ROZDZIAŁ 1. Uciekający pociąg

 - Wciąż nieznane są powody śmierci dziewczyny znalezionej w okolicy zachodniej dzielnicy przy jednym z barów dokładnie tydzień temu. Wszystkich świadków zdarzenia prosimy o pilny kontakt z najbliższym posterunkiem policji, jeśli znacie jakiekolwiek informacje dotyczące tej sprawy. W ciągu ostatnich trzech tygodni to już trzeci taki przypadek tajemniczej śmierci. - wyjaśniła kobieta w granatowym kostiumie, która każdego ranka przekazywała miejscowym wiadomości na kanale drugim. Na obrazku obok niej widniał wizerunek martwej osoby oraz fragment z monitoringu, na którym charakterystyczna brunetka z różowymi pasemkami wychodzi z baru przed północą. Natychmiast po tej informacji zmieniła temat na inny. Kolejnych wiadomości Cathal już nie słuchał. Przeżuwał wolno płatki śniadaniowe, które przygotował sobie z samego rana i spoglądał znudzony w stronę jego matki, która właśnie karmiła jego najmłodszą siostrę, Lyrę. Dziewczynka miała dopiero 3 lata, ale już głośno i wyraźnie odmawiała warzywnych zupek. Cathal też by odmawiał, bo chociaż jego matka była świetna w zaklęciach, kuchni jej magia wyraźnie nie obejmowała.

- Cathal, zawołaj Rose i wychodźcie już, bo się spóźnicie. - zapowiedziała wysoka kobieta, podając córeczce kolejną łyżeczkę zupy. Gdy mała Lyra wytrąciła jej sztuciec z ręki, Delilah westchnęła ciężko i odłożyła miskę na bok. - Cathal. Powiedziałam coś.

- Dzisiaj jest Przejście. Nie powinienem zostać w domu i się szkolić? W końcu może mnie coś zaatakować w Tusmorke! - nastolatek wyraził zirytowanie, zasłaniając się możliwym atakiem jakiegoś drapieżnika. Prawda jednak była inna. Chłopak nienawidził ludzkiej szkoły. Nauka matematyki i fizyki nie interesowała go, skoro już wkrótce miał dostać się do innego, dużo ciekawszego świata.

- Nie. Rozmawialiśmy o tym. Nie będziesz opuszczać szkoły, jeśli nie jesteś ciężko chory. Na naukę zaklęć będzie jeszcze czas, a o żaden atak nie musisz się martwić. Z twoim ojcem postanowiliśmy, że nie opuścisz w pierwszy tydzień rezydencji. - powiedziała twardo matka chłopaka, po czym wskazała na schody za nim i dodała: - Idź po Rose.

- Nie możesz mi tego zrobić. Czekałem 17 lat na Przejście i chcesz mi powiedzieć, że nic nie zobaczę?! - warknął chłopak, ale Delilah nawet na niego nie spojrzała, tylko wytarła brudne z zupy policzki Lyry i odparła:

- Pierwsze kilka tygodni musisz nauczyć się bronić. Chyba nie myślałeś, że po Przejściu po prostu wyjdziesz sobie z rezydencji i pójdziesz w świat? Tusmorke jest dużo bardziej niebezpieczne. Nie pozwolę na taką samowolkę.

Cathal zacisnął zęby i wstał, gwałtownie odsuwając od siebie pustą miskę po płatkach. Łyżka wypadła ze środka i z głośnym brzdękiem spadała na ziemię. Delilah krzyknęła ze wściekłością na syna, sprawiając, że Lyra zaczęła płakać, podczas gdy chłopak po prostu ruszył zdenerwowany w stronę schodów. Gdy znalazł się na piętrze, uderzył kilka razy w drzwi młodszej siostry i poszedł do własnego pokoju Kiedy miał już zniknąć za drzwiami, czarnowłosa nastolatka wyjrzała na korytarz i rzuciła bratu zirytowane spojrzenie.

- Czego?

- Matka każe nam wychodzić. Przestań się pindrzyć przed lustrem, bo nic Ci to nie da. - warknął Cathal, a Rose przewróciła oczami i zniknęła z powrotem w pokoju. Chłopak nie czekał aż siostra po raz drugi wyjdzie z pokoju, tylko zatrzasnął własne drzwi i sięgnął po plecak, stojący pod biurkiem. Wpakował do środka jedną z ksiąg, którą zabrał ojcu z gabinetu i spojrzał w lustro wiszące nad łóżkiem. Jego włosy nie były nawet umyte, a koszula, którą miał na sobie, prawdopodobnie nie była pierwszej świeżości, jednak chłopak ani przez chwilę nie czuł się przejęty słabą prezencją. Nie zależało mu na popularności wśród rówieśników, dlatego po prostu zarzucił plecak na siebie i wyszedł na korytarz. Gdy był już zaraz przy schodach, z drugiego pokoju wyszła Rose. Była ubrana w niebieską sukienkę z kołnierzykiem, a przez ramię przewieszoną miała białą torbę. W przeciwieństwie do brata wyraźnie miała umyte i ułożone włosy. Gdy Cathal zatrzymał się przed schodami, dziewczyna wyminęła go w ciszy i zeszła do przedpokoju, gdzie wisiały płaszcze. Zarzuciła jeden na siebie, zawiązała ciasno szalik i wyszła, uprzednio żegnając się z matką.

