13

- Widzę, że dalej Cię trzyma. - zaśmiał się Zhongli, gdy Childe zachwiał się, wchodząc do salonu.

- Możesz być cicho... - mruknął rudowłosy, łapiąc się za głowę, która go ostro napieprzała. - Najlepiej nie oddychaj.

Jego plan na najbliższy dzień był prosty: jeszcze bardziej zbliżyć się do bruneta poprzez słodkie słówka i urocze działanie. Specjalnie wyszedł z pokoju ubrany w bokserki i za dużą koszulę, by dodać sobie punktów do uroku. Jednak mocne bębnienie w jego głowie udaremniło jego plan. Nie mógł się skupić na bajerowaniu bruneta. Jedyne, o czym mógł myśleć to, to by wrócić do łóżka i w ciszy spędzić najbliższe godziny.

- Tak się odwdzięczasz osobie, która słuchała pół nocy Twoich lamentów?

Brunet podszedł do chłopaka i chwycił go za podbródek tak, by ten na niego spojrzał. Childe miał lekko opuchnięte oczy od wczorajszego płaczu. Poza tym wyglądał dobrze. Zhongli bił się z myślami. Chciał zapytać, o co chodziło chłopakowi, ale z drugiej strony domyślał się, że ten i tak mało co pamięta. Nie mógł zrozumieć, co dzieje się w głowie chłopaka, ale coraz bardziej nabierał do niego podejrzeń. Coś było nie tak.

- Chcesz mnie pocałować? - prychnął rudowłosy i uniósł brew.

Zhongli odsunął się niezręcznie. Nie wiedział, że wpatrywał się tak w chłopaka od dłuższego czasu. Childe nie za bardzo się tym przejął. Wręcz przeciwnie, chciał kontynuować. Bez uprzedzenia mocno wtulił się w klatkę piersiową mężczyzny. Brunet z początku nie wiedział, jak zareagować, ale po krótkiej chwili objął go jedną dłonią, a drugą zatopił we włosach chłopaka.

- Dziękuję.. - szepnął Harbinger prosto w ucho kochanka. - W życiu nie miałem tak uroczego partnera.

- Chyba jeszcze nie wytrzeźwiałeś. - mruknął Zhongli, odsuwając go od siebie. Jego serce zaczęło bić szybciej i nie chciał, by chłopak był tego świadomy. - Zrób sobie wolne.

- A ty?

- Ja idę do pracy. - prychnął brunet, zakładając krawat. - Ktoś musi zarabiać w tym domu.

- Jak tak mówić, to czuję się źle. - rudowłosy podszedł do niego i wyrwał mu krawat z dłoni. Zaczął zawiązywać go wokół jego szyi. - Jeśli nie chciałeś mieć kolejnej mordy do wyżywienia, to mogłeś mi nie proponować wspólnego mieszkania.

- Muszę mieć Cię pod kontrolą. - Archon obniżył swój głos. - Pamiętaj, że mamy umowę.

- Ona dalej obowiązuje? 

- W pięćdziesięciu procentach. - zaśmiał się. - Kolejne pięćdziesiąt już Tobie zaufało.

- A więc muszę się starać bardziej. - Childe nachylił się i złożył na jego ustach motyli pocałunek. - No! Tak masz iść do pracy!

Brunet spojrzał w lustro, a potem przeniósł swój wzrok mówiący "Serio?" na rudowłosego. Chłopak zrobił mu z krawatu piękną kokardkę wokół jego szyi. Oczywiście Childe był bardzo stanowczy i upewnił się, że mężczyzna wyjdzie tak z budynku, jak go odprawił. Gdy Archon opuścił mieszkanie, ten udał się do kuchni i wziął pierwsze lepsze tabletki przeciwbólowe. Jeśli chciał zacząć działać, to chociaż musiał być w stanie trzeźwo myśleć. Już miał wracać do pokoju, by legnąć się na łóżku, gdy po pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Zamarł, widząc numer, który wyświetlał mu się na wyświetlaczu.

- Halo?

- Pan Childe Harbinger?

- Przy telefonie. Co się dzieje?

- Przed chwilą Teucer.. Jego serce przestało bić. - Childe nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Swój wzrok zawiesił na jednym punkcie przed sobą, próbując przetworzyć informacje.

- C-co...

- Ale podtrzymaliśmy go przy życiu! Tylko aparatura... Jeśli nie przejdzie operacji, obawiam się, że następnym razem nie uda nam się uratować.

- Kurwa! - Harbingerowi po poliku zaczęły już płynąć łzy. - Nie mówi się takich rzeczy na początku! On żyje, tak?!

