22
Nie wiem czy wo gule wcześniej zerwaliśmy, ale w każdym razie teraz z Alexandrem znów byliśmy razem. Minęło już pare dni, a ja ciągle oswajałam się z myślą że j e s t e m wampirem. Czasami byłam naprawdę bardzo szczęśliwa, a czasem z tyłu głowy, byłam poważnie zmartwiona o to, co będzie kiedy rodzice z moim bratem wrócą z ferii?
Wiedziałam że opanowywania się do tego czasu nauczę, ale...Mam ich do końca życia okłamywać? Przecież tak się nie da. Teraz nie jem, i tak dalej...
Ale miałam jeszcze do myślenia dwa tygodnie, więc raczej dumałam nad tym wieczorami, kiedy oczywiście nie spałam, bo wampiry nie śpią, ale często chociaż siedziałam wtedy na łóżku. Teraz już naprawdę nocowałam u Renesmee.
Po południu Carlisle, jak zwykle zresztą, zarządził naradę. Na samej naradzie jednak byłam tylko ja, Renesmee, i Alex.
-Chciałbym was poinformować o decyzji którą podjeli dorośli.
Uśmiechnęłam się pod nosem; dorośli- większość z nich wyglądała na ledwo po osiemnastce. Mężczyzna uśmiechnął się, a przyjaciółka ścisnęła moją rękę, w ekscytacji.
-Wraz z Bellą, Edwardem, Andrew'em i Anthone postanowiliśmy iż...Wasza trójka razem pójdzie do szkoły - mowę zakończył szerokim uśmiechem na jego bladej twarzy.
Renesmee bardzo mocno ścisnęła moją rękę z radości. U Alexa też dojrzałam uśmiech zadowolenia. A ja, byłam bardzo szczęśliwa.
-Cudownie - powiedziałam uradowana.
-Cieszę się, że wy się cieszycie - odpowiedział tamten.
-Ale myślisz że nas przyjmą? Tak w środku roku? - zapytał Alexander marszcząc brwi.
-Tak. Zadzwoniłem już do szkoły. Udało mi się ich przekonać.
-Skoro tak, to super - wyszczerzył zęby, a ja posłałam mu szeroki uśmiech.
-To naprawdę mega! Wow...Ale będzie fajnie - niemal skakała z radości Renesmee.
-Cieszę się że Ci się to podoba - do pokoju weszła Bella.
-Dziękuje, mamo - zwróciła się do niej córka.
W tej chwili coś poczułam. Jakiś obcy zapach. Wyjrzałam za szybę. Nadal byłam ,,nowo narodzonym'' wampirem i miałam na razie mocniejsze cechy niż inni; to znaczy byłam silniejsza i szybsza, bo tak mieli ,,nowo narodzeni''. Przez szkło przemknęła jakaś biała czupryna.
Zdenerwowało to mnie, bo nie wiedziałam kto to, więc z wampirzą szybkością wybiegłam z domu. Stanęłam przed budynkiem. Czupryna nadal migała mi przed oczami. Nie wiadomo czemu okrążała dom.
Pobiegłam za nią i z łatwością ją dogoniłam. Biegnąc obok niej przyjrzałam jej się uważnie; czerwone oczy, białe (nie siwe, tylko taki rodzaj blondu) długie włosy, zacięta blada twarz, ledwie rok o de mnie starsza.
-Czego chcesz? - warknęłam, i sama trochę się zdziwiłam że zaczęłam tak agresywnie do obcej, ale nie dałam tego po sobie poznać, bo teraz zaczęło mi to pasować.
-Hmm...Niech pomyśle...Zaraz się dowiesz - powiedziała dobitnie i pewnie, co mnie zirytowało, więc ją wyprzedziłam i pierwsza stanęłam przed domem, przed którym już się zebrała cała rodzina.
-Yhm, szybka jesteś. Nowo narodzona - skwitowała białowłosa gdy stanęła już na przeciwko mnie.
-Kim jesteś, i czego chcesz? - wycedziłam.
-Przedstawianie nie ma tu nic do rzeczy, ale jeśli już musisz wiedzieć, nazywam się Flor.
Nic nie odpowiedziałam tylko mierzyłam ją lodowatym spojrzeniem.
Wprost mówiąc: nie podobało mi się że tu była, i najchętniej kazałabym jej się wynosić, chociaż jeszcze nie wiedziałam po co tu jest. Zaraz jednak miałam się tego dowiedzieć, i bynajmniej nie miało mi się to spodobać. Wręcz przeciwnie.
-Przyszłam, a właściwie przybiegłam tutaj do Lexa.
-Jak? - rzuciłam szorstko.
