ROZDZIAŁ 3.Bestia z aktówką
Był zmęczony, wściekły i zmarznięty, gdy dotarł na najbliższą stację kolejową. Wielki budynek dworcowy mieścił się tuż przed nim i, tak jak zapamiętał chłopak, był tak zniszczony, że tynk odpadał ze ścian. Tego dnia nie było zbyt wiele osób. Cathal wpatrywał się w młodą kobietę, która z małą walizką właśnie wchodziła do środka. Stamtąd drugimi drzwiami wychodziło się bezpośrednio na perony. Chłopak ruszył wolno w stronę wyjścia i gdy już był prawie przy drzwiach zauważył stary samochód ojca wjeżdżający na parking. Zaklął głośno i schował się za żywopłotem zaraz przy wejściu. To było praktycznie niemożliwe, że tak szybko go znaleźli.
- Zupełnie jakby wiedzieli, gdzie jestem... - mruknął pod nosem i pochylił się bardziej, widząc, jak jego matka wysiada z zaparkowanego niedaleko samochodu i unosi coś na wysokość twarzy. To był stary medalion, podobny do tego, który tego dnia podarowała chłopakowi przed wyjściem do szkoły.
Szybko dotarło do niego, czym jest jego wisiorek. Cathal natychmiast złapał za błyskotkę i zerwał ją szarpnięciem, przyglądając mu się uważnie. To było bezdyskusyjne, że tego ranka Delilah rzuciła zaklęcie mapy na wisiorek. Medalion był srebrny, a to oznaczało, że łatwo przenosi magię. Zaklęcie mogło by być nawet niezbyt udane, a jego rodzice i tak dotarliby do niego. Chłopak rzucił medalion kilka metrów dalej w krzaki i powoli ruszył wzdłuż żywopłotu do wejścia na dworzec. Gdy jego rodzice ruszyli do tego samego wejścia, chłopak zamarł i przylgnął do kłujących krzaków. Przeszli zaledwie metr od niego, rozmawiając cicho:
- Musi tutaj być... Medalion wskazuje na tę okolicę. Jak go znam, będzie uciekać pociągiem. - mówiła kobieta, a mężczyzna złapał ją za rękę i dodał:
- O ile nie zorientował się, że go śledzisz.
Kobieta prychnęła i wkrótce znaleźli się zbyt daleko, by Cathal mógł podsłuchiwać. Wiedział, że rodzice sprawdzą cały dworzec, zanim pojadą szukać go gdzieś dalej, a jednak nie miał wyjścia i musiał złapać pierwszy najeżdżający pociąg. Nie miał zbyt wiele czasu na ucieczkę, a Tusmorke było mniejsze niż ludzki świat. Musiał być naprawdę daleko, by mieć pewność, że rodzice go nie znajdą.
Gdy Delilah i Wilfred przeszukiwali wnętrze dworca, Cathal ruszył wzdłuż ścian budynku, aby dostać się na peron od strony torów. Spojrzał na zegarek. Wybiła 17:00. Nie czekając dłużej, zacisnął rękę na plecaku i ruszył biegiem, aż nie dotarł pod same tory. Po jego prawej stronie znajdowało się wyjście na perony. Żeby dostać się do pierwszego z pociągów, musiał przebiec przez torowiska.
Perony były dosyć puste, niedaleko przechadzał się motorniczy, a na jednej z tablic właśnie pojawił się komunikat o nadjeżdżającym pociągu. Cathal poprawił torbę na ramieniu i wyjrzał zza ściany, spoglądając bardziej w bok. Dwie starsze kobiety wyszły z walizkami na peron, rozmawiając między sobą.
