Maui: Zaginiony Rozdział
Byli na Maui od ostatnich pięciu dni i zrobili wszystko. Wycieczki w żółtym Jeepie wokół wyspy, piesze wędrówki, rejsy łódką, lekcje surfowania, wycieczka na szczyt wulkanu i wiele posiłków w restauracji, że Harry stracił rachubę co próbował, a czego jeszcze nie. Louis nawet po kryjomu zapisał ich na zajęcia z tańca hula i potem uniknął tego w ostatniej sekundzie, zmuszając Harry'ego by zrobił to sam, podczas gdy on maniakalnie śmiał się po drugiej stronie trawnika, robiąc zdjęcie za zdjęciem, Harry rumienił się przez cały czas. Nie usiedli ani razu, za wyjątkiem posiłków i snu i chociaż był przeszczęśliwy by być tutaj ze swoim chłopcem, wydarzenia z ostatnich kilku dni w końcu zaczęły go doganiać. Był cholernie wykończony.
Spytał Louisa czy mogą spędzić cały piątek na plaży, relaksując się - jako, że jeszcze tego nie robili - i Louis natychmiast przystał na ten pomysł. Wzięli ręczniki i krem z filtrem, zasiadając pod cieniem chatek plażowych i Harry natychmiast poczuł jak się rozluźnia. Miło było nie być zajętym czymś na wakacjach, ale jeszcze milej było usiąść i nic nie robić ze swoim pięknym chłopakiem.
I drinki. Drinki mogłby być najlepszą częścią. Szczególnie te, które były bez dna i zdawały się pojawiać znikąd, gdy tylko kończył ostatnie łyki.
Leżeli na słońcu, opalając się i wygrzewając, co jakiś czas ponownie aplikując krem z filtrem. Louis uderzył dłonią w brązowe plecy Harry'ego, rozsmarowując balsam i Harry jęknął.
- Czy to naprawdę było konieczne?
- Mmm. Prawdopodobnie. Tak.
- Następnym razem zapytam chłopaka od basenu. Mogę się założyć, że byłby delikatny. Ma ładne dłonie.
Louis przewrócił oczami. - Jesteś irytujący.
- Mam teraz na plecach odcisk dłoni i ja jestem irytujący.
Zamrugał. - Tak.
Harry parsknął. - Okej, cieszę się, że to wyjaśniliśmy - założył okulary, wtapiając się w krzesło i kiedy poczuł jak Louis złączył ze sobą ich małe palce, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
***
Później tego wieczora, kiedy słońce zaszło i zdołali zmyć większość piasku ze swoich ciał, Harry położył się na łóżku, próbując bez sukcesu utrzymać otwarte oczy.
Bez otwierania oczy mógł stwierdzić, że Louis stał nad nim przy łóżku. - Wstawaj.
Harry jęknął w odpowiedzi. - Nie mogę.
- Harry, jesteśmy na pieprzonym Maui i nie ma nawet 21 i jesteś w łóżku.
- Dlaczego musisz mówić słowo łóżko, jakby to była jakaś plaga.
- Bo jesteśmy na Maui i nie ma nawet 21 i jesteś w łóżku.
Harry zaśmiał się, oczy wciąż zamknięte. - Jestem taki zmęczony, kochanie.
- Nie obchodzi mnie to. Mamy, jakby, mniej niż trzydzieści sześć godzin tutaj i nie spędze ich zamknięty w pokoju hotelowym z tobą.
Otworzył oczy i usiadł. - Czy próbujesz mnie przekonać, że też nie jesteś zmęczony i myśl o spaniu w tym wielkim łóżku obok mnie przez całą noc nie jest ani trochę zachęcająca?
Louis niecierpliwie tupał nogą. - Grasz nieczysto, Styles.
Cwaniacko się uśmiechnął. - No dalej - sięgnął po dłoń Louisa, złączając ze sobą ich palce. - Tylko krótka drzemka i potem możemy iść na kolację.
Zabrał swoją dłoń i poszedł w kierunku drzwi. - Wstawaj - powtórzył. - Idziemy na kolację i drinki w tym miejscu na wodzie i potem możesz zapaść w śpiączkę. Nie możemy marnować naszego czasu tutaj. Harry. - Zrobił kwaśną minę i Harry wiedział, że próbował udawać że był wkurzony, ale to było tak obrzydliwie urocze, że Harry musiał zagryźć dolną wargę, by powstrzymać się od powiedzenia czegoś, co go zażenuje. - Zabrałeś mnie na Maui.
Westchnął szczęśliwy, tak, tak szczęśliwy. - Zrobiłem to, nieprawdaż?
Uśmiech Louisa był absurdalny. - Zabrałeś mnie na Maui.
Harry zszedł z łóżka i podszedł do Louisa. - Wiem. Zaplanowałem to wszystko sam - złapał dłonie Louisa i przejechał kciukiem po jego nadgarstkach. - Szczęśliwej rocznicy.
Louis spojrzał na Harry'ego przez swoje rzęsy. - Rok razem. Nie mogę uwierzyć... - znów zrobił tę samą minę co wcześniej i Harry ścisnął jego dłonie. - Nie mogę uwierzyć, że minął tylko rok. Czuję, jakbym utknął z tobą o wiele dłużej.
Parsknął śmiechem. - Czujesz się w ten sposób, bo byłeś okropnie we mnie zakochany przez całe swoje życie.
Stanął na palcach i pocałował Harry'ego w policzek. - Nie jestem pewien czy to tak brzmi ta historia.
Harry wiedział, że uśmiechał się jak idiota. - Och, racja. To byłem ja.
- No właśnie.
Harry lekko się pochylił, by pocałować Louisa, obaj wciąż się uśmiechali i chciał mu powiedzieć tak wiele rzeczy: jak na jego widok przyśpieszało jego serce, jak bardzo kochał jak Louis smakował i pachniał, jak jego ulubione dni nie były tymi spędzonymi w raju, tylko w domu w Pensylwanii z Linkiem i Mią i ich przyjaciółmi i ich życiem i wspomnieniami, bo z Louisem również zwykłe życie było trochę jak raj.
Ale nie zdołał wypowiedzieć tych słów, bo całowanie Louisa zawsze było zbyt dobre by przestać, więc całował go, dopóki to nie było za wiele i Louis musiał się odsunąć, dolna warga podpuchnięta. Louis pochylił się i oparł głowę o klatkę piersiową Harry'ego, dłonie ściskały jego talię, mamrocząc - kocham cię.
Harry wciąż był tak zmęczony - nie mógł zrozumieć jak Louis nie poddał się na myśl o śnie - ale to już nie miało znaczenia. Nie, kiedy miał Louisa pod swoim dotykiem. - Ja ciebie też kocham.
- Dobrze. Teraz się przebierzmy i wyjdźmy do cholery z tego pokoju. Chcę rum w kokosie.
