2.3

W tygodniu przed zbliżającym się czwartym lipca, Harry zadzwonił do Louisa podczas przerwy na lunch. 

- Byłbyś zainteresowany pojechaniem do rodzinnego domku nad jeziorem na czwartego?

Louis leniwie jadł swoje frytki. - Um, tak, byłym, nie byłem tam od czasów studiów, tak sądzę. Twoi rodzice tam będą? Z nimi również bardzo chciałbym się zobaczyć.

- Mama i Robin tam będą i Gemma ze swoim mężem. To tyle.

- I Harry i Louis i Link.

Harry zaśmiał się. - Racja i Harry i Louis i Link.

- To jest plan.

Jazda Route 5 w Jeepie z otwartymi oknami i głową Linka wystawioną przez tylnią szybę stała się normalną czynnością dla Louisa i Harry'ego. Zdawało się jakby spędzali każdą wolną minutę na jeździe po autostradzie, znajdując nowe miejsca do zjedzenia, do spacerowania, tereny do odkrywania przez Linka, albo obskurne bary, które sprawiały, że przysięgali, że już więcej nie będą pić. Harry jechał po znajomej drodze, mała podróż zbliżała się ku końcowi, gdy dojeżdżali do celu, ale tym razem Louis miał pozytywne zawroty głowy od podekscytowania. Nie był w rodzinnym domku nad jeziorem od lat, ani nie spędził dużo czasu z rodziną Stylesów od jakiegoś czasu i wyobrażał sobie, że będzie to czuć jak powrót do domu.

I miał rację. 

W sekundzie gdy podjechali pod dom, Anne wybiegła z otwartymi ramionami, uśmiechem przyklejonym do twarzy i Louis zawsze zapominał jak Harry był bardzo podobny do swojej mamy, dopóki nie stała ona tuż przed nim. Otworzył drzwi Jeepa, potykając się, kiedy Link wyskoczył i go potrącił. 

- Ten pies wygląda, jakby wciąż rósł - zażartowała Anne, przyciągając Louisa do uścisku.

- Mój portfel by się zgodził. Psie jedzenie jest drogie - ukrył swoją twarz w jej ramieniu, Sprawiła, że zatęsknił za swoją własną mamą. - Dobrze cię widzieć - wymamrotał.

Potarła jego plecy pomiędzy łopatkami - Ach, tęskniłam za tobą, Louis.

Odsunął się, zażenowany, że jego oczy były naprawdę wilgotne i Harry przejął kontrolę, zgarbił się, by objąć ją ramionami. 

Louis zaczął rozładowywać Jeepa, kiedy Harry rozmawiał ze swoją mamą, w końcu Robin do nich dołączył i weszli do środka, ręce pełne jedzenia i ubrań. 

- Wprowadzacie się? - spytał Robin unosząc brew, rozpakowując szóstą siatkę zakupów.

Louis rzucił paczkę bułek do hot dogów Harry'emu, który zdołał ją złapać - hej, bądź miły dla tych, którzy przynieśli jedzenia na cały weekend. 

Robin wskazał na Louisa, ale patrzył na Harry'ego. - On nie gotuje, prawda?

Louis wyrzucił dłonie w powietrze. - Spaliłem Easy Mac raz i jest to wszystkim, co ludzie pamiętają.

- Louis, nie dodałeś wody. I to jest Easy Mac. To, jakby, niemożliwe do spieprzenia.

- Po czyjej stronie jesteś, Harry? Huh?

- Po tej, która nie psuje mac and cheese z mikrofali.

- Utopię cię w jeziorze.

Harry zaśmiał się. - Tylko spróbuj.

***

Louis nie utopił Harry'ego w jeziorze, ale uderzył go tak mocno w plecy, gdy Harry spał na ręczniku, że zostawił odcisk dłoni. I Harry łatwo mu odpuścił, jedynie wrzucając go do jeziora dwa razy.

Louis nie bawił się tak dobrze od dłuższego czasu.

***

Obudził się z Harrym śliniącym się na jego ramię, Linkiem śliniącym się na jego nogę i słońcem niemalże oślepiającym go przez okna. Zrzucił ich obu z siebie, przelotnie całując Harry'ego w usta i mamrocząc - wszystkiego najlepszego, Ameryko. Chodźmy się najebać.

Podczas gdy Harry robił im śniadanie, Louis poświęcił minutę, by rozejrzeć się po domu w niedowierzaniu, że wcale nic się nie zmieniło od ostatniego czasu, kiedy tutaj był. Pachniało tak samo - jak świeże powietrze i słońce - i wszystko było tu komfortowe, tak jak pamiętał. Mokre ręczniki zwisające z ogrodzenia na ganku, wyblakłe zdjęcia Harry'ego i Gemmy z dzieciństwa zajmowały salon i drewniane deski podłogowe skrzypiały z każdym krokiem. Louis usiadł na stołku, łokcie opierając o blat, obserwując jak Harry przewracał naleśniki. 

Harry spojrzał nad swoim ramieniem. - Hej, podaj mi jagody i truskawki.

Louis zadrwił. - Co jeśli chcę kawałki czekolady?

- Louis, poważnie. Jest czwarty lipca. Używam patriotycznych kolorów.

Louis uniósł dłonie. - Och, jak głupio z mojej strony. Kontynuuj. 

***

Po śniadaniu, poranek spędzili na plaży, ciesząc się gorącym słońcem i zimnym piwem, udając, że dziesiąta rano to nie za wcześnie, by pić. Link był szczęśliwy wbiegając w tą i z powrotem do wody i Louis był szczęśliwy obserwując jak Harry czytał swoją nową książkę, okulary przeciwsłoneczne umieszczone na czubku jego nosa, palcem przejeżdżając po stronie. 

Robin przyrządził burgery i hot dogi, by zabrać je na łódkę na lunch i Gemma i jej mąż, Jason, pojawili się, gdy Harry i Louis szli po nabrzeżu z jedzeniem i napojami.