Cathal odczekał parę minut, po czym sam wszedł do przedpokoju i sięgnął po kurtkę. Nim jednak zdążył wyjść, Delilah wyszła z salonu i podeszła do chłopaka, trzymając Lyrę w jednej ręce, a drugą podając chłopakowi stary wisiorek.

- Jest zaklęty. Powinien powstrzymywać wizje z drugiego świata. - wyjaśniła, a Cathal przewrócił oczami i odparł:

- Nie miewam widzeń.

- Teraz nie, ale do Przejścia zostało już mało czasu. Im bliżej będziesz, tym większe prawdopodobieństwo wizji. Wiem, że uważasz się za silnego, ale te widzenia potrafią zmącić głowy najlepszym. Proszę, noś go. - powiedziała, podając synowi amulet.

- Traktujesz mnie jak dziecko... - mruknął pod nosem, ale przyjął podarek i zapiął go na szyi.

- Traktuję Cię, jak kogoś, kto jest w obliczu dużego niebezpieczeństwa. - poprawiła go i pogładziła po policzku. - Wróć do domu zaraz po szkole.

Przytaknął niechętnie i wyszedł z domu. Szkoła, do której chodzili z Rose była blisko ich domu, jednak za każdym razem Cathal starał się dotrzeć pod salę lekcyjną na ostatni możliwy dzwonek. Tymczasem Rose gdyby mogła, pewnie teleportowałaby się do szkoły, aby jak najszybciej porozmawiać ze swoimi przyjaciółkami. Przynajmniej tak zwykle było. Dzisiaj wyjątkowo nastolatka czekała tuż za drzwiami na brata. Kiedy Cathal wyszedł i zobaczył siostrę, zatrzymał się zaskoczony.

- Coś się stało? - spytał, a dziewczyna wzruszyła ramionami i odparła:

- Mama kazała mi upewnić się, że dotrzesz dzisiaj na zajęcia. Pewnie uważa, że zwiejesz, gdy tylko wyjdziesz z domu.

Cathal westchnął ciężko. Taka myśl faktycznie przebiegła mu przez głowę, ale najwyraźniej jego matka od kilku dni faszerowała się zaklęciami na skupienie i szybko rozpracowywała wszystkie jego możliwości. Inna sprawa, że jego nauczyciele pewnie w końcu zadzwonili do rodziców tłumacząc, że chłopak opuścił już tyle zajęć z fizyki, że właściwie mógłby na nią w ogóle nie chodzić, a jego wiedza pewnie wcale by bardziej nie ucierpiała.

- Nie odpuścisz, prawda? - usłyszał nagle i spojrzał na siostrę. Patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby oczekiwała, że brat nagle otworzy się przed nią i wyjawi jej wielki złowrogi plan, który kształtował wiele miesięcy. Jednak Cathal tylko przewrócił oczami i odpowiedział:

- Nie twoja sprawa.

- Teraz tak uważasz, ale jeśli po Przejściu coś Ci się stanie, to będzie sprawa całej rodziny i będziesz jeszcze błagał, żeby Ci pomogli. - powiedziała twardo Rose i ruszyła w stronę szkoły. Cathal podążył za siostrą w ciszy. Nie zamierzał przyznawać jej racji. Z ich dwójki bardziej przykładał się do nauki teorii magii i chociaż w praktyce nie miał okazji przetrenować własnych umiejętności, z pewnością był zdolniejszy niż siostra.

Do szkoły dotarli w ciągu kilku minut. Rose upewniła się, że brat poszedł pod odpowiednią klasę, po czym sama ruszyła na swoje zajęcia. Do dzwonka zostało niecałe pięć minut. Reszta grupy była już na miejscu, rozmawiając w małych grupkach, podczas gdy Cathal podszedł pod same drzwi.

Usiadł pod salą i ze zdenerwowaniem obserwował pozostałą część klasy. Powoli wyciągnął księgę z torby i zaczął wertować kartki, szukając zakładki z zasuszoną rośliną z Tusmorke, którą dostał od mamy dawno temu, gdy zaczęła uczyć go o roślinności w świecie. Kwiat miał turkusowe płatki i zanurzony był w cienkiej warstwie żywicy. Cathal lubił mu się przyglądać, wyobrażając sobie łąki krainy, do której tak chciał się dostać.

Nim jednak zdążył dobrze zanurzyć się w myślach, tuż przed nim pojawiły się lakierowane buty jego nauczyciela. Fizyk spojrzał na chłopaka z wyższością, dając mu do zrozumienia, że blokuje drzwi. Cathal wstał i cofnął się, przyglądając się jak nauczyciel przekręca kluczyć sali i wpuszcza wszystkich do środka. Sam Preas wszedł na końcu, kierując się do swojej ławki. Zwykle siadał pod oknem daleko z tyłu klasy i tak też było tego dnia. Gdy fizyk sprawdzał obecność, Cathal czytał o niesamowitych właściwościach leczniczych różanego sproita, który po wprowadzeniu do krwi pomagał goić rany w krótszym czasie, stąd też gdy nauczyciel wywołał go, ten nawet nie zareagował.

