2.2
Było późno tej jednej, konkretnej piątkowej nocy i Louis z Harrym leżeli w łóżku Harry'ego. Księżyc świecił jasno i przebijał się przez okno, drzewa szelestały na wietrze. Była to pierwsza noc od tygodni, gdy klimatyzacja nie była potrzebna.
Głowa Harry'ego leżała na nagiej klatce piersiowej Louisa i Louis kreślił wzorki i kształty wzdłuż kręgosłupa Harry'ego, kochając sposób w jaki drżał za każdym razem, gdy przejechał swoim palcem właśnie tak.
- Na naszej pierwszej randce, powiedziałeś mi, że byłeś mną zainteresowany od jakiegoś czasu.
Harry wysunął się z ramion Louisa i oparł się o łokcie. Nawet w ciemności Louis mógł dostrzec jak przewraca oczami. Dokładnie wiedział dokąd Louis z tym zmierzał. - Tak.
- I potem znowu nad jeziorem, wymigałeś się od powiedziania ile trwała 'chwila', do pewnego stopnia, ale nie do końca.
Harry spuścił wzrok i potem z powrotem go uniósł. - Tak przypuszczam.
Louis gapił się na niego, czekając na odpowiedź. Kiedy nie nadeszła, spytał, drocząc się - czy kiedykolwiek powiesz mi jak długo do mnie wzdychałeś?
Kwaśna mina Harry'ego była figlarna. - Nie wzdychałem.
- Co tylko powiesz - przerwał. - Po prostu mi kurwa powiedz, Styles.
Obaj milczeli przez kilka chwil. Harry w końcu opadł na materac, płasko kładąc się na plecach. - Boże, jesteś nieugięty. Najwyraźniej nigdy nie odpuścisz - ale Louis wiedział, że nie był tak naprawdę podirytowany. - Louis, nie chcę żebyś się w tym czegoś doszukiwał, albo myślał, że jestem szalony, albo że byłem okropnym przyjacielem dla Christophera, okej?
Louis przekręcił się i spojrzał na Harry'ego. Ale Harry nie nawiązywał z nim kontaktu wzrokowego. - Co masz na myśli? - spytał.
Harry odchrząknął. - To znaczy... to znaczy dziesięć lat.
- Dziesięć lat?
Przytaknął. - Tak.
- Dziesięć lat czego? - potem, Louis wszystko zrozumiał. - Harry, masz na myśli, że ty... od liceum? - czuł, jakby nie mógł nic przełknąć.
Harry potarł oczy. - Około. Tak.
- Czy Chris wiedział? - było wszystkim, o czym mógł pomyśleć by zapytać.
Wziął głęboki wdech. - Boże, nie. To znaczy, kiedy się poznaliście, droczył się ze mną, bo chciałem się często się z tobą spotykać. Zgaduję, że byłem trochę oczywisty na początku. Ale jak tylko dowiedziałem się, że jesteście razem, wyłączyłem to. W większości. Potem nigdy więcej o tym nie rozmawialiśmy. I to było to.
Louis przełknął slinę. - Ale dziesięć lat... Naprawdę?
Harry jęknął. - Możemy przestać? To żenujące.
- Tak, dla ciebie.
Zaśmiał się. - Zamknij się.
Ponownie zapadła cisza. Louis przesunął się i położył głowę na nagiej klatce piersiowej Harry'ego. Jego serce biło spokojnie. Było to kojące. - Nie sądzę, że to działałoby tak dobrze, jeśli najpierw nie bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi przez tak długi czas - wyszeptał. Sięgnął pod pościel i odnalazł dłoń Harry'ego. Instynktownie Harry złączył ze sobą ich palce i ciasno ścisnął. - Bo wciąż jesteś moim najlepszym przyjacielem. Ale teraz, jesteś po prostu... Jesteś wszystkim.
- Lou - odszepnął Harry. Pocałował go w ramię. Louis myślał, że mógłby powiedzieć coś jeszcze, ale nie zrobił tego.
Uniósł wzrok na Harry'ego i zamrugał. - Myślę, że tak trochę cię lubię - powiedział, głos wciąż zciszony.
