3.1

Jak się okazało, zakochanie się w Harrym było najłatwiejszą rzeczą, którą kiedykolwiek zrobił, kiedy w pełni pozwolił, by to się stało. Harry sprawiał, że jego pozornie nieciekawe życie było ekscytujące i te wszystkie rzeczy, które przedtem go martwiły zdawały się nie mieć już takiego znaczenia teraz, kiedy miał tego chłopaka w swoich ramionach. Nie miał nic przeciwko pójściu do pracy w poniedziałkowy poranek, bo wiedział, że dziewięć na dziesięć razy Harry będzie na niego czekał, kiedy wróci do domu. Nie bał się pracy w ogrodzie jak zwykł to robić; Harry zazwyczaj do niego dołączał by pomóc, a jeśli tego nie robił, stał pod domem, wykrzykując sprośne rzeczy o tym jak Louis gorąco wygląda grabiąc liście, rzucając piłkę Linkowi, Louis śmiejący się przez cały czas. Nawet płacenie rachunków nie było takim gównianym zadaniem z Harrym wokół. Jakby mogło tak być, kiedy Harry był w kuchni kilka metrów od niego, śpiewając piosenkę, która utknęła w jego głowie na ten moment, mieszając masę na ulubione naleśniki Louisa?

Było to również oczywiste dla wszystkich wokół nich. Jednego piątkowego wieczora wyszli na męski wieczór – Louis, Harry, Liam i Niall – do zatłoczonego sportowego baru. Pili tanie piwo i jedli ostre skrzydełka aż do północy, śmiejąc się z siebie nawzajem, krzycząc na mecz lecący na wielkim ekranie. Ludzie zaczęli wychodzić kiedy gra się skończyła i Harry wstał ze swojego krzesła.

- Pójdę zapłacić nasze rachunki – powiedział, rozciągając się, jego koszulka podwinęła się do góry przez ten ruch.

Louis pochylił się I uszczypnął jego odsłoniętą skórę. – Zajmiesz się moim i ja co oddam>

Harry odepchnął jego dłoń, przewracając oczami. – I tak miałem to zrobić.

Uśmiechnął się i przesadnie zamrugał. – Rozpieszczasz mnie, Harold.

- Tak, tak.

Louis odwrócił się z powrotem, kiedy Harry zniknął z zasięgu wzroku i zadrwił z min, które posyłali mu Liam z Niallem. – Co?

Liam wzruszył ramionami, wciąż robiąc głupią minę. – Nie wiem. Po prostu... - bawił się etykietą od swojego piwa. – Kocham to, jak szczęśliwi jesteście.

Louis wydał z siebie odgłosy duszenia się. – To jest gorsze, niż myślałem.

Zaśmiał się. – Mówię poważnie, Lou. Wiesz jak trudno jest patrzeć jak jedna z twoich ulubionych osób przechodzi przez coś takiego co ty? Przez ostatnie dwa lata byłeś tuż przede mną, ale tęskniłem za tobą.

Louis próbował rozegrać to tak, jakby Liam był beznadziejnym mięczakiem – którym był – ale w jego gardle i tak pojawiła się gula. Nie mógł unieść wzroku, kiedy powiedział – tyle wystarczy, Payno.

- I nigdy nie pomyślałem, że Harry kiedykolwiek odważy się, by w końcu przyznać się, że ciebie pragnął – dodał Niall.

Na to uniósł głowę. – Przepraszam bardzo?

Niall uśmiechnął się, przytakując. – Sądziłeś, że nie wiedziałem.

Liam zaśmiał się. – Ja też.

Louis uniósł dłonie. – Okej, wróć. Co wiecie? Powiedźcie mi. Teraz.

- Taki władczy – Liam cwaniacko się uśmiechnął. – Nie wiem co Harry w tobie widział przez te wszystkie lata.

- Podpalę cię.