- Preas! - usłyszał nagle. Fizyk wywoływał go już po raz drugi tym razem purpurowy ze wściekłości na twarzy. - Nie wiem, co trzymasz na ławce, ale jeśli tak przyciąga twoje zainteresowanie, to ma znaleźć się głęboko w twojej torbie na czas moich zajęć, zrozumiano?

- Tak. - odparł krótko Cathal i schował książkę. Nauczyciel skończył listę obecności i przeszedł do zajęć.

Kłamstwem byłoby powiedzieć, że Cathal rozumiał cokolwiek, co Pan Lee napisał na tablicy. Podczas gdy reszta klasy przepisywała i odpowiadała na pytania nauczyciela, Preas trzymał w dłoni mocno zaciśnięty długopis i przykładał go do pustej kartki w zeszycie. Już po piętnastu minutach był tak znudzony, że odłożył długopis i położył się na ławce, spoglądając w stronę tablicy.

Nawet nie zauważył, kiedy przymknął oczy i odpłynął. Jego błoga nieświadomość nietrwała jednak zbyt długo. Obudził go tak głośny trzask, że aż podskoczył na krześle. Gdy dookoła niego rozległy się śmiechy innych uczniów, Cathal zobaczył przed sobą otwarty podręcznik, a przed ławką nauczyciela. Był wściekły.

- Skoro ucinasz sobie drzemki na moich zajęciach, mam rozumieć, że materiał, który przerabiamy nie jest dla Ciebie obcy? - zaczął nauczyciel, a Cathal poczuł ucisk w klatce piersiowej. - Zapraszam do tablicy. Zadanie 17. Wykaż się chociaż raz, Preas, a może dopuszczę Cię do kolejnej klasy.

Cathal wstał niepewnie i zabrał podręcznik, wymijając nauczyciela. Kiedy stanął tuż pod tablicą, spojrzał na podręcznik. Słysząc śmiechy uczniów, czuł, jak zaczyna się denerwować. Gdy próbował zabrać kredę, ta wyślizgnęła mu się z ręki i spadła na podłogę, tocząc się pod ławkę jednej z dziewczyn z jego klasy. Salwa śmiechu przebiegła przez całą klasę, a Cathal znieruchomiał. W końcu Tina, pod której ławką zatrzymał się kawałek kredy, wstała i podała ją chłopakowi. Cathal skinął jej głową, a ona uśmiechnęła się i wróciła do swojej ławki. Była jedyną osobą z całej klasy, która niezmiennie traktowała go z uprzejmością.

Preas nakreślił na czarnej powierzchni dużą liczbę 17 i spojrzał ponownie do podręcznika. Gdy po raz trzeci czytał to samo zadanie, dotarło do niego, że on nawet nie wie, od czego ma zacząć. Obok był namalowany rowerzysta, o którym była mowa w treści zadania, a nad nim symbol oznaczający, że zadanie jest z poziomu prostego. Cathal poczuł, jak jego policzki pokrywają się czerwienią.

- Preas, nie osłabiaj mnie. - zaczął nauczyciel, a gdy chłopak podniósł głowę i spojrzał w jego stronę, mężczyzna potarł skroń placami i westchnął ciężko. - Wiesz, co masz zrobić z tym zadaniem czy nie?

Cathal pokręcił nerwowo głową i wtedy jeden z chłopaków z klasy zaśmiał się głośno i krzyknął:

- Rozwiązać je masz, kretynie!

Podczas gdy nauczyciel uspokajał klasę i ganił ucznia, Cathal poczuł, jak do oczu pchają mu się łzy, jednak przegryzł boleśnie usta, nie chcąc okazywać słabości w tak kompromitującej i głupiej sytuacji.

Skąd miał wiedzieć, jak rozwiązać zadanie z fizyki, która w Tusmorke nie będzie mu w ogóle potrzebna? Zwracał uwagę tylko na to, co rzeczywiście może mu się przydać, dlatego, gdy nauczyciel robił mu wywód o nieodpowiedzialności i jego pewnej poprawce, Cathal nawet się nie odezwał. Posłusznie wrócił do swojej ławki i chociaż ciągle słyszał śmiechy innych, nie podniósł głowy.

Kiedy zadzwonił dzwonek, chłopak wstał i ruszył do wyjścia za pozostałymi, jednak wtedy fizyk zatrzymał go.

- Cathal. Rozmawiałem z twoją mamą na ostatnim zebraniu i obiecywała, że zaczniesz się uczyć. Dzisiaj jednak widzę, że powaga sytuacji do Ciebie nie dociera. Opuszczasz się w nauce coraz bardziej, już nie wspominając o długiej liście twoich nieobecności. Nie rozmawiasz też z nikim w klasie.

- Nie potrzebuję nikogo. - burknął chłopak na uwagę o kolegach z klasy. Nie rozumiał, po co ma starać się o relacje z ludźmi, którzy uprzykrzają mu życie od momentu, jak rozpoczął szkołę.

- Z mojego punktu widzenia potrzebujesz kogoś, kto pomoże Ci z nauką, ale też w radzeniu sobie w społeczeństwie. - zauważył fizyk. Cathal prawie prychnął głośno, ale w ostatnim momencie się powstrzymał i zacisnął mocno usta. - Porozmawiam z psychologiem szkolnym, żeby znalazł dla Ciebie czas.

