku potworów, brązowowłosa przed ostatnim resetem, zdołała się nauczyć z pomocą Toriel. Nawet jeżeli było to tak dawno temu, wciąż pamiętała jej nauki. Frisk bez dalszego ociągania się, ruszyła w głąb miasta w poszukiwaniu schronienia. Nie chciała wstąpić do domu Papyrusa oraz Sansa, więc sprytnie przemyślała by udać się do baru Grillby, który w podziemiu był otwarty aż do nocy, błagała aby tak było i w tym przypadku. Frisk martwiła się też czy przez przypadek nie natrafi na Sansa, jednak wiedziała, że o tej porze to mało możliwe. Zwykle czytał wtedy Papiemu jego ulubioną bajkę na dobranoc a potem szedł spać do swojego pokoju... zwykle razem z nią. Frisk westchnęła cicho. Ich związek nie był czymś normalnym, nie istniały słowa, na tym świecie, które były w stanie opisać ich miłość do siebie. To było coś niebiańskiego, magicznego, płonącego namiętnością, którego nie udało się ugasić. Każdy jego dotyk, ruch czy nawet spojrzenie przyprawiały dziewczynę o drżenie i szybsze bicie serca. Jego bliskość rozpalała jej ciało, a jego słowa o niekończące się myśli, których ona sama się wstydziła. Jej sine od zimna policzki nabrały różanych barw, sama myśl o nim sprawiała, że Frisk odżywała a jej ciało zaczynało pracować na wyższych obrotach. I choć tak mocno go kochała, nie mogła do niego wrócić. Ze względu na to nie mogła wrócić i nigdy nie będzie w stanie. Frisk nie potrafiła sobie wybaczyć po tak wielu ścieżkach ludobójczych, które według niej miały ocalić jej siostrę, Charę. Sans mówił, że to w porządku, że pragnęła tylko ocalić kogoś jej bliskiego i to nie jej wina, ale jak wciąż mógł jej przebaczyć wiedząc, że jest w pełni świadoma tego co robi. Wiedziała, że nie było to normalne. Ona sama w sobie była chodzącą anomalią czasową. Dlatego musieli o sobie zapomnieć, nie mogli się znowu spotkać. Nawet już nie potrafiła uwierzyć, że ją kocha. Nikt nie potrafiłby pokochać takiego monstrum jak ona. Gorące łzy spływały po jej sinych od zimna policzkach. Delikatnie ocierała twarz z pomocą aksamitnych rękawów sukni, łkając cicho. Tęskniła za nim tak bardzo, że jej serce kłuło za każdym razem kiedy myśl o nim przychodziła do niej, sprawiając, że szalała kiedy nie czuła go blisko siebie. Jej kroki powoli spowalniały aż dziewczyna zatrzymała się. Z daleka mogła już dojrzeć blade światło dochodzące z okien baru. Bez zastanowienia Frisk zaczęła biec do drzwi budynku i otworzyła je na roścież, nie mogła już dalej czekać, musiała go zobaczyć. Po prostu wierzyła, że tam był.

- SANS! - wrzasnęła na całe pomieszczenie, powodując tym zwrócenie na siebie ogromnej uwagi ze strony gości w pomieszczeniu. Wszystko jakby zatrzymało się w miejscu, kiedy gorące powietrze uderzyło jej ciało. Kilka pijanych potworów leżących na podłodze, przechyliło głowy a w barze zapadła całkowita cisza. Budynek był pełny przeróżnych stworzeń, które znała bardzo dobrze z innych linii czasowych. Z daleka przy barku z łatwością mogła zobaczyć grupę jej przyjaciół, której pamięć została wymazana wraz z jej ostatnim resetem. Papyrus, Undyne, Alphys, Mettaton... bez braku Sansa w pobliżu, stali razem przy barku wpatrując się jej z wielkim zdziwieniem w oczach. Brązowowłosa szybko okrywała się swoim długim welonem i powoli wycofywała się do tyłu. - Ja... przepraszam, co ja narobiłam.. - wyszeptała, że ledwo było to słyszalne. To nie tak miało być, powtarzała sobie w kółko, zakrywając twarz dłońmi. Wycofując się, Frisk zahaczyła o ramę drzwi, wywalając się tym prosto w śnieg. Kilka śmiechów rozbrzmiało na sali, jednak zostały szybko uciszone przez syk Undyne.