Gdy miał już wejść bezpośrednio na stację, z prawej strony usłyszał głośny świst i na drugi peron wjechał stary pociąg. Chłopak wpatrywał się, jak pociąg przejeżdża po torach znajdujących się kilka metrów przed nim. Gdy tak przyglądał się wnętrzu kolei, zauważył coś dziwnego znajdującego się na peronie bezpośrednio za pociągiem. Wychudzona i przeraźliwie wysoka postać z wysoko uniesioną łapą patrzyła dokładnie na niego. Nim jednak chłopak odwrócił się, by zignorować zjawę, pociąg przejechał dalej i postać zniknęła.
Dotarło do niego, że oprócz zaklęcia mapy, na naszyjniku było też zaklęcie osłabiające halucynacje z Tusmorke. Był całkowicie bezbronny wobec realistycznych monstrów, które z każdą chwilą bliższą północy mogły go coraz częściej zauważać i nawet atakować.
Stara lokomotywa wydała z siebie głośny pisk, a kilka wejść do pociągu otworzyło się. Wysiadło parę osób, w tym motorniczy, który rozejrzał się uważnie po peronie. Cathal miał parę sekund na dotarcie do pociągu. Musiał zrobić to w ostatnim momencie, uniemożliwiając rodzicom zatrzymanie maszyny.
Kiedy usłyszał drugi świst, dotarło do niego, że to jego szansa. Skoczył na torowisko i pomimo krzyków pracowników stacji za sobą, dostał się na drugi peron. Wszystkie drzwi powoli się zamykały. W ostatnim momencie wpadł do jednego z wagonów. Gdy tylko odwrócił się w stronę zamykających się za nim drzwi, zobaczył swoją matkę, która z krzykiem biegła w jego kierunku.
Chłopak zacisnął ręce, błagając by maszyna ruszyła, zanim kobieta dotrze do pociągu. Kiedy Delilah wpadła na peron, Cathal był już pewien, że to koniec, ale wtedy pociąg drgnął i koła zaczęły się obracać. Jego matka zdążyła tylko dotknąć szyby drzwi pociągu, kiedy chłopakiem szarpnęło i maszyna ruszyła gwałtownie. Cathal był pewien, że kobieta krzyczała. Przeszło mu przez myśl, że w szale mogła nawet użyć magii, ale wiedział, że z całej rodziny ona najbardziej panowała nad sobą i użycie zaklęcia wśród ludzi, mogło skończyć się bardzo źle. Po prostu stała z płaczem na stacji, bezsilnie machając rękami za synem.
W tym samym czasie Cathal spojrzał w głąb starego pociągu. Na korytarzu nie było żywej duszy. Powoli przeszedł wzdłuż pierwszych trzech przedziałów i przyjrzał się ludziom, którzy tam siedzieli. W końcu gdy dotarł do pierwszego pustego przedziału, otworzył zasuwane drzwi i wszedł do środka. Było chłodno, więc otulił się mocniej kurtką i usiadł po prawej stronie zaraz przy oknie. Nie wiedział, gdzie jedzie pociąg, ale miał nadzieję, że jak najdalej. Nie miał też biletu, ale w tym momencie się to nie liczyło. W ostateczności mógł się schować w łazience, jednak teraz po prostu oparł się o szybę i westchnął ciężko. Był zmęczony, a to była pierwsza chwila tego dnia, gdy naprawdę mógł odpocząć.
W końcu śledząc zmieniający się za oknem krajobraz, przymknął oczy i zasnął.
~*~
- Robi się zimno. - usłyszał niski głos i zamrugał oczami. W przedziale było ciemno i tylko mała lampką bezpośrednio nad drzwiami świeciła jasno. Przy wyjściu siedział starszy mężczyzna. Patrzył na niego, zaciskając ręce na czarnej aktówce. - Jesteś tutaj sam?
- Nie pana interes. - burknął Cathal i wyjrzał przez okno. Na niebie wisiał już Księżyc. Musiało być późno.
- Zbliża się jedenasta. - podpowiedział mu mężczyzna, a chłopak przytaknął i mocniej otulił się kurtką. Po tak długim śnie, było mu dużo chłodniej. - Był tutaj konduktor. Poprosiłem, żeby wrócił później, jak się obudzisz.