Louis wspiął się na łódkę z Linkiem, obserwując jak Harry i Gemma już sprzeczali się o coś niezwykle głupiego, był tego pewien, co skończyło się, że Gemma krzyknęła - jesteś dupkiem! - ale Harry i tak uśmiechnął się i przyciągnął ją do długiego uścisku.

Robin i Anne również weszli na łódkę i gdy Robin odszedł ze swojego miejsca, Gemma usiadła obok Louisa, oplatając go ramieniem. - A dlaczego jesteś taki cichy?

Louis odwzajemnił uścisk. - Po prostu myślę.

- Dobre rzeczy?

Odchrząknął. Nie było mowy, że powie jej że myślał o tym, jak zrelaksowany i spokojny i szczerze szczęśliwy się czuł. - Myślę o tym, że nie mogę uwierzyć, że utknąłem z wami na łódce do końca dnia.

Zaśmiała się. - Oto i on.

***

Robin zabrał ich dookoła jeziora, pozostawiając za nimi ślady na powierzchni wody, wszyscy śmiali się z tego, że Link zdawał się nie być w stanie utrzymać swojego języka w pyszczku, ślina była wszędzie, jak zawsze. Przez jakiś czas Harry siedział na przodzie z Jasonem i w końcu wrócił z powrotem do Louisa, mrużąc oczy przez słońce. Usadowił się obok niego, kładąc dłoń na nagim kolanie Louisa, powoli kreśląc kółka swoim kciukiem. - Tęskniłem za tobą - powiedział ponad szumem wiatru. 

- Jesteś niedorzeczny - odpowiedział Louis, ale i tak oparł głowę o ramię Harry'ego, jedną dłonią trzymając zimne piwo, drugą łapiąc dłoń Harry'ego. 

*** 

Po godzinie dziewiątej wciąż byli na łodzi, kiedy na horyzoncie rozbłysły fajerwerki. Mogli usłyszeć jak ludzie na brzegu krzyczeli, klaszcząc podczas finału i Louis nie chciał odwrócić wzroku od jasnego nieba, nawet jeśli mógł poczuć wzrok Harry'ego przyklejony do swojej twarzy, niewzruszony przez ten caly czas.

*** 

Było późno, kiedy odstawili łódź i zmyli z siebie uczucie jeziora. Louis leżał w łóżku, lampka rzucała żółte światło na drewnianą boazerię w pokoju i kropelki wody spływały z końcówek włosów wzdłuż jego szyi. Myślał, że mógłby tak zasnąć, w połowie mokry, w połowie nagi, z wciąż włączonym światłem. 

Harry wszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Jego włosy były zaczesane do tyłu i mokre od wody, twarz czerwona od pary, skóra równo opalona od słońca, z wyjątkiem plamy na ramieniu, która była różowa i prawdopodobnie gorąca w dotyku. Ręcznik wokół jego bioder był luźny i nisko zwisał i Louis nie mógł uwierzyć jak piękny był bez żadnych trudów. Nie pierwszy raz tak pomyślał; nawet nie pierwszy raz pomyślał o tym dzisiaj

Upuścił swój ręcznik, grzebiąc w torbie by znaleźć czystą parę bokserek i Louis usiadł wyżej na ich łóżku. - Harry.

Spojrzał na niego, wciagając bokserki na swoje biodra. - Louis.

- To był dobry pomysł, by tutaj przyjechać.

Harry uśmiechnął się. - Też tak sądzę. Tęskniłem za moją rodziną. Jestem wdzięczny, że spędziliśmy z nimi trochę czasu.

- Zgadzam się - Louis skopał kołdrę - chodź tu. 

Natychmiast się zgodził, wspinając na łóżko i kładąc na boku obok Louisa. - Cześć - wyszeptał.

Louis uśmiechnął się - hej.

Harry pochylił się nad Louisem i zgasił światło. W pokoju było całkowicie ciemno, ale oczy Louisa zaczęły powoli się do tego przyzwyczajać. Przysunął się bliżej Harry'ego i pocałował go. Harry odetchnął.

- Ile nocy spędziliśmy w tym pokoju? - spytał, rozszerzając swoje nogi, kiedy ręka Louisa zaczęłą wędrować w dół.

Mruknął przy jego szyi, całując ją. - Nie wiem. Dużo - ścisnął biodro Harry'ego, wsuwając jeden palec pod gumkę jego bokserek. - Ale nigdy w ten sposób.

Harry przytaknął, uśmiechając się. - Nie, nigdy w ten sposób - umieścił palec pod podbródkiem Louisa i nakierował go do pocałunku, powolnego i głębokiego. - Myślałem o tym - przyznał, kiedy się odsunął.

Louis zaczął całować go po szczęce, czując pod wargami niewielki zarost. - Myślałeś o czym?

- Posiadaniu ciebie tu ze mną, w moim łóżku, robiąc to - podkreślił ostatnie słowo, gdy Louis zaczął masować jego penisa przez bokserki. 

- Och, tak?

- Mhmm - ponownie zamilkł, jego nierówny oddech był jedynym odgłosem w pokoju. - Przestałeś być fantazją, kiedy stałeś się prawdziwy. I w jakiś sposób, to było jeszcze lepsze.

Louis wiedział, że był szczery, że chciał być słodki, ale wszystko, na czym mógł się skupić to słowo fantazja. Wyssał siniaka na szyi Harry'ego, ten zaczął pod nim jęczeć. - Fantazjowałeś o mnie?

Harry przełknął. - Wiesz, że nie to miałem na myśli, ale, to znaczy, tak, czasami pozwalałem swoim myślom wędrować.

- Chcesz mi powiedzieć?

- Mogę ci pokazać, jeśli chcesz.

Louis przytaknął. - Chcę.

Harry wspiął się na Louisa, siadając mu na biodrach i lekko się o niego otarł. Louis zagryzł swoją wargę. - Tylko żebyś wiedział, wciąż o tobie fantazjuję, ale teraz jest to bardzo, bardzo prawdziwe.

Louis wypchnął w górę swoje biodra, już czując gorąco. - Masz dwadzieścia pięć lat, Harry, weź się w garść, nie musisz już sobie obciągać z myślą o mnie.