- Hej... wszystko w porządku? - Dziewczyna słyszała szybkie kroki rybiej znajomej, która następnie złapała ją za ramiona i podniosła. - Czyżbyś nie była naszą nową inspektorką? Jak ty tu się znalazłaś w środku nocy? - pytała delikatnie, łapiąc jej ramiona, odsłaniając tym twarz dziewczyny. Undyne była o wiele bardziej przyjazna niż brązowowłosa ją zapamiętała. Jej ubiór także różnił się od tego którym zawsze dysponowała. Skórzana kurtka osłaniała jej poprzednio kiedyś zawsze odkryte ramiona a na szyi zawiązany miała czerwony szalik, typowe dla niej jeansowe spodnie oraz czarny podkoszulek. Na nogach nosiła coś na wzór ludzkich conversów, które są bardzo modne w ludzkim świecie. Jej rozpuszczone czerwone włosy, kaskadami opadały na jej ramiona.

- F-frisk? C-co ty robisz w tym m-miejscu? U Toriel jest środek nocy, t-ty już powinnaś spać! - Za rybią znajomą wyłoniła się Alphys, ze zmartwieniem w oczach, nosiła to samo co miała na sobie kiedy była w odwiedzinach u Toriel co oznaczało, że udała się tutaj tuż po opuszczeniu domostwa.

- CZŁOWIEKU, NIE WIEDZIAŁEM, ŻE JESTEŚ AŻ TAK WIELKIM FANEM, BY PRZYBYĆ TUTAJ BY MNIE PONOWNIE ZOBACZYĆ! - odrzekł z dumą Papyrus, opierając dłoń o ramię Undyne.

- Papy, skarbie. Nie sądzę, że to był powód, skoro krzyczała imię twojego brata. - Znikąd dodał gorzko Mettaton, który obserwował z daleka całą sytuację. Wyglądał tak samo jak zawsze.

- Ja.. tak bardzo przepraszam, ja nie chciałam, ja tak bardzo nie chciałam.. - Frisk odepchnęła dłonie Undyne i podnosząc suknię, zaczęła biec z powrotem w głąb miasta.

- F-frisk, poczekaj! - krzyczała za nią dinozaurzyca, lecz brązowowłosa nie śmiała się nawet odwrócić. Uczucie nienawiści oraz obrzydzenia do samej siebie zradzało się jej sercu. Biegnąc jak najszybciej się da, próbowała oddalić się od baru, jednak wiedziała, że nie jest wystarczająco szybka by im uciec. Biegnąc przez centrum miasta, dziewczyna wyhaczyła wzrokiem znajome jej małe iglo. Szybko pobiegła za małą, śnieżną budowlę i uklękła by nie być widoczną z dziedzińca. Ciche westchnienie wydobyło się jej z ust. Nie spodziewała się, że koniec końców Sansa nie będzie u Grillbiego. Szczególnie dlatego, że bywał tam niezwykle często, dlatego, że wierzyła by mógł się tam znaleźć i wziąć ją w swoje ramiona. Błędne życzenia prowadzą także do mylnych sytuacji. Frisk objęła się ramionami, próbując chodź trochę utrzymać ciepła, które z każdą chwilą powoli odchodziło. Części jej ciała powoli zaczęły drętwieć z zimna a kroki jej przyjaciół z innej linii czasowej nie było słychać. Dziwiła się temu, wyglądali na tak zatroskanych, co przyprawiło ją o myśl iż pobiegną za nią nawet jej nie znając. Najwyraźniej i w tym się myliła. Robiąc błąd za błędem, omylnie żyła czymś co nie istniało. Oczywiście, że jej nie pamiętali, ale była prawie tak pewna, że okażą jej tyle empatii jak zawsze, że czuja się zawstydzona tym, że zbłądziła aż tak bardzo. Obie jej zaczerwienione dłonie wylądowały na twarzy opuchniętej od łez. Wiatr kołysał delikatnie drzewa, które trzeszczały pod jego wpływem. Cicha symfonia lasu brzmiała jak kołysanka, która miała wpędzić ją w objęcia morfeusza. Jej powieki stawały się coraz cięższe od nawału emocji. Było jej tak niesamowicie zimno, że sen sam niósł się na powieki. Tak lodowato, że jedyne czego pragnęła to przymknięcie oczu choć na parę sekund. Może i błędem było wychodzenie w letniej sukni na taki chłód. Jej siła w nogach już chwilę potem odpłynęła, sprawiając, że brązowowłosa upadła, a jej zniknęły w warstwie śniegu. Nie była pewna czy jeszcze je posiada czy zawsze była to tylko jej wyobraźnia. Wszystko dookoła kręciło się oraz tonęło w czarnych barwach. Było jej tak zimno, chciała choć na chwilę znaleźć się na ziemi. Odpoczynek nikomu jeszcze nie zaszkodził, powiedziała sobie i powoli oddała się w śnieg, jednak za nim udało się jej to zrobić, para silnych dłoni złapała jej ramiona. Frisk wzdrygnęła się, budząc się z wymarzonego jej snu, strach przejął kontrolę nad jej ciałem a adrenalina podskoczyła. Próbowała wyrwać się, lecz brakowało jej sił by nawet próbować, jednak dziewczyna nie poddawała się tak łatwo i ostatkiem sił chciała odepchnąć napastnika.