- Nie musiał Pan tego robić. - wymamrotał w odpowiedzi Cathal, a mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
- Nie masz biletu, prawda?
Cathal zamarł.
- Kim Pan jest? - zapytał nagle, przyglądając się uważnie podejrzanemu mężczyźnie. Ten jednak nie odpowiedział. Uśmiechał się do niego wciąż, jakby sam oczekiwał na odpowiedź na niezadane pytanie. Cathal poczuł, jak dreszcze przebiegają przez całe jego ciało. To nie mogło znaczyć nic dobrego. Natychmiast złapał za swoją torbę i wyszedł na korytarz, nie spuszczając mężczyzny z oczu nawet na sekundę. Ten nie drgnął. Wciąż wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział chłopak.
Gdy chłopak spojrzał w głąb korytarza, zauważył, że pociąg jakby zwolnił, a światło księżyca, które do tej pory jako jedyne powstrzymywało ciemność dookoła, zmieniło się na fioletowe.
Żadna lampa, kompletnie nic, nie świeciło się w pociągu. Wyglądało to, jakby wszyscy spali lub co gorsza nie żyli. Cathal odwrócił się przerażony i ruszył wzdłuż korytarza, zaglądając do każdego przedziału. Nigdzie nie było śladów żywej duszy.
Wtedy chłopak zdecydował się wrócić do starszego mężczyzny, ale kiedy tylko odwrócił się w drugą stronę, jego ciało skamieniało. Kilka metrów przed nim stał starzec. Dalej uśmiechał się do niego szeroko, ale całkowicie bez słowa.
Cathal cofnął się odrobinę, starając się nie robić żadnych gwałtownych ruchów. W tamtej chwili po raz pierwszy pożałował ucieczki z domu.
Było mu słabo, czuł, jak jego głowa wiruje. Wydawało mu się, że zaraz upadnie na kolana, gdy zauważył, że czarna teczka, którą do tej pory mocno zaciskał w dłoni starszy mężczyzna, zmieniła się w jakiś wijący się kształt. Kiedy Cathal podniósł wzrok, zamarł. To już nie był człowiek. Zniekształcone monstrum z wielką łapą zakończoną długimi jak sztylety pazurami ruszyło wolno w jego kierunku.
Chłopak na słabych nogach próbował uciec. Głowa go potwornie bolała, gdy łapał się drżącymi rękami szyby oddzielającej go od otwartego świata. Wiedział, że to tylko halucynacje i, że gdy się opanuje, potwór zniknie, ale jego serce biło tak szybko, że chłopak ledwo szedł. Gdy usłyszał głośny świszczący oddech za sobą, poczuł, jak po jego policzkach spływają łzy. Adrenalina uderzyła mu do głowy i chłopak zaczął biec. Miał wrażenie, że korytarz się nie kończy, chociaż wagony z reguły nie były tak długie. W końcu potknął się i upadł boleśnie, odwracając się na plecy. Potwór był tuż za nim. Ciągnął za sobą ciężką łapę i powarkiwał z każdym kolejnym krokiem.
Cathal był bezbronny. Moc Varii uaktywniała się wraz z pierwszym przejściem. Przed tym była całkowicie bezsilna, dlatego gdy chłopak w panice zaczął recytować wszystkie zapamiętane zaklęcia absolutnie nic się nie stało.
Gdy potwór był tuż nad nim, z jego ust nie wychodziły już nawet składne słowa. Mantry zmieniły się w mamrotanie, a Cathal wrzasnął przeraźliwie. To spowodowało, że monstrum zawarczało zirytowane i uniosło wysoko łapę, a potem z wielką siłą uderzyło w podłogę tuż przed chłopakiem. Cały wagon zatrząsł się, a podłoga zaczęła pękać.