Niall parsknął. – Jezu. Okej. Kiedy poznałem Harry'ego, zawsze mówił o swoich dwóch najlepszych przyjaciołach z domu, Louis i Chris, Louis i Chris, Louis i Chris. Przez cały pieprzony czas. Ale czym więcej mówił, tym bardziej było to oczywiste, że coś pomijał, no wiesz? Więc wtrąciłem nosa. Zajęło to jedynie kilka drinków by przyznał, że podobasz mu się od liceum i czuł się jak dupek, bo byłeś oczywiście zajęty i to przez jego najlepszego przyjaciela. I wtedy mi powiedział, że tylko ja wiem, ale zgaduję, że to nie było prawdą, bo Liam również wiedział przez ten cały czas.

- Nigdy mi nie powiedział – powiedział Liam, wciąż bawiąc się etykietą. Spojrzał na Louisa. – Po prostu to wiedziałem. Zawsze miał słaby punkt co do ciebie. Sposób, w jaki patrzyłeś na Chrisa był sposobem, w jaki Harry patrzył na ciebie – wzruszył ramionami. – Wciąż patrzy na ciebie w ten sposób.

Louis zagryzł dolną wargę. – Nigdy nie wiedziałem. Powiedział mi, ale... po prostu. Nigdy tego nie widziałem.

Niall sięgnął do kieszeni i rzucił pieniądze na stół. Odepchnął swoje krzesło I wstał. – Teraz to nie ma znaczenia. Jesteś szczęśliwy. I Harry... Jezu, ten dzieciak jest w siódmym pieprzonym niebie. To też mi powiedział.

- W siódmym niebie przez co? Co ci powiedziałem? – Spytał nagle Harry zza Louisa.

- Nie zadawaj pytań, tylko się ze mną zgódź – rozkazał Niall, klepiąc go po plecach.

- Okej, jestem w siódmym niebie.

- Dobry człowiek.

Wrócili z powrotem do Louisa, leżał do góry nogami na swoim łóżku, głową w miejscu, gdzie powinny być stopy. Nie martwił się zdjęciem swoich jeansów, ale zdołał skopać swoje buty w sekundzie, gdy wszedł przez drzwi.

Mógł usłyszeć jak w łazience Harry szczotkował swoje zęby i Louis zamknął oczy. Czekał na dźwięk zakręcania wody. Kiedy było cicho, zawołał – Harry?

Uniósł wzrok, kiedy usłyszał jak Harry wszedł do pokoju, wyłączając za sobą światło w łazience. Nie miał na sobie koszulki i linia jego włosów była mokra, prawdopodobnie od mycia twarzy. – Co tam?

Louis nie usiadł. – Jestem jakby... - zaczął machać dłońmi w powietrzu – naprawdę cholernie szczęśliwy.

Uśmiech Harry'ego był niedorzeczny. Podszedł do Louisa. – Och, tak?

- Tak – przełknął ślinę. – A ty?

- Jestem naprawdę, cholernie szczęśliwy, Lou.

- To dobrze – Louis wciąż leżał do góry nogami na łóżku i Harry wciąż się uśmiechał; z pozycji Louisa wyglądało to, jakby robił kwaśną minę. – Chodź tu, żebym mógł cię pocałować.

- Może być trochę trudne, jeśli jesteś do góry nogami – powiedział Harry, ale i tak się schylił.

Było to tak cholernie ostrożne, ten pocałunek, że mógłby nie być uważany za takowy. Wargi Harry'ego lekko otarły się o te Louisa, językiem przejeżdżając po jego dolnej wardze, delikatnie ją przygryzając. Louis był pewien, że wokół nich były inne dźwięki – Link poruszał się na swoim łóżku w kącie, podłoga skrzypiała pod stopami Harry'ego, kran w kuchni nigdy nie zdawał się nie kapać – ale wszystko, co Louis mógł usłyszeć to odgłos sowich oddechów mieszających się z tymi Harry'ego.