Harry zaśmiał się przy szyi Louisa, oddech gorący. - Nie mogę nic na to poradzić, kiedy wiem jak cię czuć i jak brzmisz. Czasami stoję w korku w drodze do domu i zaczynam myśleć o tym, jak dobrze wyglądasz rozłożony przede mną, kiedy cię pieprzę i muszę się powstrzymywać, by nie zrobić się twardy.

Jezu Chryste. - Chcesz mnie teraz pieprzyć?

- Zawsze chcę cię pieprzyć - Harry usiadł, wciąż rozkraczony na udach Louisa i zaczął zdejmować jego bokserki. - Ale musisz być cicho, kochanie. Gemma i Jason są na końcu korytarza i te ściany są bardzo cienkie. 

- Więc nie rób tej rzeczy ze swoimi ustami która sprawia, że szaleję. 

Harry cwaniacko się uśmiechnął. - Ale kocham robić tą rzecz z moimi ustami, która sprawia, że szalejesz - zdjął bokserki Louisa, jego penis w połowie twardy i Harry natychmiast wziął go całego do buzi.

Louis nie mógł nic poradzić i zaskomlał. - Nawet nie będziesz musiał mnie pieprzyć, nie kiedy twoje usta czuć tak dobrze, sprawią że dojdę.

Harry odsunął się z mlaśnięciem i uśmiechnął się, pracując dłonią, by stał się w pełni twardy. - Już zbyt niecierpliwy i chcesz dojść?

- Nie mam szesnastu lat - powiedział przez zaciśnięte zęby, wkurzony, że Harry zawsze umie go przejrzeć. - Zrób to jeszcze raz.

Pochylił się, liżąc długość Louisa i Louis nie mógł powstrzymać jęków, które wymykały się z pomiędzy jego warg. Jak mógł, kiedy Harry doskonale wiedział w jaki sposób go zmanipulować, dokładnie rozumiał sposób, w jaki ciało Louisa pracowało i czego potrzebował?

Harry ponownie usiadł, poruszając się równomiernie po teraz w pełni twardym penisie Louisa i dłonią poruszając po swoim penisie, kiedy wymamrotał - kochanie, musisz być cicho. Nie żartuję. - nawiązał kontakt wzrokowy z Louisem, kiedy spytał - możesz być dla mnie dobry?\

W normalnych warunkach Louis zażartowałby z tego, albo ogólnie z Harry'ego za zadanie tak tandetnego pytania. Ale teraz, ze wzrokiem Harry'ego na swoim ciele i uczuciu jego dłoni na swoim penisie było wystarczające, by wykrztusił z siebie - mogę być dobry, przysięgam.

Harry jęknął, pochylając się, by pocałować jego wewnętrzną stronę ud, Louis uniósł swoje biodra w górę na to uczucie. Kontynuował całowanie, docierając do klatki piersiowej Louisa, potem jego szczęki, w końcu docierając do jego ust. Louis gorączkowo oddawał pocałunki, dłonie przeczesywały loki Harry'ego, ciągnąc za nie. Kiedy Harry się odsunął, Louis szybko wyssał siniaka na szyi Harry'ego, usatysfakcjonowany kiedy wiedział, że był ciemno fioletowy, pulsujący pod jego dotykiem.

Harry dotknął swojej szyi. - Louis, wszyscy będą mogli to zobaczyć - syknął. - Powiedziałem ci, żebyś był dobry. 

Louis przełknął, całe ciało przepełnione potrzebą, by Harry znalazł się w nim. - Będę. 

Zszedł z łóżka i podszedł do swojej torby, grzebiąc w niej, szukając lubrykantu i prezerwatywy. Kiedy odwrócił się z powrotem do Louisa, westchnął. - Nie masz pojęcia jak seksowny jesteś. - To nie było pytanie.

Louis nie wiedział jak odpowiedzieć, więc po prostu pokręcił głową. - Potrzebuję cię. - Zazwyczaj nie pozwalał sobie być tak zdesperowany, ale teraz nie mógł temu pomóc. Zdawało się działać na Harry'ego i to znaczyło, że również na niego działało. 

Harry niemalże rzucił się na łóżko, zdejmując swoje bokserki i natychmiast wsunął nawilżonego palca w Louisa bez żadnego ostrzeżenia. Wygiął plecy w łuk, obscenicznie jęcząc. I rzecz w tym, to jeszcze nie było takie dobre; był to tylko palec. Wiedział, że Harry również wiedział. Ale chciał zrobić przedstawienie, by ponaglić Harry'ego, dopóki Harry nie doprowadzi go do szlochu, bo wiedział, że mógł to zrobić. Już to kiedyś zrobił. I zrobi to ponownie. 

Harry współgrał, oczywiście i wolną ręką uszczypnął Louisa w biodro. - Powiedziałem ci, żebyś był cicho - wymamrotał z włosami opadającymi mu na twarz. - Powiedziałem ci, żebyś był dla mnie dobry. - Wsunął w niego dwa kolejne palce przed tym, jak Louis był gotowy, ale w jakiś sposób bycie nieprzygotowanym sprawiło, że było to o wiele lepsze. 

Tym razem jego jęki nie były przesadzone, nie mógł nic poradzić, tylko wyginał swoje plecy na materacu, nie mógł przestać powtarzać w kółko imienia Harry'ego. - Dojdę, ja... Ja nie żartuję - Byłby zażenowany, że był tak blisko, ale nie mógł na to nic poradzić, kiedy Harry poruszał się tak zawzięcie, uciszając jego błagania przez dociśnięcie ich warg ze sobą. 

Do czasu, kiedy Harry nałożył prezerwatywę i nawilżył się, Louis niemalże dyszał, zęby szczękały bez żadnego, oczywistego powodu, unosząc swoje biodra w poszukiwaniu jakiegokolwiek tarcia. Kiedy Harry wsunął się jednym, gładkim ruchem, Louis musiał zanurzyć swoją twarz w ramieniu Harry'ego, by nie obudzić wszystkich w domu. 

