★26★


Regulus Black

Następnego dnia w bibliotece byłem już od 16:30. Miałem półtorej godziny spokoju zanim będę musiał wytłumaczyć temu idiocie materiał z eliksirów i przy okazji sam zrozumieć kilka nowych zagadnień. Się kurwa z Potterem dobrali. Jak nie jeden to drugi.

Półtorej godziny nadrabiania zaległości minęło zaskakująco szybko. Równo o 18 przyszedł mój brat co było do niego wręcz nie podobne. Oczywiście punktualność była cechą rodu Blacków ale już nie raz nie dwa zdążyłem się przekonać, że Syriusz potrafi wszystko robić na odwrót.

- No więc - spytałem kiedy usiadł na przeciwko mnie - od czego zaczynamy?

Gryfon otworzył książkę i mi ją przekazał. Wystarczyło jedno spojrzenie na zagadnienia i już wiedziałem, że to będzie długi wieczór.

Po blisko trzech godzinach stwierdziłem, że mam dość na dziś. Nie przerobiliśmy wszystkiego ale znaczną większość.

- Dlaczego po prostu nie poprosisz Lupina żeby ci to wytłumaczył? - spytałem pakując swoje książki.

- Ponieważ gdyby on mi to tłumaczył to bym się nie skupiał - odpowiedział z zadziornym uśmiechem i odszedł od stolika.

Wywróciłem oczami i również wyszedłem z biblioteki.

Droga do lochów strasznie mi się dłużyła. Nie potrafiłem stwierdzić czy to przez ciężar torby zwisającej na moim ramieniu, która była po brzegi wypakowana książkami czy przez zmęczenie czy przez jeszcze coś innego.

Gdy wszedłem do dormitorium Barty siedział przy biurku z książkami od zielarstwa, a Evan leżał na łóżku i przysypiał.

Gdy Crouch usłyszał, że ktoś wchodzi od razu odwrócił głowę w stronę drzwi.

- Regulus - powiedział przeciągając ostatnią sylabę mojego imienia.

- Nic ci nie będę tłumaczył, niech ci to Rosier tłumaczy - powiedziałem.

Tak naprawdę nie wiedziałem o co mu chodziło i mogłem się tylko domyślać, ale zrezygnowane westchnięcie jakie chwile później usłyszałem świadczyło o tym, że miałem rację.

Rzuciłem torbę obok łóżka i porwałem paczkę papierosów z biurka. Wyszedłem z dormitorium i kierowałem się w stronę Wieży Astronomicznej. Mimo, że moje ciało wręcz błagało o odpoczynek to wiedziałem, że nie zniósłbym niczyjej obecności w tamtej chwili.

Pomyślałem, że przesiedzę jeszcze trochę na wierzy i prawdopodobnie gdy wrócę to Barty i Evan będą już spać.

Wchodzenie po schodach na sam szczyt wierzy było istną męczarnią. Odetchnąłem z ulgą gdy nie zastałem na górze nikogo.

Usiadłem przy jednej ze ścian opierając się o nią plecami, wyciągnąłem mugolską truciznę z paczki i odpaliłem ją różdżką. Nie zaciągnąłem się jednak ani razu. Pozwoliłem papierosowi wypalić się aż do filtra wgapiając się w niego bezmyślnie i dopiero po odpaleniu kolejnego włożyłem go między wargi.

Nie byłem pewniej co ze sobą zrobić. Zacząłem myśleć o tym co zrobię ze sobą w przyszłości o ile takowej dożyje. Wiedziałem jakie plany mają co do mnie rodzice chociaż sami śmierciożercami nie byli. Nie chciałem im ulegać ale właściwie nie widziałem żadnej drogi ucieczki. Pod koniec wakacji miałem przyjąć mroczny znak. Nie miałem wyboru. No bo co miałbym zrobić? Uciec? Nie byłem aż tak odważny jak Syriusz. Zabić sie? Na to też nie miałem wystarczająco odwagi. Moja przyszłość była już podporządkowana pod rządy Voldemorta. Nie było drogi ucieczki.

Miałem pół roku. Pół roku do czasu aż Syriusz mnie znienawidzi. Pół roku do czasu aż moje życie zostanie nieodwracalnie zmienione. Pół roku do czasu aż nie będę miał wyboru. Pół roku do czasu aż znienawidzę się jeszcze bardziej niż teraz.

Podniosłem się na nogi i podszedłem do barierki. Rzuciłem niedopałek w dół wierzy i odpaliłem kolejnego papierosa. Evan kiedyś stwierdził, że tak częste palenie mnie w końcu zabije. Może i było by lepiej?

Stałem tak patrząc w dół wierzy gdy nagle usłyszałem czyjeś kroki.

- Regulus? - usłyszałem po chwili znajomy głos dochodzący z drugiej strony wierzy.

Jeszcze Pottera tu brakowało.

Gryfon podszedł do barierki i oparł się o nią bokiem. Czułem na sobie jego spojrzenie.

- Co ty tu robisz? - spytał w końcu. Jego głos był łagodny i dało się w nim dosłyszeć zmartwienie.

- Mógłbym spytać ciebie o to samo - odpowiedziałem.

Nie kwapiłem się aktualnie do rozmów, a szczególnie nie do rozmów z nim.

- Przyszedłem żeby odetchnąć - powiedział jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Nic nie odpowiedziałem. Wciąż zaciągałem się papierosem patrząc w dół wieży.

- Teraz ty. Po co tu przyszedłeś? - spytał, a gdy nie uzyskał odpowiedzi westchnął zrezygnowany - jest zimno, a ty jesteś ubrany jedynie w koszulę. Znów będziesz chory.

- Podaj mi jeden sensowny powód, dla którego miałbym nie zrzucić Cię teraz z tej wierzy - zapytałem spoglądając na niego w końcu.

Był ubrany w sweter w kolorach swojego domu. Może faktycznie byłem ubrany trochę za lekko jak na tą pogodę.

- Pociągnąłbym cię ze sobą - stwierdził spokojnie - to dość długa droga na dół.

Wywróciłem oczami i znów spojrzałem w dół.

- Regulus możemy porozmawiać? - spytał po chwili ciszy.

- O? - spytałem przenosząc wzrok z powrotem na niego.

Potter otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć ale zamarł w bezruchu. Przez chwilę stał tak aż w końcu zacisnął wargi w prostą linie i odwrócił wzrok.

- Dlaczego wskoczyłeś za mną do jeziora? - spytałem po kolejnej chwili ciszy.

Było to aktualnie jedyne pytanie, na które chciałem znać jego odpowiedź.

Nie spojrzałem na niego ale czułem jego wzrok na sobie. Patrzył na mnie tak, jakby oczekiwał, że sam się domyślę.

- Bo cie kocham - powiedział tak, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

Wszystko we mnie zamarło. Zastygłem w bezruchu. Poczułem zimny dreszcz przechodzący przez mój kręgosłup. Czy to to miał na myśli Remus kiedy mówił, że muszę porozmawiać z jego przyjacielem? Czułem na sobie przeszywający wzrok starszego o ponad rok Gryfona. Zacząłem przez chwilę kwestionować swoją trzeźwość i zdrowie psychiczne, ale gdy poczułem na skórze lodowaty podmuch wiatru wiedziałem, że to dzieje się naprawdę.

- Nie kochasz. Mnie nie da się kochać - powiedziałem chłodno.

Zgniotłem niedopałek na barierce i odwróciłem się w stronę schodów zostawiając Pottera samego sobie.

~~~
928 słowa

Niesprawdzone więc jak są błędy to mówcie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top