Ich usta nie zdawały się do siebie dopasować, ich ruchy trochę nieskoordynowane i Louis nie mógł znaleźć tego kąta, którego chciał, ale gładkie ruchy ich warg naprzeciwko siebie były zbyt gorące, że Louis ledwo mógł to znieść. Musiał przekręcić swoją głowę w bok, by łatwiej całować Harry'ego i Harry załapał wskazówkę, opadając na materac i wpinając się na Louisa, przykrywając swoim ciałem to Louisa. Nie ocierał się o niego jak zazwyczaj by to robił po takiej ilości droczenia się – pocałunek był zbyt lekki i krótki, by był czymś innym poza droczeniem się – ale wsunął swoje palce we włosy Louisa, wbijając swoje paznokcie, jego oddech ciężki. Louis objął szczękę Harry'ego swoimi dłońmi, w końcu dostając to, czego chciał by pogłębić pocałunek, smakując Harry'ego.

Całowali się jeszcze przez chwilę, wystarczająco długo, by Louisowi kręciło się od tego w głowie i to Harry przerwał pocałunek. Położył się i przykrył ciało Louisa swoim własnym, całując go po szyi. Louis zaczął się wiercić.

Harry w końcu usiadł, ciągnąc ze sobą Louisa. Nie był w stanie odwrócić wzroku, kiedy Harry gapił się prosto w jego oczy i wyszeptał – tak bardzo cię kocham, nie mogę w to nawet uwierzyć.

Louis też nie mógł w to uwierzyć. Przejechał kciukiem po dolnej wardze Harry'ego. – Też cię kocham.

Harry upadł na poduszki, wyciągając dłoń, by Louis do niego dołączył. Wciąż miał na sobie swoje jeansy, ale nie było mowy, że teraz się przebierze. Później je z siebie zdejmie. Położył się obok Harry'ego, podciągając kołdrę pod samą brodę.

- Dobranoc, Spidermanie – powiedział Louis, zamykając oczy.

Nie musiał ich otwierać by poczuć, jak Harry uśmiechał się obok niego.

***

Był koniec lipca, kiedy Louis dostał telefon w pracy, pytając go czy byłby zainteresowany przejęciem zajęć raz w tygodniu w dwuletnim college kilka mil od jego domu. Nauczanie było czymś, o czym zawsze myślał, ale nigdy nie rozważał tego na poważnie. Niepewnie zapytał Harry'ego o jego opinię.

- Louis, jesteś poważny?! – zawołał.

Louis rozszerzył swoje oczy w zaskoczeniu. – Myślisz, że to dobry pomysł?

- Um, tak, to dobry pomysł. Masz genialny umysł. To byłoby niezwykłe by zobaczyć co mógłbyś zrobić przed grupą dzieciaków.

- Cóż, to nie byłyby tylko dzieciaki. Byliby tam uczniowie w typowym, studenckim wieku, ale również prawdopodobnie dorośli, starsi ode mnie – wyjaśnił Louis, próbując być nonszalanckim, ale entuzjazm Harry'ego był zaraźliwy. – Byłby to tylko jeden dzień w tygodniu. Sądzę, że osoba z którą rozmawiałem powiedziała, że środy wieczorem. Byłyby to zajęcia z angielskiego.

- To idealne dla ciebie – powiedział Harry. – Jeden dzień w tygodniu nie odciągnie cię od twojej pracy i będziesz miał dodatkowe pieniądze. Plus, to byłoby ekscytujące, by spróbować czegoś nowego i wiem, że byłbyś w tym niesamowity. I mogę przychodzić tutaj i zajmować się Linkiem, dopóki nie wrócisz do domu. Przypuszczam, że szedłbyś prosto z pracy na zajęcia.

- Jesteś szalony – powiedział Louis, śmiejąc się. – Chcesz, żebym wziął tę pracę?

- Louis – jęknął. – Musisz ją wziąć.

Przytaknął. – Okej, tak. Myślę, że masz rację. Wezmę to.

- Ach! Pokochasz to! – zawołał Harry.

Sprawiał, że brzmiało to tak łatwo.

Jak się okazało, takie nie było.