Ponownie się zaśmiał, przejeżdżając kciukiem po obojczyku Louisa. - Okej, w porządku. Zatem rum w kokosie.
Zajęło Harry'emu trzy minuty, by przebrać się w coś czystego i siedział niecierpliwie przy drzwiach, czekając na swojego wolniejszego niż życie chłopaka, by skończył się szykować, dzieliły go dwa oddechy od głębokiego snu, kiedy w końcu wyszedł z łazienki. Harry miał właśnie się go wyrzec za to, że przez pół godziny nakładał nowe spodnie, ale potem uniósł wzrok. Czuł, jakby nie mógł nic przełknąć.
Louis był piękny, zawsze. To nie było do podważenia. Był piękny, w środku i na zewnątrz i Harry'emu dane było go zatrzymać. Należeli do siebie nawzajem i nie zawsze wiedział jak przetworzyć tę informację, że Louis był tak piękny i w końcu mieli takie samo zdanie. To sprawiało, że jego klatka piersiowa bolała.
Czasami czuł się winny za to, że czuł do Louisa tak przytłaczające przyciąganie, jakby to sprawiało, że był okropną osobą przez to, że chciał dotykać go i smakować i po prostu patrzeć na niego przez cały, cholerny czas. Ale Chryste. Oczywiście spędził zbyt dużo czasu na przygotowywaniu się po to, by zaimponować - jakby Harry tak w ogóle potrzebował być pod wrażeniem - ale to działało. Harry nie mógł znaleźć adekwatnych słów do opisania jak pięknie wyglądał jego chłopiec. Zawsze tak wyglądał, naprawdę, ale teraz?
- Niesprawiedliwe.
Louis włożył swoje buty i uniósł wzrok. - Przepraszam?
- Kochanie, nie dajesz reszcie z nas żadnej szansy, kiedy tak wyglądasz.
Louis przewrócił oczami, ale Harry wiedział, że był zadowolony. - Podoba ci się?
Gwałtownie przytaknął. - Skąd w ogóle masz tą koszulkę? - Miała dekolt w serek i była granatowa i obcisła i prawdopodobnie zbyt ciepła na wyspę, ale pieprzyć tę wyspę.
Spojrzał w dół, jakby już zapomniał co miał na sobie. - Kupiłem ją na podróż.
Harry wstał ze swojego krzesła. - Wyglądasz niesamowicie.
- Dziękuję. Gotowy?
- Nie, jakby, naprawdę oszałamiająco.
- Okej, Styles, tyle wystarczy.
- Nie musimy jeść. Chcę tu zostać i patrzeć się na ciebie.
Louis zaśmiał się, podchodząc go Harry'ego i pchnął go w klatkę piersiową. - Mogę zwymiotować od słuchania ciebie.
Harry uśmiechnął się. - Kocham miły komplement w zamian, dziękuję kochanie.
Ponownie przewrócił oczami. - Wiesz, że zawsze wyglądasz gorąco, nie muszę ci przypominać. Nie potrzebujemy, żeby twoja głowa stała się jeszcze większa. Teraz chodźmy - odwrócił się na pięcie by wyjść przez drzwi, ale zatrzymał się, zanim sięgnął po klamkę. - To nasza rocznicowa kolacja. Chciałem ładnie dla ciebie wyglądać - powiedział, wciąż odwrócony tyłem do Harry'ego.
Harry mógł zobaczyć, że Louis się rumienił, tył jego szyi poczerwieniał i Harry chciał umieścić swoje usta na nim. Ale zachowa to na później. W zamian podszedł i złapał Louisa za dłoń. - To był najlepszy rok w całym moim życiu, Lou.
Louis ścisnął jego dłoń. - Mój też - jego głos był przepełniony szczerością i Harry bardzo go kochał.
***
Dotarli do restauracji w centrum miasta po odrobinie błagania i przekupstwa ze strony Louisa, mówiąc Harry'emu, że jeśli dzisiaj pójdzie na kolację i drinki, nie obudzi go z rana by zwiedzać zanim będą musieli zacząć się pakować i żegnać się z ich wyspą.
Harry nie do końca mu wierzył, ale cokolwiek.
Restauracja była odrobinę tandetna, zgodnie z oczekiwaniami, z palmami i kwiatami otaczającymi budynek i migoczącymi światełkami przyczepionymi do sufitu, prowadzącymi do szeroko otwartych, szklanych drzwi, dającymi spektakularny widok na otwarty pokład na zewnątrz.
Okej, może nie było to aż tak tandetne.
Zajęli miejsce na pokładzie, zamawiając drinki - rum w kokosie, dziękuję bardzo - w momencie, gdy podszedł do nich ich kelner i nawet jeśli na plaży było niemalże całkowicie ciemno, Harry nie mógł przestać gapić się na widok.
Louis musiał myśleć o tym samym, bo wymamrotał - nie mogę uwierzyć jak piękne jest to miejsce.
- Wiem - Harry wziął łyk swojego drinka. - Nie chcę wyjeżdżać.
- Przeprowadźmy się tutaj.
- Jestem pewien, że Liam będzie przeszczęśliwy, że będzie musiał zaadoptować nasze futrzane dzieci.
- Och, cholera, nasze dzieci, wciąż są w domu, prawda? - Wzruszył ramionami, rozmyślając. - Liam może je tutaj wysłać.
- Dobry plan. Ja i ty i Link i Mia będziemy tu tak szczęśliwi.
- Nie wątpie w to.
Kelner wrócił z ich zamówieniem; obaj przepuścili pieniądze na homara i zamówili kolejną rundę drinków, poparzeni przez słońce i obolali, podpici i szczęśliwi.
Zakończyli kolację i zapłacili rachunek koło jedenastej i Harry był więcej niż gotowy, by zakończyć tę noc, kiedy Louis powiedział - okej, chodźmy na dół. Widziałem znak który mówi, że dzisiaj gra zespół na żywo. Możemy dostać drinki i w ogóle.
Harry jęknął. Jego głowa pulsowała i jedyną rzeczą której chciał to wpełźnięcie do łóżka i otoczenie ramionami swojego chłopca. - Lou. Wolałbym 'i w ogóle' żeby było to dziesięciogodzinna drzemka.
- Kiedy zmieniłeś się w cholernego dziadka? Jesteśmy na wakacjach, Harry - niecierpliwie stukał swoją stopą, krzyżując ramiona, spojrzenie które mu posyłał było całkowicie wrogie i Harry wiedział, że przegrał.
Ugh. - Masz rację.
- Wiem.
- Pozwolisz spać mi w samolocie do domu? To, jakby, dwunastogodzinny lot.
- Pomyślę o tym.
