3.3
Przez następny tydzień Louis nie mógł myśleć o niczym innym, poza telefonem od Maggie.
Oddzwonił do niej po tym jak Harry wrócił do swojego domu i powiedział jak bardzo przeprasza, że nie nie przyszedł i do niej nie oddzwonił. Powiedział jej o swoim awansie i zgonił na to winę. Zrozumiała, oczywiście, i poprosiła o spotkanie innego wieczora. Louis zmusił się do powiedzenia tak i zaplanowali spotkać się na kolacji w ciągu tego miesiąca.
Ta cała rzecz sprawiła, że czuł się niespokojny i cały w nerwach.
Musiał śmiać się za każdym razem, kiedy myślał o swojej rozmowie z mamą w sadzie; niemalże jak ironiczny prekursor. To jakby wszechświat wiedział, że zjebie, zapomni o urodzinach swojego zmarłego męża. Nie dawało mu to spokoju. Jeśli czuł się winny przed drugim października, to było niczym w porównaniu jak się czuł teraz.
Jednego wieczora rozglądał się po swojej sypialni i zdał sobie sprawę, że to jakby Harry nieoficjalnie się wprowadził, wymazując Chrisa z obrazka. Bluzy Harry'ego wisiały na klamkach od szafy, jego buty leżały pod oknem, opaski do włosów na szafce nocnej. Louis zassał swoje policzki podchodząc do szafy i otworzył ją. Wisiało tam tyle samo ubrań Harry'ego co Louisa i Louis panicznie zepchnął wszystko na bok, szukając na tyłach szafy rzeczy Chrisa, które zatrzymał po jego śmierci.
Wciąż tam były. Okej. To dobrze. Oddychaj.
Poszedł do salonu i Harry siedział na kanapie, lekko pochylony gdy głaskał Linka, oglądając coś w telewizji. Uniósł wzrok, kiedy usłyszał Louisa.
- Dołączysz do swoich chłopców?
Louis próbował się uśmiechnąć, ale wyszło to jak grymas. - Jasne - usiadł obok Harry'ego i gapił się na telewizor, niezdolny by skupić się na czymkolwiek co tam leciało. Ramię Harry'ego wokół jego ramion było cięższe niż zazwyczaj. Próbował go odgonić, ale nie mógł zmusić swoich kończyn do działania.
Siedzieli tak przez chwilę, nie ruszając się i nie rozmawiając. Harry zdawał się nieświadomy faktu, że umysł Louisa pędził od zbyt dużej ilości myśli, których nie mógł wyłączyć. Wepchnął swoje okulary wyżej na nos; kiedy jego dłonie się tak spociły? Zastanawiał się jak możliwe było dla Harry'ego ignorowanie tego, jak nienaturalne jego oddychanie było. Brzmiało niewłaściwie. Może to wszystko było w głowie Louisa.
Czuł się jakby zdjęcia na ścianach się na niego gapiły. Próbował uniknąć patrzenia się wprost na nie, ale mógł je zobaczyć kątem oka, śledziły go nie ważne w jakim kierunku patrzył. Zrobił się nieznośnie napięty, zaciskając pięści. To wtedy Harry w końcu zauważył.
- Wszystko w porządku, kochanie?
Louis odchrząknął, niezdolny by spojrzeć na Harry'ego. - Tak. Jest dobrze.
- Na co patrzysz?
Zdał sobie sprawę, że jego wzrok utknął na ścianie ze zdjęciami. Tyle wyszło z patrzenia się gdzie indziej. - Um, tylko patrzę na zdjęcia - próbował przełknąć ślinę. - Dziewczynki robią się duże.
Harry przytaknął, wciąż wyglądało na to, że był nieświadom. Jak? - Wciąż kocham to zdjęcie, gdzie jesteś ty, ja i Chris na imprezie Halloweenowej jako trzej muszkieterowie. Ludzie myśleli, że byliśmy cholernie dziwni.
- Prawdopodobnie.
- Powinniśmy zaktualizować to zdjęcie.