Harry gwałtownie nabrał powietrza. - Kochanie, nie masz pojęcia - jego głos drżał i załamał się na ostatnim słowie; Louis nic o tym nie powiedział.
***
Później, Harry spędził więcej, niż pół godziny na droczeniu się i dotykaniu Louisa, dopóki ten nie był na krawędzi błagania go, by go pieprzył. Harry ustawił się naprzeciwko Louisa i tuż przed tym, jak zaczął w niego wchodzić, zatrzymał się i spojrzał w dół.
- Przedtem, to był tylko crush, nic więcej, bo nie byłeś osiągalny. To było jak głupi, naciągany sen. Ale teraz... - Przyciągnął dłoń Louisa do swojej twarzy i pocałował jego nadgarstek. Louis mógł niemalże zobaczyć jak myśli Harry'ego pędziły w jego głowie. - To jakby, mam cię i to nie jest już tylko crush, Lou. Nie sądziłem, że mógłbym troszczyć się o ciebie bardziej, niż to robiłem, ale oto tutaj jesteśmy i potrzebuję, żebyś to wiedział.
Bez żadnego innego słowa z ich strony, w końcu wszedł w Louisa, szybko pracując nad stałym rytmem, ruszając biodrami w tempie, który z pewnością zabije Louisa. Nie mógł myśleć o niczym innym poza Harry, Harry, mój, Harry.
Po tym jak ich pot ostygł, ponownie byli ze sobą splątani i Louis nie mógł pomyśleć o słowach, które adekwatnie opisałyby to, co pędziło przez jego myśli.
Wiedział, że Harry prawie zasnął - mógł stwierdzić to po sposobie, w jaki jego oddech był płytki i cichy - ale i tak dotknął jego szczęki, palcem wskazującym przejeżdżając po jego lekkim zaroście.
- Harry - wyszeptał, całując jego szyję.
- Mmmm - wymamrotał Harry, przekrzywiając głowę w bok.
Louis uśmiechnął się i ponownie delikatnie go pocałował. - To dużo presji, bym spełnił oczekiwania, których trzymałeś się przez dobrą dekadę - powiedział w ramię Harry'ego. - Ale chcę, żebyś wiedział, że nigdy nie chcę cię zawieść. Nigdy nie chciałem tego zrobić.
Harry nie otworzył swoich oczu, kiedy wymamrotał - przewyższasz każde oczekiwanie, które miałem wobec ciebie. Nie wiem jak to robisz. Jestem po prostu... - otworzył jedno oko - Jestem po prostu bardzo szczęśliwy.
Louis nie miał guli w gardle. Podciągnął kołdrę pod swój podbródek. - Mam nadzieję, że byłem wart czekania - wymamrotał cicho, tylko w połowie żartując.
- Poczekałbym nawet dłużej, jeśli wiedziałbym, że tak będzie, jeśli bym musiał - powiedział Harry, głos przyciszony. Przyciągnął Louisa bliżej. Louis wiedział, że walczył z zaśnięciem. Sam był całkiem blisko.
- Tak, nie będzie więcej czekania - powiedział, zamykając oczy.
Harry mógł powiedzieć po tym coś jeszcze, ale Louis go nie usłyszał. Sen wygrał bitwę.
I tak usłyszał wszystko, czego potrzebował.
***
Harry zabrał Louisa na randkę w czwartkowy wieczór, narzekając, że już byli starym, nudnym małżeństwem i chciał się dobrze pobawić. Louis spodziewał się, że zabierze go na nowy IMAX film, albo do baru, który dopiero co został otwarty, ale w zamian skończyli przed salonem gier.
- Naprawdę? - zapytał.
- Naprawdę, naprawdę.
- Co tylko powiesz.
Weszli do środka, Harry dał niesamowicie znudzonemu chłopakowi za ladą dwa banknoty po dwadzieścia dolarów i podał Louisowi plastikowy kubek wypełniony tokenami.
- Gotowy na to, żebym skopał ci tyłek?
Louis przewrócił oczami, obrzydliwie uszczęśliwiony. - Dajesz.
Najpierw zatrzymali się przed maszyną ze słodyczami, Louis przeklnął kiedy w ostatniej minucie dźwig opuścił jego lizaka. Włożył kolejnego tokena, powtarzając ten sam proces.