Zeszli na dół do piwnicy, która została zmieniona w, cóż, melinę. Wyglądało jak miejsce, do którego często chodzili w Filadelfii, nie jak miejsce na które traciliby swój czas na Hawajach. Nie było zbyt wiele ludzi, nie więcej niż trzydziestu turystów, wszyscy zdawali się być po pięćdziesiątce i zespół coverował coś, co rozpoznawał z samochodu mamy, kiedy był dzieckiem. Posłał Louisowi spojrzenie, które mówiło czy to jest naprawdę tego warte? i jakby Louis mógł czytać w jego myślach, powiedział - będziemy czuli się jak w domu. Chcesz, żebym zamówił ci to co zawsze?
Harry westchnął i przytaknął, siadając na stołku barowym i przyciągając drugi blisko siebie dla Louisa. Rozejrzał się dookoła i nie mógł nic poradzić na uśmiech, kiedy zobaczył innych urlopowiczów, śmiejących się i tańczących na małym, drewnianym parkiecie tuż przed orkiestrą. To był ten rodzaj baru, który spodobałby się jego rodzicom, pomyślał.
Louis wrócił z tacką w dłoni. - Proszę, kochanie.
- Co to do kurwy jest.
- To są drinki - wyjaśnił Louis, jakby Harry byłby najgłupszym człowiekiem na świecie.
- Nie, wiem co to, Jezu. Dlaczego mamy tak dużo?!
- Bo to jest nasza ostatnia noc na Maui! Kiedyś umiałeś się dobrze bawić. Co się stało?
Harry zmarszczył brwi. - Nie ma powodu, żebyśmy wypili pięć shotów i trzy zmieszane drinki. Każdy z nas.
- Okej.
Ożywił się. - Okej?
- Tak, pójdę wypić z tym kolesiem tam - Louis wskazał na mężczyznę siedzącego w rogu obok łazienki, który bacznie patrzył się na Louisa. - Wygląda jakby chciał się dobrze zabawić.
- O mój Boże, nie - Harry szybko sięgnął po kieliszek. - Do dna.
Louis cwaniacko się uśmiechnął. - Do dna.
- Hej, pamiętasz jak praktycznie zmusiłeś mnie do picia z tobą i teraz jestem tam polernie chijany, że nie mogę nawet wstać?
Louis zamrugał, jego ruchy powolne. - Tak, bo to było dwie godziny temu - czknął. - Czekaj, powiedziałeś 'polernie chijany?
Harry pokręcił głową, jego loki podskakiwały. - Nie.
- Tak huh.
- Nuh uh.
- Masz dwanaście lat?
Harry uśmiechnął się i niemal zakręciło mu się w głowie kiedy poczuł jak Louis wsadził palca w jego dołeczek. - Prawdopodobnie.
- Głupek. - Louis wstał ze swojego stołka i przeciągnął się, nogi odrobinę mu się chwiały. Złapał udo Harry'ego, by się wesprzeć. - Pójdę po więcej drinków.
- Lou.
- Pójdę też po wodę, tato, nie martw się - z dłońmi wciąż na jego udach, ścisnął je i uśmiechnął się, zanim ruszył w stronę baru.
Harry obserwował go i zassał swoje policzki, zamykając oczy. Mogła to być wina alkoholu, ale mógł przysiąc, że wciąż mógł poczuć na sobie dotyk Louisa.
Och, czekaj. To były dłonie Louisa. Wrócił i ponownie go dotykał i Harry był o wiele bardziej pijany, niż myślał. Tak pijany, że nie pomyślał dwa razy, zanim wyrwał się z uścisku Louisa i wstał, idąc w stronę grupy starszych kobiet, wszystkie pozowały do zdjęcia i głośno krzyczały. Wsadził swoją głowę pomiędzy dwie blondynki, gdy mężczyzna z aparatem robił zdjęcie. Jedna wrzasnęła kiedy poczuła głowę Harry'ego przy swojej, histerycznie się śmiejąc - zbyt histerycznie, prawdopodobnie - kiedy zdała sobie sprawę z jego intencji.
- Czy właśnie zepsułeś nam grupowe zdjęcie?!
Harry uśmiechnął się, zastanawiając się kto nauczył ją tego określenia. (tłum. chodzi o słowo photobomb) - Myślę, że mogłem to zrobić.
- Aww, skarbie, jesteś tutaj sam? - druga blondynka zanuciła.
- Nie, tak właściwie - odwrócił się i wskazał na Louisa, który miał głupkowaty uśmiech na twarzy i poruszał palcami. - Jestem z moim Louisem.
- To twój chłopak?
- Tak, jest moim chłopakiem - nie miał dość mówienia tego.
Kobiety ponownie zawołały 'aww' i Harry zaśmiał się, zaczesując włosy za ucho. Miał właśnie życzyć jej dobrej nocy, że musiał wrócić do swojego chłopca zanim się przewróci, gdy Man! I Feel like a Woman! zaczęło lecieć. Położyła swoją dłoń na ramieniu Harry'ego. - Ach! Kocham tę piosenkę! - wybełkotała.
- Myślę, że moja siostra i ja tańczyliśmy do tej piosenki kiedy byliśmy mali - przerwał. - Yup, zdecydowanie mieliśmy do tego układ.
Uśmiechnęła się i zaklaskała dłońmi. - Och! Zatańcz ze mną! Czy twój chłopak miałby coś przeciwko, gdybym cię na trochę ukradła?
Spojrzał na Louisa, który był wyraźnie świadomy ich rozmowy, sądząc po tym jak bardzo się śmiał, jego oczy robiły tą marszczącą się rzecz która sprawiała, że Harry'emu miękły kolana. Za to nie mógł winić alkoholu. - Nie, nie sądzę by miał coś przeciwko.
- Wspaniale! - złapała jego dłoń i zaciągnęła go na parkiet. - Jak się nazywasz, kochanie?
- Jestem Harry.
- Miło cię poznać, Harry. Jestem Linda.
Po drodze przeszli obok Louisa i ten krzyknął - tak się cieszę, że w końcu zdecydowałeś się przestać być cholernie nudny! Nie ośmiesz mnie tam! - Harry klepnął go w tyłek. Mocno. Wystarczająco mocno, by zadrżał pod jego dłonią, ale nie tak, by Louis był z tego powodu zły. Idealnie.
- Linda, słyszałaś mojego chłopca. Nie pozwól mi się ośmieszyć - ostrzegł, nawet jeśli planował zrobić całkowicie na odwrót. To Louis dostawał za zmuszanie go do zabawy na jego wakacjach, kiedy wszystko czego chciał to wziąć drzemkę.
Wow. Naprawdę był dziadkiem.
Linda zaśmiała się, wyciągając w jego kierunku dłoń. - Postaram się nie.
