List Dziesiąty

Leje jak z cebra. Naprawdę, przysięgam na Boga, leje jak z wiadra. Siła deszczu była tak silna, że to naprawdę bolało i kiedy cały zespół zakończył bieg do tour busa z głównego budynku, Niall mógłby przysiąc, że deszcz przebijał jego skórę jak lodowe strzały spadające z nieba. Jego koszulka była przemoczona a cała piątka z nich strząsała krople na dywan w tour busie.

- Ja pierdole. - powiedział Harry, gapiąc się przez okno na schody parkingowe, które zaczynało zalewać. 

Zayn ściągnął swoją koszulkę sod off, rzucając ją na bok i zaczął wygrzebywać z szafki nową. 

- Straszna ulewa, stary.

Niall przytaknął szczękając zębami i przesiadł się na miejsce przy grzejniku. Trząsł się niekontrolowanie i wcale to nie pomagało, zważając, że ciągle miał na sobie przemoczone ubrania, ale myśl o rozebraniu się, kiedy było mu tak zimno, nie była dla niego zbyt zachwycająca.

- Chcesz gorącej czekolady, Niall? - głos Liama zabrzmiał donośnie przez autobus. Stał przy automacie do gorących napojów, którą mieli, pochylając się przyciskał przypadkowe przyciski. Brązowooki chłopak obejrzał się za siebie, kiedy Niall nie odpowiedział. 

- Niall?

Niall spuścił wzrok, niezdolny do spojrzenia na niego i pobiegł do swojego łóżka, rozbierając się tak szybko jak mógł i założył sweter. Był niespokojny. Liam odgrywał takiego bardzo zmartwionego o niego i to sprawiło, że Irlandczyk się martwił, ponieważ jeśli Liam martwił się o niego, to wtedy musiało to znaczyć, że on coś wiedział. Prawda? Niall nawet sam nie wiedział, co się z nim ostatnio działo, ponieważ listy Charlie mieszały mu w głowie i zawsze panikował, że ktoś się dowie. 

Dowie się czego, nie wiedział. Dowie się o listach? Dowie się, że zakochał się w dziewczynie poprzez siłę jej słów? Ale on się w niej nie zakochał. Prawda?

Może to tylko jakiś instynkt w nim, który sprawiał, że chciał chronić niebieskooką dziewczynę, może to było coś innego. Wszystko co wiedział to to, że kiedy zaszył się w jego łóżku – ignorując podniecone krzyki, kiedy piorun uderzał blisko – i otworzył ten dziesiąty list, poczuł się jakby znał Charlie lepiej niż znał kogokolwiek innego.


Drogi Niallu,

Pada.

Jest taki rodzaj deszczu który sprawia, że myślisz o nagłych powodziach i arce Noego, taki który sprawia, że chcesz wracać do łózka pod pościel, gdzie jest ciągle ciepło i bezpiecznie. To głośny i hałaśliwy deszcz i jest to jeden z tych dni, kiedy wszyscy siadają dookoła grając w karty przy kominku i robią pikniki pod prowizorycznym namiotem zrobionym z koców i krzeseł. I być może, jeśli usłyszysz grzmot, wszyscy będą odliczać aż pojawi się błyskawica i będą się ekscytować, ponieważ pioruny są coraz bliżej za każdym razem. Co jest naprawdę głupie, ponieważ dlaczego miałbyś być podekscytowany tym, że błyska się coraz bliżej? Chyba powinieneś się bać?

Omal się nie roześmiał, to było takie absurdalne. Szanse na przeczytanie listu w takim samym czasie jaka jest obecna sytuacja pogodowa były praktycznie niemożliwe, a słowa Charlie łączą się z dziecinnym odliczaniem "jeden, dwa, trzy" Liama i okrzykom Louisa "wszyscy zostaniemy porażeni przez piorun!". Prawie poczuł z nią więź, ponieważ padało, kiedy ona to pisała i pada, kiedy on to czyta. Co było głupie, zdał sobie sprawę, ale kto się przejmował?

Ale nie, szanse na uderzenie pioruna są jeden na milion. Coś takiego usłyszysz w wiadomościach albo gdzieś tam i będziesz czuł się źle, ale jednocześnie odczujesz ulgę, ponieważ dzięki Bogu, to nie byłeś ty.

Niall stłumił śmiech. Miała rację i nie było potrzeby tego drążyć.

Całkiem jak rak, naprawdę. Nie spodziewasz się, że to będziesz ty. Nikt się nie spodziewa. Ale faktem jest, że ludzie chorują na raka każdego dnia i zawsze tak będzie i chociaż to wiemy, ciągle żyjemy w błogiej nieświadomości. Tak jak ja żyłam. Jak żyła cała nasza rodzina, jak żyli nasi przyjaciele, bo co zrobiła Eliza, co mała, słodka blond włosa Eliza zrobiła, aby na to zasłużyć?

