[2]

Wszystkich gwałtownie cofnęło, jednak Ziemianie już wyciągnęli swoją broń i wycelowali w Skaikru. Ja też, na wszelki wypadek, przesunęłam rękę na tył pleców, gdzie miałam ukryty sztylet.

Natychmiast powstało zamieszanie.

Lexa rzuciła się sprawdzić co z olbrzymem, któremu piana leciała z ust. Obok niego kucał już Ziemianin z niebieskim zawijasem na twarzy. Natomiast w części Skaikru zaczęto się przekrzykiwać. I to tak głośno.

- To nie my! - wydarła się blondi, kiedy pozostali z jej ludu zbili się w kupę.

- Wszyscy wyjść! Przeszukać ich! - rozkazała Indra, a Ludzie Nieba rozejrzeli się zaalarmowani, nic nie rozumiejąc.

Dwóch Ziemian chwyciło leżącego olbrzyma i pomogło mu wyjść z pomieszczenia, a ja nie wiedziałam czy powinnam zostać, czy też sobie iść i mieć wyjebane.

- Nie zrobiliśmy tego! - zwróciła się blondynka prawie płaczliwym tonem do wkurzonej Lexy.

- Gustus mnie ostrzegał, ale nie słuchałam. - Podeszła do niej kilka kroków, a w tle szarpali się oskarżeni Skaikru. Nie dziwię się, w końcu byli przeszukiwani wbrew swojej woli.

- Proszę cię!

- Jak wbiłaś nóż w serce ukochanego żałowałaś, że nie jest moje? - wysyczał wściekły szop. Blondi zabiła swojego kochasia? I to dlatego że Lexa tak chciała? Nah, nic nowego.

- Heda! - zawołał jeden z Ziemian. Tak samo jak Lexa odwróciłam się w jego kierunku i zobaczyłam, jak trzyma w ręku niewielką buteleczkę.

- To nie moje! - wykrzyknęła mulatka, którą nagle otoczyło dwóch innych strażników.

- Miała to w plecaku. - Podał buteleczkę Lexie.

- To nie prawda! - Szarpnęła się dziewczyna. - Podłożył, gdy mnie przeszukiwał!

Na to zmarszczyłam brwi.
To bardzo poważne oskarżenie.
Z drugiej strony, byłaby naprawdę głupia, jakby to zrobiła.
A na głupią nie wygląda.
W sumie to jest nawet ładna.

- Nikt z Ludu Nieba stąd nie wyjdzie! - krzyknęła Lexa i ruszyła do wyjścia, a pozostali Ziemianie za nią.
Schyliłam głowę, kiedy przechodziła obok mnie, w geście wyrazu szacunku, którego w rzeczywistości za grosz do niej nie miałam.

- Indra zaczekaj! - krzyknął jeden ze Skaikru. W sensie ten Ziemianin do nich należący. Chyba.
W każdym razie kobieta odwróciła się do niego, blokując mi przejście i posłała mu wrogie spojrzenie. - Przemówię za nich.

- Jesteś jednym z nich. - I zatrzasnęła mi kratę tuż przed nosem. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale czarnoskóra mnie uprzedziła. - Zostań ze Skaikru i pilnuj, żeby niczego nie próbowali. - Nie do końca zadowolona z obrotu sytuacji skinęłam głową, a ona całkowicie wyszła z korytarza. Nie mogłam przecież spaprać roboty przed punktem kulminacyjnym.

Wzięłam głęboki oddech, schyliłam głowę i przycupnęłam pod jedną ze ścian, po przeciwnej stronie pozostałych tu osób.

Ziemianin-Skaikru rozmawiał ze Skaikru-Ziemianką, Marcus ze starszą wersją niefajnej blondynki siedzieli przy stole, zapewne wymyślając drogi ucieczki, których nie mieli, a chłopaczek z czarnymi włosami wchodził na każdą ścianę po kolei, żeby sprawdzić, którędy można wyjść. Obserwowałam go z rozbawieniem i stłumiłam parsknięcie, kiedy sfrustrowany kopnął jedną ze ścian, która pękła, a na niego posypał się stary tynk.

- Raven, powiedz mi prawdę. - Blondi podeszła do mulatki, która trzymała ręce na kolanach, próbując zachować spokój.

- Lepiej się cofnij. - Zagroziła brunetka.

- Chciałaś, żebym ją zabiła. Powiedz, czy chciałaś ją otruć. - Dziewczyna brnęła dalej.

Ja bym już jej przywaliła.

W tym momencie dziewczyna w czerwonej kurtce wyprostowała się i uderzyła blondynkę pięścią w twarz, przykuwając uwagę pozostałych Skaikru.

No mówiłam.

- Jesteś tu jedyną morderczynią - odparła ze łzami w oczach.

Nagle blondynka utkwiła wzrok w punkcie przed sobą, a tuż obok mnie.

- Zostaw mnie - wysyczała. Ledwozauważalnie zmarszczyłam brwi i przekrzywiłam głowę, nie bardzo wiedząc o co jej chodzi. Pozostali spojrzeli na mnie podejrzliwie. Odwzajemniłam ich zdezorientowane spojrzenia, aby nie wiedzieli, że ich rozumiem. - Nie dałeś mi wyboru, dlaczego się poddałeś.