-Powiedziałam do Lexa. Lexa, Alexa. Chyba się znacie, nie? Nie mówił ci że tak na niego mówię?
-Kim jesteś? - powtórzyłam.
Alexander popatrzył na tą całą Flor, a potem na mnie.
-Mery Flor to... - zaczął.
-Dawna przyjaciółka - przerwała mu tamta - Tak. Przyjaźniliśmy się, jak mieszkał w Seattle. Bardzo.
-To akurat mnie nie obchodzi.
Wzruszyła bezczelnie ramionami i kontynuowała:
-Przyszłam tutaj żeby cię ściągnąć do domu - zwróciła się do chłopaka a ja zacisnęłam pięści - Będziesz mój. Tak jak kiedyś.
-Nie wiem co między wami kiedyś było, ale teraz jest mój! - mówiąc zbliżałam się do niej a na końcu mocno ją popchnęłam. Zrobiła trochę zdziwioną minę, ale potem pokiwała głową.
Za moimi plecami ktoś zaśmiał się i powiedział cicho:
-Czy właśnie powtarza się scena z przed około 15 lat? - to był Edward.
-Inny wątek - zaśmiał się na to Emmet - Chłopak.
Ale rozmowa z tyłu nie miała dla mnie znaczenia.
-Okej dziewczynko, rozumiem że teraz nazywasz go swoim chłopakiem ale zaraz go zabieram, i będzie mój - powiedziała mi prosto w twarz białowłosa.
Na to tylko ze złością bez wahania walnęłam ja pięścią w twarz. Zachwiała się, i na chwile osłupiała.
-Alex, może lepiej... - zaczęły Esme i Anthone z tyłu.
-Nic się nie dzieje - odparli na to jednocześnie brunet i Edward.
-Co niby między wami zaszło? - syknęłam.
-No wiesz...Byliśmy bardzo, naprawdę bardzo dobrymi przyjaciółmi - jej ton znowu irytująco tętnił pewnością siebie - Razem zabijaliśmy ludzi, prawdę mówiąc już zbliżałam się do niego ale wtedy oczywiście wynieśli się do tej dziury! - ton jej tym razem przybrał rozdrażnienie i był głośniejszy.
-Nie wasz się nazywać mojego miasta dziurą! - krzyknęłam na nią z furią, i zamachnęłam się, ale ona się uchyliła, i przytrzymała moją rękę.
-Pudło - powiedziała z satysfakcją. Wtedy ja z wściekłością wyłożyłam ją na ziemie.
Kiedy to zrobiłam już miałam tej jędzy coś odpowiedzieć, lecz nagle zmieniłam zdanie i się odwróciłam:
-Alex, kim ona jest i co was kiedyś łączyło? - powiedziałam do niego starając się spokojnie, ale nie udało mi się to.
-Już tłumaczę! Ona...
-Mów szybko póki nerwy mi starczą.
-Kiedyś rzeczywiście się przyjaźniliśmy, ale to był błąd - spojrzał na nią, a ja również odwróciłam się usatysfakcjonowana - Sprowadzałaś mnie tylko na złą drogę. Nie chce wracać do naszej dawnej relacji, nie wrócę do Seattle, i n i g d y nie chciałem się do ciebie zbliżać.
Posłałam jej dominujące spojrzenie.
-Kłamiesz - powiedziała ale zabrzmiało to niepewnie, i wiedziałam że zaczyna się wycofywać. Chłopak pokręcił głową.
-Widzisz - skwitowałam - Nie jesteś tu potrzebna. Wracaj do siebie.
-Nie tak szybko - odparła i odwróciła się do drzewa jakby chciała się od niego odbić i się na mnie zamachnąć nogą. Ale ja byłam szybsza. Domyśliłam się co chce zrobić. Błyskawicznie chwyciłam z ziemi gruby patyk, i rzuciłam go tak, że zablokował się między dwoma drzewami, i znalazł się tuż przy jej szyi. Była zdezorientowana. Zbliżyłam się do dziewczyny.
-Wynocha - syknęłam.
Kiedy nic nie zrobiła zbliżyłam się jeszcze bardziej, a wtedy ona, z już wyraźnie przestraszoną miną prześlizgnęła się pod patykiem, i pobiegła (oczywiście z wampirzą szybkością) w głębi las. Odwróciłam się do pozostałych; mieli wymieszanie trochę zdziwione ale też pełne podziwu miny.
Hmm...Chyba nie było źle. Wiem że ta scena jest podobna do sceny z 5 części ale jakoś tak chciałam. Mam nadzieje że da się połapać o co chodzi. Dobra, już niedługo następne:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top