- Pieprzyć to, i tak nie chcę lizaka.
Harry włożył swojego tokena i wyciągnął Snickersa za pierwszym razem.
- Popisujesz się - wymamrotał pod nosem Louis, ale uśmiechnął się, kiedy poczuł jak Harry wsuwa czekoladowego batonika do tylniej kieszeni jego jeansów.
Chodzili dookoła salonu gier, zatrzymując się przy alejce z maszynami skee-ball. Harry trafiał z dziurę z 100 punktami niemalże za każdym razem i Louis był tak zły, że wspiął się na maszynę i zaczął wrzucać swoje kulki, dopóki jeden z pracownikó nie zaczął na niego krzyczeć, żeby złaził.
I niech nawet nie zaczyna mówić o pinballu, albo Pacmanie.
Harry również wygrał w koszykówkę - Louis powiedział, że Harry był wielkoludem i dlatego miał przewagę - ale Louis całkowicie zmiażdżył go w cymbergraju, wynik 9-1, kiedy Harry przyznał się do porażki.
Po tym Harry zasugerował, żeby poszli w stronę gokartów, zanim wszystko pozamykają i Louis miał się zgodzić, kiedy kątem oka zauważył stół do bilarda. Podszedł tam i wziął kijek i kiedy zyskał uwagę Harry'ego, zaczął tańczyć tak uwodzicielsko - i głupio - jak tylko umiał, używając kija do bilarda.
Harry zaśmiał się, jego policzki zrobił się różowe. - Myślisz, że co robisz?
- Harry - powiedział, głos tak zmysłowy, na jaki tylko było go stać i zaczął machać rzęsami jak szalony. - jak się strzela?
- Cholernie cię nienawidzę - powiedział Harry, wciąż się śmiejąc, ale podszedł do Louisa w komicznie szybkim tempie, przypierając Louisa do stołu. Jego usta były na Louisie, zanim ten mógł nawet zarejestrować co się działo. Nie obchodziło go to, że krawędź stołu wbijała się w jego plecy; Harry smakował tak dobrze.
Harry odsunął się z uśmiechem na ustach. - Chcesz usłyszeć sekret?
- Jasne.
- Chciałem cię tak pocałować tej nocy, kiedy graliśmy w bilarda.
Louis zagryzł dolną wargę. - Och, tak?
- Tak. Musiałem to teraz nadrobić - pochylił się i ponownie go pocałował i kiedy się odsunął, powiedział na przeciwko warg Louisa - to była dobra zabawa, nawet jeśli jesteś idiotą.
Louis zaśmiał się, ale zgodził się. Nie bawił się tak dobrze od lat.
(I tak, z całą pewnością był idiotą.)
***
Było wczesne lato, kiedy Louis posiadził Harry'ego na jego kanapie w salonie. Na stoliku stały pudełka po jedzeniu na wynos i cuchnęło pizzą. Powiedział o tym Harry'emu.
- O tym chciałeś porozmawiać? Że mój dom śmierdzi jak pepperoni?
Louis pokręcił głową. - To trochę bardziej poważne od tego.
Harry odchrząknął. - Jestem nerwowy. Powinienem być?
Wzruszył ramionami. - Nie wiem.
Harry głośno przełknął ślinę. - Louis, po prostu to z siebie wyrzuć - złączył ze sobą dłonie i Louis mógł stwierdzić, że czuł się szczerze niekomfortowo. Niemalże czuł się źle przez to, co miał zamiar zrobić.
- Harry, spotykamy się na poważnie od kilku miesięcy i po prostu... coś jest nie tak.
Jego twarz opadła. - Co ty robisz - to nie było pytanie, bardziej twierdzenie, takie, na które Harry wyraźnie nie chciał znać odpowiedzi.
