Rozdział 11

YG: *Szybkim krokiem szedłem do domu Namjoon'a. Trasę, którą ostatnio pokonałem w godzinę tym razem przebyłem w niecałe pół, choć moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Zacząłem miażdżyć palcem dzwonek chcąc jak najszybciej dostać się do środka. Denerwowałem się. Cholernie. Ten dzieciak nie był zły. Nawet go polubiłem. Miał zadziorny charakter, co wkurzało, ale i zachęcało do kontynuowania znajomości. Dlatego chciałem mu pomóc. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale coś musiałem zrobić.*

NJ:*Zamknąłem buteleczkę z lubrykantem. Nie miałem odwagi się rozciągnąć. Zostawiłem wszystko na łóżku i poszedłem otworzyć drzwi. Otworzyłem, a w nich stał zdyszany Yoongi. Zasmuciłem się jeszcze bardziej.* Cześć.

YG: Tylko bez paniki. Zaraz coś wymyślimy. *Złapałem go za ramiona i zmusiłem, by patrzył mi w oczy.* Słyszysz? Załatwię to.

NJ: *Potwierdziłem kiwnięciem głowy i zacząłem iść w stronę mojego pokoju, pozwalając starszemu wcześniej wejść.*

YG: *Szedłem za nim myśląc gorączkowo. W pokoju młodszego usiadłem przy biurku i wyjąłem laptop z plecaka, który ze sobą miałem. Włączyłem go, założyłem okulary, których potrzebowałem do pracy przy tym sprzęcie i zaraz zabierałem się do pracy. Moje place śmigały po klawiaturze szybko łamiąc kolejne kody i zabezpieczenia, by znaleźć to, co jest mi potrzebne.* Wystarczy jeden dobry wirus... *Mruczałem do siebie wystukując kolejne komendy.*

NJ: *Schowałem lubrykant z łóżka mając nadzieję, że Yoongi nie zwrócił na nie uwagi. Potem wziąłem krzesło i podsunąłem się do niego. Oparłem głowę o jego ramię i patrzyłem co robi.*

YG: *Bitą godzinę siedziałem przed ekranem, a przed moimi oczami migało tysiące liczb. W końcu znalazłem plik, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech.* Teraz tylko wirus... Najlepiej będzie mu władować syf, który rozwali mu wszystko, cokolwiek podłączy do swojego komputera. Co ty na to?

NJ: Nie znam się na tym. Rób jak uważasz. *Ześlizgnąłem się zmęczony na jego kolana. Położyłem głowę na wysokości krocza i ud. Zamknąłem oczy.*

YG: *Nie zwróciłem większej uwagi na niego, gdy położył się na moich kolanach. Moja ręka bardziej automatycznie niż świadomie powędrowała w stronę jego włosów, które pogłaskałem w uspokajającym geście. Kontynuowałem pracę zawzięcie. Jeszcze nigdy tak szybko nie łamałem kolejnych przeszkód. Zwykle pracowałem powoli i starannie, by nie zostawiać po sobie śladów. Teraz zależało mi na czasie. Laptop pójdzie najwyżej do kosza. Najlepiej na drugim końcu miasta, roztrzaskany w drobny mak.*

NJ: *Czemu, gdy YoonGi mnie głaskał czułem się świetnie? Nic między nami nie będzie. Więc czemu się tak zachowuję? Dopiero sam mnie szantażował, a dziś mi pomaga. Czemu wciąż go lubię? Miał być tylko moją kolejną zabawką. Ciągle miałem przez te pytania mętlik w głowie.* Dlaczego mi pomagasz?

YG: Powiedzmy, że czuję się winny, że cię wykorzystałem. *Mruknąłem nie do końca zgodnie z prawdą. Szczerze miałem wyrzuty sumienia, choć chętnie powtórzyłbym jeszcze raz tę zabawę, bo naprawdę przyjemnie mi było, gdy miał mnie w ustach. Prawda była jednak taka, że zaciekawił mnie ten dzieciak. Podczas szukania informacji o nim odkryłem naprawdę interesujące fakty. I w sumie zależało mi, by przestał się zachowywać w sposób, w jaki żył do tej pory. Sam nie do końca rozumiałem dlaczego.*

NJ: Tylko? *Zmieniłem się dla niego! Znów się zakochałem. A on po prostu robi to z poczucia winy. Życie sobie ze mnie jaja robi? Wstałem z jego kolan i podszedłem do łóżka rzucając się na nie. Czyli niepotrzebnie się zmieniałem. Jutro przerżnę jego najlepszego przyjaciela. Nienawidzę go! *

YG: *Nie skomentowałem zachowania chłopaka. Widocznie bał się tego, co może się stać, więc rozumiałem, że zachowuje się dziwnie. Pracowałem dalej tworząc piękne wirusy.* No dzieciaki, rozwalcie mu to cholerstwo. *Mruknąłem do siebie po kilku godzinach wysyłając moje dzieło pod odpowiedni adres. Zadowolony zamknąłem komputer.* Namjoon, masz młotek?

NJ: Pod łóżkiem.

YG: Dlaczego masz młotek pod łóżkiem? *Zapytałem zaskoczony podchodząc i biorąc narzędzie do ręki.*

NJ: *Żeby przywalić takim imbecylom, jak ty * Szafkę musiałem naprawić.

YG: *Wzruszyłem ramionami i podszedłem do laptopa.* Żegnaj przyjacielu. *Walnąłem w urządzenie robiąc dziurę w samym środku. Uderzyłem je jeszcze parę razy i resztki zgarnąłem z powrotem do plecaka.*

NJ: Weź mój laptop w zamian za to, że musiałeś zepsuć swój.

YG: Daj spokój. I tak miałem kupić lepszy. *Wzruszyłem obojętnie ramionami i usiadłem na skraju łóżka młodszego.* Ej, już będzie ok. To zniknie.

NJ: Dziękuję za pomoc.

YG: *Uśmiechnąłem się do chłopaka i znowu potargałem mu włosy.* Żaden problem.

NJ: Heeej! Przestań! *Zaśmiałem się i zacząłem układać ręką włosy na nowo.*

YG: Późno się zrobiło. *Stwierdziłem podnosząc się. Widziałem za oknem ciemne niebo, które zwiastowało nadejście nocy.* Nie musisz się iść z nim spotkać. Jesteś już bezpieczny

NJ: Zostaniesz ze mną?

YG: *Zamrugałem zaskoczony pytaniem.* A powinienem? *Podrapałem się za uchem nie wiedząc, jak na to zareagować. Mimo wszystko nadal byliśmy dla siebie w pewnym sensie obcy, a ja nie lubiłem spędzać nocy z dala od mojego łóżka.*

NJ: Znaczy, oczywiście, o ile chcesz. Nie namawiam. Ale chyba jestem ci winien odprowadzenie. *Uśmiechnąłem się słodko.*

YG: Nie, lepiej byś tu został. Tak dla bezpieczeństwa. Twój eks może się kręcić w pobliżu. Zamknij drzwi i nikogo nie wpuszczaj. Ok?

NJ *Odprowadziłem go pod moje drzwi i gdy wyszedł dokładnie zamknąłem. Wziąłem do pokoju wodę oraz paczkę chipsów i zamknąłem drzwi mojej sypialni od środka barykadując je fotelem. Usiadłem i włączyłem jakiś film na laptopie. Po stosunkowo krótkiej chwili zasnąłem.*
--------
Suga KakaSzczur

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top