- Przepraszam. - szepnęła skruszona kobieta. - Ale to naprawdę ostatnia szansa. Dzisiaj było naprawdę groźnie. Jeśli w ciągu tego tygodnia nie wyślemy go na operacje, odłączymy go od aparatury. 

- Ponad pięć lat nie było problemu! - rudowłosy złapał się za głowę. - Ile kosztuje operacja...

- Coś koło pół miliona. Naprawdę mi przykro...

Pielęgniarka rozłączyła się, zostawiając rudowłosego ze swoimi myślami. Childe zacisnął zęby i otarł łzy. Dlaczego wszystko musiało zbiec się w czasie. I dług, i kondycja jego ukochanego brata. Na dodatek pokłócił się z Xiao. Nie mógł go teraz poprosić o pomoc. Szybko przeleciał przez listę kontaktów i wybrał numer do ostatniej osoby, która może mu w jakikolwiek sposób pomóc.

- Ahoj Childie. Czym zawdzięczam Twój telefon o poranku? Czy może stęskniłeś się za moim seksownym głosem?

- Przestań pieprzyć, Kaeya. - westchnął zdegustowany rudowłosy, na co mężczyzna odpowiedział mu śmiechem. - Wytłumacz mi jak ten pendrive działa.

- A jak ma działać? Podłączasz do komputera i działa. 

- A dokładniej?

- Mam Ci tłumaczyć jak debilowi? Czy na Twoim poziomie? Jak masz chuja, to wsadzasz go w dziurę i masz połączenie. Dotarło?

- Boże, nie mam teraz czasu na Twoje żarty. - kolejny śmiech po drugiej stronie. - Chcę tylko wiedzieć, czy nie muszę robić nic specjalnego.

- W sumie przydałoby się, żebyś włączył komputer i zalogował się na konto użytkownika. - niebieskowłosy po raz kolejny prychnął śmiechem. - No i pamiętaj o połączeniu z internetem. To nowy program, który ciężko wykryć, więc...

- Dobra, dzięki. - Childe rozłączył się.




Kaeya spojrzał na telefon w swojej dłoni i na osobę siedzącą przed barem. 

- Ty widziałeś to? Jak mnie zlał? 

- Dziwisz się? Jesteś nie do zniesienia. - mruknął Diluc, który nonszalancko opierał się o bar.

- Ciebie o zdanie nikt nie pytał. - warknął na czerwonowłosego, po czym przeniósł wzrok na Xiao. - Słyszałeś?

- On nie miał użyć tego pendrive w ostateczności? - ciemnowłosy uniósł brew, domyślając się, że jego przyjaciel wdepnął w większe gówno, niż się spodziewał.

- Użycie tego dziadostwa to będzie ostateczność. Wszystko, co wyszło z rąk tego łajdaka, jest niepewne. - wtrącił czerwonowłosy.

- Zaczynasz mnie wkurwiać. - warknął Kaeya, chwytając za pustą butelkę po wódce. 

- Słodki jesteś, jak się denerwujesz. - zaśmiał się Diluc, przybliżając przez bar do swojego przyrodniego brata. 

- Więc będę zaraz pieprzoną cukrzycą.

- O matko... - Xiao korzystając z okazji, że już nikt nie zwraca na niego uwagi, przemknął do wyjścia z baru.

Na zewnątrz odpalił papierosa i wydmuchał dym z ust. Jedna strona Xiao chciała podążyć za Childem, śledzić go i pilnować z oddali. A druga wręcz krzyczała, żeby się odwalić od Harbingera, bo i tak nie doceni starań, a tylko dostanie opierdol. Była jeszcze trzecia strona Yakshy, która wręcz kipiała złością i najchętniej zabiłaby każdego, kto stanąłby na drodze.

- Muszę jak najszybciej wziąć jakieś zlecenie, bo zwariuje. - jęknął.

Wyrzucił resztkę peta, zdeptał go i powolnym krokiem skierował się w stronę domu. Przytoczył wszystkie za i przeciw aż w końcu zadecydował, której strony się posłucha.




***

Ohayo!

Jak dzionek mija?

Myślę, że zamknę pierwszy sezon jakoś w 10 rozdziałach może mniej.

Od razu informuję, że po tym będzie krótkie side story z Xiao i Aetherem, które będzie trochę powiązane z tą historią (nie wiem, czy będę ją pisać na tej książce, czy stworzę kolejną), także bądźcie czujni ^^

Dziękuję za zainteresowanie! :D Zdrówka i wgl.

Do następnego,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top