VIII

Perspektywa Frisk

Obudziłam się i zamarłam. Leżałam w łóżku w pokoju Sansa a obok leżał wyżej wspomniany szkielet. Przypomniałam sobie wczorajszą akcje w szafie. Ja na prawdę to zrobiłam. Powiedziałam Sansowi co do niego czuje.

Po chwili poczułam że szkielet zaczął się wiercić we wszystkie strony. Spojrzałam na zegarek. Było coś około 3.

Nagle przedmiot na który patrzyłam zajął się ogniem. Niebieskim ogniem. Mam złe wspomnienia z ogniem... Lekko się przestraszyłam. Spojrzałam na Sansa. Jego oko płonęło błękitnym ogniem. Szkielet zaczal się bardziej wiercić i powtarzać kilka słów w kółko.

- Papyrus... Nie! Proszę... Nie odchodz... Papyrus...

Jego bluza także zaczęła płonąć. Zaczęłam go budzić, szturchać, wołać. Bałam się. Na szczęście po chwili udało mi się go obudzić. Wszystko zgasło. O dziwo nic nie było spalone. No, oprócz bluzy Sansa. Była lekko powypalana w niektórych  miejscach. Gdy wstał od razu mnie przytulił. Odwzajemnilam uścisk.

- Co się stało? Koszmar?...
- Coś jest nie tak... - puścił mnie- Ostatnio miałem taki koszmar gdy... Chara zaatakowała...

Przypomniałam sobie linie czasu, gdy Chara mnie zaatakowała, zawładnęła mną... I... I wszystkich zabiła... Moimi rękami... Łzy pojawiły się w moich oczach.

- T-to znaczy, ż-że Chara zaatakowała?
- Lub dopiero to zrobi... Nie płacz. Damy sobie radę ja powstrzymać. - przytulił mnie ponownie.
- Ale jak ona mnie zaatakuje, ja nie dam rady z nią walczyć. Mam za mało DETERMINACJI. Gdy umrę nie będę mogła wrócić. Albo umrę, albo... Nie chcę wam niszczyć szczęśliwego zakończenia!
- Dobrze, spokojnie. Może pójdziemy spać i jutro to przemyślimy?
- No dobra...

Sans położył się spać. Ja jeszcze chwilę zastanawiałam się nad tym wszystkim. Po dłuższej chwili zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top