4

***

Delikatnie zapukałem w drzwi od pokoju. Gdy usłyszałem ciche mruknięcie, otworzyłem je i bezszelestnie wszedłem do środka. Tak jak się spodziewałem, Teucer leżał na łóżku z głową schowaną w puchatej poduszce. Odłożyłem na stolik kubek z gorącym kakao dla chłopaka, a sam usiadłem na skraju materaca, czekając, aż rudowłosy podniesie głowę.

- Ile razy będziemy przechodzić przez to samo? - zapytałem po dłuższej chwili, chwytając go delikatnie za ramię.

Chłopak podniósł się i spojrzał na mnie. Jego twarz była lekko zaczerwieniona, a oczy i usta opuchnięte od płaczu. Gdy tylko spotkał się z moim spojrzeniem, opuścił głowę, a swój wzrok skierował na kubek z napojem.

- To dla mnie? - spytał, ignorując poprzednie pytanie.

- Tak. - westchnąłem. - Wiedziałem, jak będziesz wyglądać, więc przyniosłem Ci coś na poprawę humoru. 

Nagle poczułem, jak jego ręce oplatają się wokół mojej talii. Teucer wręcz rzucił się na mnie i mocno przytulił się do mojej klatki piersiowej. Zaśmiałem się cicho i pogłaskałem go w odpowiedzi po głowie. W takich chwilach zachowywał się jak dziecko, które można przekupić słodyczami. Może dziecinne zachowanie u Harbingerów jest dziedziczne. Kto wie?

- Bardzo jesteś na mnie zły?

- Trochę. - opadłem plecami na materac, gdy ten się ode mnie oderwał i chwycił za kubek. 

Zawiesiłem wzrok na białym suficie. To w tym pokoju zatrzymał się Childe. Co prawda i tak większość swojego czasu spędził w mojej sypialni. To pomieszczenie miało być tylko i wyłącznie dla niego. Każdy potrzebuje własnej przestrzeni, dlatego zadbałem i o to, gdy rudowłosy się do mnie wprowadzał. Po tym, jak zniknął, to pomieszczenie pozostało puste, zakurzone i niezagospodarowane. Nie chciałem nawet do niego zaglądać. Dopiero gdy pojawił się Teucer, postanowiłem ogarnąć to miejsce. Myślałem wtedy, że umieszczenie go w pokoju po jego starszym bracie będzie dobrym pomysłem. Nie przyszło mi nawet do głowy, że młody Harbinger może nie być z tego faktu zadowolony.

- Nie znałem dobrze Twojego brata. Tak naprawdę jeszcze się poznawaliśmy. Sam go wepchnąłem do swojego życia i pozwoliłem na manipulację. Chciałem, by został przy mnie jak najdłużej. To była miłość od pierwszego wejrzenia. - zaśmiałem się, zasłaniając przedramieniem oczy. - Powinienem go nienawidzić tak, jak ty. Ale nie potrafię. Chciałbym się na nim zemścić, ale jestem na to za słaby. Nie mógłbym patrzeć, jak cierpi z mojego powodu. Jest to cholernie ciężkie tęsknić za nim, a jednocześnie mieć mu za złe.

- Zhongli...

- Nie znam Twoich uczuć. - przerwałem mu. - Nie wiem, jak się czujesz. Widzę tylko Twoje zdenerwowanie i nienawiść. Ale jeśli Childe wróci... Proszę, daj mu szansę, chociaż się wytłumaczyć. Gdyby był tak bezwartościową osobą, za jaką go uważasz, to nie martwiłoby się o niego tyle ludzi.

- To nie tak, że go nienawidzę do końca. - mruknął, siorbiąc kakao. - Jestem zawiedziony... I teraz nie byłbym gotowy na konfrontację z nim. Boli mnie na samą myśl o nim. Nie chcę go widzieć.

Dam mu czas. Teucer nie jest złym dzieckiem. Będę to powtarzał za każdym razem. Próbuję go zrozumieć i z każdym kolejnym dniem mam wrażenie, że robię krok do przodu. Mam nadzieję, że Teucer myśli podobnie, jak ja.


***


Kolejny dzień w pracy zapowiadał się spokojnie. Projekt, który był zaplanowany na koniec miesiąca, przebiegał pomyślnie. Od pewnego czasu nikt nie składał wniosku o urlop w celu ucieczki. Nawet ekspres, który miał w tendencji psuć się w każdy piątek, nagle zaczął bezbłędnie działać.

- Kolejne dokumenty.

Aether podszedł do biurka, zostawiając na nim plik świeżo wydrukowanych kartek. Spojrzał na podłogę, gdzie leżały przejrzane przeze mnie stosy dokumentów. Pokiwał głową z podziwem i zaczął zapisywać coś na firmowym tablecie.

- Można? Można.

- Ale o co Ci teraz chodzi? - zapytałem, odrywając wzrok sprzed komputera.

- Już dawno nie widziałem, żebyś porządnie wykonywał swoją pracę.

- Specjalnie przyjechałem dziś wcześniej, żeby w końcu to przejrzeć. Te kartki leżały ponad miesiąc i już powoli nie miałem jak poruszać się po biurze.

- Gdyby mój cudowny szef robił wszystko na czas, to nie musiałby się zrywać rano by nadrabiać miesiąc w dwie godziny. - blondyn uśmiechnął się szeroko. Spojrzałem na niego spod byka. - To może mała premia za komplement?

