12

- Childe? - potrząsłem nim delikatnie.

Jego twarz była mokra od spływającego potu. Coraz bardziej zaczynał rzucać się na boki. Bałem się, że w tym tempie może sobie coś naprawdę zrobić. 

- Nie.. Zostaw.  - obrócił się na drugi bok. - Przepraszam.. Nie! Chciałem...

- Childe!

Chłopak zerwał się do pół siadu, gwałtownie nabierając oddechu. Błądził chwilę przestraszonym wzrokiem po pomieszczeniu, dopóki nasze spojrzenia nie spotkały się ze sobą. Nie minęła sekunda, a łzy zaczęły lecieć po jego rozgrzanych policzkach.

- Zhongli?.. - załkał. - Ty...

Nie mogłem na niego patrzeć w takim stanie. Przybliżyłem się do niego i nie zważając na nic, przycisnąłem go do siebie, zakleszczając w mocnym uścisku. Od razu oplótł się wokół mojej talii, zatapiając twarz w klatce piersiowej. Zaczął głośno płakać. Nie mogłem zrobić nic innego jak tylko spróbować go uspokoić. Zacząłem głaskać go po włosach i cicho szeptać.

- Jestem przy Tobie. Wszystko będzie dobrze. - mruczałem w czubek jego głowy. - To tylko zły sen.

- Ma-mam dość! - wydukał. - N-ni.. Chce... J-już

- Csiii... Nic nie mów. - powiedziałem, najczulej jak potrafiłem. - Spróbuj się uspokoić.

Łatwiej powiedzieć jak zrobić. Harbinger płakał wtulony we mnie przez długi czas. Mijały kolejne minuty, godziny i nie mógł się uspokoić. Gdy tylko chciałem pójść po wodę, jego histeria sięgała zenitu. Nie chciał puścić mnie nawet na sekundę. Cały czas dukał pojedyncze słowa, bym go nie zostawiał samego. Koniec końców wraz z nim na rękach udałem się do kuchni po tabletki na uspokojenie. Godzinę później zasnął wtulony w moją klatkę piersiową.

Ja nie mogłem spać. 

Czuwałem nad nim. Odgarniałem włosy z jego mokrego czoła i opuchniętych od płaczu oczu. Przejeżdżałem kciukiem po popękanych, pogryzionych wargach przypominając sobie. jak kiedyś te wargi wykrzywiały się w głupkowaty uśmiech i całowały mnie do utraty tchu... Czy jeszcze kiedykolwiek do tego wrócimy?


***


Po paru dniach wiedziałem, że "koszmary" rudowłosego nie są zwyczajnym snem. Mimo moich próśb chłopak nie chciał mi powiedzieć, co dokładnie mu się śni. Mówił, że już nie pamięta, zapomniał i to nic takiego. Ale każdej nocy przeżywał to samo. Budził się, krzyczał, trząsł się i płakał. Za każdym razem byłem przy nim i tuliłem go mocno do siebie. Czasami zasypiał i spokojnie udawało mu się dotrwać do rana. Ale w większości przypadków nie było tak kolorowo. Często musiałem podawać mu tabletki na sen i uspokojenie, żeby chociaż na chwilę zmrużył oko. 

- Myślisz, że to dobry moment na psychologa? - zapytałem, przeglądając dokumenty.

- A co powiedział lekarz? - mruknął Xiao po drugiej stronie słuchawki.

- Childe potrzebuje odpoczynku. Jego rany nie są na tyle poważne, żeby był hospitalizowany. Po paru tygodniach wszystko samo powinno zejść. Poza tym zero obrzęków, czy innych niepokojących oznak. - westchnąłem. - A co do jego bezsenności... Jak mu do tygodnia nie przejdzie, to przypiszą mu jakieś mocniejsze leki.

- Ten debil. - warknął. - Jak zwykle wszystko dusi w sobie.

- Sam mówiłeś, że dobrze znasz tego debila. To Twój przyjaciel.

- Aether też jest Twoim przyjacielem, a mamy w pokoju tarczę do rzutek z Twoim zdjęciem. I za specjalnie mi to nie przeszkadza.

- ... Znowu mnie nienawidzi?

- Zostawiłeś fizycznie firmę na jego barkach. Znowu. Muszę coś tu więcej dodawać? Daj mu podwyżkę!

- Przecież pracuję z domu! - uniosłem się. W tym momencie zobaczyłem, jak Childe wychyla głowę z pokoju. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Odchrząknąłem. - A zmieniając temat... Co u Teucera?