- Nie potrzebuję psychologa. Nie potrzebuję nikogo do pomocy! Od zawsze radziłem sobie sam! - zaczął się w końcu kłócić. Wtedy to nauczyciel zacisnął usta w wąską kreskę, po czym po chwili powiedział:

- Pewnego dnia, Cathal, obudzisz się całkiem sam. Będziesz samotny, bezsilny i nieszczęśliwy.

- Dziękuję, świetna wróżba. - rzucił sarkastycznie chłopak i ruszył do drzwi, wkładając ręce do kieszeni swoich spodni. Nauczyciel nie zatrzymywał go już. Kiedy Cathal szedł przez korytarz pod kolejną klasę, czuł, że ucisk w klace piersiowej nie znika, a jest coraz silniejszy, jakby słowa fizyka faktycznie na niego wpłynęły. Nim jednak zdążył to przemyśleć, odesłał rozmowę z belfrem w zapomnienie i zatrzymał się pod ścianą niedaleko klasy.

Zwykle udawał, że nikogo nie zna, a czasami nawet, że wcale nie czeka na te same zajęcia. Przez chwilę nawet wydawało mu się, że jego świetny plan zadziała zupełnie jak zaklęcie niewidzialności, o którym czytał wiele razy w księgach o historii magii nieokiełznanej, ale wtedy jeden z dwóch osiłków wskazał na niego palcem i parę osób odwróciło się w jego stronę.

- Hej, Preas! Korki z fizyki chyba nie poszły zbyt dobrze, co? - zawołał w jego stronę, ale Cathal nawet nie drgnął. Udawał, że jego szczupłe palce są dużo bardziej zajmujące niż w rzeczywistości, jednak nie nacieszył się ich widokiem zbyt długo, ponieważ po paru sekundach dokładnie przed nim stanął Travis. Cathal pamiętał jego imię prawdopodobnie tylko i wyłączenie dlatego, że już raz dostał od niego w twarz w trakcie zajęć z wychowania fizycznego. Chociaż nokaut był bolesny i niehonorowy, bo Travis był dużo większy od niego, to prawdopodobnie był też zasłużony. W końcu Cathal nie wyraził się zbyt pochlebnie na temat inteligencji kolegi z klasy, mimo że sam wielkim orłem z ludzkiej wiedzy nigdy nie był. Po co mu jednak były wzory matematyczne, które nie miały żadnych praw w Tusmorke?

- Daj mu spokój, Travis, pewnie matka w końcu skopała mu tyłek za oceny i teraz do biedaka nie dociera, gdzie jest! - zaśmiał się drugi z chłopków. Jego imienia Cathal już nie pamiętał.

Kilka osób się zaśmiało, kolejne odwróciły się zaciekawione w ich stronę. Preas pochylił się bardziej, czując, że jeśli się nie powstrzyma, cała ta sytuacja nie skończy się zbyt dobrze.

- I pomyśleć, że jesteś bratem słodkiej Rose. Nie dziwię się, że Cię unika. Gdybym miał takiego brata, zrobiłbym wszystko, żeby się od niego odciąć. - skomentował Travis. To przelało czarę. Cathal skoczył na równe nogi i złapał chłopaka za brzeg koszulki przyciągając go mocno, a następnie odpychając z pełną siłą. Travis poleciał do tyłu i uderzył boleśnie plecami o podłogę. Ktoś krzyknął coś o nauczycielu, inny spróbował do nich podejść, ale wtedy osiłek wstał i rzucił się w stronę niższego chłopaka. Na korytarzu rozpętało się piekło. Chłopcy okładali się po twarzach, kopali po nogach, a gdy w końcu pierwszy z nich upadł, drugi wyprostował się dumnie. Jego but wylądował jeszcze parę razy na brzuchu i przy nogach skulonego przeciwnika.

Nikogo nie zdziwiło, że to Cathal leżał skopany na podłodze i ledwo łapał oddech. Jego nos z pewnością był złamany, a koszulka oraz spodnie podarte i zakrwawione. Travis nie wyglądał lepiej, ale na pewno czuł się bardziej wygrany, gdy kilka osób podeszło poklepać go po plecach.

- Znaj swoje miejsce, mały gnojku. - warknął do niego osiłek, a Cathal zakaszlał i podciągnął się na rękach pod ścianę. Ledwo łapał oddech, a gdy próbował oddychać ustami, poczuł, jak krew ścieka mu na podniebienie. Metaliczny posmak był dla niego smakiem gorzkiej przegranej.

Travis zawsze był od niego silniejszy. Był wysportowany i wysoki w przeciwieństwie do Cathala, jednak to niższy nigdy nie żałował ciętych uwag i czasami aż prosił się o bójkę. Preas nie bał się i często ryzykował, ale chociaż był bardzo pewny siebie i uparty, wiedział, że kiedyś po prostu nie wstanie po bójce już tak łatwo.

- Oboje do dyrektora. - usłyszeli nagle i oboje zamarli. Kilka metrów dalej stała nauczycielka matematyki. Wyraz jej twarzy sugerował, że obaj chłopcy mogli spodziewać się ciężkich czasów nie tylko na matematyce, ale w ogóle w szkole. Obok niej stała Tina, która najwyraźniej pobiegła po pomoc, gdy chłopcy zaczęli się bić.