Na to Louis uniósł wzrok. - Dlaczego mielibyśmy to zrobić?
- Bo byliśmy dziećmi. Możemy zrobić je jeszcze raz na imprezie Halloweenowej w tym roku.
Mocniej zacisnął pięści. Chrisa tu nie będzie, by jeszcze raz zrobić zdjęcie. - Jakiej imprezie halloweenowej?
Harry wzruszył ramionami. - Popytałem czy ktoś chciałby przyjść do nas na imprezę. Pomyślałem, że będzie zabawnie.
- To nie jest nasz dom. Nie mieszkasz tutaj.
Louis obserwował jak Harry z ostrożnego staje się szczerze zakłopotany w ciągu kilku sekund. - Nie, technicznie nie, ale zawsze jestem tutaj i domyśliłem się, że to niewypowiedziane porozumienie, że w końcu się do ciebie wprowadzę.
- Dlaczego miałbyś tak przypuszczać?
Harry zmarszczył brwi. - Bo jesteśmy razem i nie prosiłbym się, byś przenosił się z Linkiem i cię kocham. To jest następny, logiczny krok, tak myślałem.
- To jest mój dom. Chris i ja kupiliśmy go razem.
- Louis - nie powiedział nic innego, lekko się odsuwając.
Louis zagryzł dolną wargę. - Nie aktualizujemy zdjęć. Potem zapytasz mnie, żebym zdjął swoje ślubne zdjęcia?
Harry dotknął kolana Louisa i Louis odsunął się jakby został poparzony. - Nie musisz ich zdejmować, dopóki tego nie chcesz - powiedział łagodnie.
- Nie chcę. Nigdy nie będę chciał.
- To w porządku, nie proszę cię o to, ale co do cholery się dzieje? - przejechał dłonią po swoich włosach, nerwowy nawyk. Robił to podczas ich całej pierwszej randki. Teraz nie było to tak urocze dla Louisa.
Podniósł się z kanapy i stanął na przeciwko zdjęć, jakby ich bronił. - Zmuszasz mnie, bym pozbył się Christophera. Byłem z nim do cholery po ślubie, czy zapomniałeś? - Jak ja, pomyślał, czując gulę w gardle.
Harry również wstał, ale nie zbliżył się do Louisa. - Nie rozumiem o czym mówisz.
Louis parsknął. - Oczywiście, że kurwa nie wiesz. Jesteś zbyt zajęty planowaniem imprez w moim domu, udawaniem że tu mieszkasz, zbyt zajęty zastępowaniem zdjęć mojego zmarłego męża, zbyt zajęty zastępowaniem jego rzeczy swoim własnym gównem. Na jakim pieprzonym świecie kiedykolwiek pomyślałeś, że to okej?
Harry zrobił kilka olbrzymich kroków w jego stronę i złapał go za nadgarstki. Louis nie zdawał sobie sprawy, że się trząsł aż do teraz. - Louis, przerażasz mnie. Co się stało?
Próbował wyrwać się z uścisku Harry'ego, ale był tak cholernie silny. - Próbujesz wymazać Christophera, żebyś w końcu miał mnie całego dla siebie, tak jak zawsze tego do cholery chciałeś. Był twoim pieprzonym najlepszym przyjacielem i robisz wszystko co możesz, by upewnić się jakby wcale do cholery nie istniał. To obrzydliwe. Chryste, to nie wina Chrisa, że zawsze miałeś obsesję na moim punkcie. On nie zasługuje na to gówno.
Na to Harry puścił nadgarstki Louisa. Jego twarz była czerwona. - Wiem, że nie masz na myśli żadnej z tych rzeczy. To nie jest prawda.
- Miałem na myśli każde słowo.
Ponownie przebiegł dłonią po swoich włosach. - Wiesz, że nic z tych rzeczy nie jest prawdą. Ale jeśli naprawdę tak myślałeś, jestem całkiem kurwa zdezorientowany co do tego co robiliśmy od ostatnich sześciu miesięcy.