- Hej, spokojnie dzieciaku. To tylko ja. - Tak bardzo znajomy głos rozniecił nowy płomień nadziei w jej sercu. Łzy powoli spływały po jej policzkach, gdy jego kościste, pełne ciepła dłonie błądziły bo jej nagich barkach. - Kurcze, ależ ty zimna, zbliż się do mnie, rozpalę cię. - Jego ramiona oplątły jej talię i przyciągnęły do jego ciała. Brązowowłosa nie była wstanie go zobaczyć, gdyż stał za nią, lecz wiedziała kim jest. Czuła jak jego bluza styka się z jej plecami.

- S-sans... Sans... - powtarzała jego imię, łkając głośno. Tęskniła za nim tak bardzo, tak bardzo, że nie wierzyła w to, że tak bardzo była w stanie się zakochać. Brakowało jej tchu, kiedy czuła jego dotyk na swoim ciele. Nie potrafiła uwierzyć, że był przy niej, że mogła go ponownie poczuć.
- Spokojnie, jestem tutaj, tuż za tobą, moja droga Frisk. - Jego kościste powoli błądziły po jej talii. - Tak dawno cię nie widziałem, nie byłem w stanie dotknąć. Przenieśmy się w bardziej ustronne miejsce, znam skrót. - Trwało to krócej niż mrugnięcie oka kiedy ich dwoje znaleźli się w pokoju, podobnym z jej ze wspomnień. Było w nim tak ciemno, że nie miała stu procentowej pewności, ale delikatne światło padające z okna na łóżko w rogu pokoju, sprawiało, że poczuła się nostalgicznie. Wszystko miało jego zapach, to za czym tak bardzo tęskniła... niczego nie brakowało. Szkielet popchnął dziewczynę, sprawiając, że ta upadła twarzą na miękki materac, który stał obok. Tuż po chwili została pociągnięta za ramię i obrócona siłą na plecy. Frisk nie czuła swojego ciała, pozwalając się przerzucać jak bezistotna lalka. Gdy tylko podniosła wzrok, od razu spotkała się z jego. Ich twarze dzieliły tylko centymentry, kiedy nachylał się nad jej twarzą, wyszeptał cicho. - Frisk, moja ukochana. - Zaczął, głaszcząc jej twarz delikatnie dłonią, drugą wciąż trzymając jej ramię w górze. - Nie wiesz jak długo czekałem by znów cię ujrzeć. - Powiedział ochrypłym głosem, patrząc jej prosto w oczy. - Nie mogłem pić twojej krwi, nie mogłem cię zobaczyć. - Zbliżył się na tyle blisko by ich czoła razem się stykały. Jego wieczny uśmiech wyryty na twarzy wydawał się jeszcze szerszy niż zwykle, a dwa kły duże wręcz błyszczały w blasku księżyca. - Nie wiesz jak bardzo pragnąłem ponownie cię dotknąć i poczuć twoje ciało na moim, będące jednym. Jesteś moja i tylko jedynie moja. - Szkielet złapał jej dłoń w swoją, która uprzednio trzymała jej ramienia, jego druga zaś zaczęła bądzić po jej nagiej szyi, wciąż lodowatej od spędzania czasu na zewnątrz. Cisza pomiędzy nimi była długa a z ust Frisk nie uleciało ani słowo, łzy wciąż jednak spływały po jej twarzy. Sans zatrzymał się i przyjrzał się jej, po czym otarł delikatnie jej oczy. - Nie chcesz... być ze mną? - spytał delikatnie, patrząc w jej oczy. - Czy to dlatego zresetowałaś? Aż tak bardzo nienawidzisz być ze mną? - puścił jej dłoń a jego ton stał się ponury.
- N-nie.. ja.. - jej głos przerywały gorzkie łzy oraz łkanie, których z każdym momentem było coraz więcej. - Sans, ja.. to nie tak. Ja myślałam, że mnie nienawidzisz. - Dziewczyna odwróciła głowę, wbijając swój wzrok w ścianę. - Ja ciągle się zastanawiłam czy.. czy się nade mną nie litujesz... - Dziewczyna przegryzła wargi, czekając na jego odpowiedź, jednak po chwili ciszy, postanowiła kontynuować. Zamknęła mocno powieki, bojąc się jak zareaguje. - Kocham cię, ale nie mam prawa z tobą być, jesteś taki.. wspaniały. Jesteś dla mnie