- Cathal ma złamany nos... Chyba powinien iść do pielęgniarki... - mruknęła cicho dziewczyna, ale nauczycielka pokręciła głową i powiedziała:

- Skoro miał siłę pobić się z kolegą do takiego stanu, myślę, że wizytę u dyrektora też przeżyje. Potem pójdzie do pielęgniarki.

Cathal splunął na podłogę krwią. Natychmiast usłyszał uwagę o braku szacunku, ale nawet się nie ustosunkował. Po prostu zebrał się z ziemi, złapał za swoje rzeczy, które wciąż leżały pod ścianą i wyminął nauczycielkę, idąc chwiejnym krokiem prosto do wyjścia. W przeciwieństwie do Travisa, który próbował tłumaczyć się belferce, Cathal chciał po prostu opuścić szkołę i niewiele obchodziło go, jakie będzie miał z tego tytułu konsekwencje w domu, a tym bardziej w placówce edukacyjnej.

- Panie Preas. Niech Pan natychmiast wraca! Zaraz zadzwonię do pańskich rodziców! - usłyszał jeszcze stanowcze słowa nauczycielki. Nie odwrócił się nawet i chociaż kobieta groziła mu zawieszeniem, dla Cathala nie miało to żadnego znaczenia. Nie zamierzał dłużej marnować czasu dla ludzi.

Nim jednak dotarł do drzwi frontowych, podbiegła do niego Tina, łapiąc go za ramię. Cathal odwrócił się do niej ze wściekłością i wyrwał rękę.

- Czego chcesz?

- Nauczycielka każe Ci natychmiast wracać. - wymamrotała, po czym dodała szybko, jakby miało to całkowicie zmienić wydźwięk: - Poza tym jesteś ranny... Nie powinieneś w takim stanie wychodzić.

- Dzięki za troskę, ale nie skorzystam. - prychnął chłopak i ruszył do wyjścia. Słyszał, że dziewczyna go prosi, by to przemyślał i jak źle może się to skończyć, ale skoro już i tak miał problemy, to czy by został, czy wyszedł, efekt byłby ten sam.

~*~

Cathal zaczął żałować swojej decyzji opuszczenia szkoły już po godzinie krążenia po centrum miasta w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do przeczekania zajęć. Na dworze było chłodno, a on z jego zakrwawionym nosem wywoływał niemałą sensację prawie w każdej kawiarni. Jedna z kelnerek była bliska dzwonienia na pogotowie, gdy tylko go zobaczyła, więc chłopak natychmiast uciekł stamtąd.

W końcu zdenerwowany i zmęczony przysiadł na ławce niedaleko parku i rozejrzał się uważnie. Dookoła nie było zbyt wiele osób. O tej porze rynek był pusty. Wszyscy byli w pracy lub w szkole, a jego matka, która pewnie dopiero co wyszła na zakupy z małą Lyrą, z pewnością nie byłaby zachwycona. Ojca chłopaka już od kilku dni nie było. Miał wracać z delegacji tego dnia o wpół do czwartej. Wszyscy mieli być gotowi na pierwsze Przejście Cathala i wszyscy byli, oprócz zirytowanego i niezrozumianego chłopaka.

Nastolatek czuł, że cała radość, jaka szła z jego dzisiejszą próbą, całkowicie z niego uleciała. Czuł, że matka próbuje nie tyle ochraniać go, co całkowicie ograniczać, tymczasem Cathal pragnął się uczyć, poznawać świat i dowieść, że będzie najlepszy ze wszystkich. Doskonale wiedział, że przez tkwienie wiele tygodni w rezydencji w Tusmorke, jego możliwości będą mniejsze. Jego przodkowie spędzili wiele dziesiątek lat na poszukiwaniu wiedzy i doświadczenia. Jeśli miał odkryć tajemnice, które skrywało przed nim Tusmorke, musiał zacząć natychmiast.

Długie godziny minęły, zanim chłopak zdecydował, że dalsze krążenie po okolicy może go narazić na przyjazd zaniepokojonego patrolu policyjnego i postanowił wrócić do domu. Wiedział, że mu się oberwie. Był niemal pewien, że gdy tylko wyszedł ze szkoły, nauczycielka matematyki zadzwoniła do jego matki. Miał nadzieję jednak, że uda mu się niepostrzeżenie wejść do domu i schować w swoim pokoju na wystarczająco długo, by przeczekać złość matki.

Kiedy w oddali zobaczył swój dom rodzinny, zawahał się. Samochód Delilah stał na podjeździe. Chłopak ostrożnie podszedł pod same drzwi i przyłożył do nich ucho. Kiedy upewnił się, że ze środka nie docierają do niego wrzaski wściekłej Varii, postanowił pociągnąć za klamkę.

Gdy tylko przekroczył próg domu, natychmiast pożałował. W salonie stała jego matka. Mała Lyra trzymała się kobiety za nogę, podczas gdy wściekła Delilah stała tuż przy telefonie. Nietrudno było zgadnąć, że dzwonili ze szkoły.

- Och cudownie, postanowiłeś wrócić wcześniej do domu, tak?! Chcesz mi wyjaśnić, co się stało? - zapytała cierpliwie, ale Cathal tylko wzruszył ramionami. - Co, do jasnej cholery się stało, że pobiłeś tego chłopca?!