- Cśś, kochanie, jesteś dla mnie taki dobry - wyszeptał Harry, niemalże całkowicie się wycofując i ponownie w niego wchodząc. - Zawsze czuć cię tak cholernie niesamowicie. Tak dobrze, Lou, tak dobrze.

Louis był bezskuteczny w powstrzymaniu szorstkiego jęku, kiedy Harry ocierał się o jego prostatę, jakby do kurwy nie wiedział jak celować gdzie indziej. - Jesteś duży - wykrztusił, jakby był zaskoczony, jakby to był pierwszy raz, kiedy Harry go pieprzył.

Harry zwolnił swoje ruchy, łapiąc dłonie Louisa i umieszczając je nad jego głową, trzymając go za nadgarstki. Biodrami ocierał się o Louisa i to było tak dużo, za dużo. Chciał się do tego docisnąć, położyć na sobie dłoń, ale nie mógł, nie kiedy całe ciało Harry'ego go zakrywało, ciężkie, dociskając go do materaca i nie miał innego wyjścia, tylko wić się na penisie Harry'ego. 

Chciał powiedzieć Harry'emu, by pozwolił mu dość, by pozwolił mu zrobić coś poza jęczeniem i zagryzaniem swojej dolnej wargi, zastanawiając się jak doszedł do tego momentu tak szybko, ale w zamian zaczął błagać. - Harry, pieprz mnie mocniej, pieprz mnie, teraz.

- Będę cię pieprzył kiedy chcę, jak chcę. - Zaprzestał swoim ruchom i Louis chciał go uderzyć, ale nie mógł, nie kiedy Harry trzymał go tak ciasno. - Ale szczęśliwie dla ciebie - wydyszał w szyję Louisa - chcę, żebyś doszedł. Jesteś blisko, kochanie?

Louis nie był w stanie wydobyć z siebie niczego innego, poza słabym szeptem - Tak, Harry, tak blisko. Potrzebuję...

Harry wciąż się nie poruszał, nawet nie próbując kontynuować. - Nie. Nie dotkniesz siebie - powiedział, jakby czytał Louisowi w myślach.

Zadrżał; myślał, że odpowiedział okej, ale nie był pewien.

Harry zaczął poruszać swoimi biodrami niemożliwie szybko, dłonie wciąż ciasno zaciśnięte wokół nadgarstków Louisa, usta gryzły jego szczękę. - Mój, mój, jesteś moim chłopcem, moim dobrym chłopcem, racja? - brzmiał, jakby tracił zmysły, ruchy stawały się coraz bardziej nichlujne z sekundy na sekundę. Puścił lewy nadgarstek Louisa i przejechał knykciem wzdłuż długości Louisa, dotykając go po raz pierwszy od momentu, gdy w niego wszedł i to była jedyna stymulacja, której potrzebował Louis, zanim doszedł, zaciskając się, z imieniem Harry'ego na języku.

Harry podążył za nim niecałą minutę później, jego własny orgazm zatrząsł jego ciałem sprawiając, że krzyknął zbyt głośno i do czasu, gdy wyszedł z Louisa i wyrzucił prezerwatywę do kosza, Louis zdołał uspokoić się wystarczająco, by usiąść, dłonie na kolanach.

Harry posłał mu spojrzenie. - Dlaczego się tak na mnie gapisz?

- Okej, ale co to do kurwy było?! Twój 'dobry chłopiec'?!

Wspiął się na łóżko, naciągając pościel pod sam podbródek. - Podobała ci się każda sekunda tego.

Nie mógł temu zaprzeczyć. Najwyraźniej władczy Louis sam lubił, gdy mu się rozkazywano. Interesujące. - Nie w tym rzecz.

Harry uśmiechnął się. - Idź spać.

- Nie możesz mi mówić co mam robić.

Zamknął oczy, uśmiech wciąż widoczny na jego twarzy. - Najwyraźniej mogę.

Louis uderzył go w twarz poduszką.

Następnego ranka Louis rzucił koszulką w Harry'ego - by ukryć jego ogromną malinkę - i zwlekli się na dół, znajdując Gemmę i Jasona w kuchni. Jason wręczył im gorące kubki z kawą.

- Jak spaliście? - Spytał ich Harry, wlewając śmietankę do swojej kawy.

- Całkiem dobrze - powiedziała Gemma, przytakując i popijając swoją kawę. Odwróciła się do Louisa, uśmiechając się. - Jak z tobą, dobry chłopcze? Mam na myśli, Louis. Jak spałeś, Louis.

Kawa niemalże wypłynęła nosem Harry'ego i Louis pomyślał, że jeśli podłoga by się otworzyła i połknęłaby go całego to byłby wdzięczny. 

Jason niezręcznie zakaszlał, zanim dodał - I dla ścisłości, to nie tylko Louis musi się nauczyć jak być cicho. Posłuchaj się swojej własnej rady, Harry.

Harry jęknął i zrobił się cały czerwony. Louis wciąż modlił się, by piorun trafił w niego po środku kuchni. 

Gemma, wciąż się śmiejąc, złośliwie potarła swoje dłonie. - Teraz obaj musicie załadować mój samochód, zważywszy na to, że będę używać tego przeciwko wam do końca życia.

Z łatwością się zgodzili wiedząc, że byłaby w stanie to zrobić, niestety, zastraszając ich, więc zaczęli załadowywać jej samochód. Krople potu uformowały się na czole Louisa i burknął - nie mogę uwierzyć że myślałeś, że musisz mnie tak pieprzyć. Twoja siostra i jej mąż słyszeli jak uprawiamy seks.

Harry zamknął drzwi od samochodu. - Kazałeś mi siebie tak pieprzyć!

Przewrócił oczami. - Cieszę się, że wybrałeś ten moment, by posłuchać mnie po raz pierwszy w życiu.

- Nie ma za co.

Gemma otworzyła drzwi od domu, trzymając szklankę lemoniady, okulary spoczywały na jej głowie i słodko się uśmiechnęła. - Och, Harry, przy okazji, nie wiem kogo chcesz oszukać, ale ta koszulka mogłaby być równie dobrze niewidzialna. Prawdopodobnie możemy zobaczyć tę malinkę z kosmosu.