To trwało ułamek sekundy, gdy gruba szczelina przebiegła przez niemal cały korytarz, docierając tuż pod nogi chłopaka i nagle wszystko się zapadło. Cathal krzyknął, spadając wraz z podłogą, jednak nie zatrzymał się na ziemi pod kołami pociągu, tylko leciał dalej, obijając się o wystające gałęzie i ocierając skórę w wielu miejscach. Potwór również poleciał w otchłań wydając z siebie zduszony wrzask. Gdzieś w drodze w dół, monstrum utknęło pomiędzy konarami wysokich drzew, podczas gdy Cathal wpadł do wody.
Z przerażeniem próbował machać rękami i wydostać się na powierzchnię. Wydawało mu się, jakby powietrze było w zasięgu ręki, a jednak za każdym razem przekonywał się, że jest znacznie głębiej. Gdy w końcu wypłynął na zewnątrz, złapał głęboki oddech i rozejrzał się, próbując jednocześnie utrzymać się na powierzchni.
Wylądował tuż przy brzegu jeziora, niedaleko starego drzewa, którego korzenie znikały pod powierzchnią wody. Chłopak ostatkiem sił dopłynął do niego i złapał się mocno korzenia, próbując podciągnąć się do samego brzegu. Gdy wydostał się z wody, skrył się pod drzewem i położył się na boku, próbując chociaż na chwilę unormować oddech i prześledzić sytuację.
Wiedział z pewnością jedno. Nie był już w swoim świecie. Dookoła niego rozciągały się wielkie i niezbadane tereny Tusmorke. Cathal uśmiechnął się delikatnie, a wtedy przypomniał sobie o potworze. Pozostanie w tym samym miejscu mogło skutkować szybszym spotkaniem z bestią, która rzuciła go w Przejście do drugiego świata. Potworem, którego spotkał, najpewniej była jakaś mniejsza Mzukwa, która akurat przemierzała tę część Tusmorke.
Chłopak pamiętał z zajęć z rodzicami, że Mzukwy były jednym z najbardziej nieokreślonych monstrów chodzących po tym świecie. Nie była to potwierdzona informacja, ale najpewniej były ucieleśnieniem koszmarów sennych ludzi, stąd tak różne postacie. Pojawiały się równie niespodziewanie, jak koszmary u ludzi po ciężkim dniu czy wielkim stresie, a skoro Tusmorke było swego rodzaju odbiciem lustrzanym świata ludzi, to teoria dotycząca genezy Mzukw, miała pewne podłoża.
Cathal wstał i pomimo silnego bólu w prawej nodze, ruszył bardzo ostrożnie w bliżej nieokreślonym kierunku. Próby uleczenia obrażeń w momencie, gdy niebezpieczeństwo mogło pojawić się w każdej chwili, były najgłupszym pomysłem, dlatego Cathal zdecydował się najpierw znaleźć schronienie, a potem sprawdzić, jak wielką wprawę ma w rzucaniu czarów.
Tusmorke było niesamowitą krainą. Wszystko dookoła zdawało się być spowite jasnoniebieską mgłą. Nad taflą wody jeziora jawiła się fioletowa poświata. Matka chłopaka lubiła nazywać Tusmorke Zmierzchową Krainą nawiązując do rodzaju światła, które towarzyszyło jej mieszkańcom.
Trawa pod nogami Cathala delikatnie się łamała, jakby była w całości pokryta lodem, a jednak była to sklenica, która powoli pochłaniała całą krainę tworząc iluzję szklanego świata. Chłopak mijał różne rośliny, których niezwykłe i nietypowe kolory przyciągały spojrzenie. W pewnym momencie nawet pochylił się nad jedną z nich. Był to kwiat na długiej białej łodydze, która sięgała mu prawie kolan. Sam kwiat był bogaty w wiele lśniących niebieskich płatków, które tworzyły na nim coś w rodzaju korony. Każdy płatek był wywinięty w górę. Kiedy Cathal spróbował go dotknąć, roślina zadrżała i odsunęła się w bok.
