★10★
Barty Crouch Jr.
Regulus wyszedł ze skrzydła szpitalnego ale ja nadal siedziałem przy łóżku Evana. Od kiedy dowiedziałem się, że blondyn wkrótce się wybudzi było ze mną nieco lepiej. Chyba. Za to z Blackiem z dnia na dzień było tylko gorzej. Nie jadł. Pandora wmuszała w niego jedzenie. Nie spał. Pożyczał ode mnie środki nasenne. Było z nim po prostu źle. A to wszystko za sprawą nadchodzącego turnieju. Właściwie został jeden pełny dzień do pierwszego zadania.
Zauważyłem też, że Regulus zaczął coraz więcej i coraz częściej palić. W nie całe cztery dni wypalił chyba dwie paczki mugolskich papierosów. One już same w sobie nie były zdrowe, a co dopiero w takich ilościach. Można by powiedzieć, że chłopak żył o samych papierosach i kawie. Gdyby nie Pandora prawdopodobnie by nie jadł w ogóle, a gdyby nie moje środki nasenne nie spał by.
Puki co miałem tylko nadzieję, że Evan zdąży wybudzić się do poniedziałku. Wiem, że było to mało prawdopodobne ze względu na to iż był sobotni, późny wieczór ale nie chciałem zostawiać go tutaj samego, a również chciałem zobaczyć rozpoczęcie turnieju. Chciałem tam być dla Regulusa.
Siedziałem tak i trzymałem Evana za rękę. Najboleśniejsze było to, że nie ważne jak bardzo bym chciał on nie odwzajemniał uścisku. Wstałem nadal jednak nie puszczając dłoni Rosiera i już miałem wracać do dormitorium gdy poczułem lekki ścisk w dłoń, którą trzymałem jego rękę. Na początku myślałem, że jestem zbyt zmęczony i to nie wydarzyło się naprawdę jednak po kilku sekundach znów poczułem to samo.
- Evan? - szepnąłem by nie obudzić innych przebywających w szpitalu.
Z jakiegoś powodu na jednym z łóżek był Remus Lupin, chłopak starszego brata Regulusa.
Stałem tak może z dwie minuty lecz gdy nie uzyskałem odpowiedzi stwierdziłem, że jednak mi się coś wydawało. Puściłem dłoń blondyna, a ta opadła bezwładnie z powrotem na materac. Odwróciłem się i już miałem iść gdy usłyszałem głośniejszy oddech za mną.
- Barty - gdy usłyszałem wypowiedziane cichym i słabym głosem moje imię myślałem, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Odwróciłem się i ponownie spojrzałem na Evana. Oczy miał otwarte lecz wciąż wyglądał jakby zaraz miał stracić przytomność. Twarz mimo swojej dość ciemnej karnacji miał dość bladą jak na siebie lecz gdy tylko zobaczył kto przed nim stoi pojawił się na niej lekki ale przede wszystkim szczery uśmiech.
Otworzyłem usta i chciałem coś powiedzieć ale nie umiałem. W gardle miałem wielką gulę, która uniemożliwiała mi wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
- Nie idź - powiedział słabym głosem blondyn i spojrzał na mnie błagalnie.
Musiałem ogromnie się wysilić by nie wybuchnąć gorzkim płaczem.
Po chwili wpatrywania się w blondyna zrobiłem kilka kroków w jego stronę.
Nie odzywałem się nadal tylko przytuliłem chłopaka. Nie zrobiłem tego mocno by nie sprawić mu bólu. Oddal uścisk. Również nie zrobił tego mocno ale mi to nie przeszkadzało.
Zaciągnąłem się jego zapachem. Kurwa on działał na mnie jak narkotyk. Byłem od niego uzależniony i nie umiałem tego zmienić. Chociaż kto wie, może umiałem, ale nie chciałem.
Odsunąłem się od niego powoli ale ten złapał moją dłoń.
- Ile spałem? - spytał słabo.
- Ponad trzy dni - odpowiedziałem - Pamiętasz co się wydarzyło zanim straciłeś przytomność?
Chłopak pokiwał głową.
- Co z Regulusem? I Pandorą?
- Nic im nie jest. Niedługo ich zobaczysz - odpowiedziałem mu po raz kolejny.
Jeśli szybko cie stąd nie wypuszczą to jutro możesz widzieć Regulusa po raz ostatni dodałem w myślach.
Szczerze mówiąc nawet Pandora poradziła sobie z otruciem brata lepiej niż ja. Starała się zachować zimną krew chociaż wiem, że musiało być to dla niej trudne.
- Panie Crouch czemu jest pan tak głośno!? Ma pan schizofrenię, że pan gada sam do siebie czy jak? - usłyszałem za sobą głos pielęgniarki.
Odwróciłem się w jej stronę wciąż trzymając blondyna za rękę. Mierzyła mnie zdenerwowanym spojrzeniem jednak gdy zauważyła, że Evan się wybudził jej wzrok na chwilę złagodniał ale za chwilę spojrzała na mnie tym samym, wściekłym spojrzeniem co wcześniej.
- No i czegóż nie mówisz, że nasz pacjent się wybudził? - cmoknęła zirytowana i podeszła bliżej łóżka blondyna.
Przechodząc zdzieliła mnie po głowie jakąś gazetą , którą trzymała w ręce. Skuliłem się i lekko odsunąłem puszczając przy tym rękę Evana. W odpowiedzi usłyszałem tylko jego cichy śmiech.
Oh kurwa jak ja kocham jego śmiech.
Pielęgniarka pomogła Rosierowi się podnieść do siadu i nafaszerowała go mnóstwem jakichś leków. Przez cały ten czas tylko stałem i wpatrywałem się w blondyna. Mógłbym tak gapić się na niego cały dzień.
Nie potrafiłem określić co Evan ze mną zrobił. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, mógłbym słuchać go godzinami. Mógłbym po prostu siedzieć przy nim w ciszy i by mi to wystarczyło.
Nikt inny nigdy tak na mnie nie działał. Ale podobało mi się to. Podobało mi się to co zrobił ze mną pieprzony Evan Rosier.
Pomfrey skończyła podawać Evanowi leki.
- Dobrze panie Crouch może pan tu zostać, ale cicho - powiedziała i pogroziła mi gazetą po czym zniknęła w jakimś pomieszczeniu.
- Nie idź proszę, zostań tu ze mną, Barty, proszę - powiedział blondyn błagalnym głosem.
- Nie pójdę - obiecałem.
Usiadłem na krześle obok łóżka. Po chwili zobaczyłem, że Evan przesuwa się na jedną jego stronę.
- Co ty robisz? - spytałem zdziwiony.
- Mógłbyś proszę położyć się obok mnie? Nie chcę tej nocy być sam - powiedział cicho odwracając wzrok.
Nie czekając dłużej wstałem z krzesła i powoli położyłem się na łóżku obok blondyna. Było wystarczająco duże by pomieścić nas obu.
Przykryłem nas kołdrą. Evan odwrócił się do mnie tyłem ale nadal był blisko mnie. BARDZO blisko mnie.
Po chwili wahania przerzuciłem jedną rękę przez jego bok na co w odpowiedzi usłyszałem pomruk zadowolenia. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Kto by pomyślał, że Evan Rosier kiedykolwiek będzie wywoływał we mnie takie emocje.
~~~
927 słów.
Rosekiller>>>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top