- Obraził mnie i sprowokował. Ja mu tylko przyłożyłem w podzięce, to on potem zmasakrował mi nos i brzuch. - wymamrotał chłopak wskazując na złamany nos. Wprawdzie już powstrzymał krwotok i przetarł skórę chusteczką, jednak zeschnięta krew wciąż barwiła mu okolice nosa i ust, a także koszulkę.

- Zasłużyłeś najwyraźniej. Co Ci przyszło do głowy, żeby go atakować?! Ojciec wiele razy Ci powtarzał, że chamskie odzywki należy ignorować! Co ty chciałeś udowodnić zachowując się w taki sposób?! - krzyczała. W pewnym momencie nawet Lyra odsunęła się od matki, czując, jak powietrze robi się gęste. Wściekła, dorosła i silna magicznie Varia bywała naprawdę niebezpieczna. - Nigdy mnie nie słuchasz! Traktujesz całą rodzinę tak, jakbyśmy byli winni każdej krzywdy, która Cię spotyka, a prawda jest taka, że wszystkie problemy tworzysz całkowicie sam! Gdybyś chociaż przez chwilę pomyślał, jak ciężko nam z ojcem jest...

- Tobie jest ciężko?! Pomyślałaś przez chwilę o mnie? Od pewnego czasu traktujecie mnie wszyscy, jakbym ściągał na całą rodzinę gniew cholernego Arktura! Nie jestem idiotą! Widzę, że przestałem być dla was ważny. Tylko Rose i Lyra są istotne! - warknął chłopak i wyminął matkę. Lyra odskoczyła, gdy przeszedł obok niej. Na schodach przeskakiwał co drugi stopień, żeby jak najszybciej zamknąć się u siebie. Oczywiście słyszał, że Delilah każe mu się zatrzymać, ale ani myślał dłużej tego słuchać. Gdy zatrzasnął za sobą drzwi pokoju, poczuł, jak łzy spływają mu po policzkach.

Po prostu przekręcił zamek w drzwiach i wpakował się pod koc na niepościelonym łóżku. Spod poduszki wystawały jego notatki, a zaraz obok na podłodze stał stosik książek ze wszystkimi rozwiązanymi zagadkami Tusmorke, które starsze pokolenia jego rodziny zdołały zrozumieć i spisać. Nie było tego wiele. Cała wiedza zawierała się w siedmiu niezbyt opasłych księgach. Ósma, której Cathal nie zdołał jeszcze przeczytać, znajdowała się na biurku jego ojca i wciąż była w fazie przygotowania.

Chłopak sięgnął do tej znajdującej się na samej górze i przyjrzał się jej starej okładce. Według jego matki księga została napisana przez jego babcię. Znajdowały się w niej informacje o wszelkich odkrytych przez nią zaklęciach, a także kilka legend, które poznała w trakcie swoich podróży po Tusmorke. Według niej świat był nieskończenie wielki, a każde kolejne miejsce ujawniało nowe możliwości magiczne.

To była ulubiona księga Cathala. To po jej przeczytaniu, gdy miał trzynaście lat, dotarło do niego, że chce podróżować po Tusmorke i zdobyć opisywaną przez jego babcię Księgę Shamhlu. Według informacji zamieszczonych przez jego babcię była to księga magii nieokiełznanej, czyli dużo silniejszej magii od tej, której na co dzień używała jego matka i ojciec. Podobno najsilniejsza ze wszystkich mocy. Jednak wśród notatek nie było żadnych wskazówek, gdzie chłopak w ogóle miał szukać tego tomiszcza.

Cathal trochę utożsamiał się z babcią. Podobno pewnego dnia, gdy wróciła z drugiego świata, nie była już tą samą osobą. Nie chciała powiedzieć, co się stało. Delilah powtarzała, że babcia oszalała, ale Cathal był innego zdania. Jako sześciolatek przychodził do nestorki rodu i słuchał, jak ta cicho opowiada o niezwykłej krainie. Mówiła o tym wszystkim tylko jemu. Nawet Rose nigdy nie słyszała opowieści babci.

- Pamiętaj, Cal, Gasiryki nie są złe, często są po prostu samotne i przerażone. Taką spotkałam raz. Samotną i zmęczoną, ale nie była zła. Chroniła tylko swoją rodzinę. - tylko ona zdrabniała jego imię.

Gdy kobieta była osłabła, przysiadywała jedynie w ich rodzinnym ogrodzie. Nikt nie wiedział, co babcia robiła po drugiej stronie. Zawsze jak kot chodziła swoimi własnymi ścieżkami. Delilah denerwowała się wtedy, tłumacząc matce, że nie może zostawiać sama w Tusmorke, ale żadne argumenty nie przekonywały babci do wyznania, gdzie była po drugiej stronie.

Pewnego dnia, gdy Cathal przyszedł do babci, ta wyznała mu, że w księdze Shamhlu istotny jest rozejm. Nic więcej się nie dowiedział. Kobieta uśmiechała się do niego, jakby była pewna, że Cathal wszystko rozumie. Jednak tak nie było, a gdy Preas następnego dnia po środowym Przejściu przyszedł dowiedzieć się więcej, zastał babcię w starym fotelu w ogrodzie z zamkniętymi oczami i nienaturalnie odchyloną w bok.

Pamiętał tylko płacz mamy i ojca, który przytulał go mocno, zatykając mu uszy i prowadząc do środka domu. To był ostatni dzień, gdy widział babcię.