Harry obkręcił Lindę i potem nisko się z nią nachylił, ten ruch wcale nie pokrywał się z rytmem tej piosenki, ale to okej. Wciąż się śmiała, Louis niemalże parskał ze swojego miejsca na stołku i Harry był zbyt pijany, żeby się tym przejmować.
Główny wokalista zespołu zanucił 'I only want to have a good time' i Harry wziął głęboki wdech, gotowy.
- The best thing about being a woman - wykrzyczał, klaszcząc i ponownie obracając Lindę - is the prerogative to have a little fun!
- Oh, oh, oh, go totally crazy, forget I'm a lady! - cały bar zaśpiewał i Harry ledwo wyłapał jak Louis zakrył swoją twarz dłońmi, ramiona trzęsły się przez to jak bardzo się śmiał.
- Men's shirts, short skirts!
- Color my hair, do what I dare!
- Man, I feel like a woman!
Tupał nogą w rytm muzyki, głośno klaszcząc dłońmi, wykrzykując słowa i Chryste, pamiętał każdą linijkę.
Piosenka była krótsza, niż pamiętał to Harry - dzięki Bogu - i spływał z niego pot do czasu, kiedy się skończyła. Pocałował Lindę w dłoń, dziękując jej za wspaniały czas. - Muszę wrócić do swojego chłopca - powiedział.
- Nie, to ja dziękuję tobie - odpowiedziała, policzki zaczerwienione, wyraźnie tak samo pijana jak wszyscy inni w tym pomieszczeniu. - Ciesz się czasem ze swoim chłopakiem. Obaj wydajecie się bardzo uroczy.
Harry uśmiechnął się. - Cóż, jeden z nas jest. I będę. - Wrócił do Louisa, który teraz położył głowę na barze. - Tęskniłeś za mną?
- O mój Boże, nie mogę uwierzyć w to co właśnie widziałem - powiedział, głos stłumiony przez jego rękę. - To był nowy poziom pijanego Harry'ego, o którym nie mógłbym śnić, nawet gdybym próbował.
Usiadł i położył dłoń na kolanie Louisa, kreśląc kółka swoim kciukiem. - Ale nie ośmieszyłem cię, racja?
Louis uniósł głowę. - Wygrałeś do cholery. Nigdy więcej nie idziemy w miejsce publiczne. Jak to możliwe, że znasz każde słowo do piosenki Shani Twain?!
- Gemma i ja mogliśmy mieć układ taneczny do tego, kiedy byliśmy młodsi.
Niemalże krzyknął, tak bardzo się śmiał. - Prosze powiedz mi, że pamiętasz ten układ.
- To wszystko do mnie wraca, niestety.
Wciąż się śmiejąc, Louis sięgnął po niemalże pustą szklankę i wziął łyk przez słomkę. Spojrzał na Harry'ego, mina nagle nieśmiala i powiedział - oszczędź to na nasz ślub. Zobaczymy kogo jeszcze możesz ośmieszyć.
Harry zamarł. Nawet jak pijany był wiedział, że Louis ani razu nie wspomniał mu o temacie małżeństwa. To nie był do końca temat taboo; raczej Harry chciał poczekać aż Louis zacznie temat. Ale teraz, kiedy zostało to wspomniane, Harry nie mógł oddychać, nie mógł przełknąć, nie mógł zrobić nic innego poza mocniejszym ściśnięciem kolana Louisa.
- Mamy zaplanowany ślub, o którym nie wiem, kochanie? - spytał.
Louis wypił do końca swój rum z colą. - Niespodzianka.
Harry uśmiechnął się i próbował utrzymać swoje dłonie bez ruchu jak tylko było to możliwe, wiedząc, że Louis będzie w stanie dostrzec jego drżenie. - Czy naprawdę o tym myślałeś? O małżeństwie? - jego głos brzmiał na wyższy niż zazwyczaj i jeśli Louis zauważył, nic nie powiedział.
- Myślałem.
- Zamierzasz mi powiedzieć?
Louis pochylił się na swoim stołku, niemalże z niego spadając, łapiąc się talii Harry'ego. - Będziesz wyglądał tak ładnie w smokingu. I sprawię, że się rozpłaczesz, kiedy powiem swoje przysięgi. Myślałem o nich. Wszystkie są tutaj - powiedział, wskazując na swoją skroń. Następnie odchrząknął i zmarszczył brwi, zmieniając postawę. - Boję się wyjść ponownie za mąż, Harry. I jestem naprawdę rozdarty w tej kwesti - brzmiał na tak małego - niemalże załamanego - kiedy to powiedział, że Harry musiał oprzeć się fizycznej chęci podniesienia go i trzymania.
Ale mógł to zrozumieć. Rozumiał to. Wstał i objął ciało Louisa swoim, niemalże przyszpilając go do baru i objął dłońmi twarz Louisa. Jego oczy były szerokie i nie mrugał. - Hej. To nie jest... To zależy od ciebie, Louis. Nigdy nie zmuszę cię do czegoś, na co nie jesteś gotowy, albo czego nie chcesz zrobić. Wiesz to, racja?
Louis przytaknął, potem wycofał się i pokręcił głową. - Nie, to nie jest ulica jednokierunkowa. To jesteś ty i ja, podejmujący razem decyzje i Chryste, kocham to jak zawsze stawiasz mnie na pierwszym miejscu, ale to nie jest ta sytuacja, gdzie jest to akceptowalne i czy naprawdę powinniśmy odbywać tutaj tę rozmowę, w tej chwili?
Harry parsknął. Oparł swoje czoło o to Louisa i gapił się na niego, dopóki obaj nie zrobili zeza. - Okej, porozmawiamy o tym później - odsunął się i pocałował szczękę Louisa, raz, dwa. trzy razy. - Po prostu. Naprawdę, cholernie cię kocha, - wymamrotał przy skórze Louisa. Miał lekki zarost i drapała i to była ulubiona rzecz Harry'ego.
Louis zadrżał i przyciągnął Harry'ego niemożliwie blisko, wtulając się w jego ramiona. Harry mógł poczuć jak przełknął ślinę. - Nie mogę znieść tego jak bardzo cię kocham.
Odsunął się i przypatrywał twarzy Louisa. Wypisane było na niej jakieś zmartwienie, ale głównie po prostu miłość i szczęście i pijaństwo i Louis i Harry musiał wziąć głeboki, uspokajający wdech, zanim pochylił się do pocałunku.