Louis nie mógł spojrzeć na Harry'ego, kiedy powiedział - Czuję się cholernie winny, że pozwoliłem ci tutaj wejść i zawładnąć, bawiąc się ze mną w dom. Christopher umarłby jeszcze raz, gdyby wiedział co robiliśmy od kwietnia.
- Co stało się z 'Chris pokochałby myśl o nas razem'?
Pokręcił głową. - Chris byłby zniesmaczony, że pozwoliłem ci zmanipulować mnie żebym z tobą był, bo byłem bezbronny i w końcu mogłeś mnie mieć tylko dla siebie. Zajęło ci dekadę, ale w końcu to kurwa zrobiłeś. - Dolna warga Harry'ego drżała i Louis tego nienawidził, ale nie mógł przestać. - Dla ścisłości, gdyby Chris nigdy nie umarł, to by się nigdy nie wydarzyło. My nie bylibyśmy rzeczą i cholernie bym się z tego cieszył.
Harry wziął krok w tył, płytko oddychając. Próbował nie płakać, Louis mógł to stwierdzić i sam był całkiem blisko tego. - Wiem - wyszeptał. - Wiem, że nie bylibyśmy razem. I myślenie o tym łamie moje serce, bo kocham cię tak cholernie mocno, to mnie przeraża. Ale ja... ja nie zmanipulowałem cię do niczego, Louis. Dlaczego miałbyś kiedykolwiek tak powiedzieć? To takie niesprawiedliwe.
- Nie, co jest niesprawiedliwe to to, że możesz iść do domu po tym jak mnie przelecisz i nie masz żadnej urazy i żadnego poczucia winy co do tego, podczas gdy ja siedzę tutaj, starając się nie krzyczeć na całe gardło, że właśnie pieprzyłem się z najlepszym przyjacielem mojego zmarłego męża w łóżku, które z nim dzieliłem. I że mogę powiedzieć ci, że cię kocham w tym pieprzonym łóżku i ty mi odpowiesz i to boli, że robiłem to z nim i pozwoliłem ci go zastąpić w ciągu jakiś kilku sekund.
Wyglądał jakby miał czymś rzucić, coś zepsuć, złamać Louisa. - Nigdy nic takiego nie powiedziałeś. Nie jestem pieprzoną osobą czytającą w myślach, Louis, jak do diabła mam to wiedzieć?!
Bo przez ostatni tydzień czułem się jak największe gówno i nie wiedziałem jak ci powiedzieć. Wiedziałem, że będziesz próbował to naprawić i nie wiem czy możesz to zrobić. Miałeś tego nie wiedzieć. - Bo nigdy nie czujesz się winny i to jest tak cholernie łatwe dla ciebie! - krzyknął. - I potem jestem sam z moimi pieprzonymi myślami i czym więcej o tym myślę, tym bardziej cię za to nienawidzę!
- Nienawidzisz mnie?
Louis zaczął płakać, nie mógł dłużej tego powstrzymywać i miał powiedzieć Harry'emu, że posunął się za daleko, że nie miał tego na myśli, kiedy Harry powiedział - myślisz, że to dla mnie łatwe? Nie sądzisz chyba, że czuję się winny nie chcąc, by mój martwy, najlepszy przyjaciel wciąż żył jeśli to znaczy, że mam ciebie?
Jego mina wyraźnie wskazywała, że nie chciał tego powiedzieć, ale Louisa to nie obchodziło. Jakikolwiek objaw smutku zniknął. - Możesz wyjść.
Harry podszedł do niego, łzy spływały mu po policzkach i sięgnął by dotknąć Louisa. Louis odsunął się, opierając o zdjęcia. Jedna z ramek wbijała się w jego plecy. - Louis, kurwa, ja...
- Nie. Musisz stąd kurwa wyjść.
- Louis - jego głos się załamał. Wytarł swój nos dłonią. - Proszę. Nie mogę... Nie mogę cię teraz stracić kiedy wiem, jak to jest cię mieć. Nie jestem ponad błaganiem. Nie rób tego. Możemy to naprawić, cokolwiek się tutaj dzieje. Chcę. Ty również tego chcesz. Po prostu.