- Cathal? - usłyszał zza drzwi przytłumiony damski głos, ale nie odpowiedział. Powoli schował księgę babci pod poduszką i spojrzał przez okno. - Porozmawiajmy...

- Nie chcę z Tobą rozmawiać. - odpowiedział jej i okrył się szczelniej kołdrą.

- Jesteś niesprawiedliwy... Wiesz, że z ojcem robimy wszystko, byś był bezpieczny i przygotowany na Przejście. - jego matka nie poddawała się, jednak chłopak był uparty i nieszczęśliwy.

Kiedyś było dużo prościej. Jego rodzice poczuwali dumę, że chłopak z tak wielkim entuzjazmem czyta i uczy się o swojej drugiej naturze, jednak z biegiem czasu ta fascynacja przemieniła się w obsesję i chłopak przestał akceptować obecne życie. Delilah i jej mąż, Wilfred, próbowali ograniczyć ilość informacji o Tusmorke, ale to nic nie dawało. Cathal zaczął się buntować, przestał chodzić do szkoły i o wszystko obwiniał rodziców.

Potem robiło się coraz gorzej. Chłopak odciął się od nich, od własnego rodzeństwa i rówieśników, ładował się w bójki i uciekał z domu, szukając innych źródeł informacji, jednak kiedy okazało się, że w pobliżu nie było innych wykształconych Varii, Cathal pogrążył się w samotności.

- Zostaw mnie w spokoju. - powiedział stanowczo chłopak i chociaż jego matka próbowała z nim usilnie porozmawiać, w końcu odpuściła.

Do Przejścia pozostało parę godzin, ale wymuszanie rozmów i stanie pod drzwiami chłopaka mogło nie przynieść tych efektów, na których kobiecie najbardziej zależało.

Gdy w końcu pukanie ucichło i kobieta odeszła, Cathal wyszedł spod kołdry i ciężko westchnął. Na zegarze wiszącym nad jego biurkiem zbliżała się piętnasta. Wkrótce miał wrócić jego ojciec. Potem miało rozpętać się drugie Piekło tego dnia. Ojciec chłopaka był ostry, traktował syna dużo bardziej stanowczo niż matka, stąd też jego częste nieobecności były Cathalowi na rękę.

Chłopak podszedł do biurka i otworzył pierwszą z szuflad. Tam na samym spodzie leżał oprawiony w skórę notes. To był prezent od rodziców na jego czternaste urodziny. Wtedy chłopak był już święcie przekonany o swoim życiowym celu zdobywania wiedzy i zyskania władzy w Tusmorke, a notes miał stać się miejscem składowania tej wiedzy. Wtedy też ojciec był z niego bardzo dumny i ciągle powtarzał, jakoby to właśnie syn miał kontynuować wielką tradycję rodziny w spisywaniu wartości. Potem jakoś już o tym nie wspominał. Wszystko się zmieniło.

Cathal otworzył pierwszą stronę i przejechał palcem po papierze. Dzisiaj wszystko miało się rozpocząć. Nie za tydzień czy dwa. Właśnie dzisiaj, gdy po raz pierwszy przejdzie do swojego świata. Nic nie mogło go powstrzymać.

- Nie ma odwrotu. - szepnął i złapał za jedną z ksiąg, w której opisywany był dokładnie rytuał przejścia.

Chociaż czytał ten fragment wiele razy, wciąż do niego wracał, jakby upewniał się, że pamięta dokładnie słowo w słowo, czego ma się spodziewać. Pierwsze były wizje, które miały ostrzegać Varię przed niekontrolowanym Przejściem. Mogły przyjmować kształty magicznych stworzeń z całego Tusmorke, które akurat żyły w alternatywnym świecie. Cathal wiedział, że oprócz tajemniczych Gasiryk może spotkać też śmiertelnie niebezpieczne Vaspy lub co gorsza Mzukwy.

Tusmorke dla świata ludzi było jak odbicie w krzywym zwierciadle. Wpadałeś do niego i chociaż miejsce wydawało się znajome, było czymś kompletnie nieznanym i groźnym. Według spekulacji jednego z jego przodków, miejsca w obu światach mogły nawzajem siebie przypominać, dlatego też rytuał Przejścia powinno się przechodzić blisko domu rodzinnego. Tam każda Varia zaczynała drugie życie i tam też wracała po siedmiu dniach.

Podróże między światami Cathal lubił porównywać do zatrzymywania kasety VHS. Gdy przerywałeś oglądanie i wracałeś do niego po czasie, zaczynałeś od tego samego miejsca. Trzeba było uważać, gdzie się kończyło w danym świecie i co się tam wtedy działo, gdyż zawsze po tygodniu wracało się do drugiego świata. Chyba, że znało się odpowiednie zaklęcie. Według babci Cathala w księdze Shamhlu było zaklęcie, które pozwalało, aby Varia zmieniła miejsce powrotu, a nawet w ogóle zaprzestała Przejść. Było jednak na tyle trudne, że tylko najlepszym wychodziło. Chociaż Cathal uważał, że nie brakuje mu siły, brakowało mu z pewnością samej księgi.