Ich wargi złączył się ze sobą tak powoli, tak ostrożnie, że przypomniało to Harry'emu o ich pierwszym pocałunku na gangu Louisa po ich pierwszej randce rok temu, kiedy wiedział, że już był w nim zakochany i wszystko, co ten pocałunek zrobił to potwierdzenie tego. Pamiętał jak nie był w stanie przestać myśleć o całowaniu go przez całą noc - nie mógł przestać myśleć o tym przez miesiące, naprawdę - i niemalże poszedł, zanim dał temu szansę, zbyt przerażony spieprzeniem ich przyjaźni, zbyt przerażony zrobieniem z siebie idioty, zbyt przerażony tym, że zbudował w swojej głowie coś, co nie istniało. Ale nic sobie nie wymyślił. Całowanie i dotykanie Louisa było i zawsze jest czymś co sprawia, że jego dłonie odrobinę się pocą, jego oddech przyśpiesza, czuje uścisk w brzuchu. Czuł się tak za pierwszym razem, za drugim, teraz. Dociskanie swojego pijanego chłopaka do brudnego baru w piwnicy restauracji o pierwszej w nocy nie było wyjątkiem; czułby się pijany, nawet gdyby nie wypił tych wszystkich shotów w przeciągu ostatniej godziny. Dał wszystko co miał, błądząc dłońmi gdziekolwiek i wszędzie, zdesperowany by Louis był w stanie powiedzieć jak bardzo go kochał tylko przez sposób, w jaki go całował, przez sposób w jaki poruszała się jego szczęka, przez sposób w jaki poruszał się jego język. I zdawało się to działać, sądząc po tym jak Louis jęczał w jego usta i musiał odsunąć się chwilę lub dwie później, dysząc, usta czerwone.
Jego oczy wciąż były zamknięte, rzęsy ocierały się o jego kości policzkowe, kiedy spytał - zabierz mnie stąd? W końcu nadszedł czas na sen.
Harry uśmiechnął się i złapał dłonie Louisa. - Tak, kochanie, wracajmy.
- Dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować. Też jestem zmęczony, pamiętasz?
Louis leniwie się uśmiechnął, jego wargi wciąż lśniły. - Nie, po prostu, dziękuję ci za. Jakby. Wszystko.
Harry nie potrzebował, żeby to rozwinął, chociaż nie miało to wiele sensu.
Wiedział.
***
Louis dotrzymał słowa i nie obudził Harry'ego z rana. Harry obudził się pierwszy i zmrużył oczy przez przyćmione promienie słońca zza ciężkiej zasłony, pocierając swoje czoło. Miał gorsze bóle głowy, ale tak naprawdę nie to go martwiło.
Nasz ślub. Wciąż rozbrzmiewało to w jego uszach i nie mógł tego zatrzymać.
Harry spędził zbyt wiele czasu wyobrażając sobie jakby to było być mężem Louisa - żenującą ilość czasu, naprawdę - nawet jeśli życie po ślubie najprawdopodobniej nie różniłoby się za wiele od ich obecnego życia razem. Mieszkali razem, byli osobą kontaktu w nagłych wypadkach dla siebie nawzajem, wychowywali swoje futrzane dzieci... Może pewnego dnia prawdziwe dzieci. Głowa Harry'ego wirowała od tego jak bardzo tego chciał, chciał wszystkiego z Louisem.
Jezu. Chciał być w stanie przedstawić Louisa jako swojego męża, swojego współmażonka. Chciał połączyć ich nazwiska. Chciał oświadczyć się Louisowi tak bardzo, że Louis nie będzie w stanie powiedzieć nie i obaj będą tak bardzo cholernie płakać, cholera.
Czy to było zbyt dużo?
Czekał na wypowiedzenie tego na głos przez tak długo i teraz, kiedy zostało to wspomniane, Harry musiał usiąść na swoich dłoniach by powstrzymać je od obudzenia Louisa by więcej o tym porozmawiać, poza głośnym barem i miejmy nadzieję na trzeźwo. Jednakże, był jeden, malutki problem, który sprawiał, że brzuch Harry'ego bolał; nie był pewien czy Louis pamiętał ich rozmowę w barze.
Zdawał się wystarczająco logiczny w tamtym czasie, ale powrót do resortu był zupełnie inną historią. Śmiał się z niczego przez cały czas, słowa były niewyraźne jeszcze bardziej niż w barze i w końcu usiadł, nie chcąc się ruszyć, dopóki Harry nie wziął go na barana do domu.
I kiedy Harry wsunął się pod pościel obok niego - kurwa w końcu - pocałował tył dłoni Louisa i powiedział - obiecaj, że porozmawiamy jutro o tej rozmowie w barze? - Louis odpowiedział przez mgłę - jakiej rozmowie? - i potem zasnął.
Co jeśli ta cała rzecz była tylko pijańskim nonsensem?
Kurwa.
Harry usiadł, pozwalając by pościel zebrała się wokół jego tali. Myślał o tym jedynie sekundę dłużej, zanim pochylił się i pocałował nagie ramię Louisa. - Lou.
Nic.
Pocałował jego szyję, trącając go swoją głową. - Kochanie. Obudź się.
Louis jęknął. - Spierdalaj.
Cwaniacko się uśmiechnął i pocałował jego szczękę. - Chcę z tobą porozmawiać.
- To miłe. Ale ja chcę cię zabić.
- Chcesz, żebym zamówił room service?
- Nie, ale chcę, żebyś skoczył z tego klifu po którym chodziliśmy dwa dni temu.
- Masz na myśli... wulkan?
- Dokładnie.
Harry zaśmiał się. - Louis, poważnie. Wstawaj.
- Co może być tak ważne, że musiałeś obudzić śpiącego niedźwiedzia. Poważnie, prosisz się o śmierć.
Z powrotem się położył i pocałował klatkę piersiową Louisa. - Zawsze tak przyjemny z rana. Tak bardzo cię kocham.
Harry nie mógł zobaczyć twarzy Louisa, ale wiedział, że się uśmiechał. - Zamknij się.
Przez minutę obaj milczeli. Harry przejeżdżał palcami po nagim brzuchu Louisa, kreśląc niewidzialne linie i Louis mu pozwolił, wzdychając. - Nie mogę uwierzyć, że to nasz ostatni dzień tutaj.
Louis jęknął. - Nie przypominaj mi. Nie chcę wyjeżdżać.
- To całkowicie ssie.
Ponownie zapadła cisza, dopóki Louis nie przekręcił się i zanurzył swojej głowy w klatce piersiowej Louisa. - Okej, dlaczego mnie obudziłeś. O czym chcesz ze mną porozmawiać?
Harry przełknął. Położył dłonie między łopatkami Louisa i ścisnął to miejsce. - Chciałem porozmawiać o ostatnim wieczorze.
- Co z ostatnim wieczorem?
- Naszej, uch, naszej rozmowie. W barze.
- Och. Tak, zdecydowanie powinniśmy o tym porozmawiać.
Harry odrobinę się rozluźnił wiedząc, że Louis pamiętał. - Okej, dobrze.
- Ale jest tak? Jest dobrze? Po prostu nie mogę uwierzyć, że znasz każde słowo do Man! I Feel like a Woman i nawet masz cholerny układ taneczny do tego i nigdy mi o tym nie powiedziałeś.