***

Był wtorek wieczór i na zewnątrz było absolutnie pięknie. Było zaledwie 26 stopni, wiał lekki wiatr i to był ten rodzaj pogody który sprawiał, że Louis chciałby mieszkać bliżej oceanu.

- Harry, chodźmy do sklepu kupić jakieś rzeczy na grilla. Na zewnątrz jest tak ładnie. Możemy zjeść kolację na zewnątrz.

Harry spojrzał na niego ze swojego miejsca na kanapie. - Nie masz nic do zrobienia do pracy dziś wieczorem?

- Nope, jestem na bieżąco.

Przytaknął. - Świetnie. Steki?

- I kukurydza.

- Mogę się tym zająć.

Poszli do sklepu i Louis chodził wzdłuż alejek, wrzucając przypadkowe przedmioty do wózka, który pchał Harry.

- Lou, nie potrzebujemy paczki z dwudziestoma czterema Pop-Tarts. Szczególnie nie na kolację.

- Nikt nie potrzebuje dwudziestoczteropaku Pop-Tarts, Harold. Ale chcę to - wrzucił pudełko do wózka i poszedł dalej.

Do czasu, kiedy dotarli do kasy, w wózku mieli rzeczy o wartości ponad stu doladów, prawdopodobnie to, co potrzebowali na kolację kosztowało jakieś trzydzieści pięć. Harry niechętnie płacił przy kasie i Louis przeglądał gazety przy wyjściu, kiedy podszedł do niego menadżer. 

- Znalazłeś wszystko, czego potrzebowałeś? - spytał.

Louis podniósł wzrok. - Uh, tak i nawet więcej.

Mendżer - jego indetyfikator głosił Matthew - zaśmiał się. - To by się zgadzało. Często jestem na dziale z warzywami, sprawdzając rozmaitość świeżych warzyw, którą mamy. Przywożone są każdego ranka i ciężko powiedzieć nie. Kończę z mnóstwem marchewek, bo wyglądają tak dobrze, a mam na nie alergię.

Louis zacisnął swoje wargi, próbując powstrzymać uśmiech. Ten koleś wyraźnie z nim flirtował i szło mu to źle, ale nie robił nic złego - jeszcze - więc Louis kontynuował rozmowę. - Macie znakomity wybór, Matthew.

- Możesz mówić do mnie Matt.

- Przezwisko dla przyjaciół i rodziny?

- Zazwyczaj tak. Ale również jest zarezerwowane dla uroczych klientów.

Och, Matt. Słodki Matt. Nie, nie. Louis musiał powstrzymać się od śmiechu. - Schlebiasz mi - odpowiedział, starając się nie być niegrzecznym.

- Więc, gdzie pracujesz?

Bezpieczny temat. Louis opowiedział Mattowi o jego firmie reklamowej i Matt stał tam, żarliwie przytakując, szczerze zainteresowany. W jakiś sposób rozmowa zmienia się w to, że Matt zapisał swój numer na kartce papieru i wręczył ją Louisowi, gdy Harry podszedł z siatkami wypełnionymi jedzeniem. 

- Jesteś gotowy, Lou? - spytał Harry, szczęka zaciśnięta, podirytowany. Było to nieznośnie seksowne, ale Louis nie miał zamiaru go o tym poinformować. Już był poirytowany tym, że Harry był poirytowany. 

- Tak, tylko rozmawiałem z Mattem. Zarządza tym sklepem i tym na Main Street.

- Cóż, to miłe - jego ton jasno wskazywał, że było to wszystkim, tylko nie miłe. - Słuchaj, Matty - powiedział, wsuwając swoją dłoń do tylniej kieszeni Louisa. - Musimy iść. Obiecałem swojemu chłopakowi, że zrobię mu dziś kolację. Racja, kochanie?

Louis był upokorzony. Co to do kurwy było? Zassał swoje policzki. - Możesz wyjąć swoją dłoń z mojej kieszeni i potem tak, możemy kurwa iść. - Potem zwrócił się do Matta. - Miło było cię poznać, Matt. Jestem pewien, że się jeszcze zobaczymy.

Matt wyglądał przeraźliwie niezręcznie. - Tak, ja, uh, do zobaczenia.

Louis szedł przed Harrym przez całą drogę do Jeepa i milczeli po drodze do domu Harry'ego. Kiedy Harry zaparkował, Louis wyskoczył z samochodu, nie trudząc się by poczekać, aż wyłączy silnik i trzasnął drzwiami tak mocno, że cały samochód się zatrząsł.

Był wkurwiony, nie wiedział gdzie pójść w mieszkaniu Harry'ego, nie chciał siadać. Stał w kuchni, zastanawiając się nad swoim następnym ruchem, kiedy wszedł Harry, mina sroga.

- Jest okej, mam siatki - powiedział, twarz bez emocji.

Louis wydał z siebie szorstki śmiech. - Masz szczęście, że w ogóle wszedłem do domu, mniejsza z tym czy pomogłem ci nieść twoje pieprzone siatki.

- Większość z tych rzeczy jest dla ciebie!

- Możesz o tym kurwa zapomnieć! Nie chcę tego, nie chcę tutaj być! Byłeś takim niewiarygodnym dupkiem. Włożyłeś swoją dłoń do mojej pieprzonej tylniej kieszeni, jakbyś zaznaczał swoje terytorium. Równie dobrze mogłeś na mnie nasikać, do cholery.

Harry upuścił siatki na podłogę. Jedna się rozsypała, ale zignorował to. - Flirtowałeś. Widziałem to wszystko.

Louis skrzyżował ramiona. - Och, przepraszam, nie wiedziałem, że rozmowa i bycie miłym jest zaliczane do zdradzania cię.

- Nie przekręcaj moich słów. Flirtowałeś i ja tam byłem i to nie było okej. Jakbym był niewidzialny!

- Okej, po pierwsze, możesz spierdalać, bo nie flirtowałem i nawet gdybym to robił, czy to automatycznie oznacza, że upadne na kolana i zacznę go ssać?