Nagle zza okna dotarł do chłopaka trzask zamykanych drzwi samochodu. Gdy wyjrzał przez okno zobaczył swojego ojca. Mężczyzna zabierał właśnie małą walizkę z bagażnika, którą miał ze sobą na delegacji. Nie było go od paru dni, ale na pewno matka chłopaka zdążyła już przekazać mężowi kilka istotnych szczegółów ostatnich wydarzeń, bo mężczyzna mocno zatrzasnął drzwi i bardzo pewnie ruszył do środka domu.

Cathal wzdrygnął się na samą myśl o rozmowie z ojcem. Mężczyzna potrafił przestraszyć najtwardszych. Stąd też Cathal bardzo cicho otworzył drzwi sypialni i wyszedł na korytarz, aby podsłuchać rozmowę rodziców, zanim ojciec sam do niego przyjdzie.

Podłoga na piętrze potrafiła wydać każdego niepożądanego gościa swoim skrzypieniem, chyba, że wiedział, jak się po niej poruszać. Nastolatek przytulił się mocno do bocznej ściany i wolnym posuwistym ruchem dotarł do klatki schodowej. Już w połowie drogi słyszał przytłumiony niezbyt przyjemny głos matki.

- Tak nie może dłużej być... - mówiła właśnie Delilah. - Zignorował mnie i zamknął się w pokoju. Nie chciał rozmawiać, jest tak od dłuższego czasu. Ja już nie wiem, co robić, Wilfred.

- Jeśli były takie problemy, powinnaś do mnie wcześniej zadzwonić. Rose jest jeszcze w szkole? - odpowiedział jej mężczyzna. Na chwilę zapanowała cisza. Cathal wychylił się nieco zza balustrady schodów, żeby sprawdzić, gdzie są rodzice. Nie było ich w zasięgu jego wzroku. - Porozmawiam z nim.

Cathal wstrzymał powietrze, gdy usłyszał ojca. Jednak nim zdążył jakkolwiek przemyśleć własną sytuację, Delilah odpowiedziała mężowi.

- To nic nie daje, Wilfred. Wiesz o tym.

- W takim razie skoro nie rozmowa, to uwiązanie. Jeśli nie szanuje tego świata, to dlaczego mamy mu dać drugi? - odparł obojętnie mężczyzna, a Cathal zamarł. Wiedział, czym jest uwiązanie. Przeczytał o tym zaklęciu w książkach i było ono ostatnim, czego spodziewał się po rodzicach.

- To dosyć porywcze rozwiązanie, kochanie...

- Porywczy jest Cathal. Jeśli łagodna rozmowa nie działa, to nie ma innego wyjścia. - postanowił Wilfred. - Po takim czasie bezsilności w końcu się nauczy.

Zaklęcie uwiązania polegało na zamknięciu Przejścia dla danej Varii. Od siły zaklęcia zależało, na jak długo znikał most pomiędzy Varią, a Tusmorke. Jeśli rodzice chłopaka planowali rzucać czar wspólnie, mogło go to zatrzymać w tym parszywym świecie nawet na wiele tygodni, jak nie miesięcy.

Cathal nie słuchał więcej rodziców. Dochodziła godzina 16:00, gdy chłopak zaczął pakować do niewielkiego plecaka kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Nie zamierzał dopuścić, żeby rodzice go przeklęli. Jeśli byli na to zdecydowani, nic by ich nie powstrzymało. Jedyne, co mógł zrobić, to po prostu zniknąć.

Nastolatek spakował swój notes i kilka długopisów, a poza tym portfel, dwie koszulki oraz spodnie na zmianę, ciepły sweter, bieliznę i księgę babci. Nie mógł zabierać więcej rzeczy. Gdy był już prawie gotowy, usłyszał rozmowę rodziców na korytarzu i dotarło do niego, że idą po niego. Natychmiast zarzucił torbę na plecy, złapał za kurtkę i otworzył okno.

Gdy postawił pierwszy krok na lekko drżących dachówkach, dotarło do niego, że klamka w drzwiach pokoju obraca się, jakby ktoś próbował otworzyć pokój siłą. Miał mało czasu. Sam po sobie wiedział, że mężczyźni tej rodziny nie są zbyt cierpliwi. Już po chwili usłyszał krzyki ojca. W momencie, gdy wydostał się cały przez okno i pochylił się do przodu, żeby sprawdzić, gdzie powinien skoczyć, usłyszał głośny huk dochodzący z pokoju.

- Co ty robisz?! Wilfred! - dotarł do niego krzyk matki. Ojciec chłopaka wysadził zamek drzwi zaklęciem i właśnie wchodził do wnętrza pokoju, gdy Cathal skoczył prosto w krzaki znajdujące się zaraz pod oknem. Obdarł sobie boleśnie kolana i ręce, poczuł też, że któraś z gałęzi rozcięła mu policzek, ale nie poddał się, tylko zebrał się jak najszybciej i ruszył biegiem do centrum miasta. Słyszał wrzaski rodziców, ale nawet się nie odwrócił. Wiedział, że musi w krótkim czasie znaleźć się najdalej jak tylko potrafił.

Miał naprawdę niewiele czasu, ale wielką pewność siebie i motywację, by biegiem dostać się na najbliższą stację kolejową. Każdy pociąg, który jechał za miasto, był dla niego potencjalną drogą ucieczki.

~*~

Pierwszy rozdział za wami! Jestem ciekawa, jak osoby, które były ze mną od lat ocenią styl pisania, który teraz mam! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top