Wybuchł śmiechem. - Louis! No dalej. Naprawdę nie pamiętasz?
Louis bardziej docisnął swoją twarz do piersi Harry'ego. - Droczę się. Oczywiście, że pamiętam.
- Porozmawiamy o tym? Naprawdę? Bo to jest po części, jakby, ważna rzecz.
- Nah, nie bardzo - powiedział Louis, głos ociekał sarkazmem.
- Louis. Po prostu muszę się upewnić, że mamy takie samo zdanie, okej? Bo w mojej głowie pewnego dnia wyjdę za ciebie i potrzebuję otrząsnąć się z tego, jeśli to nie jest coś, czego chcesz. Mogę być szczęśliwy bez poślubienia ciebie - jestem - ale jeśli naprawdę nie chcesz znowu wychodzić za mąż i to wiesz, daj mi znać. Najlepiej jak najwcześniej.
Louis usiadł i spojrzał na Harry'ego, marszcząc brwi. - Powiedziałem to zeszłej nocy i powiem to jeszcze raz. To wszystko nie zależy ode mnie. Jesteśmy drużyną. To nie jest to, czego ja chcę. To jest to, czego my chcemy.
Harry przytaknął, spoglądając na Louisa. - Okej. To, czego chcę to być z tobą na zawsze, z certyfikatem małżeństwa, czy bez. Koniec historii. Jeśli mam być szczery, po prostu myślę, że to byłaby wisienka na torcie.
- Mmm. Tort.
- Louis.
- Przepraszam - na moment złączył ze sobą ich palce, ściskając i potem puścił. - Wiesz jak bardzo cię kocham, racja?
Harry ponownie przytaknął. - Wiem, tak.
- To - powiedział, gestykulując pomiędzy ich dwójką - jest czymś, w czym jestem cały. Nigdy się nigdzie nie wybieram. Ale będę szczery i powiem ci, że jestem cholernie przerażony myślą o ponownym ślubie i to nie z twojego powodu. Jeśli już, myśl, że to byłoby to z tobą sprawia, że jest to trochę mniej straszne. To po prostu ogólnie koncept małżeństwa - wzruszył ramionami i Harry nie był pewien czy Louis był świadomy, że pocierał swoim palcem wskazującym swój lewy serdeczny palec. - Nie chcę brać ślubu jutro, ale. Pewnego dnia, ponownie będę gotowy. Jestem tego pewien. Tylko jak długo będziesz mnie miał i nie masz nic przeciwko czekaniu. - Odgarnął swoje włosy do tyłu i westchnął. - Czuję, jakbym wszystko o co cię prosił to czekanie. To całkiem samolubne, nieprawdaż. Nie wiem. To przerażające, H.
Harry usiadł, by napotkać spojrzenie Louisa. - Jesteś najbardziej bezinteresowną osobą, jaką znam - położył dłoń na sercu Louisa, przejeżdżając palcami po jego klatce piersiowej i pozwalając, by upadły na kolana Louisa. - Nie czuję jakby to było czekanie, bo mam ciebie. Weź tyle czasu ile potrzebujesz i w między czasie po prostu będziemy iść dalej, jak zazwyczaj to robimy. To nie musi być nic wielkiego, Lou.
- Ale to jest coś wielkiego. To małżeństwo - dłonie Louisa zaczęły drżeć i Harry musiał temu zapobiec.
- Louis - złapał dłonie Louisa. - Ty i ja jesteśmy tak trwali, jak tylko się da. Nie potrzebujemy kawałka papieru by zweryfikować coś, co już wiemy. Ty jesteś osobą którą kocham najbardziej, bardziej niż wszystko inne i nawet kiedy cholernie cię nienawidzę, co zdarza się często, wiem że jesteś tym, co chcę na zawsze.
Louis zaśmiał się z tego. - Czasami ja również cię nienawidzę.
- Dobrze, bo jesteśmy w zdrowym, funkcjonującym związku i jeśli byśmy się czasem nie nienawidzili, powiedziałbym, że coś poszło strasznie nie tak. Czasami przekraczasz granice.
- I ty to mówisz.
Harry uśmiechnął się. - Wiem - puścił już spokojne dłonie Louisa i położył swoje na jego udach. - Wiesz co jeszcze wiem?
- Mmm. Co.
- Wiem, że będziemy razem bez względu na małżeństwo czy nie i jeśli to zajmie rok lub dwa lub pięć lub dwadzieścia lub nigdy, będzie to dla mnie okej. Czekanie na poślubienie cię nie jest czymś, co wyklucza stworzenie związku. Tak długo jak w między czasie będę cię miał. Po prostu. Informuj mnie na bieżąco, okej?
Louis przytaknął. - Chryste, jesteś zawsze taki cierpliwy wobec mnie.
- Dodam to do mojego CV.
Parsknął. - Prawdopodobnie powinieneś. - Patrzył się na twarz Harry'ego, wzrok spokojny. - Wiem jak bardzo chcesz mnie poślubić. Chcę wyjść za ciebie równie bardzo, jeśli nie bardziej. Po prostu. To się stanie, pewnego dnia. Po prostu nie dzisiaj. Naprawdę.
- Jesteś pewien? Naprawdę chciałbyś ponownie wziąć ślub?
Louis uśmiechnął się. - Nigdy nie myślałem, że bym tego chciał. Ale znowu, również nigdy nie myślałem, że skończę z tobą. Po części zmieniłeś mój cały świat, Harry.
Harry nie mógł go nie pocałować, musiał, więc zrobił to, powoli, delikatnie, odsuwając się wtedy, kiedy miał zbyt wiele słów w swojej głowie, które chciały się wydostać. - Nie mogę uwierzyć, że pozwolisz mi za siebie wyjść.
- Naprawdę to zrobię - jego oczy rozszerzyły się. - Czekaj, nie, nie zrobię.
Harry przejechał dłońmi po swojej twarzy. - Jak możesz zmieniać swoje zdanie tak szybko?!
- Bo to były najgorsze oświadczyny!
- Ale się nie oświadczyłem?
- Właśnie praktycznie to zrobiłeś! Po prostu nie użyłeś słów 'wyjdziesz za mnie?
- Och, okej. Louis, wyjdziesz za mnie?
- Nie! Pieprz się! Wciąż okropne oświadczyny!
Harry wybuchł śmiechem. - Louis, obiecuję. Moje oświadczyny będą zajebiste.
- Czekaj. Dlaczego ty masz się oświadczyć? Dlaczego nie ja?
- Bo ty już to raz zrobiłeś. Teraz moja kolej.
Louis wydął wargi. - Co jeśli mam jakieś niesamowite pomysły na oświadczyny?
Harry uniósł brew. - Masz?
Przerwał. - Nie.
