Rozdział 20
NJ: *Obudziłem się rano. Byłem wciąż zamknięty w jego objęciach. Tak słodko spał, że nie miałem odwagi go budzić. Pocałowałem go lekko w policzek i znów położyłem głowę na jego nagim torsie.*
YG: *Poczułem dotyk na policzku i zmarszczyłem nos. Jakaś mucha na mnie usiadła? Uchyliłem oko, by zerknąć na insekta, którym okazał się Namjoon. Potrzebowałem kilku sekund na ogarnięcie rzeczywistości.* Cześć.
NJ: *Boże, jaki on ma seksowny głos rano. Ta cudowna chrypka.* H...Hej...
YG: *Pogładziłem włosy chłopaka i zamknąłem znowu oczy zadowolony. Ta pobudka stanowczo zaliczała się do jednej z najlepszych.* Mógłbym tak z tobą leżeć do końca świata.
NJ: Hyung... Ale mi się chcę lać. Do końca świata nie wytrzymam.
YG: A idź ty... Nigdy więcej już nie usłyszysz nic romantycznego z moich ust. *Odwrócił głowę na bok.* Idź sobie, ja wracam spać.
NJ: Zaraz wracam. *Poszedłem do łazienki odcedzić kartofelki. Umyłem rączki i wróciłem do Sugi. Bezczelnie wryłem się pod jego rękę i wtuliłem w niego.*
YG: Nie da człowiekowi spać... *Mruknąłem niezadowolony, ale przytuliłem go. Nagle coś do mnie dotarło i zerwałem się do siadu.* Cholera, szkoła!
NJ: *Przetarłem oczy jak małe dziecko.* Hyung, olej ją.
YG: Mam dzisiaj ważny sprawdzian. *Spojrzałem na zegarek. Trochę się uspokoiłem.* Na spokojnie zdążymy na drugą lekcję. Zbierasz się?
NJ: *Ubrałem się w jakaś piżamę, pobiegłem do drzwi i wziąłem klucz. Włożyłem go w bokserki, po czym wróciłem do łóżka. * Ups, jednak nie pójdziesz na sprawdzian kujonku.
YG: Dlaczego? *W czasie, gdy młodszy gdzieś pobiegł ubrałem wczorajsze ciuchy i skorzystałem z toalety, by przygotować się do wyjścia.*
NJ: Klucz gdzieś się zapodział.
YG: *Uniosłem brwi szybko kojarząc fakty.* I twoje wyjście z pokoju polegało tylko na tym, by sprawdzić, czy klucz jest na miejscu, prawda?
NJ: Nie wierzysz mi?
YG: Wierzę, tylko chciałbym wiedzieć, gdzie schowałeś klucz...
NJ: Nigdzie. Jest mu bardzo mięciutko i przytulnie. Nie martw się o niego.
YG: *Zmarszczyłem czoło zdegustowany. Nie... Raczej nie wepchnął go między pośladki... Prawda? Westchnąłem.* Czyli rozumiem, że mam wracać do łóżka.
NJ: Dokładnie tak. Może się znajdzie po południu. *Zrobiłem z siebie naleśnika owijając się kołdrą.*
YG: *Prychnąłem zakładając ręce na piersi. Zamiast na łóżko skierowałem się na krzesło. Nawet jeśli to była taka błaha sprawa nie chciałem pozwolić młodszemu na wydawanie mi rozkazów, a już na pewno nie zamierzałem ich spełniać.*
NJ: *Odwróciłem się w jego stronę * nie idziesz ze mną do łóżeczka?
YG: Dziękuję, ale nie
NJ: Yoooooongiś... Chodź. Nie będę więcej prosił.
YG: *Zmrużyłem oczy posyłając mu zdenerwowane spojrzenie.* Nie mów tak do mnie.
NJ: Ale jak Yoooooongisiu?
YG: *Już miałem się podnieść i do niego podejść, ale zorientowałem się, że o to mu przecież chodzi. Siedziałem więc uparcie na krześle starając się go ignorować.*
NJ: Yoooooongiś. Jak do takiego małego dziecka. Yooongiś.
YG: *Zacisnąłem zęby nadal udając, że nic nie słyszę*
NJ: Yoooooongiś, Yoooooongiś, Yooongiś...
YG: Przestań! *Wydarłem się w końcu nieźle wkurzony.* Nie pozwalaj sobie na za dużo, szczeniaku!
NJ: Co się stało Yoooooongisiu?
YG: *Zerwałem się z miejsca i podszedłem do łóżka łapiąc go za włosy i szarpnąłem nimi.* Powiedziałem: dość. *Warknąłem przez zaciśnięte zęby.* A teraz oddawaj klucz. Chcę stąd wyjść.
NJ: *Przestraszyłem się go.* Ale Yoooooongisiu...