Po chwili starsza kobieta niepewnie stanęła przed nią, blokując jej widok na mnie, jednak blondynka momentalnie uciekła w dalszy kąt pomieszczenia i usiadła na jednym z krzeseł. Jej starsza wersja i tak za nią polazła.

- Dziwadło - mruknęłam pod nosem w swoim języku i spuściłam lekko głowę. Ziemianin-Skaikru gwałtownie przekręcił w moją stronę głowę, więc chrząknęłam cicho, udając, że nic nie mówiłam.

- Zrobiłam to dla wszystkich! Nie miałam wyjścia! Ty owszem! - Blondynka znowu podniosła głos.

Okej, ja rozumiem, że lubi być w centrum uwagi, nie ukrywając prawdy ja też lubię, ale no nie przesadzajmy.

- Nie. - Przerwała jej gwałtownie kobieta.

- Ty go zdradziłaś!

- Zrobiłam to, żeby cię chronić! - Na to młodsza z nich wstała. - Clarke, proszę.

Stały kilka kroków od siebie, a blondi wyglądała, jakby mocno biła się z własnymi myślami. Dopiero po chwili wypowiedziała to, co jej chodziło po głowie.

- Jesteśmy takie same.

A wypowiedziała te słowa, jakby były dla niej największą możliwą obelgą.

Zaczynało się robić nudno, a ja zaczynałam jeszcze bardziej żałować, że w ogóle ruszyłam się z domu. Miałam mieć dzień wolny, który miałam spędzić z Zumą przy jedzeniu, a nie udawać słóżkę Lexy i pilnować kosmitów z problemami z głową.

W tym momencie zaburczało mi cicho w brzuchu. Dyskretnie zerknęłam na pozostałych, żeby zobaczyć czy ten dźwięk dotarł do ich uszu. Raczej nie, a jeśli jednak, to nie dali tego po sobie poznać.

Ugh! Nie znoszę cię Río.

Moim ostatnim posiłkiem był gryz chleba podróżnego na początku trasy. A dokładnie przede mną rozciągały się dwa długie stoły pełne owoców i innych przysmaków.

- Wiesz przecież, że nie wyjdziemy z tego, skacząc sobie do gardeł. - Po naprawdę długiej ciszy odezwał się Marcus, siadając obok blondi.

I tak stąd nie wyjdziecie, jeśli sytuacja się nie wyjaśni. A przynajmniej na pewno nie żywi.

- Lexa potrzebuje tego rozejmu tak samo jak my. Jest elastyczna, słucha cię.

Jaaaasne, a ja wcale nie chce przywalić Diego za każdym razem jak widzę jego dumną twarz.

- Myśli, że chcieliśmy ją zabić.

- Ale nie chcieliśmy - przerwał jej szybko. - Dowiedzmy się, komu na tym zależy.

- Nie jednemu - odezwał się czarnoskóry Ziemianin-Skaikru. - Przymierze było ryzykiem. Zwłaszcza po masakrze Finna.

To imię pojawia się już po raz kolejny, jednak nikt z tu obecnych na nie nie reaguje, czyli to żadne z nich. Gdzie jest ten Finn?

- Ktoś chciał zerwać przymierze. - Wydedukowała dziewczyna z warkoczykami, stojąca obok niego.

No do tego to ja doszłam jakieś pół godziny temu, Złotko.

- Ale musi być ktoś kto się wyróżniał. - Czarnowłosy chłopak podłapał pomysł i spojrzał na mnie. - W wiosce na pewno musieli się dzielić swoim niezadowoleniem.

Oh z pewnością.

Tyle że ja nie jestem z wioski.

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Czarnoskóry pokręcił przecząco głową, zerkając na mnie kątem oka.

- Dlaczego?

- Niewielu ludzi z wioski rozumie angielski. A tym bardziej nie zdradzi swoich.

- Co masz na myśli? - Marcus zmarszczył brwi i spojrzał na chłopaka z niezrozumieniem.

- Ona może nam pomóc. - Stwierdziła blondi, stając centralnie na przeciwko mnie. Podniosłam na nią leniwie swoje znudzone spojrzenie.

I, wybacz braciszku, ale nie mogłam powstrzymać kpiącego uśmiechu, który wpełzł na moje usta.

- W twoich snach, blondi. - Prychnęłam pod nosem, jednak na tyle wyraźnie, żeby z pewnością usłyszeli, że wypowiadam jakieś słowa.

Jednak popełniłam jeden błąd.

Powiedziałam to po swojemu.

A nie po Ziemiańsku.

Jednak zachowałam kamienną twarz, kiedy czarnoskóry Ziemianin-Skaikru wybałuszył oczy i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- To prawda - wyszeptał, jednak to wystarczyło, żeby zdezorientować Skaikru.

Nie mieli szans jednak wypowiedzieć się w tym temacie, ponieważ po korytarzu rozniosło się echo ciężkich butów, a chwilę później nieprzyjemny dźwięk otwieranej kraty.

1171 słów + notka. Nie wiem kiedy kolejny, ale życzę wam udanych wakacji.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top