***

Po swoich pierwszych zajęciach Louis czuł się tak nieprzygotowany i pomyślał, że byłoby lepiej gdyby nigdy więcej się tam nie pokazał.

- To ponad moje siły - powiedział Harry'emu przez telefon w drodze do domu. - To był cholernie głupi pomysł.

- Nie, Lou - zaprzeczył Harry. Louis mógł usłyszeć jak coś brzdąkało w tle. Przypuszczał, że to smycz Linka. - To był pierwszy dzień, oczywiście, że było to stresujące. Będzie lepiej.

- Nie miałem pojęcia co robię. To było całkowicie upokarzające. Ci ludzie prawdopodobnie myślą, że jestem zupełnie nieporadny. Jakby, jak do cholery mam ocenić referaty? Nawet nie wiem czego szukam. Co powinienem robić, Harry?! 

- Louis. Posłuchaj mnie. Zaoferowano ci tę pozycję z konkretnych powodów. Masz kwalifikacje, jesteś inteligentny, jesteś obiecujący jako profesor, masz to.

- Nie, ty posłuchaj mnie. Jestem cholernie przerażony, że nie jestem w stanie tego zrobić i nie jesteś realistyczny. Mogę zawalić, okej? Mogę zawalić i chcę być na to przygotowany. 

Harry westchnął. - Nie możesz być tak pesymistyczny.

- Nie jestem. Jestem realistą. Uważasz, że wszystko jest cholernie wspaniałe przez cały cholerny czas i to nie jest prawdziwe pieprzone życie, Harry. Nie zawsze masz rację, więc się zamknij.

Panowała cisza z wyjątkiem szczekania Linka w tle. - Tak, okej. Pozwolę ci iść.

Louis jęknął. - Harry, przepraszam, to było niegrzeczne. Jestem zestresowany, wyżywam się na tobie.

- Racja, jest w porządku, pozwolę ci wrócić do prowadzenia samochodu.

Louis zaczął mówić mu, że nie było w porządku, ale rozłączył się. - Kurwa - wymamrotał pod nosem Louis - kurwa mać.

***

Kiedy zaparkował pod domem dwadzieścia minut później, Jeepa Harry'ego nie było i Link był z powrotem w domu. Na stole leżał mały bukiet kwiatów z przyczepioną karteczką Gratulacje!

Louis spuścił głowę. - Kurwa - powtórzył raz jeszcze.

Zajęło mu jakieś trzy minuty by zdecydować, żeby wrócić z powrotem do samochodu i pojechać do domu Harry'ego.

***

Zapukał do drzwi, w brzuchu czuł uścisk i chwilę później Harry je otworzył. Miał na sobie przydużą bluzę - tę, ktorą Louis lubił podkradać, nawet jeśli się w niej topił - i neonowe, żółte, sportowe spodenki. Wyglądał niedorzecznie. Louis tak się cieszył, że go widział.

Natychmiast rzucił mu się w ramiona i Harry instynktownie otoczył go ramionami, głaszcząc go z tyłu głowy. - Nie chciałem cię zdenerwować - wymamrotał w czubek głowy Louisa i do cholery jasnej, Harry go przepraszał.

Louis odsunął się. - Jak śmiesz mnie przepraszać, kiedy to ja byłem dla ciebie niezłym dupkiem?

Harry lekko się uśmiechnął. - Przepraszam.

- Harry.

Zaśmiał się. - Kontynuuj.

Louis spojrzał w dół i złączył ze sobą ich dłonie. - Przepraszam. Byłem takim kutasem. Próbowałeś mnie wesprzeć, a ja wylałem na ciebie moje wszystkie frustracje. Całkowicie nie okej.

Harry ścisnął ich dłonie. - Nie okej, ale tak jest. Rozumiem.

Louis chciał położyć się na środku ulicy. Nikt nie powinien być tak wyrozumiały. - Mogę zrobić ci kolację? 

- Myślałem, że próbowałeś przeprosić.

- Och, ha-ha, jesteś przezabawny.