wszystkim najlepszym co mnie w życiu spotkało. Dlatego... dlatego ja, chciałam byś nie musiał ze mną cierpieć...! - Brązowowłosa nagle poczuła jak na jej twarzy zaciska się koścista dłoń a tuż po chwili poczuła jego zęby na swoich wargach. Frisk otworzyła oczy, wypełnione łzami. Szkielet delikatnie przyciskając ich twarze razem, dotykał z czułością jej ciała, które tęskniło za nim od tak wielu lat. Brązowowłosa wypowiadała ciągle jego imię, kiedy chodź na chwilę się od siebie oddalali, ale on szybko ponownie zamykał jej usta. Dziewczyna zaczerwieniona, szybko poddała się próbując powiedzieć chodź słowo i oddała się namiętności. Sans widząc, że jego ukochana traci oddech od delikatnych przeradzających się do namiętnych pocałunków i odsunął się, by pozwolić jej odetchnąć.
- Frisk, ty nawet nie masz pojęcia co ze mną robisz... - jego twarz tym razem nachyliła się nad jej szyją. - Twój zapach, twoje ciało, twój głos oraz dotyk... Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Czy mogę...? - Frisk bez słowa, tylko pokiwała głową. Sans nachylił się i przycisnął swoje zęby do jej szyi. Dziewczyna oddychała niespokojnie przez dotyk ukochanego. Bawił się z nią, powoli obcałowywując miejsce które wcześniej pełne jego znaków, było teraz puste przez reset, który zrobiła. Jakby ją karał za to, że zniknęła na tak długo. Po długim, tęsknym czekaniu, wbił swoje zęby w jej ciało delikatnie. Dziewczyna jęknęła z bólu, ale także z przyjemności jakiej jej dawał. Jego ręce, które wcześniej błądziły po jej ciele, teraz były wplecione w jej jedwabistych włosach, mokrych od pobytu na zewnątrz. Kiedy szkielet się odsunął, Frisk spojrzała na niego z miłością, która rosła i rosła z każdym momentem. Jej napuchnięte od łez policzki, były delikatnie zarumienione a płacz zastąpił uśmiech. Długo patrzyli sobie w oczy, zanim ponownie połączyli się ponownie w pocałunku. Kościste palce powoli zjechały pod sukienkę, dobierając się do białej bielizny, którą miała na sobie dzisiaj dziewczyna. Uśmiech Sansa zwiększył się, kiedy zobaczył jak słodko reaguje Frisk na dotyk jego ciepłej dłoni. Oczy czerwone jak krew zabłyszczały pod blaskiem księżyca, gotowe na ponowne złączenie z ukochanym, zapominając o problemach dnia.
------------
Haaa. Wróciłam.
Pisałam to chyba lata xD W sumie tak jakoś rok na pewno xD Mam nadzieję, że się podoba, piszę to kiedy jestem w autobusie. Sorry, że to one-shot a nie rozdział. Notatki do rozdziału mam na kompie a jestem teraz w Polsce na śląsku. OwO Jeżeli ktoś ciekawy, to wstawiam zdjęcia na moim insta: est1miyamae.
Tho tylko na relacji, więc to znika po jakimś czasie. Ostatnio dużo rysuję i zaczęłam też pracować. Ja rysuję, ludzie kupują.
Więc wszystko postawiłam na jedną kartę i trochę pisanie poszło w tył. Oznacza, że więcej błędów. Oznacza też więcej bezsensownych zdań.
God, let me die.
Wrzucę wam kilka moich ostatnich prac:



Jeszcze dużo pracy przede mną. Do tego jeszcze piszę dużo po angielsku no i no. Za dużo też już nie czytam, nie jak kiedyś, ale fanfik też skończę!!! XD
Nawet jeżeli rok przerwy. Nawet jeżeli dwa lata. Ten fanfik będzie skończony, nawet jeżeli wattpad padnie i stanie się apokalipsa zombie.
Skończę. Ten. Fanfic.
Kiedyś xD
A teraz, let me swim in my agony.
Dzięki za czytanie, dziubudziaski.
Kotam was.
Sorry za lemon, ale
No.
Nie mogłam się powstrzymać, boooo mmmmmm
SansxFrisk forever ❤😀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top