YG: *Już uniosłem rękę, by go spoliczkować. Powstrzymałem się przed tym w ostatniej chwili. Mimo wszystko nie chciałem go bić, chociaż moja złość już dawno przekroczyła granice.* Klucz. Natychmiast.
NJ: *Miałem zamknięte oczy. Lecz gdy nie uderzył mnie, otworzyłem je.* Poszukaj Yoooooongisiu.
YG: *Zazgrzytałem zębami mając już dość tych gierek. Zamiast mu w końcu przywalić, na co sobie zasłużył, sięgnąłem ręką do jego krocza, by je dość boleśnie zacisnąć. Wtedy poczułem coś, czego tam nie powinno być. Bez skrępowania włożyłem rękę w jego bokserki i wyjąłem klucz. Od razu podniosłem się i skierowałem do wyjścia.*
NJ: Hyung... Proszę, nie idź!
YG: Teraz to "hyung"?! Już dość nerwów się najadłem jak na jeden poranek.
NJ: *Podbiegłem do niego i przytuliłem go od tyłu.* Zrobię wszystko, co chcesz..
YG: *Wziąłem głębszy oddech, by mu się nie wyrwać, na co miałem ogromną ochotę.* Kawę. Zrób mi kawę.
NJ: *Natychmiastowo pobiegłem do kuchni i zacząłem parzyć kawę.* Już hyung! Parzy się. Coś jeszcze?
YG: *Zszedłem na dół do kuchni i usiadłem przy stole opierając się o dłoń. Poranki stanowczo nie należały do moich ulubionych części dnia. A w dodatku TAKIE poranki. Jeśli już byłem wkurzony, to wolałem nie wiedzieć, co jeszcze ten dzień przyniesie.* Nigdy więcej tak do mnie nie mów.
NJ: Ale w sensie Yoooooongiś?
YG: Tak... *Wzdrygnąłem się słysząc znowu to słowo.*
NJ: Yoooooongiś?
YG: *Uniosłem oczy i spojrzałem na niego.* Naprawdę cię w tej chwili nienawidzę. *Szepnąłem.*
NJ: Czemu to działa na ciebie jak płachta na byka?
YG: Nie chcę o tym rozmawiać
NJ: Rozumiem. *Przytuliłem go mocno do siebie.* Przepraszam.
YG: *Poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy, ale nie pozwoliłem im wypłynąć. Chłopak zdenerwował mnie dość porządnie przywołując wspomnienia, o których wolałbym na zawsze zapomnieć.* Po prostu więcej tego nie rób.
NJ: *Chciałbym wiedzieć, co się stało, że Yoongi nie chcę o tym mówić. Ale nie będę naciskał.* Obiecuję.
YG: *Pogładziłem włosy chłopaka, ale zaraz go odsunąłem. Nadal byłem zdenerwowany na niego i szczerze wolałem wyjść i ochłonąć z dala od niego.*
NJ: Bardzo jesteś zły hyung?
YG: *Kiwnąłem tylko głową nie będąc w stanie nawet z nim teraz normalnie porozmawiać.*
NJ: Mam wyjść żebyś sobie ochłonął?
YG: Ja wyjdę, przecież jesteś u siebie. Wypiję tylko kawę.
NJ: Ale wrócisz?
YG: Jutro. Obiecuję.
NJ: Dopiero jutro? Hyung, proszę... *Przytuliłem go.
YG: *Zagryzłem wargi otaczając go ramionami.* Muszę się wytłumaczyć mamie, dlaczego nie wróciłem. Nie wiem, czy mnie jeszcze dzisiaj wypuści z domu.
NJ: Stare wapienko musi się tłumaczyć. *Zaśmiałem się.* Idź, ale uważaj na siebie i napisz do mnie.
YG: Nie wszyscy mają szczęście mieszkać samemu... *Westchnąłem nie mogąc mu wytłumaczyć, skąd u mojej matki taka obawa o moje zniknięcie.*
NJ: Jeżeli chcesz, możesz zamieszkać u mnie.
YG: Rozważę to. *Zapewniłem, choć wiedziałem, że póki co mogę o tym zapomnieć.* Doczekam się tej kawy?
NJ: A tak! *Pobiegłem do ekspresu, nalałem do filiżanki kawę i podałem ją Yoongi'emu.* Smacznego Yoooooongisiu... Znaczy Yoongi hyung.
YG: *Mruknąłem niewyraźne podziękowanie znów będąc potraktowany tym przeklętym słowem. Wypiłem napój naprawdę szybko i zebrałem się w końcu do wyjścia. Pożegnałem się z młodszym cicho i w końcu opuściłem jego mieszkanie.*
NJ: *Yoongi jest taki słodki... Poszedłem do sypialni i się w niej położyłem *
Suga: KakaSzczur
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top