Harry uśmiechnął się. - Już zamówiłem chińszczyznę. Wygrałeś.

Louis podążył za nim do środka, nie puszczając jego dłoni. Czuł, jakby wygrał.

***

Kilka tygodni później w piątkową noc, Louis siedział po łokcie w referatach do ocenienia. Powoli zaczynał łapać to całe nauczanie – Harry wciąż nie powiedział a nie mówiłem i Louis sądził, że musiał mieć nadludzkie siły – i tak właściwie Louis zaczynał czerpać z tego przyjemność.

Oprócz oceniania prac. Wolałby wydłubać sobie oczy, niż ocenić kolejny referat.

Harry próbował przekonać Louisa by wyszedł z nim, obiecując, że wieczór poza domem pomoże mu oczyścić umysł i na świeżo zacznie ponownie oceniać prace następnego ranka.

- Po prostu chcę to dzisiaj skończyć – powiedział uparcie Louis. – Mam, jakby, cztery prace do końca. Chcę je wszystkie skończyć teraz i nie mieć nic na weekend. I potem w końcu będę mógł ponownie zwracać na ciebie uwagę, Ale teraz, ten kuchenny stół jest moim domem.

Harry jęknął. – Ugh, w porządku. Cholernie za tobą tęsknie – pochylił się, by pocałować go w szczękę. Pachniał jak woda kolońska i szampon. – I tęsknie za pieprzeniem ciebie. Minęło jakieś... tysiąc lat.

Louis odepchnął go, śmiejąc się, ale miał rację. – Proszę, idź sobie. Skończę to i potem pozwolę ci pieprzyć mnie aż do niedzieli, jeśli chcesz.

Harry niemalże warknął na to. – Chcę.

Przewrócił oczami. – Zatem dobrze, idź spotkaj się z Niallem. Będę tutaj.

- Ugh. W porządku – szybko cmoknął Louisa w usta i poszedł w stronę drzwi wejściowych. Wkładał swoje buty, kiedy powiedział – nie zaśnij, zanim wrócę do domu.

Louis zdjął swoje okulary i potarł oczy. – Żadnych obietnic.

***

Harry wtoczył się przez drzwi o około pierwszej w nocy, kiedy Louis kończył ostatni referat, nieświadomy późnej godziny. Po drodze potknął się o parę butów stojącą przy drzwiach.

- Ta-da! Jestem tu! – wykrzyknął.

Louis ziewnął. – Mogę to zauważyć. Prowadziłeś?

Gwałtownie pokręcił głową, loki podskakiwały. – Nieee, Niall prowadził.

- Okej, dobrze.

Harry podszedł do Louisa i usiadł na podłodze obok niego, kładąc głowę na kolanach Louisa. – Zamierzam cię pieprzyć.

Louis parsknął. – Kochanie, nie sądzę, że to się dzisiaj wydarzy.

Mógł poczuć jak Harry wydął wargi. – Ale dlaczego? – jęknął.

- Bo ja jestem zbyt zmęczony by udawać, że mi się podoba i ty jesteś zbyt pijany, by to było dobre.

- Um, niegrzeczne.

- I poza tym, jeszcze nie skończyłem. Tylko jakieś trzy paragrafy.

- Lou, jest tak późno. Chodźmy po prostu do łóżka. Możemy spać. Pomasuję ci ramiona. Chcę. Proszę - pocałował udo Louisa i ten prawie się poddał.

Prawie.

- Przygotuj się do spania, H. Zaraz do ciebie dołączę.

Harry nawet nie próbował się ruszyć. W zamian zaczął głaskać Linka za uszami, który smacznie spał pod stołem. – Co oceniasz? Co to za zadanie?

Louis westchnął. – Pracujemy nad kreatywnym pisaniem. Chciałem, żeby napisali opowiadanie, zamiast czegoś szukać. Jak dotąd nie radzą sobie źle.

- Opowiadają ci swoje własne historie.

