★18★
Regulus Black
Żegnałem się właśnie z Pandorą i Evanem. Byliśmy przy bramie Hogwartu, bo na peron pójść nie mogliśmy. Niedaleko nas zauważyłem Syriusza żegnającego się ze swoim chłopakiem - Remusem i Jamesem.
Widziałem, że gdy mój brat był zajęty żegnaniem się z Lupinem to Potter spojrzał w moją stronę. Szybko odwróciłem wzrok.
Od pewnego czasu na widok Gryfona miałem jakieś inne odczucia.. i to nie w złym sensie.
Wróciłem do żegnania się z Rosierami. Gdy chwilę oni już poszli, a ja i Barty mieliśmy wracać do zamku poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnąłem się na niespodziewany dotyk.
Odwróciłem się i zobaczyłem mojego brata.
- Zostajesz w Hogwarcie na święta? - spytał zdziwiony.
- Mhm - mruknąłem lekko strącając jego rękę z mojego ramienia.
- Możemy porozmawiać? - poprosił.
Spojrzałem w stronę Barty'ego i kiwnąłem głową.
- Przyjdę później do dormitorium - oznajmiłem przyjacielowi i spojrzałem z powrotem na Syriusza.
- Idziemy na błonie? - spytałem, a on pokiwał głową.
Przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Ale nie była to niezręczna cisza. Wręcz mógłbym powiedzieć, że przyjemna.
Było zimno co w sumie nie było zaskoczeniem, bo był środek grudnia. Padał lekki śnieg. Nie byłem zbyt dobrze ubrany na jakiekolwiek łażenie po dworze bo byłem tylko w bluzie i jakiejś skórzanej kurtce, najprawdopodobniej nie mojej tylko właśnie Syriusza. Zanim jeszcze uciekł z domu to często pożyczałem od niego jakieś ciuchy, bo kto jak kto, ale mój brat miał styl wręcz zajebisty.
- Czemu nie wracasz do domu? Na święta w sensie - zaczął mój brat.
- Matka mi zabroniła - wzruszyłem ramionami. Zdążyłem już pogodzić się z tym faktem. Z resztą nie zostawałem sam. Barty też nie wracał do domu. Tylko, że on nie chciał wracać.
Syriusz spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Bo biorę udział w tym całym Turnieju Trójmagicznym - wytłumaczyłem na co on wytrzeszczył oczy jeszcze bardziej.
- Przecież powinna się cieszyć. W końcu któryś z jej synów coś osiągnie - powiedział - o ile ja w ogóle jeszcze mogę być nazywany jej synem. Znając ją to pewnie po mojej ucieczce wypaliła moją podobiznę z tej jej ściany albo rzuciła na mnie jakąś klątwę czy coś - wywrócił oczami i się zaśmiał.
Zaśmiałem się również. Faktycznie było to w stylu naszej matki. Albo mojej matki? Nie wiem już sam kogo ona uważa za syna.
- Problem w tym, że ja w tym turnieju biorę udział nie do końca legalnie. Jestem jeszcze za młody i wierz mi lub nie z własnej woli nie brałbym w nim udziału.
- Hm no tak. Ale co, z tego powodu ci zabroniła na święta do domu wrócić? Jędza - stwierdził mój brat.
- Ale ona przecież ciebie też nie chce na święta widzieć - zauważyłem.
- Sęk w tym, że mnie od zawsze nienawidziła. No i sam też bym nie wracał nawet jakby mnie zapraszali - powiedział.
Znowu szliśmy w ciszy. Szczerze cieszyłem się. Brakowało mi rozmów z nim.
- Wracamy? - spytał nagle Syriusz.
- Wracamy - przytaknąłem mu i zawróciliśmy.
Będąc na dziedzińcu Hogwartu zatrzymaliśmy się i nagle cisza zmieniła się w niezręczną.
- To.. do zobaczenia? - spytał.