Louis miał problemy z powstrzymaniem uśmieszku. Był naprawdę okropną osobą. Ale i tak nieumyślnie się to stało. - To jakby, to dziwne, wiesz? - przerwał, by spojrzeć na Harry'ego, którego oczy były szerokie i panicznie przyglądały się twarzy Louisa. Louis zagryzł dolną wargę. - To dziwne, że nie pojechaliśmy do domu odwiedzić moich rodziców lub twoich - powiedział powoli, obserwując jak mina Harry'ego się zmienia. - Zazwyczaj po takim czasie, czy pary w związku nie powinny poznać swoich rodziców? Albo spotkać się, jeżeli już się znają, jak w naszym przypadku? - mina Harry'ego była absurdalna, mieszanka ulgi, zdezorientowania i nienawiści. Louis musiał wziąć głęboki wdech, by powstrzymać się od śmiechu. - Więc, powinniśmy do nich zadzwonić i się umówić, albo coś?
Harry wydał z siebie dźwięk, który brzmiał podobnie do krztuszenia się. - Żartujesz sobie ze mnie, Tomlinson? Jesteś takim kutasem!
W końcu wypuścił z siebie śmiech, brzuch zaciskał się, łzy zebrały się w oczach . - Musiałem!
- Nie kurwa, nie musiałeś!
- Nie, masz rację, nie musiałem, ale twoja mina.
- Mina pieprzonej paniki! Louis, to nie jest śmieszne! - ale teraz też się uśmiechał.
- Nie przedstawiałem moim rodzicom nowego chłopaka odkąd miałem jakieś siedemnaście lat. To będzie dziwne.
Harry oparł się o kanapę, napięcie z niego schodziło. - Moi rodzice są podekscytowani, jeśli o to chodzi - przybrał wyższy głos, co najwyraźniej miało być głosem jego mamy. - Och, Harry, najwyższa pora, dobry Boże.
Louis zaśmiał się. - Moi rodzice też są szczęśliwi. Mama powiedziała, że ulżyło jej widząc mnie tak szczęśliwego. I była wdzięczna, że z tobą, w szczególności. Może cię kochać bardziej ode mnie, tak sądze.
- Mmm. To wydaje się być powszechnym motywem. Mój tata powiedział coś podobnego.
Przeczołgał się na drugą stronę kanapy i usiadł Harry'emu na kolanach. - Przepraszam, że cię wystraszyłem - pochylił się, by go pocałować go wzdłuż szyi. - Jesteś taki łatwy do zdenerwowania.
Harry mocno klepnął go w tyłek, wystarczająco, by jego uda zadrżały. - Pieprz się.
- Jezu. To z pewnością pozostawi ślad - jęknął Louis, siadając prosto.
- Mam nadzieję. To jest to co dostajesz za bycie kutasem.
Louis zaśmiał się, przytakując. Zasługiwał na to. - Mam nadzieję, że nie będziesz tak mówił, kiedy poznasz moją mamę. Musisz zrobić dobre wrażenie.
Harry przewrócił oczami. - Poznałem twoją mamę, kiedy miałem czternaście lat i jest mną zauroczona od tamtej pory. Mógłbym potrącić cię swoim samochodem, a ona wciąż zapytałaby, czy chciałbym zostać na kolację.
Parsknął. - Niestety, to prawdopodobnie prawda - sięgnął po kolejny kawałek pizzy, teraz dość zimny. - Więc, powinniśmy zadzownić do mojej mamy? - spytał z pełną buzią.
- Zadzownię do niej - powiedział Harry, sięgając po swój telefon leżący na stole. - I tak wolałaby porozmawiać ze mną.
- Okej, wystarczy tego.
- I będzie w mojej drużynie nawet bardziej, kiedy jej powiem co mi zrobiłeś. Zachowując się, jakbyś miał ze mną zerwać, ty całkowity dupku - Louis rzucił się na niego, przykładając mu poduszkę do twarzy, Harry żałośnie zawył. - Moje biedne, małe serduszko by tego nie wytrzymało, gdybyś mnie zostawił! - krzyknął, jego głos był stłumiony przez poduszkę.
Louis uderzył go poduszką ostatni raz i wrócił na swoje miejsce na kanapie. - Wiem. To jedyny powód dla którego pozostaję w pobliżu. Nie chcę, żebyś dostał zawału.
Harry zignorował go i wybrał numer mamy Louisa. Telefon nie był na głośnomówiącum, ale Louis mógł ją usłyszeć, głośno i wyraźnie. - Och, Harry! Jak się masz, kochanie?