- Louis, zamknij się. Patrzyłem jak bierzesz jego numer. Mogłeś powiedzieć, że byłeś tam ze swoim chłopakiem, ale ty po prostu to kurwa wziąłeś

Mógłby go zamordować. Powoli i boleśnie. - Widziałeś jak próbował dać mi swój numer, którego nie planowałem wziąć i gdybyś dał mi pieprzoną sekundę usłyszałbyś jak mówię nie dziękuję, że jestem zajęty. Ale w zamian musiałeś mu umniejszyć, jakby był całkowicie pod tobą i potem praktycznie dosiadłeś mnie przed nim, ty niewiarygodny kutasie. Broń Boże żebym z kimś rozmawiał poza tobą. 

Po tym Harry zamilkł. Niezręcznie przeniósł ciężar swojego ciała z lewej stopy na prawą. Wziął głęboki wdech. - Masz rację.

- Co? - Louis posłał mu pogardliwe spojrzenie.

- Byłem kutasem. Masz rację. - Usiadł na podłodze, by pozbierać jedzenie, które wysypało się z siatki i spojrzał na Louisa. - Byłem tak szokująco zazdrosny. Nie wiem co we mnie wstąpiło. 

- Byłeś zazdrosny - powiedział bez emocji, co nie było pytaniem. 

Harry przytaknął. - Byłem zazdrosny. Mój nienajlepszy moment.

- Zgodziłbym się z tym. - Wsunął swoje okulary wyżej na nos. - Nie jestem pewien o co masz być dokładnie zazdrosny. Czy kiedykolwiek sprawiłem wrażenie, że jestem zainteresowany innymi ludźmi?

- Boże, nie.

- Czy kiedykolwiek zrobiłem coś, co wskazywało, że chcę pieprzyć się z innymi ludźmi?

Harry westchnął. - Nie, Lou.

- Więc widzisz dlaczego czuję się urażony. To jest cios w mój charakter.

Wciąż siedział na podłodze, policzki poczerwieniały, kiedy powiedział - w końcu cię mam i nie chcę się tobą z nikim dzielić. Wiem, że to nie jest racjonalne i ufam ci wszystkim co mam, ale kurwa, jeśli myśl o tobie z kimś innym nie sprawia, że jestem trochę szalony. Jestem zażenowany. I przepraszam. 

Louis mógł przyznać, że była to jedna z najgorętszych rzeczy, którą Harry kiedykolwiek powiedział, ale w zamian podszedł do siatek na podłodze, szperając w nich, dopóki nie znalazł tego, czego szukał. Harry nie pytał, tylko gapił się uważnie, gdy Louis wyjął puszkę Easy Cheese której przysięgał, że potrzebował. 

Z łatwością zdjął nakrętkę z puszki, potrząsając nią i spryskał tym głowę Harry'ego, zanim ten mógł zareagować. Po jakiś dwóch sekundach ruszył się, krzycząc.

- Za co to kurwa było?!

- Za traktowanie mnie, jakbym był twoją właśnością i zrobienie z siebie dupka - psiknął sobie puszką sera do buzi. Harry miał rację. Smakowało jak gówno.

- Naprawdę przepraszam, kochanie - ser ześlizgiwał się z jego włosów i nawet nie próbował się tym zająć. Louis wiedział, że szczerze przepraszał.

- Po prostu... Nie odwalaj ponownie takiego gówna. Wiesz, że jestem twój. 

Harry ożywił się na to. - Jesteś.

- Wiem. Teraz idź się umyć. Jesteś ohydny.

- Zastanawiam się dlaczego - odgarnął włosy ze swoich oczu, odrobinę sera spłynęło mu na twarz. - Chodź ze mną?

- I dlaczego miałbym to zrobić. Jestem zupełnie czysty.

Louis naprawdę powinien być przygotowany na ser rzucony w jego twarz kilka sekund później.

***

Pod prysznicem, po tym jak cały ser został zmyty i Harry otworzył go czterema palcami, trzymał Louisa przy ścianie pod prysznicem, pieprząc go, ocierając się o jego prostatę z każdym pchnięciem.

Louis oplątał ramiona wokół szyi Harry'ego, nie przejmując się by stłumić swoje jęki, oczy zamknięte. - Harry, tak blisko.

Tempo Harry'ego było mordercze, jego palce trzymające Louisa za tyłek wbijały się w niego, zdecydowanie pozostawiając ślady. - Zawsze cię do tego doprowadzam, racja? Zawsze wiem jak, bo jesteś mój i ja jestem twój.

Louis umieścił dłoń na swoim penisie, pracując w sposób w jaki wiedział, że dojdzie szybciej. - Idealna drużyna, ty i ja - wysapał - obaj to wiemy. Nie przestawaj...

Zajęło to jedynie kilka pchnięć, by obaj doszli, Harry ostrożnie postawił Louisa na podłodze, otaczała ich woda i para wodna. Krople wody skapywały w jego rzęs i delikatnie z niego wyszedł, pracując ustami na szyi Louisa.

Louis przejechał dłońmi po bokach Harry'ego, jego plecach i ramionach. Były tak szerokie i Louis to kochał. Prawdopodobnie mógłby zostać później przekonany do drugiej rundy. Ale teraz...

- Harry?

Mruknął przy jego szyi, wciąż ją całując.

- Wciąż chcę stek i kukurydzę.

Harry parsknął i sięgnął, by wyłączyć wodę. - Okej, ale wyrzucamy Easy Cheese.

- Umowa stoi.

***

W następny wtorek około siódmej, Louis obudził się w ramionach Harry'ego. Nie różniło się to niczym od większości poranków, z wyjątkiem tego ranka w szczególności nie mógł zepchnąć z siebie Harry'ego wystarczająco szybko.

- Harry, jasna cholera, jest tak cholernie gorąco tutaj, zejdź ze mnie - wiercił się, dysząc, desperacko chcą poczuć cokolwiek, tylko nie nagą skórę Harry'ego na swojej własnej.