Kiedykolwiek Louis będzie patrzył wstecz na ten moment, nigdy nie zrozumie jak zdołał utrzymać swój ton głosu tak spokojnym, jego oczy utkwione w Harrym. - Ja również nie jestem ponad błaganiem. I błagam cię, żebyś wypierdalał z mojego domu. Nie wracaj tutaj.
Harry zassał wdech i wsadził ręce do swoich kieszeni. - Lou, proszę nie łam mojego serca - wyszeptał, jego oczy znów zanosiły się łzami.
Kiedy Louis nie odpowiadał ani nie patrzył na niego, Harry w końcu się odwrócił i nie spojrzał się za siebie, kiedy wyszedł przez frontowe drzwi. Louis usłyszał jak Jeep odjeżdża i właśnie wtedy w końcu pozwolił sobie na załamanie. Złapał za pierwsze zdjęcie, które dotknął wiszące na ścianie za nim, nie siląc się by na nie spojrzeć i rzucił nim przez pokój, patrząc jak rozbija się o ścianę naprzeciwko.
Louis odgonił łzy ze swoich oczu, kiedy zobaczył zniszczone zdjęcie swoje i Chrisa ze studiów, ale całkowicie się rozpadł kiedy przypomniał sobie kto je zrobił.
***
Louis obudził się następnego ranka z bólem głowy i dziurą w brzuchu. Niemalże zapomniał dlaczego, dopóki wizja Harry'ego stojącego przed nim, płaczącego nie powróciła do niego.
Kurwa.
Sięgnął po telefon, mając nadzieję, że nie było tam żadnych śladów po Harrym.
Nic. Westchnął z ulgą, ale dziura w jego brzuchu rosła.
Im dłużej odtwarzał w swojej głowie wydarzenia z ostatniej nocy, tym bardziej zły się stawał. Zły na siebie, na Harry'ego, na Chrisa, że ta cała sytuacja rozegrała się w taki sposób. Wszystko nasiliło się tak szybko i skończyło się na tym, że wypowiedział komentarze o których nawet nie wiedział, że był zdolny.
Ale Harry. Harry przeszedł ludzkie pojęcie tym jednym komentarzem na koniec, tuż przed tym jak Louis go wykopał. Za każdym razem gdy o tym myślał, musiał powstrzymać się od walnięcia w ścianę.
Był tak zły, tak, tak zły, w całkowitym zaprzeczeniu, że właśnie zerwał z Harrym, jedyną rozsądną rzeczą w jego życiu i dotarło to do niego trzy dni później, że obecnie utknął pomiędzy pierwszą, a drugą fazą rozpaczy. I kurwa, jeśli to uczucie nie było aż zbyt znajome.
***
Pierwszy tydzien był łatwy.
Przynajmniej tak oszukiwał się Louis.
Minęło siedem dni bez ani jednego słowa od Harry'ego i był wdzięczny. Ciężar w jego klatce piersiowej mijał z każdą godziną. Nigdy nie rozmawiali ze sobą tak długo odkąd się poznali i chociaż ten fakt był widoczny w jego myślach, nie mówienie o tym sprawiało, że łatwiej było iść do przodu i być okej.
Albo zachowywać się, jakby było z nim okej. Cokolwiek.
Niall zadzownił do niego po zajęciach w środę, pytając co się do cholery stało.
- Nie wiem - powiedział Louis, jedząc pozostałości pizzy z minionego wieczora. Rzucił ciasto na podłogę, by Link je zjadł. Harry zawsze go za to beształ. - To po prostu... nie działało.
- To największa bzdura jaką kiedykolwiek słyszałem.
- Nie wiem co ci powiedzieć, Niall. To po prostu koniec, okej? - miał nadzieje, że Niall nie wyłapał drżenia w jego głosie.
Niall zadrwił. - Ogarnij się. Jego serce jest całkowicie złamane. To jak patrzenie na ciebie, kiedy Chris umarł.