- W zasadzie, tak – zaczął stukać nogą, mając nadzieję, że Harry załapie wskazówkę, że robił się niecierpliwy i po prostu chciał to skończyć bez jęczenia swojego pijanego chłopaka i grania w dwadzieścia pytań.

- Hej, Lou?

- Chryste, Harry, co?

Ścisnął kostkę Louisa przez jego dresy. – Czy też mogę opowiedzieć ci historię?

Louis odchylił swoją głowę do tyłu. – Jeśli powiem tak, pójdziesz po tym do łóżka?

Harry ciągnął za nitkę wystającą ze swoich jeansów. – Mmm, tak.

Pomyślał, że brzmiało to bardziej jak prawdopodobnie, niż zdecydowanie tak, ale zgodził się. – Okej, opowiedz mi swoją historię.

Zdawało się jakby miał problemy z pozostaniem przytomnym, alkohol wyraźnie dawał się we znaki. Mrugał powoli i ciężko. – Dawno, dawno temu żył sobie chłopiec o imieniu Harry.

Louis przejechał dłonią po włosach Harry'ego, drapiąc go. – Co robisz?

- Cśś, to czas na bajkę – wybełkotał. – Jak mówiłem, był sobie chłopiec o imieniu Harry. Żył sobie również chłopiec o imieniu Louis. To drapanie czuć dobrze, nie przestawaj.

Zaśmiał się. – Nie przestanę.

- I Harry i Louis byli najlepszymi przyjaciółmi. Jakby, mieli na swoim punkcie świra. I wiele razy wszystko, o czym mogłem myśleć to całowanie cię, nawet kiedy byliśmy dziećmi.

Louis zarumienił się. – Zmieniasz czasy, kochanie.

- Zamierzasz mnie ukarać, profesorze?

- Na miłość boską – zaśmiał się. – Kontynuuj opowiadanie swojej historii.

Harry zanurzył twarz w udzie Louisa. – To było latem kilka lat temu. Zaprosiłem ciebie i Chrisa na tydzień nad jezioro. To były wakacje przed tym, jak poszedłeś na studia.

- Pamiętam – przytaknął Louis. – To nie jest zmyślona historia, Harry.

- Nie powiedziałeś, że taka musi być. Powiedziałeś tylko, żebym opowiedział historię.

Dobra uwaga. – Masz rację.

- Oczywiście, że mam. Więc byliśmy nad jeziorem i stałem przy brzegu i nagle kurwa znikąd, bam! – Harry zderzył ze sobą dłonie, tym samym strasząc Louisa i Linka. – Pojawiłeś się znikąd i wrzuciłeś do wody, przez cały czas krzycząc. I woda była lodowata i nadepnąłem na głupi kamień i ty wciąż krzyczałeś mi do ucha i... - jego już różowa i zarumieniona twarz stała się jeszcze bardziej czerwona – i pamiętam że wszystko, o czym mogłem myśleć to 'mój Boże, jest takim wrzodem na tyłku, tak bardzo go kocham'.

Louis przełknął. – Naprawdę?

Przytaknął. – W tamtym momencie przyszło mi do głowy, że to nie jest normalna myśl o twoim platonicznym przyjacielu, szczególnie, kiedy był wielkim idiotą. – Jego oczy były zaszklone, a oddech płytki. Louis pomyślał, że mógł zasnąć tutaj, na podłodze w kuchni. – Mogłem szczęśliwie poślubić kogoś ze studiów, albo pracy, albo przyjaciela Liama, jeśli Chris wciąż by tutaj był i wszystko byłoby tak, jak kiedyś. Mógłbym o tym zapomnieć. Moim crushu. Mógłbym ruszyć dalej. Ale. – Przerwał, by czknąć. – To nie byłoby właściwe, bo myślę, że miałem skończyć z tobą. Być może – Harry spojrzał na Louisa. – Prawdopodobnie.

Niespeszona szczerość w jego głosie i na jego twarzy była tym co sprawiło, że Louis wstał z krzesła i usiadł obok niego na podłodze. Płytki były zimne. Nie obchodziło go to. – Prawdopodobnie – powtórzył. – To piękna historia, Harry. Najlepsza, jaką słyszałem przez cały wieczór.

