1
Siedziałem na swoim krześle, nerwowo naciskając pstryczek długopisu. Przede mną leżały jakieś papiery, które wymagały mojego wglądu. Przerzucałem kolejne kartki, nie wiedząc nawet, czego dotyczyły. Od pewnego czasu nie potrafiłem się na niczym skupić. Zachowywałem się jak nie ja. Ciągle o czymś zapomniałem, spóźniłam się na spotkania, a decyzje, które podejmowałem, mogły skończyć się katastrofą, gdyby nie szybka reakcja Aethera. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W normalnym stanie, w życiu nie porzuciłbym firmy dla szukania pierwszego lepszego faceta. A teraz?
Minął już szmat czasu. Skłamałbym, gdybym powiedział, że już przestałem o nim myśleć. Codziennie wkrada się w moje myśli, nęka mnie swoim spojrzeniem i dotykiem. Czuje się, jakbym był na skraju przepaści, bez możliwości wyboru. Albo skaczę dobrowolnie, albo zostanę zrzucony siłą. Chciałbym uciec od tego cholernego uczucia bezsilności. Przestać mieć tą pieprzoną nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży. Nic już się nie ułoży. Zaczęliśmy bezsensowną relację i tak samo się zakończyła — bez sensu. Muszę przestać szukać czegoś, czego już nie ma.
- Zamierzasz to jeszcze dziś podpisać, szefie? - Aether założył ręce na piersi. - Nie zamierzam po raz kolejny robić nadgodzin z Twojego powodu.
Tak zagubiłem się w swoich myślach, że kompletnie zapomniałem o blondynie, który czeka na moją decyzję. Aether jest dobrym pracownikiem i przyjacielem. Gdyby nie on już dawno straciłbym firmę i resztki godności.
- Wiesz, że nie lubię, gdy mówisz do mnie per szefie. Przynajmniej prywatnie.
- Tylko wtedy zwracasz na mnie uwagę. - przekręcił oczami. - Przeczytałeś w ogóle to, co Ci przyniosłem, czy podziwiasz odcień bieli?
- Nie przeczytałem. - westchnąłem, poluzowując krawat przy mojej szyi, który zaczął mnie lekko dusić. - Na pewno sam przeanalizowałeś te papiery kilka razy. Mam to podpisać, czy odrzucić?
- Podpisz to.
Przeszedłem od razu na ostatnią kartkę i w miejscu podpisu złożyłem swoją parafkę. Gotowe dokumenty odsunąłem od siebie na krawędź biurka, dając tym samym znak Aetherowi, że może je już zabrać. Blondyn poprawił swojego kucyka i zabrał papiery, stukając nimi o biurko w celu wyrównania. Z początku ciężko mi było przywyknąć do jego o wiele krótszych włosów. Wyglądał jak nie on. Teraz gdy odrosły na tyle, że może je związać w kucyka, wygląda jak człowiek.
- I tym oto sposobem przepisałeś firmę na mnie, a sam zadeklarowałeś, że nie bierzesz ze sobą żadnych udziałów.
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- Żartuję sobie. Ale niedługo specjalnie takie papiery podsunę Ci pod nos. - zaśmiał się krótko. - Co się z Tobą dzieje? Wiesz, że zachowujesz się irracjonalnie? Gdybym nie był Twoim przyjacielem, to już dawno wykorzystałbym Twój stan na swoją korzyść.
- I mówi mi to facet, który spotyka się z mordercą. - spojrzałem na niego z politowaniem. - Kto jest tu bardziej lekkomyślny?
- Nadal ty. W przeciwieństwie do tego mordercy, który, nawiasem mówiąc, jest zawieszony, to nadal myślisz o facecie, który zabrał Ci pieniądze i rozpłynął się bez słowa w powietrzu. - rozłożył ręce. - Nie każę zapomnieć Ci o uczuciach, ale nie lepiej dać sobie spokój? Samo bycie gejem nie jest łatwe w tych czasach, a co dopiero jawne szukanie drugiego takiego.
- Nie wykonalne. - odpowiedziałem stanowczo. - Przypominam, że to z Twojej winy Childe zaczął tu pracować. Sam go zatrudniłem, mimo że wiedziałeś o jego niekompetencji.
- Dobra, to prawda. - uniósł dłonie w geście kapitulacji. - Ale sam o tym też się przekonałeś, a mimo to postanowiłeś dać mu szansę. Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że widziałem, co się szykuje i chciałem Ci w końcu jakoś pomóc. Myślałem, że to po prostu kolejny głupi facet, a nie gościu co zaglądnie Ci do portfela. - westchnął. - Naprawdę nie potrafisz o nim zapomnieć?
To nie tak, że nie potrafię. Chciałbym o nim zapomnieć, ale jednocześnie nie chcę. To też nie tak, że od początku byłem ślepy. Wiedziałem, co robi. Pozwalałem mu na wszystko, bo myślałem, że dzięki temu zostanie ze mną na dłużej. Chciałem w tym wszystkim byś samolubny. Tak dawno nie czułem się zakochany, że pragnąłem tego uczucia, nawet jeśli jedna strona miałaby udawać. Więc nie pytałem o nic i grałem w jego grę. Dałem mu wszystko, czego chciał, a on i tak wybrał ucieczkę.
Nie chce o nim zapominać, dopóki nie poznam prawdy. Chce wiedzieć wszystko. Dlaczego to zrobił, dlaczego uciekł, dlaczego nie powiedział mi od początku, co się dzieje. Chce się dowiedzieć, dlaczego to wszystko ukrywał i wybrał najgorszy sposób na rozwiązanie swoich problemów.
- Chce poznać prawdę o Childzie Harbingerze. - oparłem się na dłoniach. - Chcę go znaleźć. Wydusić z niego prawdę, a po wszystkim odegrać się na jego uczuciach.
- Chcesz się odegrać na osobie, w której się zakochałeś. Twój plan już z początku jest skazany na klęskę. - blondyn zaśmiał się po raz kolejny i pokręcił głową. - W Twoim planie są pewne luki. Childe zniknął. I są małe szanse, że kiedykolwiek się odnajdzie.
- Nie powinieneś czasem już iść? - burknąłem w jego stronę. - Nie mam z tym problemu, żeby zarzucić Cię dodatkową pracą.
Uśmiechnął się w moją stronę i z prędkością światła opuścił pomieszczenie. Wiem, że nie mam szans w tym całym planie. Ale na pewno nie zamierzam puścić mu tego płazem. Childe. Gdziekolwiek jesteś, znajdę Cię.
***
Ohayo!
Dawno, daaawno nie było kontynuacji xD Ale powracamy!
Rozdziały będą pojawiać się tradycyjnie co tydzień w niedzielę - przesunięcia w zależności od mojego stanu psychicznego i studiów :3
O wszystkim zazwyczaj informuję na mojej tablicy.
I... co może być zdziwieniem - rozdziały będą teraz w większości pov Zhongli. Może głównie dlatego, że niektóre emocje głównych bohaterów były nie do końca dla wszystkich zrozumiałe XD (wybaczcie, nic nie miało być zrozumiałe. Gdzie w tym fun, jeśli od początku wiecie, co siedzi w głowie bohaterów? ;-;)
Mam nadzieję, że chociaż niektórzy zapoznali się ze wstępem, by w następnych rozdziałach nie było zaskoczenia i typowego "co mnie ominęło" xD
Do napisania! ♥
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top