Louis niemalże widział czerwień. - Nie waż się porównywać rozstania po sześciu miesiącach do mojego pieprzonego małżeństwa, rozumiesz to? - rozłączył się, nie przejmując się tym co Niall miał jeszcze do powiedzenia.
Miał dość na ten wieczór.
***
Kilka dni przed Halloween, Louis podjął decyzję by wymazać Harry'ego ze swojego domu. Chciał przejść przez to rozstanie z gracją i z jakąś godnością. Więc zdjął zdjęcia, spakował jego ubrania i połamał i wyrzucił do śmieci ohydne okulary do czytania Harry'ego za osiem dolarów, które zostawił na stoliku nocnym. Zrobił to bez żadnych emocji, zawiązując każdy worek na śmieci z kamienną twarzą i pustym umysłem.
Zajęło mu to ponad trzy godziny i kiedy skończył, wcale nie czuł się lepiej. Miał nadzieje, że wystprzątanie domu z Harry'ego Stylesa będzie oczyszczające, że pozbędzie się tego wewnętrznego bólu, któremu nie zdawał się ulżyć. Czuł się tak samo jak przedtem: pusty, bez żadnych emocji oprócz... martwości.
Dotarło do niego, podczas gdy stawiał trzeci worek przy drzwiach, że nawet nie wychodził z domu - poza pracą i spacerami z Linkiem wokół okolicy - od dnia, gdy Harry wyszedł. Nieco pamiętał swojego terapeutę, delikatnie mówiącego mu po tym jak Chris zmarł, że izolacja była pierwszą fazą rozpaczy.
Louis ciężko przełknął. On nie rozpaczał. To nie była taka sama sytuacja.
Wziął swój telefon i wybrał numer, który znał na pamięć. Głos, za którym tęsknił zbyt długo odpowiedział.
- Louis? Co u ciebie, kochanie?
- Cześć Maggie - jego oczy już zaczęły zachodzić łzami. - Radzę sobie okej, Ja, um - przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą, obserwując jak Link drapie się za uchem. - Zastanawiałem się czy możemy się teraz spotkać. Jakby, dzisiejszego wieczora, jeśli nie jesteś zajęta.
Maggie wyraźnie wyłapała desperację w jego głosie. - Wszystko okej? Co się dzieje?
Odchrząknął. - To nic. Po prostu gównianie się czuję, odkąd nie byłem w stanie przyjść na kolację urodzinową Chrisa i chciałem was zobaczyć tak szybko jak to możliwe - cóż, to było tylko w połowie kłamstwem.
- Oczywiście, Lou. Jest restauracja, którą od dawna chcieliśmy wypróbować z Richem, jeśli chcesz się z nami tam spotkać. Chcesz, żebyśmy również zaprosili Carly?
Louis poczuł nową falę poczucia winy. Nie rozmawiał ze starszą siostrą Chrisa od prawie roku. - Tak, spytaj Carly.
- Okej, kochanie. Zobaczymy się koło siódmej?
- Idealnie.
Pożegnał się i rozłączył, biorąc głęboki wdech, opierając się o ścianę i przeklinając tylko trzy razy, kiedy potknął się o worki wypełnione rzeczami Harry'ego po drodze do łazienki.
***
Siedząc obok rodziny Chrisa, Louis czuł się jakby mógł oddychać po raz pierwszy od tygodni. Zawsze czuł się komfortowo w ich obecności, jakby należał tam jako członek rodziny. Nawet kiedy Chrisa nie było, to wciąż było zbyt znajome uczucie i za to był wdzięczny.
Po długich uściskach, Louis i rodzina Wellsów spędziła następne półtorej godziny bezczynnie podjadając włoskie jedzenie, rozmawiając o nadchodzących zaślubinach Carly z jej chłopakiem Ianem, dodatkach w kuchni nad którymi Rich pracował od marca i nowej pracy Louisa.
To wszystko było takie uspokajające i znajome, tak normalne i szczęśliwe, że Louis zapomniał, że cokolwiek było złego w jego osobistym życiu.