Harry jęknął, przekręcając się i Louis spodziewał się natychmiastowej ulgi, ale w zamian było mu jeszcze bardziej gorąco.

- Poważnie, czuję się, jakbym się palił, co do kurwy - jęknął Louis.

Harry usiadł, kołdra zebrała się wokół jego talii. - Lou, klimatyzacja wyłączyła się w środku nocy. I jest lipiec. Oczywiście, że ci gorąco.

- To dlaczego ty nie narzekasz jak ja?

- Bo ty zawsze narzekasz.

- Przepraszam bardzo, wcale nie - przerwał. - Harry, o mój Boże, włącz wiatrak i klimatyzację, nie mogę uwierzyć jak jest tutaj gorąco. Poważnie, uduszę się.

Harry zaśmiał się. - Racja, nigdy nie narzekasz. - Pochylił się i pocałował Louisa w czoło, następnie zmarszczył brwi. - Louis, nie sądzę, że ci gorąco, bo klimatyzacja jest wyłączona.

- Co? - Sapnął Louis.

- Jesteś naprawdę ciepły. Jakby, gorączkowo ciepły.

- Nie jestem chory - i jak na zawołanie, zaczął szczękać zębami jak szalony, gęsia skórka pojawiła się na jego klatce piersiowej i ramionach.

- Aw, Lou - zanucił Harry. - Pójdę po Tylenol.

- Nie potrzebuję żadnego Tylenolu - powiedział Louis, siadając. Fala nudności uderzyła w niego. O nie. - Harry, po prostu idź do pracy. Jest w porządku. - Idź teraz, proszę.

- Zostaniesz w domu? Chcesz, żebym został z tobą? - był szczerze zmartwiony i to utrudniało natychmiastowe wykopanie go.

- Nie, proszę idź, będzie ze mną w porządku. Idź. Teraz.

Harry z rezerwą wygramolił się z łóżka, jego mina niedorzeczna. Wyglądał na zranionego, na miłość boską. - Okej, ale obiecaj, że zadzownisz do mnie, gdybyś czegoś potrzebował. Nie mam dzisiaj dużo pracy. Mogę tutaj być.

- Jest w porządku, naprawdę, tylko...

- Idź, rozumiem - dokończył Harry.

Louis zamknął oczy, modląc się, by mdłości odeszły, przynajmniej dopóki Harry sobie nie pójdzie. I Bóg musiał istnieć, bo Louis zdołał trzymać zawartość swojego brzucha do momentu, gdy Harry odjechał do pracy.

Usiadł na podłodze w łazience, pocąc się, opierając się o toaletę, podczas gdy jednocześnie próbował powstrzymać Linka od wejścia tam. Łomotało mu w głowie, wciąż się trząsł i wszystko o czym mógł myśleć to powrót do łóżka, kiedy klimatyzacja z powrotem działała.

Ale to wymagało podniesienia się. Tego nie był w stanie zrobić.

Położył się na chłodnych kafelkach i wiedział, że to dość obrzydliwe, ale było czuć to tak dobrze na jego rozgrzanej skórze, że nie czuł żadnego pośpiechu, by się podnieść. Zamknął oczy czując ulgę, że nie czuł się jakby miał ponownie zwymiotować.

Ulga.

Najwyraźniej Louis zasnął, bo następna rzecz, którą poczuł to ciepłe dłonie na swoim czole i znajome usta przy swoim uchu. 

- Louis, musisz wstać.

Otworzył swoje oczy. - Harry, dlaczego tutaj jesteś... Która godzina?

- Druga. Wziąłem połowę dnia. Nie chciałem zostawiać cię tu samego na cały dzień. Dlaczego śpisz na podłodze w łazience?

Louis jęknął. - Nie chciało mi się wstawać po tym, jak zwymiotowałem. Harry, jesteś słodki, ale nie musisz się mną zajmować.

Harry wsunął dłonie pod głowę Louisa zmuszając go, by usiadł. - Wiem, że mnie nie potrzebujesz, ale chcę. 

Ponownie jęknął. - Zbyt dobry. Jesteś zbyt... gorący. Jest znowu cholernie gorąco. Harry - lamentował.

Harry uśmiechnął się. - Przykro mi, kochanie. No dalej. Wstawaj. Wróć z powrotem do łóżka i poczujesz się lepiej.

- Ale skąd wiesz? - Narzekał.

- Bo wszystko jest lepsze od spania na twojej obrzydliwej podłodze w łazience.

Fakt.

Wstał, nogi chwiejne i skierował się z powrotem do swojego pokoju. Było znacznie chłodniej, niż ostatnim razem kiedy tu był - dzięki Bogu - i powoli wsunął się do łóżka, krzywiąc się jak szorstka była pościel przy jego wrażliwej skórze.

Harry naciągnął pościel pod jego szyję. - Będę w salonie pracując, okej? Jeśli będziesz mnie potrzebował, to mnie zawołaj. Jestem tutaj.

Louis zasnął, zanim Harry zdążył zamknąć za sobą drzwi.

***

 Obudził się trzy godziny później i znalazł wodę i Tylenol na stoliku nocnym. Połknął to i natychmiastowo zasnął.

***

Gdzieś w środku nocy Louis obudził się, kiedy Harry ostrożnie położył się w łóżku obok niego. Jęknął i przesunął się, zamykając oczy.

- Cholera, Lou, przepraszam, nie chciałem cię obudzić - wyszeptał Harry. - Potrzebujesz czegoś?

- Nie, Tylko mi zimno - wymamrotał.

Harry natychmiast się przysunął, otulając go ramionami. - Śpij.

- Mmm.

I zrobił to.

***

Louis w pełni nie obudził się do godziny dziesiątej następnego poranka i czuł się o wiele lepiej. Nie widział nigdzie Harry'ego; przypuszczając, że poszedł do pracy, Louis wskoczył pod prysznic i wyszczotkował zęby cztery razy, starając się na stałe wymazać chorobę ze swojego organizmu. 

Powędrował do kuchni i parsknął, kiedy zobaczył bałagan na blacie. Harry ciągle droczył się z nim, że to on był tym niechlujnym, ale obecny stan tej kuchni wskazywał na co innego. Louis wziął telefon i zrobił zdjęcie. Na przyszłość, oczywiście.