Odchrząknął. – Dziękuję. – Przejeżdżając w górę i w dół po łydce Louisa, kontynuował, w połowie szepcząc, powieki opadające. – Zawsze cię kochałem. Nie koniecznie w romantyczny sposób, ale kochałem. Zawsze cię kochałem. W ciągu ostatnich lat był czas, kiedy myślałem, że może to już nie była platoniczna miłość. Że może ten crush był czymś więcej i już nie miałem tego tak pod kontrolą. Ale kiedy porównam co wtedy czułem do ciebie do tego, co czuję teraz... - uszczypnął kolano Louisa bez żadnego powodu. – Tak szczerze nie wiedziałem jak jest to jest naprawdę cię kochać. Miałem jedynie pojęcie jak to czuć. Ale teraz wiem. – Spojrzał na Louisa, zielone oczy zatrzymały się na tych niebieskich. – Myślisz, że Chris byłby z tym okej? – nagle spytał, w głosie słychać było nutkę desperacji. – Myślisz, że Chrisowi spodobałoby się to, że jesteśmy teraz razem? Nie czułby się zdradzony, ani nic?

Louis nie wiedział co powiedzieć, po części dlatego, że był oniemiały przez słowa Harry'ego, a częściowo dlatego, bo codziennie zadawał sobie to samo pytanie. Splątał swoje dłonie z tymi Harry'ego. – Chris kazał mi znaleźć kogoś, kto kocha mnie tak samo lub bardziej, niż on sam, pamiętasz? – wyszeptał. – Ufał ci i tak bardzo cię kochał. Myślę... Myślę, że byłby wdzięczny, że znalazłem ukojenie w kimś tak bliskim nam obu. Przynajmniej to jest to, co mówię samemu sobie.

Harry przytaknął, nie mówiąc nic więcej. Sięgnął i ponownie pogłaskał Linka, ruchy nawet wolniejsze niż przedtem.

- Znalazłem więcej, niż tylko ukojenie w tobie, Harry – powiedział, dotykając podbródka Harry'ego i odwracając jego twarz w swoją stronę. – Jesteś najlepszą rzeczą, która kiedykolwiek mogła mi się przydarzyć.

Zagryzł swoją dolną wargę. – Czuję się w ten sam sposób.

Po chwili dodał – nie pamiętam tego dnia nad jeziorem.

Harry uśmiechnął się na to. – Mógłbym prawdopodobnie przypomnieć sobie tysiące, nieistotnych momentów pomiędzy nami, które sprawiły że pomyślałem, że cię kocham. Teraz wszystkie są ze sobą zmieszane.

- Bo jesteś pijany?

- Bo mam tyle tych małych momentów, nad którymi nie mogę nadążyć.

Louis uśmiechnął się, przysuwając się bliżej Harry'ego. – Kocham cię od tak długiego czasu, H. Potrzeba było wiele, okropnych rzeczy w naszych życiach, bym się tu znalazł, bym się w końcu zakochał w tobie w sposób, w jaki powinienem. I każdy moment tego wszystkiego z tobą był... Moim ulubionym.

Harry położył głowę na ramieniu Louisa. – Twoja historia również była ładna, kochanie – wymamrotał.

Louis zaśmiał się. – Dzięki. – Nagle zdał sobie sprawę z tego jak zmęczony był. – Chodźmy do łóżka. Skończę tą pracę rano.

Harry wstał na chwiejnych nogach, ciągnąć ze sobą Louisa. – Moje narzędzie rozproszenia uwagi zadziałało.

Ziewnął, klepiąc Harry'ego po klatce piersiowej. – Tak, mało powiedziane.

Razem wyszczotkowali swoje zęby i przebrali się i kiedy weszli pod pościel Louis pomyślał, że Chris byłby szczęśliwy widząc swoich chłopców tak szczęśliwych.

Tak właściwie, wiedział to.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top