- Szykuje się do wyprowadzki na swoje. Pokazywał mi już kilka mieszkań do wynajmu i pytał o pomoc. Powiedział, że jak się ustawi i będzie miał dokąd uciekać to znajdzie siły, by pogadać z Childem.

- A co ma jedno do drugiego?

- Mnie nie pytaj. To logika myślenia Harbingerów.

- Coś w tym jest. - zaśmiałem się, patrząc na rudowłosego opierającego się w drzwiach. - Będę kończyć.

Rozłączyłem się i zostawiając papiery, podszedłem do chłopaka. Nasza relacja nie zmieniła się za bardzo. Nie rozmawialiśmy za dużo, ale czułem, że jest już mnie do mniej zdystansowany. Możliwe, że nabrał do mnie zaufania przez te wszystkie noce, kiedy nad nim czuwałem. Szkoda tylko, że nadal nie chce mi powiedzieć, co się wydarzyło i co spędza mu sen z powiek.

- Jesteś głodny? - zapytałem. - Jak chcesz, mogę coś na szybko przygotować.

- Nie... - spojrzał na podłogę. - Jak... Jak czuje się Taucer?

- To dorosły chłopak. - uśmiechnąłem się. - Ma się dobrze. Możliwe, że niebawem przyjdzie i na spokojnie porozmawiacie.

- Naprawdę? - spojrzał na mnie. Widziałem iskierki szczęścia w jego oczach. - Nie nienawidzi mnie?

- Jesteś jego bratem. Od początku Ci powtarzałem, że potrzebuje trochę czasu, by przemyśleć parę rzeczy.

Skierowałem się do kuchni. Childe podążał za mną jak cień, wiercąc mi dziurę w plecach. Próbowałem to ignorować i skupić się na robieniu jajecznicy, ale... Nie dałem rady.

- O coś jeszcze chcesz zapytać? - odwróciłem się w jego stronę.

- Kiedy będę mógł wyjść? - zapytał niepewnie. - Uwięziłeś mnie w mieszkaniu jak jakiś gatunek zagrożony wyginięciem. Już zapomniałem, jak pachnie powietrze.

- Powietrze nie ma zapachu. - prychnąłem. Może to dobry moment, by trochę ocieplić nasze relacje? - Co powiesz na mały kontrakt?

- C-co? - spojrzał na mnie przerażony. - A-ale poprzedni.

- Ten nie będzie taki straszny. - zaśmiałem się. - Wyjdziemy razem, gdy uporam się z papierami, a..

- Naprawdę?! - podskoczył w moim kierunku, aż zetknęliśmy się klatkami.

- Nie za darmo.

- Oh...

Chwyciłem go za podbródek i delikatnie uniosłem do góry. Zacząłem powoli się do niego przybliżać. Chłopak przymknął delikatnie oczy, będąc już gotowym na to, co ma się wydarzyć. Gdy byłem już wystarczająco blisko, zatrzymałem się i uśmiechnąłem szeroko.

- Chcę zobaczyć Twój uśmiech.

Rudowłosy odskoczył ode mnie zaczerwieniony, a ja zaśmiałem się głośno. Chciałem go pocałować, ale w ostatniej chwili uznałem, że mogę się z nim trochę podroczyć. Nie ukrywam, byłem szczęśliwy, że Childe chciał mnie pocałować. To tylko umacniało mnie przy fakcie, że jednak ma do mnie jakieś uczucia.

- Nie żartuj tak następnym razem. - mruknął, próbując przywrócić się do stanu normalności.

- Liczysz na następny raz? - zapytałem, na co spiorunował mnie wzrokiem. Uniosłem ręce do góry. - Dobra, dobra! Nie będę już żartował. - zaśmiałem się. - Ale naprawdę chciałbym zobaczyć Twój uśmiech. 

- Nie sądziłem, że jesteś taki ckliwy. - prychnął, delikatnie unosząc kącik ust. - Nie znałem Cię od tej strony.

- Źle to ująłeś. - podszedłem do niego i złapałem go za nadgarstek. - Jeszcze nie miałeś okazji dobrze mnie poznać.



***

Ohayo!

Kurwa.. Nie wiem, co się stało. Ale wczoraj zaczęłam już coś pisać do tego rozdziału. Dzisiaj wchodzę i jest pusty projekt... Załamałam się.

Ale zostawiam Was z rozdziałem ♥ 

Mam trudne dni w pracy ;-; Więc przepraszam za opóźnienia...

Do następnego!

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top