1

Kolejnego dnia Mery długo spała. Obudziła się dopiero kiedy Herbatnik na nią wskoczył. Herbatnik, jak już o nim mowa, był biszkoptowym, puchatym, o długiej sierści psem. Mimo to, doskonale radził sobie w lesie, i bardzo lubił tam chodzić. Zeszła w piżamie na śniadanie. Zjedli je w ciszy, bo nikt nie miał tematu do rozmowy, a i tak tata wyszedł wcześniej, bo śpieszył się do pracy. Jack  w końcu zagadał króciutko siostrę, która  zdawkowo odpowiedziała na jego pytania. Potem zerwała się od stołu, i poinformowała brata: 

-Idę do lasu. Zabieram Herbatnika.

-Ty? tak nagle, do lasu?

-Zadanie z bioli.

-Aha.

                                                                                               * * *

Gdy weszła trochę głębiej w las puściła psa ze smyczy. Ten od razu zaczął radośnie węszyć i hasać, jednak wciąż trzymał się swojej właścicielki. Mery zaczęła wodzić wzrokiem po podłożu leśnym i szukać kory. Co ją zdziwiło, nigdzie jej nie widziała. ,,Muszę wejść głębiej w las'' - pomyślała, i tak po chwili zrobiła. Wchodząc powoli w ,,serce lasu'' potknęła się o jakiś korzeń. Prawie się przewróciła, ale szybko złapała równowagę. Pies na chwilę odwrócił się i na nią spojrzał.

-Wszystko gra, możesz iść - mruknęła, a pies posłuchał.

Gdy przeszła obok dużych krzaków, zobaczyła jakieś brązowe grube gałązki.

-Tak! - zawołała z triumfem, jednocześnie myśląc że to trochę żenujące.

-Co robisz?

Podskoczyła, słysząc dziewczęcy głos. Odwróciła się. Ujrzała dziewczynę o jej wzroście, długich brązowych włosach, i ciemno brązowych oczach. To była ta sama dziewczyna na którą wpadła.

-Yyy...Szukam kory... - odpowiedziała i spuściła wzrok. Zorientowała się, jak to idiotycznie zabrzmiało.

-Tam jest - dziewczyna wskazała za Mery. Ta odwróciła się i wzięła korę do ręki.

-Dzięki.

Chwila ciszy. Nagle jedna z nich, a była to Mery, zorientowała się, że nigdzie nie widzi Herbatnika.

-Herbatnik! - zawołała z niepokojem.

-Kto to?

-Mój pies.

-O nie... Zgubił się?

-Tak - Mery czuła, że zaczyna się już bać o swojego psa.

-Spokojnie - uspokoiła ją obca dziewczyna - Znajdziemy go. Najpierw się sobie przedstawmy. Renesmee.

-Mery.

-Ładnie.

-Dziękuję. Twoje też, Renesmee?

-Tak. Dziękuję - Podeszła do niej i chyba (tak przynajmniej pomyślała Mery) chciała jej przyłożyć dłoń do policzka, ale cofnęła ją. Jakby się powstrzymała. Zamiast tego szybko wskazała za Mery i wykrzyknęła:

-Czy to ten twój pies, Herbatnik?

Druga dziewczyna obejrzała się, i zobaczyła puchatego psa. Obie podbiegły do niego, Mery natychmiast potarmosiła go mówiąc do niego przesłodzonym głosem, że on jednak nigdy by czegoś takiego nie zrobił, po czym zapięła na smyczy. Był mokry. Ona nie zwróciła na to uwagi, ale jej nowa znajoma tak:

-Pewnie wykąpał się w strumyku. Jest mokry jakby ktoś wylałby na niego wiadro wody!

Obie dziewczyny, niewiadomo czemu, roześmiały się. Mery od razu polubiła Renesmee. Ta dziewczyna o egzotycznym, a jednocześnie pięknym, imieniu miała w sobie coś promiennego, coś co od razu sprawiało że tą osobę się lubiło. Choć Mery o tym nie wiedziała, druga dziewczyna też czuła że ją polubiła. Gdy przestały się śmiać, usiadły na pniu drzewa i zaczęły rozmowę:

-Ile masz lat?

-Piętnaście.

-Ja też!

-A...- zaczęła Mery.

-Tak? Śmiało, mów.

-Kim był ten pan, który szedł obok ciebie, jak na siebie wpadłyśmy?

-To mój tata.

-Serio?

-Tak - Uśmiechnęła się.

-Wyglądał bardzo młodo!

-Rzeczywiście, wygląda.

-Jakby zatrzymał się w wieku! - Mery nieświadomie nadal mówiła swoje niedowierzania. Renesmee na te słowa umilkła. Po chwili zmieniła temat:

-Masz rodzeństwo?

-Tak. Brata. Ale niezbyt się z tego cieszę - zaśmiała się - A ty?

-Nie. Ale mam dużo cioć i wujków, i przyjaciela...No i teraz mam ciebie.

-Dobrze wiedzieć. Chodzisz do szkoły w miasteczku? Nie widziałam cię tam.

-Bo nie chodzę.

-Naprawdę? To gdzie chodzisz? Jeździsz za miasto?

-Dużo mówisz - stwierdziła pytana, i obie znów się roześmiały - Nie. Ja...Mam nauczanie domowe. Tak to się mówi?

-Tak.

-A ...ile ma lat twój brat? Jak się nazywa? - Tym razem Renesmee więcej powiedziała.

-Jack. Ma 12...Przepraszam; prawie 13, jak on to mówi, lat. Ale szkoda o nim gadać. A twój przyjaciel? Jak się nazywa?

-Jacob. Słuchaj, polubiłam cię. Dotąd, nie miałam przyjaciółki.

-Ja też cię polubiłam - Powiedziała Mery - I Herbatnik też - dodała widząc że pies się ociera o dziewczynę. Uśmiechnęły się do siebie.

-Zaprosiłabym cię do domu, ale dzisiaj nie mogę. Może jutro byśmy się tu spotkały, o 16.00, pasuje ci?

-Jasne! chętnie przyjdę.

-To do zobaczenia.

-Do zobaczenia - Mery pomachała jej ręką i pociągnęła Herbatnika na drogę do domu.

* * *

W domu była już mama. Przywitała się z córką, a potem jak zwykle, zaczęły rozmawiać o wszystkim. Matka nie wiedziała, że córka, bardzo by chciała opowiedzieć jej co dziwnego się wydarzyło i widziała. Zamiast tego, bez szczegółów (czuła że to ma być coś, co lepiej utrzymać w sekrecie) powiedziała jej że spotkała dziewczynę w jej wieku, w lesie, że się zaprzyjaźniły, i że jutro się znów spotkają. Oczywiście, nie powiedziała nic, o dziwnych zdarzeniach, i o tym co jej powiedziała nowa przyjaciółka, choć to, nie wydawało jej się jakoś bardzo dziwne. Mama Juliette, rzecz jasna bardzo się ucieszyła z nowej znajomości Mery. Jak to ona. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top