Chłopak się natychmiast odsunął i spojrzał wzdłuż ścieżki. Niemal każdy kwiat z tego gatunku przesunął się w bok. Wyglądało to tak, jakby rośliny uciekały od jego dotyku. Nie zastanawiał się nad tym dłużej, tylko ruszył dalej ścieżką, rozglądając się uważnie. Tusmorke było piękne, ale również niebezpieczne. To nie był park, tylko dzikie tereny pełne niewyobrażalnie potężnych istot.
Kiedy nagle usłyszał głośny skowyt, prawie padł płasko na ziemię, aby się schronić. Poczuł, jak ziemia drży pod nim. Powoli podszedł na czworaka pod drzewo, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Tego typu wycie mogło pochodzić od wielu potworów mieszkających w Tusmorke. Cathal nie miał pojęcia, w której części krainy wylądował po tak dużym oddaleniu się od rodzinnego miasta w świecie ludzi. Równie dobrze mógł być wiele godzin drogi od rodziny.
Przez chwilę wydawało się, że monstrum, czymkolwiek było, odeszło. Nastała całkowita cisza i chociaż serce w piersi chłopaka biło przeraźliwie szybko, Cathal wyjrzał zza drzewa, licząc, że bestii nie będzie nigdzie w pobliżu, jednak gdy tylko to zrobił, od razu pożałował.
To nie była Mzukwa, a raczej coś o wiele mniejszego, ale równie niebezpiecznego. Gdyby zobaczył to ktokolwiek z ludzkiego świata, pewnie nazwałby to leśnym zombie. W Tusmorke takie stworzenia nazywano Vaspami.
Cathal patrzył jak skamieniały, jak stwór wolno i praktycznie bezszelestnie krąży dookoła. Wyglądał, jakby nasłuchiwał. Co jakiś czas odwracał się w drugim kierunku, jakby zastanawiał się, w którą stronę iść, aż w końcu spojrzał dokładnie w jego stronę. Wtedy Cathal zrozumiał, dlaczego Vaspa z takim niezdecydowaniem obierała kierunki. Przez sam środek paszczy potwora ciągnęła się długa ropiejąca rana rozcinająca oczy.
- Jesteś ślepy... - szepnął pod nosem Cathal, a monstrum momentalnie odwróciło się w jego stronę i wrzasnęło przeraźliwie. Chłopak szybko zrozumiał swój błąd. Potwór ruszył na niego.
Cathal rzucił się biegiem po ścieżce. Gdy na chwilę się odwrócił, zobaczył jak Vaspa uderza o drzewo, które stało jej na drodze, jednak natychmiast otrząsa się i rusza za nim, słysząc, jak trawa pokryta sklenicą pęka chłopakowi pod nogami.
W pewnym momencie wpadł na błotniste tereny, gdzie jego nogi utykały w gęstym mule. W panice łapał się gałęzi i drzew, aby jak najprędzej wydostać się z pułapki. Wpadł w prawdziwą panikę, kiedy dostrzegł, czym były te tereny. To było prawdziwe cmentarzysko. W ciemnym błocie zaledwie parę metrów od niego leżało rozszarpane ciało, prawdopodobnie dziewczyny. Rozpoznał ją tylko dlatego, że miała charakterystyczne długie czarne włosy z różowymi pasemkami. To była dziewczyna, o której śmierci słyszał w wiadomościach jeszcze w ludzkim świecie. Musiała być Varią. Teraz jednak była tylko zlepkiem mięsa.
Niczego nieświadoma z pewnością przeniosła się do Tusmorke, po czym zginęła marnie.
Cathal pognał dalej mijając ciało dziewczyny. Nie chciał skończyć ponownie. Kiedy wydostał się z moczarów, odwrócił się prędko do tyłu. Pomimo oddalenia, chłopak był pewien, że Vaspa jest od niego dużo szybsza i wkrótce go dopadnie. Jedyną jego przewagą było to, że z tej dwójki to on widział. Starał się skręcać możliwie jak najwięcej, pozostawiając za sobą przeszkody takie jak stare konary, wysokie drzewa, czy głazy.