Maggie podniosła swoją serwetkę z kolan i położyła ją na stole. - Więc, minęły prawie trzy lata.
Louis spojrzał na swój talerz. - Pierwszy grudnia, tak.
Przytaknęła. - No wiesz, to akceptowalny czas dla ciebie by... zacząć znów randkować, kochanie.
Ożywił się na to. - Tak właściwie, robię to. Harry. - Słowa wyszły z jego ust, zanim mógł je powstrzymać.
Carly uniosła brew. - Styles?
Kurwa. Co powinien teraz zrobić, powiedzieć, że tylko żartował? Odgarnął z oczu swoje włosy i zdecydował iść za ciosem. - Uh, tak.
Na jej twarzy zagościł uśmiech i Louis chciał umrzeć. - Od jak dawna?
- Od około kwietnia - niech kłamstwa się ciągną.
- Dlaczego go dzisiaj nie przyprowadziłeś?
- Uh, miał coś do zrobienia.
Maggie nie zdawała się wyłapać jego zawahania i jej uśmiech był szklisty, kiedy złączyła ze sobą swoje dłonie. - To jest... Boże, Louis. Christopher byłby tak szczęśliwy wiedząc o tym.
Byłby szczęśliwy wiesząc, że kłamię przez zaciśnięte zęby? pomyślał. - Naprawdę? - było tym, co powiedział w zamian.
- Jego ulubiona osoba opiekuje się jego ulubioną osobą - wymamrotała Maggie. - Oczywiście, że byłby tym podekscytowany.
Louis przytaknął, czująć własne łzy pod powiekami. Jego głowa zaczynała boleć. - Mam taką nadzieję - wyszeptał.
Siedzieli w restauracji przez kolejną godzinę, Louis desperacko unikał imienia Harry'ego i do czasu kiedy się pożegnał i wrócił do samochodu, jego dłonie się trzęsły.
Nie próbował rozmawiać z Niallem od czasu, gdy przerwał połączenie i Niall również nie próbował się z nim skontaktować, ale potrzebował z nim teraz porozmawiać.
Niall odebrał po czwartym sygnale. - Louis - powiedział, głos spokojny.
- Właśnie poszedłem na kolację z Maggie i Richem i Carly - powiedział, zażenowany że już płakał, ale nie mógł tego powstrzymać.
Niall zdawał się zlitować. - Coś się stało, Lou?
- Spytali mnie czy się z kimś spotykam i nawet się do cholery nie zawahałem, Niall. Całkowicie zapomniałem, że z nim nie jestem. Ja po prostu... Powiedziałem im, że jestem z Harrym jakby nic się nie stało, jakbym nie potraktował go jak gówna i nie powiedział, żeby wypierdalał z mojego domu - na zewnątrz było wystarczająco chłodno, że widział swój oddech gdy głęboko odetchnął. - I potem po prostu to kontynuowałem, bo to był pierwszy raz od tygodni kiedy nie czułem się jakbym miał się rozpaść.
- Dzwoniłeś do Harry'ego? Myślę, że może powinieneś - jego głos był cichy, prawie jakby szeptał. Louis nie wiedział czy to miało być kojące, ale takie było.
- Nie mogę zadzwonić do Harry'ego, okej?! Nie pamiętałem o urodzinach Christophera i zaczynam zapominać jak to było być wokół niego i być jego mężem i to nie wina Harry'ego, ale go o wszystko obwiniłem i kurwa - jego klatka piersiowa unosiła się i musiał zacząć jechać, ale nie mógł się skupić. - To nie zadanie Harry'ego, by się mną zajmować i składać mnie z powrotem do kupy i jeśli do niego zadzownię to będzie tym, co zrobi, bo za bardzo się troszczy i kocha za mocno i ja... - przerwał, niezdolny do sformuowania niczego innego. - Co do cholery zrobiłem?