- Świetnie, problem rozwiązany. Ja się oświadczam kiedyś w przyszłości, ty powiesz tak, założę ci pierścionek i odtworzę mój układ taneczny do Shani Twain na naszym wesely. Czy to ci pasuje?
Louis udawał, że się nad tym zastanawiał. - Trochę pomija element niespodzianki, ale tak, zgaduję, że pasuje.
- Dobrze - Harry przewrócił Louisa na plecy i usiadł na jego biodrach, umieszczając jego ręce nad jego głową. - Pewnego dnia będziemy po ślubie i będziesz moim mężem i utkniesz ze mną na zawsze. Naprawdę.
Louis wiercił się pod nim, unosząc swoje biodra. - Czy to na ciebie działa?
Harry przełknął. - Kurwa. Naprawdę działa - pochylił się, by pocałować Louisa, prawdziwym pocałunkiem, języki natychmiast się spotkały i oddechy zmieszały. Louis wyrwał dłonie z uścisku Harry'ego i złapał go za włosy, wbijając paznokcie.
Otarł się o niego, czując jak Louis zaczynał się robić pod nim twardy, wciąż go całował i dotykał i Louis zawsze reagował tak samo, zachowywał się jakby Harry był najlepszą rzeczą, która kiedykolwiek mu sie przydarzyła, jakby był najszczęśliwszy.
Harry wiedział jak to jest.
Podniecenie przeszło przez jego ciało, wciąż nie mógł uwierzyć, że po roku razem wciąż mógł chcieć kogoś tak bardzo, przez cały cholerny czas i otarł się o niego szczególnie mocno. Louis syknął i rozłożył nogi, dając Harry'emu więcej miejsca i Harry z pewnością wiedział, że Louis lubił to trochę ostrzej. Zawsze był z nim ostrożny, ale nigdy zbyt delikatny i to zawsze działało na Louisa. Z tą myślą, pochylił się i ugryzł go w nagie ramię, mocno i odrobinę prymarnie, łagodząc to swoim językiem, biodra wciąż poruszały się bez celu. Louis mocniej przywarł do Harry'ego, oddech zaczął zmieniać się w ciężkie dyszenie.
Harry usiadł na swoich kolanach, wciąż siedząc okrakiem na Louisie i zdjął jego bokserki. Był twardy i drżący i tak nieznośnie atrakcyjny, że własne ruchy Harry'ego stały się chwiejne.
- Nigdy nie będę miał tego dość - powiedział, zaczynając powoli obciągać Louisowi.
Louis wygiął swoje plecy. - Czego, droczenia się ze mną, dopóki nie będę chciał kopnąć cię w gardło?
Cwaniacko się uśmiechnął. - Nie. Widzenia ciebie w ten sposób. Kocham to, jak mnie pragniesz.
Przytaknął, nie w humorze na żarty. - Chcę ciebie - przełknął, przekręcając głowę w bok. - Chcę cię przez cały czas. No dalej.
Louis z rana był bez wątpienia Harry'ego ulubioną wersją i to dużo mówiło. Widział jego każdą wersję: zmęczonego, smutnego, szczęśliwego, energicznego, zszokowanego, nerwowego, głupiego, humorzastego, szalonego, pijanego, wkurwionego, zrozpaczonego, dowcipnisia, poddnieconego, przestraszonego, wesołego, wstydliwego, zakochanego. Widział każdą kombinację, każdą zmianę, ale żadna z tych wariancji nie była lepsza od porannego Louisa. Z rana był bezbronny, otwarty, szczery i zawsze odrobinę nieśmiały. Robiło to coś z sercem Harry'ego i jego głową, że był jedynym, który mógł widzieć tę wersję Louisa i nie musiał się tym dzielić. Był jedyną osobą, której Louis ufał żeby go tak widziała i za każdym razem kiedy o tym myślał, niemalże tracił swoje zmysły.
Harry zeskanował wzrokiem ciało Louisa, napięte i smukłe. - Ile razy mogę ci powiedzieć, że jesteś najpiękniejszą osobą, którą znam, zanim stanie się to zbędne?
Louis zamknął oczy. - Prawdopodobnie dotarłeś do swojego limitu gdzieś w tamtym roku.
Zaczął odrobinę mocniej pracować dłonią i Louis jęknął. - Nigdy nie przestanę tego mówić.
- Wiesz - ach - wiesz co to robi z moim ego.
- Jesteś seksowny. Tak cholernie seksowny, to niesprawiedliwe.
- Ego rośnie - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Kochanie - Harry pochylił się, by pocałować jego brzuch, ustami wciąż unikając jego penisa. Louis zakwilił. - Kochanie, doprowadzasz mnie do szaleństwa.
- Uczucie jest odwzajemnione, Harry, kurwa, potrzebuję...
Harry wziął go całego, czując jak penis Louisa uderza w tył jego gardła i Louisowi zabrakło tchu. Pracował nad nim powoli, nie śpiesząc się, przekręcając swoją dłoń przy podstawie w sposób, w jaki wiedział że Louis kochał najbardziej, ponaglając Louisa by stracił kontrolę. I zrobił to. Przestał próbować powstrzymywać swoje jęki, przestał zmuszać swoje biodra by pozostały przyklejone do materaca, przestał skupiać się na oddychaniu. Złapał za włosy Harry'ego, odgarniając jego loki.
- Zawsze sprawiasz, że czuję się tak cholernie dobrze, kurwa - ponownie syknął i uniósł swoje biodra. - Chcę twoje palce.
Harry odsunął się, językiem wciąż pracując na główce i Louis ponownie jęknął. - Chcesz, żebym cię pieprzył?
Louis przytaknął. - Tak, tak, potrzebuję tego.
Sięgnął po lubrykant stojący na szafce nocnej, otwierając go i pokrywając nim swoje palce. Sięgnął w dół i wsunął pierwszego palca, ponownie biorąc Louisa do buzi. Ledwo mógł go usłyszeć przez szum w jego uszach i walenie w klatce piersiowej. Ale usłyszał go, kiedy wsunął drugiego palca bez ostrzeżenia, natychmiast poszukując jego prostaty i naciskając na nią w sam raz. Wiedział, że prawdopodobnie było to zbyt wiele zbyt szybko, ale Louis zacisnął się wokół niego, niemalże lamentując i łapiąc za włosy Harry'ego jeszcze mocniej.
- Harry - wydyszał, gwałtownie oddychając przez nos. - Tak dobrzę. Potrzebuję. Potrzebuję więcej - wykrztusił z siebie.
Harry nie zapytał czy to okej, zanim wsunął trzeci palec, rozkładając je i nawet wtedy Louis wciąż był tak ciasny i ciepły wokół jego palców; będzie ciasny i ciepły wokół jego penisa za jakieś dwie minuty i Harry nigdy nie pogodzi się z tym jak dobre było pierwsze pchnięcie. Jęknął wokół penisa Louisa, zaledwie myśląc o tym, jego własny penis twardy i bolący.