Skończyły mu się pomysły na przeszkody w momencie, gdy dotarł nad wielkie jezioro, za którym rozciągała się olbrzymia skalna ściana. Natychmiast rozejrzał się po bokach, aby wybrać kierunek, jednak każdy był pustą uliczką. Skalna skała układała się w półkole, przez co stał w miejscu bez wyjścia. Mógł skręcić, a następnie wrócić do lasu, ale to oznaczało, że wróci na tereny, gdzie ostatni raz mierzył się z ogromną Mzukwą, a wcale nie oznaczało to, że drugiego z potworów zgubi. Mógł wskoczyć do jeziora, ale stwór reagował na hałas, więc zburzona woda szybko by wydałaby chłopaka na pastwę losu.
Nim zdążył przemyśleć plan, wściekła Vaspa dotarła za nim nad jezioro. Cathal nawet nie drgnął, gdy bestia stanęła tuż przed nim, nasłuchując uważnie. Był przerażony. Każdy ruch wywołałby jej atak, a sam był bezbronny. Mógł zaryzykować rzucenie czaru, ale wtedy musiałby się odezwać. Jeśli czar by nie zadziałał, sam skazałby się na szybką śmierć.
Cathal stał sparaliżowany, patrząc jak Vaspa zbliża się wolno, nasłuchując za najdrobniejszym dźwiękiem. Kiedy była już zaledwie dwa metry od niego, coś przeturlało się tuż pod jej nogi. Cathal spojrzał w dół i zobaczył dymiący flakonik. W ostatnim momencie zorientował się, czym jest pocisk i rzucił się do tyłu, wpadając do wody i słysząc, jak buteleczka eksploduje za jego plecami.
Gdy wynurzył się z jeziora i spojrzał za siebie, zobaczył zmasakrowane ciało Vapsy. Jej nogi dosłownie rozleciały się na części, a z brzucha wypadły rozpuszczone w połowie organy. Oderwany tułów wciąż poruszał się na ziemi. Trwało to parę sekund zanim potwór znieruchomiał na zawsze. Na ten widok Cathal po prostu zwymiotował, nie mogąc znieść tak paskudnego widoku. Woda jeziora, w której stał, zrobiła się czarna od krwi Vaspy. Gdy chłopak się zorientował, natychmiast wyskoczył na brzeg, oddalając się od potwora. Wtedy dopiero podniósł wzrok na postać znajdującą się za ciałem monstrum.
Kilka metrów od niego stał młody chłopak. Mógł być nawet w podobnym wieku. Opierał się o drewnianą laskę zrobioną z jakiejś zeschniętej gałęzi i wpatrywał się w niego, trzymając w dłoni ten sam flakonik, którym rozsadził chwilę wcześniej wściekłą Vaspę.
Oliwkową skórę chłopaka pokrywały białe tatuaże, a spod ciemnych kręconych włosów patrzyły na Cathala lśniące turkusowe oczy. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Sposób w jaki zaciskał dłoń na flakoniku z bombą sugerował raczej, że chłopak nie był zadowolony, że Cathal cudem uniknął uderzenia bomby.
- Kim jesteś? - spytał ostro nowoprzybyły. Cathal natychmiast rozpoznał mowę, którą się posługiwał. Po wielu latach uczenia się o Vestiach, byłoby dziwnym, gdyby szybko nie rozpoznał jednej na swojej drodze.
- Mógłby zadać to samo pytanie, ale znam odpowiedź. Jesteś Vestią. - odparł mu w odpowiedzi Cathal. Wtedy Vestia zmierzyła go uważnie spojrzeniem i uniosła dłoń z miksturą. - Stój! Nie rób tego! Nie chcę Cię skrzywdzić!
- Za to ja chcę skrzywdzić Ciebie! - warknął chłopak, a Cathal otworzył szeroko oczy. Przybyły był ranny, cały mokry, jakby dopiero wypełzł z jeziora i przede wszystkim wystraszony, a jednak groził mu otwarcie.