- Posłuchaj mnie - powiedział Niall, tym razem głośniej. - Harry nie opiekuje się tobą, bo czuje się do tego zobowiązany. Robi to, bo jest w tobie do cholery zakochany. Nawet przed tym, jak wasza dwójka była razem, zrobiłby dla ciebie wszystko. Dlaczego mu po prostu nie powiedziałeś, że coś cię dręczy, Lou? Jezu.
Louis mocniej ścisnął swój telefon. - Nie wiem, nie wiem i jeśli bym to zrobił, nie wybuchnąłbym przed nim i mógłby pójść ze mną dzisiaj na kolację i nie panikowałbym teraz przez telefon, na miłość boską. - Próbował, nieskutecznie, uspokoić swoje łomoczące serce. - Jeśli nie byłbym takim cholernym dupkiem i po prostu mu powiedział, nie dzieliłyby mnie sekundy od wjechania prosto w samochody na ulicy i nie udawałbym, że wciąż się z nim spotykam, bo to jedyny sposób... - jego głos ponownie się poddał i Niall nie silił się, by pytać.
- Nie graj w 'co jeśli'. Po prostu do niego zadzowoń lub pojedź do jego domu, albo rusz dalej. Przestań robić to.
Spojrzał na sufit w samochodzie. - Powinienem zadzownić do Liama.
Niall parsknął śmiechem. - Prawdopodobnie.
Louis milczał przez kilka chwil, jedynie skupiając się na oddychaniu. W końcu powiedział - przepraszam, że się rozłączyłem kilka dni temu.
- Tak, cóż, przechodzisz przez gówno.
- Zgaduję - potarł oczy. - Naprawdę sądzisz, że powinienem do niego zadzownić? Rozmawiałeś z nim? - zassał policzki. - Czy radzi sobie okej?
- Rozmawiałem z nim. Powinieneś do niego zadzownić. Nawet jeśli żeby mu powiedzieć, że całkowicie to kończysz i chcesz być przyjaciółmi. Albo niczym. To niesprawiedliwe zostawiać go w kompletnej ciemności. Zasługuje na zamknięcie tej sprawy, jeśli to jest czymś do czego dążysz, no wiesz?
Louis nie przejmował się tym, by znowu zapytać jak Harry sobie radził. Mógł przypuszczać. Westchnął. - Wiem. Chyba.
- Jedź do domu, Louis. Idź do łóżka i poukładaj sobie w głowę i w następny weekend możemy gdzieś wyjść.
- Okej. Dziękuję.
- Oczywiście.
***
Kiedy Louis wrócił do domu, nienawidził tego, że światło na ganku nie było włączone. Było tak ciemno na zewnątrz i nigdy nie pamiętał żeby je włączyć, zanim wyjdzie z domu.
Harry zawsze pamiętał.
Łokciem otworzył drzwi i jego wzrok natychmiast przyciągnęła kupa śmieci, którą zebrał, zanim wyszedł z domu.
- Kurwa - powiedział. Był zmęczony, tak, tak zmęczony.
Podczas kiedy tam stał, gapiąc się na worki na śmieci zdał sobie sprawę, że wchodził w trzecią fazę rozpaczy - negocjacje, zastanawianie się i granie w 'co jeśli' - i całkowicie nienawidził tego jak mógł to rozpoznać. Jakby nachodziło to falami, przewracając go po tym, jak ponownie się pozbiera.
Nie opróżnił worków na śmieci, ani nie odłożył rzeczy na swoje miejsce, ani nie wystawił ich na zewnątrz, ale zaciągnął je z powrotem do swojej sypialni. Położył je obok łóżka i zasnął, zanim mógł wymyślić co zrobić, wiecznie borykając się ze swoimi myślami.
***
W noc Halloween, Louis zdołał włożyć jedną nogę w swój kostium pirata, zanim zdecydował, że był to okropny pomysł. Napisał do Nialla i powiedział mu, by zapomniał o ich planach i spędził reszte wieczoru sam na kanapie, starając się nie gapić na w połowie pustą ścianę ze zdjęciami obok telewizora. W końcu położył miskę wypełnioną słodyczami na schodach przed domem, więc nie musiał z nikim rozmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top