Uważał, że Louis był gotowy - tak właściwie, wiedział to - i całkowicie odsunął się od Louisa, wyciągając palce i sięgając po więcej lubrykantu. Patrzył się na Louisa gdy się nawilżał, nie martwiąc się o prezerwatywę i nie mógł nic poradzić na to, gdy musiał pochylić się i ponownie go pocałować, Louis podniósł się, by go spotkać. Louis jęknął w jego usta, odrobinę je przygryzając, co było gorące i upadł na plecy, kiedy jego ręce się poddały.
- Skłamałem - powiedział Louis, zakrywając ręką swoje oczy. - Nie wyjdę za ciebie. Znajdę sobie kogoś, kogo celem nie będzie zabicie mnie za każdym razem, kiedy będzie chciał wsadzić we mnie swojego kutasa.
Harry zaśmiał się, zagryzając dolną wargę, odsuwając rękę Louisa od jego twarzy. - Nie możesz teraz tego odwołać. Pewnego dnia mnie poślubisz i będę sprawiał, że będziesz płakał za każdym razem, gdy będę cię pieprzył.
- Nie płaczę - odchrzaknął. - W każdym razie, nie za każdym razem.
- Kocham, kiedy płaczesz.
- Ugh, zamknij się - złapał się pleców Harry'ego, drapiąc go. - Tęsknię za uprawianiem seksu ze zwykłymi ludźmi, którzy nie sprawiali że czułem się jakbym miał rozpaść się od środka, Jezu Chryste. To nie jest nawet normalne.
Ponownie się zaśmiał i zawisł nad Louisem, całując go w szczękę. Zaczął w niego wchodzić, potwornie wolno i było mu ciężko robić to powoli, ale było to warte reakcji Louisa. Drżał, jego całe ciało się trzęsło i natychmiast przywarł do Harry'ego, jakby Harry kiedykolwiek mógł się odsunąć. Kiedy wszedł do końca, powiedział - kocham kiedy mówisz o seksie z innymi ludźmi, kiedy cię pieprzę. To tyle, jeśli chodzi o posiadanie mojego własnego ego.
Louis odchylił głowę do tyłu, oczy zamknięte i był tak, tak piękny. Zacisnął mięśnie, próbując zmusić Harry'ego do poruszenia się i to zadziałało. - Twoje ego jest wystarczająco duże - wysapał. - Już to przerabialiśmy.
- Nie zaboli, żeby usłyszeć coś faktycznie miłego od czasu do czasu. - Pchnął głębiej i wiedział, że uderzył w prostatę Louisa przez to, jak jego całe ciało się napięło i zadrżało.
- Coś miłego? - uniósł się i wyssał siniaka na szyi Harry'ego, poruszając swoimi biodrami w rytm pchnięć Harry'ego. - Kocham sposób, w jaki mnie pieprzysz, kocham sposób w jaki nie możesz przestać gapić się na mnie przez cały cholerny czas, kocham to, że doprowadza cię na szczyt robienie mi dobrze.
Harry uśmiechnął się przy szyi Louisa, bo miał rację. - Coś jeszcze, kochanie?
Oddech Louisa był forący na jego twarzy. - Chryste, mówisz mi, że ja jestem piękny, ale spójrz na siebie. Ach, kurwa, właśnie tutaj, Harry, nie mogę.
Nie spytał o resztę zdania, jedynie przytaknął, bo był pewien, że było to coś w stylu tak dalej. Nie zmienił swojego kąta, wciąż kontynuował pchnięcia, dopóki słowa Louisa nie przestał mieć sensu, jedynie jęki i skomlenie opuszczały jego usta. I Harry mógł stwierdzić, że był blisko sądząc po sposobie, w jaki jego nogi zacieśniły się wokół jego talii, robiąc się wiotkie i znowu zacieśniając uścisk. Harry również był blisko, nie mógłby nie być, kiedy miał pod sobą Louisa, jęczącego i pięknego wokół niego. Gorąco w jego brzuchu się rozchodziło i nie mógł się dłużej powstrzymywać.
Zwiększył tempo, tylko odrobinę i złączył swoje palce z tymi Louisa. - Jestem w tobie zakochany.
Louis nie odpowiedział, jedynie zanurzył swoją twarz w klatce piersiowej Harry'ego, obaj spoceni i lepiący się od potu. - Harry...
- Jestem. Kocham cię i szaleję na twoim punkcie i nie sądzę, że kiedykolwiek będę w stanie pokazać ci co dokładnie dla mnie znaczysz. - Mocno pchnął i wymamrotał. - Ale będę próbował.
Louis krzyknął i doszedł, odruchowo zaciskając się wokół penisa Harry'ego sprawiając, że było to dla niego niemalże niemożliwe, żeby się dalej poruszał. Potrzebował jedynie sześciu pchnięć, zanim również doszedł, jakby petarda przeszła przez jego ciało. Było to tak intensywne, niemalże pragnął, by nigdy to się nie skończyło, ciasno trzymając Louisa i opadł na niego, całkowicie wykończony.
Louis poruszył się pierwszy, podnosząc się i ospale całując Harry'ego, ale wciąż było to pełne namiętności. Harry sięgnął dłonią, by wplątać swoje palce w wilgotne włosy Louisa, smakując go, wzdychając w jego wargi. W tym momencie było to znajome, ale nigdy się nie nudziło.
Przerwał pocałunek i usiadł, odgarniając swoje włosy za ucho i uśmiechnął się. - Hej, Harry - wyszeptał.
- Kochanie.
- Czy podziękowałem ci za zabranie nas tutaj?
- Tylko jakieś pięćdziesiąt razy.
- Okej, więc po raz pięćdziesiąty pierwszy. Dziękuję, że nas tutaj zabrałeś.
- Powinniśmy wrócić.
- Powinniśmy - położył się i przysunął tak blisko Harry'ego, że mógł poczuć jak serce Louisa biło przy jego piersi. - Ja ciebie też kocham.
Mieli wady. O rany, mieli wady. Nie byli idealni, oddzielnie czy razem i zawsze będą rzeczy, nad którymi będą musieli popracować. Niektóre dni były czystą magią i niektóre były całkowicie okropne, ale zawsze to było tego warte. Nie było nikogo innego, z kim Harry chciałby przejść przez życie. Był tego absolutnie pewny, bez ani jednej wątpliwości w swojej głowie.
Przyciągnął Louisa niemożliwie blisko i pocałował jego skroń. Louis westchnął i Chryste, był tak szczęśliwy.
Harry mógł być wycieczką Louisa na Maui, ale myślał, że Louis był również jego wycieczką.
I to znajdzie się w jego przysiędze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top