Przewrócił oczami i wymamrotał pod nosem - nigdy tak nie odpowiada, kiedy to ja do niej dzwonię.
- Cśśś - zbeształ go Harry, następnie zwrócił swoją uwagę z powrotem do telefonu. - Przepraszam Jay, to tylko Louis zachowujący się jak bachor, jak zawsze.
- Żadnych niespodzianek tutaj - Louis mógł usłyszeć jak mówi i Harry się zaśmiał.
- Niewiarygodne - powiedział Louis. - to jak znęcanie się z każdej strony - i kiedy odwrócił swoją uwagę tylko na sekundę, Harry wsadził swoje stopy pod Louisa i zepchnął go z kanapy. Jego dołeczek pojawił się od tak szerokiego uśmiechu i nie było mowy, by Louis mógł być zły.
Louis wspiął się z powrotem na kanapę, podczas gdy Jay opowiadała Harry'emu historię, która zdawała się nie mieć końca i Harry spojrzał na Louisa. Wyszeptał do niego bardzo cicho - ale poważnie, nigdy więcej mnie tak nie strasz.
Zmarszczył brwi. - Nie chciałem cię naprawdę wystraszyć, H.
Harry przytaknął i potem wrócił z powrotem do Jay.
Ale to Louisowi nie wystarczało.
Wślizgnął się na kolana Harry'ego i zaczął całować go po szczęce. Harry przechylił swoją głowę w bok, nie mogąc się powstrzymać. - Harry, jestem twój - wymamrotał wystarczająco cicho, by jego mama nie mogła go usłyszeć przez telefon.
- Jay, przepraszam, że muszę kończyć, ale muszę lecieć. Będziemy jutro na drugim śniadaniu! Nie, wszystko w porządku, nie martw się. Okej, też cię kocham. Pa - zakończył połączenie i rzucił telefon na drugi koniec kanapy, ujmując wargi Louisa w pocałunku, zanim telefon zdążył uderzyć w poduszki.
Wyruszyli około dziewiątej następnego ranka, Louis prowadził, włosy Harry'ego były wszędzie przez wiatr. Nie była to długa podróż, ale wystarczająco długa, by przesłuchali cały album Bastille i zaczęli Hoziera do czasu, aż dotarli.
Louis zaparkował i wskazał w stronę domu. - To tutaj dorastałem - powiedział, jakby Harry nie był tutaj już setki razy.
Harry przewrócił oczami. - Och, tak?
- Mhmm. Pięknie, prawda? Podoba ci się drzwo wiśni?
- Oczywiście. Wygląda lekko znajomo.
- Nah, nie byłeś tu nigdy przedtem. Chodźmy do środka. Musisz poznać moją rodzinę. Nie musisz się denerwować.
- Myślę, że będzie okej.
Weszli razem po frontowych schodach i kiedy dotarli do ganku, Harry wskazał na drewniane, bujane krzesło. - To prawdopodobnie było dobre miejsce, by posiedzieć ze swoimi przyjaciółmi z liceum. Mogę sobie wyobrazić jak siedzisz na tym krześle, próbując wytrzeźwieć, zanim zakradniesz się do domu po godzinie policyjnej.
Louis pchnął Harry'ego swoim ramieniem. - To całkiem szczegółowa rzecz, którą można wymyślić o domie, w którym nigdy wcześniej się nie było.
- Tak, cóż, mogę to sobie wyobrazić.
- Serio, ponieważ tak było.
- Skąd miałbym to wiedzieć? Nigdy tutaj nie byłem.
- Och, teraz chcesz współgrać.
Harry uśmiechnął się. - Chodźmy do twojej mamy.
Weszli razem do środka, klimatyzacja zawiała im na twarz i zdjęli swoje buty przy drzwiach, kiedy Louis zawołał - mamo, wszyscy, jesteśmy tutaj. Chodźcie poznać mojego nowego chłopaka.
Jay wyszła na korytarz, dłonie złączone ze sobą. - Cześć, kochanie - powiedziała, całując Louisa w policzek. Odwróciła się do Harry'ego, jej oczy zalśniły. Louis zrobił kwaśną minę; Harry napawał się dumą. - Harry, nie widzieliśmy cię tutaj od tak dawna! - przyciągnęła go do ciasnego uścisku.