Nie wiem. Myślałam, że to, prawdę mówiąc, była kara dla mnie, przez to jaką okropną byłam dla niej siostrą. Wiem, że to nie była kara, że nieważne co bym zrobiła, nigdy nie zatrzymałabym tego momentu, kiedy ją zdiagnozowali.

Aczkolwiek zdecydowanie obwiniam siebie za jej śmierć.

Umarła. Eliza umarła. Biedna Charlie, pomyślał Niał, ponieważ teraz to było jasne, chociaż dziewczyna tylko wspomniała o niej kilka razy, Eliza była jedną z tych ludzi, które były bliskie jej sercu.

Naprawdę, reakcja łańcuchowa. Moje czyny spowodowały wypadek i ten wypadek doprowadził do jej śmierci. To było moje motto, tak jakby, pomimo miliona ludzi, tysiąca terapeutów, psychologów, pracowników socjalnych, wszyscy mówili tą samą rzecz. Nic nie jest twoją winą. Powtarzali to setki razy, że to nie twoja wina, to nie twoja wina, nie jesteś winna za wszystko co się stało każdemu. Tak, to moja wina. I jestem winna. Wszystko to moja wina.

Nie. To nie może być twoja wina.

Zadałam sobie sprawę, że prawdopodobnie brzmię jak szukająca uwagi dziwka. I właściwie to nie, nie myślę, że wszystko jest moją winą. Przypuszczam, że to, co stało się z Blake'iem nie było moją winą, ale moją winą było niezdanie sobie wtedy z tego sprawy i trzymaniem się z dala, przed strachem ponownego stracenia kogoś.

Pamiętam bardzo wyraźnie dzień, w którym ją zdiagnozowali. Myślę, że miałam siedem lat, albo osiem? Mieliśmy Elizę tylko jakoś od dwóch lat i mama mojej koleżanki Lucy była tą, która odebrała mnie ze szkoły, zamiast mojej własnej matki. Pamiętam, że nie chciała mi powiedzieć co się dzieje, ale wyglądała jakby chciała mnie jak najszybciej odwieźć.

Mojej mamy nie było w domu. Natomiast był mój tata. Podniósł mnie i przytulił naprawdę mocno i wtedy powiedział mi, że jedziemy do szpitala. Nie powiedział mi dlaczego jedziemy do szpitala. Więc wtedy naprawdę zaczęłam się martwić i pomyślałam, że coś ze mną było nie tak, a szpitale naprawdę, naprawdę cholernie mnie przerażają, tak przy okazji.

Oczywiście to nie ja byłam tą, która była chora. To była Eliza. Tego dnia zdiagnozowali u niej ostrą białaczkę promielocytarną.

Zmarła cztery lata później.

To jest pierwszy raz, kiedy komukolwiek powiedziałam o dniu, w którym została zdiagnozowana, w wieku dwóch i pół lat. I mówię Ci to teraz, ponieważ nie przeczytasz tego. Albo może czytasz. Prawdopodobnie nie. Prawdopodobnie te listy leżą na dnie jakiegoś worka w magazynie, wypełnionego milionami innych listów od dziewczyn i tam powoli gniją.

Wow. To przygnębiające. Chyba w tym momencie skończę pisać, ponieważ inaczej zrobię coś głupiego jak rozpłakanie się przez to, jak bardzo Cię kocham. A ja muszę przestać płakać przez Ciebie, Niallu Jamesie Horanie. 


Dużo miłości,

Charlie ♥



Odłożył list, słuchając deszczu uderzającego o dach busa. Walenie, raz po raz i znienacka odgłos powalenia Liama na ziemie przez Louisa, ponieważ „gdzie moja gorąca czekolada?", Harry pytający się głośno, gdzie była jego koszulka Ramones i automat do gorących napojów robiący „ding!", wszystko rozpływało się w tym ciągłym waleniu deszczu.

- Tak mi przykro Charlie. - wyszeptał. - Nie wiem jak Ci pomóc.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiecie, co jest jeszcze bardziej mniej możliwe? Że tłumacząc ten rozdział za oknem padał deszcz i niemiłosiernie wiało, jakby zbierało się na burzę.. hahaha przypadek?? nie sądzę LOL

A więc Eliza umarła :( Jak myślicie, co  takiego się wydarzyło, że Charlie tak obwinia się za wszystko? Swoje przemyślenia możecie tweetować pod #TOLTNpl + mały rozgłos o tym ff byłby fajny :) 

Jeśli chcecie, bym powiadamiała was na tt, to piszcie @vashappeninkate 

No i życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku!!! By ten rok był dużo lepszy niż poprzedni! xxx ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top