- Zapomnij. - prychnąłem. 

- No ej! Wiesz, ile za Ciebie tutaj robiłem? Powinieneś mnie trochę bardziej docenić! - fuknął obrażony. - I jeszcze nie sprzedałem tej firmy. A mogłem!

- Doceniam Cię bardziej niż innych i na pewno widzisz to po swojej wypłacie, którą nawiasem mówiąc, sam sobie ustaliłeś. Więc nie marudź i wróć do swojej pracy. - uśmiechnąłem się szeroko.

Aether przekręcił oczami i już miał kierować się w stronę wyjścia, gdy przez drzwi coś wpadło. Huk był na tyle głośny, że blondyn podskoczył w miejscu i wypuścił z rąk tablet. 

- Kurwa! - krzyknął. - Wystraszyłeś mnie!... Jak ty wyglądasz?

Wstałem od biurka i okrążając je, wyszedłem naprzeciw Xiao, który zziajany opierał się dłonią o framugę drzwi. Zmarszczyłem brwi na jego widok. Nigdy nie przychodził do mojego biura, a jak się pojawiał to na parterze, żeby odebrać Aethera po pracy.

- Przebiegłeś maraton? - zapytałem, zakładając ręce na piersi.

- Biegłem po schodach. - wydyszał. - Nie mogłeś swojego biura zrobić na parterze zasrany bogaczu?

- Nie mogłeś użyć windy? - uniosłem brew.

- No nie pierdol.. - spojrzał na mnie spod byka. - Na dole nie było żadnej windy!

- Jest... Ukryta. Po prawej stronie. - Aether ledwo powstrzymywał się od śmiechu.

Xiao tylko zmierzył go wzrokiem i podszedł do baniaka po kubeczek z wodą. Z jednej strony go podziwiałem, bo wbiec na najwyższe piętro to jest wyczyn. A z drugiej strony zastanawiałem się, jaki człowiek może nie zauważyć windy.

- Powiesz mi, co takiego się wydarzyło, że wparowałeś tu bez zapowiedzi? - oparłem się o biurko.

- Dostałem zlecenie na morderstwo. - odpowiedział spokojnie, ocierając wilgotne usta. - Ale nie takie zwyczajne. 

- No spodziewam się, że nie przebiegłbyś po schodach, żeby pochwalić się kolejnym zleceniem. - mruknąłem. 

Przy słowie "schodach" usłyszałem, jak Aether zaczyna cicho chichotać. Xiao odchrząknął i z lekkim zażenowaniem odwrócił wzrok. Jak znam blondyna, już mu dzisiaj nie odpuści tej wpadki. Aether potrafi być czasem bardziej mściwy, niż wygląda.

- Childe dał na siebie zlecenie pod swoim fałszywym imieniem. 

Zamarłem. Nie wiem, jak długo wpatrywałem się w Yakshę, trawiąc każde słowo z osobna. Childe żyje. Jest cały i zdrowy. Nic mu nie jest. Poczułem w sobie wielką ulgę. Ale... Dlaczego dawałby na siebie zlecenie? I to jeszcze do Xiao? Co on planuje? To nie może być przypadkowe zagranie. Albo coś chce od Yakshy, albo ktoś specjalnie chce się jego pozbyć. Jeśli tak... To nie mam dużo czasu. Muszę go zobaczyć.

- Chciałem Ci to tylko przekazać, zanim zajmę się zleceniem.

- Chyba nie chcesz go zabić, Xiao! - poderwałem się. - Xiao! Idę z Tobą.

- Nigdzie nie idziesz. - wyciągnął zza pasa nóż i skierował go w moją stronę. Automatycznie zrobiłem krok do tyłu. - Zostajesz tutaj i czekasz na mój znak. Muszę się upewnić, czy to naprawdę on. 

- Chyba nie sądzisz, że będę posłusznie siedział! - krzyknąłem.

Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy podbiegł i powalił mnie na ziemię. W trakcie upadku uderzyłem głową o podłogę. Przez parę sekund słyszałem tylko szum w uszach, a przed oczami miałem mroczki. Zanim odzyskałem swoje zmysły, byłem już związany na nogach i rękach przez ciemnowłosego. Xiao rzucił nóż w kierunku blondyna, który zwinnie go złapał.

- Pilnuj go. - mruknął, podchodząc w jego stronę. 

Widziałem, jak uśmiecha się i szepcze coś do ucha blondyna. Nie byłem w stanie go usłyszeć. Czułem dyskomfort, będąc zawiązanym w leżącej, niewygodnej pozycji. Nie mogłem się na niczym skupić, jedyne co czułem to ból na nadgarstkach.
Gdy Xiao przestał szeptać do ucha blondyna, Aether pokiwał zrozumiale głową. Yaksha pocałował go w policzek i zniknął, zamykając za sobą drzwi. Blondyn lekko zaczerwieniony oparł się o nie, podrzucając do góry nóż.

- Trenowaliście?

- A bo to raz. - wzruszył ramionami.

Jestem w dupie.




***

Ohayo!

Przepraszam za opóźnienie, studia mnie pokonały xD

Teraz też już padam, więc życzę Wam miłej lekturki, a sama idę na spoczynek duszy. I tak pewnie nie zasnę, ale kij :3

Do następnego!

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top