Harry odwzajemnił gest i powiedział - miło cię poznać. Twój dom jest piękny.
Louis wybuchł śmiechem. - Fantastycznie. Jesteś fantastyczny.
Jay odsunęła się. - Co Louis każe ci robić...
- Nic - powiedział niewinnie. Spojrzał na Louisa. - Mogę zostać oprowadzony po domu?
- Poważnie, wasza dwójka jest wykańczająca - powiedziała, uderzając Louisa w biodro. - Idź, oprowadź go, bądźcie dziwni. Przyjdźcie potem do nas do kuchni.
Louis cwaniacko się uśmiechnął. - Okej, pozwól mi pokazać ci dom.
- Prowadź.
Najpierw zabrał Louisa na piętro, pokazując na dużą sypialnię, jakby Harry nie miał pojęcia gdzie była i pokazał mu łazienkę, którą Harry używał niezliczoną ilość razy. Wydawał z siebie ochh i achh przy pokojach dziewczynek i kiedy wskazał na zdjęcie Louisa w wieku dziewięciu lat wiszące na korytarzu, nie śmiał się z niego jak za pierwszym razem, gdy zobaczył je ponad dziesięć lat temu. W zamian powiedział - jakim słodkim dzieckiem byłeś. Mogę się założyć, że byłeś gorący w liceum.
Louis przytaknął. - Byłem. Mogę się założyć, że chciałbyś mnie wtedy znać.
- Masz rację.
Poszli do starego pokoju Louisa, który teraz był pokojem dla jego najmłodszego rodzeństwa. - I tutaj działa się magia - powiedział - Wyobraź to siebie bez tych pluszaków.
Harry uniósł brew. - Widzisz, ale w swojej wyobraźni zawsze wyobrażałem sobie twój licealny pokój z pluszakami. Włączając w to konia o imieniu Lenny.
Louis zrobił się czerwony. - Zawsze zapominam, że pamiętasz każdą pieprzoną rzecz o mnie. To irytujące.
Harry zaśmiał się. - Wiem, że technicznie to już nie jest twój pokój i wygląda zupelnie inaczej niż przedtem, ale jeśli Harry z liceum wiedziałby, że obecny Harry miał okazję, by pocałować cię w tym pokoju i tego nie zrobił...
Louis przycisnął Harry'ego do drzwi, wkładając dłoń do tylniej kieszeni jego jeansów. - Chciałeś mnie tu pocałowac?
Wzruszył ramionami. - Prawdopodobnie - po chwili przytaknął. - Zdecydowanie.
Louis uśmiechnął się, zanim się pochylił. - Zgaduję, że trzeba dać licealnemu Harry'emu to, co chce.
Harry przełknął ślinę. - Byłoby miło z twojej strony.
Lekko otarł o siebie ich wargi, wystarczająco, by ledwo się zetknęły i dłonie Harry'ego odnalazły drogę do twarzy Louisa, obejmując jego szczękę. Louis pogłębił pocałunek, jego język wsunął się do ust Harry'ego i oddech Harry'ego przyśpieszył, kciuk na lewym policzku delikatnie zakreślał koła.
Louis odsunął się i oparł swoje czoło o klatkę piersiową Harry'ego, słuchając bicia jego serca. - Dobrze, że nigdy wcześniej cię tu nie pocałowałem - powiedział. - Prawdopodobnie nie chciałbym nigdy przestać.
Harry pocałował czubek jego głowy. - Ja też - pochylił się i pocałował go w policzek i powiedział - w porządku, wróćmy na dół. Staram się, by twoja rodzina mnie polubiła, pamiętasz? Dobre pierwsze wrażenie i to wszystko.
Louis przewrócił oczami, ale i tak podążył za Harrym.
Harry zaprowadził ich na dół, pamiętając z lat spędzonych tutaj w liceum, by unikać stopnia z dziurą w nim i jak dojść do kuchni, zanim Louis mógł za nim nadążyć. Mógł usłyszeć jak Harry zawołał - pani Tomlinson! Wszystko wygląda i pachnie wspaniale! I pani dziewczynki są piękne!
Louis myślał, że jego serce może pęknąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top