- Do zobaczenia - odpowiedziałem i zrobiłem coś czego sam po sobie bym się nie spodziewał.
Przytuliłem się do niego.
On wyczuwalnie zdziwił się na ten ruch ale momentalnie również mnie objął.
Trwaliśmy tak przez chwilę ale w końcu zrobiło się serio zimno i zdecydowaliśmy, że idziemy.
Rozeszliśmy się, ja wróciłem do siebie, a on do siebie.
W dormitorium na łóżku leżał Barty.
Stwierdziłem, że muszę z nim coś przegadać.
- Barty, widzę jak bardzo podoba ci się Evan - zacząłem.
- No wiem, że widzisz - powiedział bez zawahania.
- Widzę jak na niego patrzysz. I na pewno nie tylko ja to widzę.
- A co ja mam z tym faktem zrobić? - nie no on jest idiotą czy tylko udaje?
- Ruszyć głową i zrobić pierwszy krok. Bo wiesz, że choćby skały srały on tego nie zrobi - powiedziałem.
- Ale przecież widzisz, że on nic do mnie nie czuje. Dla niego jestem tylko p r z y j a c i e l e m - ostatnie słowo prze literował.
Otaczam się idiotami.
- Idioto toż to, że on też na ciebie leci widać jak stąd do świata mugoli.
- Yhm - mruknął tylko w odpowiedzi.
No nie no przysięgam skoczę. Skoczę albo se w łeb jebne.
- Nie no przysięgam, że albo do końca roku coś się między wami zadzieje albo pójdę do Pottera żeby zorganizował jakąś imprezę czy chuj wie co byleście się kurwa prze lizali czy coś.
- Lizaliśmy się już raz - odpowiedział tak o z dupy Crouch.
Nie no usunę się. Zapadnę czy coś.
- Ja pierdole - powiedziałem przykładając rękę do czoła - oboje kurwa ślepi.
- Co masz na myśli mówiąc oboje? - spytał brunet.
Już miałem się tłumaczyć ale w tym samym momencie do dormitorium wszedł Rabastan.
- Chodź ze mną Regulus - powiedział.
Po części uratował mnie od tłumaczenia się przed Crouchem.
Wyszliśmy z dormitorium, pokoju wspólnego i udaliśmy się w stronę wierzy astronomicznej. Nie no jak tak dalej pójdzie to chory będę.
- No to o co chodzi? - spytałem ostrożnie.
- O turniej - odpowiedział Lestrange - wiesz już co trzeba zrobić do następnego zadania?
Pokręciłem głową.
- No to zbytnio od reszty nie odstajesz, nikt jeszcze nie wie ale...
- ...ale ty wiesz - dokończyłem za niego.
On pokiwał głową.
- Nie do końca to miałem na myśli, ale tak. A ty również za chwilę się dowiesz. No, może nie do końca dowiesz - powiedział - musisz wziąć ze sobą jajo i iść do łazienki prefektów. Najlepiej weź kąpiel.
O czym on do cholery mówi.
- Co?
- Więcej nie mogę ci powiedzieć - odparł.
- Na Merlina, czemu ty w tym nie bierzesz udziału? Przecież bez problemu byś to wygrał - stwierdziłem na co on pokiwał tylko głową.
- Ja mój drogi jestem tu tylko po to by tobie pomóc - powiedział - A czemu? Może kiedyś się dowiesz.
Od dłuższej chwili byliśmy już na wierzy. Obróciłem na chwilę wzrok w stronę jeziora otaczającego zamek, a gdy przeniosłem go znów w stronę Rabastana jego już nie było.
Zaczynam myśleć, że podjebał Potter'owi pelerynę niewidkę.
~~~
959 słów
Z racji tego, że dość długo nic nie wstawiałam to łapcie kolejny rozdział.
lotus_flowerxx chyba po części wykorzystałam już twój pomysł (jeszcze go wykorzystam)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top