- Mogę Ci pomóc! - szybko odpowiedział i wskazał na jego nogę. - Jesteś ranny, prawda? Znam zaklęcia uleczające! Mogę Ci pomóc, tylko schowaj eliksir!
Vestia przyglądała mu się uważnie. Było widać, że kompletnie nie ufa słowom Cathala, dlatego chłopak opadł na kolana i dodał:
- Jeśli mi nie wierzysz, możesz mnie związać. Tylko proszę, nie rób mi krzywdy.
Cathal czuł się potwornie źle, będąc tak uległym wobec Vestii, jednak to było jego jedyne wyjście. Może przybyły był ranny i gabarytowo mniejszy od niego, ale był również uzbrojony w bomby, które potrafiły powalić dorosłą i wyjątkowo wściekłą Vaspę.
- Co tutaj robisz?! Od lat nie widziano w tych okolicach Varii, zwłaszcza tak słabych jak ty. - mruknął, a Cathal zacisnął zęby i przewrócił oczami.
- Mierzysz do mnie bronią, gdy jestem bezbronny i nazywasz mnie słabym?! - warknął, ale natychmiast pożałował zuchwałości, bo Vestia uniosła ponownie eliksir. - Jestem z daleka. Nie znam tych terenów. Nawet nie wiem, gdzie jestem.
- Jesteś pół dnia drogi od wielkiego miasta Sort Daggar. - powiedziała Vestia i podeszła do niego powoli, okrążając rozwalone ciało potwora. Cathal przytaknął i zamyślił się. Musiał znajdować się na Północy krainy. Gdy obcy stał tuż przed nim, spojrzał na torbę przewieszoną przez ramię chłopaka i wskazał na nią głową. - Pokaż, co ze sobą niesiesz.
Cathal przeklął pod nosem, ale posłusznie sięgnął po pakunek i wyjął dziennik babci, zwinięte ubrania oraz własny notes i długopis. Wszystko ułożył w rzędzie przed sobą. Vestia trąciła butem dziennik babci, odwracając go na losową stronę.
- Co to za bohomazy? - spytał krytycznie, a Cathal zaśmiał się pod nosem i pomimo wściekłego spojrzenia Vestii, odparł szybko:
- To pismo. Pismo mojego gatunku. To książka fabularna.
Kłamstwo natychmiast zaalarmowało Vestię.
- Gdyby to była zwykła książka, nie zdenerwowałoby Cię tak to, że chciałem zobaczyć, co znajduje się w torbie. Gadaj, czym jest ta księga, inaczej następne zdanie będziesz wypowiadać już w kawałkach!
Cathal zacisnął usta, ale posłusznie odpowiedział, czując, jak na widok eliksiru przyspiesza mu serce:
- To księga z informacjami o świecie. Wiedza mojej rodziny o Tusmorke.
Vestia sięgnęła po księgę przeglądając strony. Po jego minie było widać, że nie rozumie żadnego słowa. Cathal ucieszył się w duchu, że jego rodzina zapisywała dzienniki w ludzkich językach, a nie w rodowym varińskim, bo ten z pewnością zostałby przez Vestię odczytany.
- Jak się nazywasz i skąd jesteś? - zapytał następnie mieszkaniec Tusmorke.
- Cathal. Cathal Preas. Jestem z Południa.
Vestia przyglądała mu się uważnie, po czym oddała mu dziennik. Cathal złapał za księgę niepewnie i włożył ją z powrotem do torby, wciąż zerkając z niepokojem na Vestię.
- Nazywam się Keme. Z rodu Seagha. - powiedział w końcu przybyły, a Cathal uśmiechnął się do niego słabo.
- Miło mi Cię poznać.
~*~
Zawsze czekam na wasze opinie, jestem ciekawa, co takiego macie mi do powiedzenia, zwłaszcza, że nasi bohaterowie się wreszcie spotkali!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top