To wtedy zobaczył smsa od Harry'ego. Głosił on: Mam Linka, nie martw się.

Louis podrapał się po szczęce. Nawet nie zauważył, że Linka nie było. - Jesteś złym psim tatą - powiedział na głos. - Nawet nie zdałeś sobie sprawy, że nie ma twojego syna.

Zrobił sobie suchego tosta, jego brzuch wciąż odrobinę niepewny i usiadł na kanapie. Harry zostawił włączony telewizor, zanim wyszedł do pracy (najwyraźniej z Linkiem) i wtopił się w poduszki, w końcu czując się komfortowo. 

Louis przysypiał, kiedy usłyszał dźwięk zamykania drzwi od samochodu. Ożywił się, zastanawiając się czy Harry znów wziął połowę dnia. Miał słowa Czy jesteś naprawdę szalony? na końcu swojego języka, gotowe, kiedy wszedł Harry, ale jego myśli umarły tak szybko, gdy Harry wszedł przez frontowe drzwi. 

Był katastrofą. Wciąż miał na sobie dresy, w których spał ostatniej nocy, jego włosy były podtrzymywane przez jedną ze sportowych opasek Louisa i jego spojrzenie było całkowicie rozszalałe. 

- Harry, kurwa, wszystko okej? - Louis wstał z kanapy, natychmiast do niego podchodząc.

Harry pokręcił głową. - Nie. Nie, dzisiejszy poranek był najgorszy. Tak bardzo przepraszam.

- Co się stało... Powinienem panikować?

Harry zassał swoje policzki i spojrzał na sufit. - Okej, pozwól że zacznę od tego, że z Linkiem będzie okej.

Louis zamarł. - Więc powinienem panikować.

- Zadzwoniłem dzisiaj do pracy, bo chciałem z tobą zostać na wypadek, gdybyś wciąż czuł się jak gówno i wiedziałem, że nie jadłeś cały dzień, więc chciałem zrobić ci domowy rosół i byłem w trakcie robienia tego, przez co wszystko jest takim bałaganem i Lou.

Louis zmarszczył twarz, wciąż całkowicie zdezorientowany i złapał dłonie Harry'ego. - Kochanie, uspokój się. Weź oddech. Co się stało z Linkiem?

Harry zamknął oczy i ponownie je otworzył. - Zostawiłem wszystkie składniki na zupę na blacie i poszedłem sprawdzić co u ciebie i potem poszedłem do łazienki i kiedy wróciłem, Link zdążył zjeść całego kurczaka. Jakby, całego, surowego kurczaka. Kości i wszystko.

Louis próbował ukryć swój uśmiech. Wiedział, gdzie Harry zmierzał z tą historią. - Przypuszczam, że Link jest u weterynarza?

Harry szybko przytaknął. - Tak się bałem, że umrze. Zjadł, nie wiem, trzy kilo surowego kurczaka. Ale nie mogłem cię obudzić, więc zawiozłem go sam i weterynarz dał mu rzeczy wywołujące wymioty i siedziałem w poczekalni histerycznie się śmiejąc, bo obaj zwracaliście i ta cała rzecz była niedorzeczna i prawie zabiłem twojego psa. Twojego Christopherowego psa. I Lou, tak bardzo cholernie przepraszam. Będzie z nim okej, powiedzieli mi to. Ale chcieli go na trochę przetrzymać i możemy pojechać po niego wieczorem. Lou... 

Louis myślał, że Harry naprawdę mógł się rozpłakać. Przyciągnął go do uścisku, Harry instynktownie objął go ramionami, opierając podbródek o ramię Louisa. Chciał powiedzieć Harry'emu, że go nie obwiniał, że to nie jego wina. W zamian powiedział - Harry, jestem w tobie tak cholernie zakochany.

Harry natychmiastowo się odsunął. - Czekaj, co?

To nie było straszne, powiedzenie tego po raz pierwszy, tak jak myślał, że będzie. Nie powiedział nikomu, oprócz swojej rodzinie i przyjaciołom, że ich kocha, odkąd umarł Chris, ale myślał o tym od tygodni, niepewny czy to była prawda, niepewny jak i kiedy to powiedzieć.

Teraz był ten czas, pomyślał, wzruszając ramionami, uśmiechając się. I teraz był tego pewny, pewny Harry'ego. 

Teraz było to całkowicie oczywiste, że celowo omijali powiedzenia kocham cię sobie nawzajem, czegoś, co mówili sobie od lat. Jak zdołał czekać tak długo, by to powiedzieć? Czuł, jakby pierwszy raz od lat mógł poprawnie oddychać. 

- Harry, wziąłeś wolne w pracy, by się mną zająć, zrobiłeś mi domową, pieprzoną zupę i kiedy przez przypadek otrułeś mojego psa... - przerwał, by powstrzymać śmiech - zabrałeś go do weterynarza bez zastanowienia. Jesteś najbardziej opiekuńczą, bezinteresowną osobą, którą kiedykolwiek poznałem. Kocham cię za to wszystko i za tysiąc innych powodów... Chryste, jakbym mógł nie być w tobie zakochany? Poważnie, byłbym szalony. 

Uśmiech Harry'ego był promienny, jego policzki zaróżowione. - Myślisz, że wciąż zarażasz? - spytał, jego głos drżący. 

- Jeśli powiem tak, czy to powstrzyma cię od pocałowania mnie?

- Prawdopodobnie nie.

- Okej, dobrze.

Harry poruszał się szybko, ujmując wargi Louisa w ostrym pocałunku, trzymając jego twarz w swoich dłoniach i Louis oddawał pocałunki równie gwałtownie. To było wyzwalające, by powiedzieć komuś jak bardzo się go kocha po tylu latach nie robienia tego. Mówiąc Harry'emu.

Harry odsunął się, jego oczy jaskrawe. - Wiesz jak bardzo cię kocham? - spytał bez tchu.

Louis przytaknął z uśmiechem. Tak. Wiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top