1.3
Następnego ranka Louis obudził się z bólem w szyi i nieprzyjemnym uczuciem w brzuchu. Miał randkę. Miał randkę ze swoim najlepszym przyjacielem. Miał randkę ze swoim najlepszym przyjacielem Harrym i miał niezwykle sprzeczne uczucia, ale w większości był podekscytowany.
I szczęśliwy. Czuł się całkiem szczęśliwy.
Zapomniał zasłonić rolety wieczór wcześniej i słońce świeciło jasno i gorąco, co było niecodzienne jak na kwiecień, ale nie niechciane. Usiadł i poruszył ramionami, rozciągając się i zobaczył Linka zaglądającego przez uchylone drzwi.
- Wejdź, jeśli chcesz.
Link pchnął drzwi swoim nosem i uderzyły one o ścianę. Stał tam, nie próbując wejść do pokoju.
Louis przewrócił oczami. - Czy to było naprawdę konieczne?
Link zaszczekał raz, drugi i oddalił się od drzwi. Chwilę później Louis mógł usłyszeć jak drapoie swoją miskę, a potem plusk wody. Zaszczekał trzeci raz.
- Okej, okej, wstaję. Idę. Masz szczęście, że Harry kupił dla ciebie jedzenie. Inaczej... - nie dokończył swojej myśli. Link zaszczekał jeszcze kilka razy, przewracając swoją miskę z wodą i rozlewając na płytki w kuchni. Louis przeklnął i rzucił na podłogę szmatę, by wchłonęła wodę.
Po tym, jak otworzył paczkę karmy i Link był cicho - cóż, nie szczególnie cicho, bo stukilowy, jedzący pies nigdy nie był cichym wydarzeniem - Louis w końcu mógł powtórzyć ostatnią noc w swojej głowie. Nagle zaświtało mu w głowie, że nigdy nie przedyskutowali czy ich plany na dzisiejszy wieczór były prawdziwą randką, czy nie. Wychodzili na kolacje wiele razy. Tylko dlatego, że zrobili się trochę bardziej dotykalscy nie oznaczało, że kwalifikowało się to jako romantyczne wyjście.
- Kurwa - wymamrotał pod nosem Louis. Czy jest za wcześnie na alkohol? Spojrzał na zegar wiszący nad kuchenką. 10:14. Yup, za wcześnie.
I tak nalał sobie kieliszek tequili.
***
Harry napisał do niego kilka godzin później mówiąc, że będzie około ósmej, dając Louisowi resztę popołudnia i wczesny wieczór na psychiczne przygotowanie się.
To było bardzo niepodobne do Louisa. To nie było typowe zachowanie Tomlinsona. Zazwyczaj był spokojny, opanowany, cholernie wyluzowany. Kiedy oświadczył się Chrisowi, zrobił to bez trzęsących się dłoni, czy nerwowego uścisku w brzuchu. Kiedy stali przed całą ich rodziną i przyjaciółmi recytując swoje mowy, nie zająknął się. Ani razu. Ukończenie szkoły, rozmowy o prace, narodziny szóstki rodzeństwa... bułka z masłem.
Ale to?
Przebrał się cztery razy, nie wiedząc jaka będzie atmosfera restauracji, czy będzie swobodna czy nie. Układał swoje włosy na trzy różne sposoby, próbując wyglądać jakby za bardzo się nie starał, ale również nie jakby dopiero co zwlókł się z łóżka. Pobawił się z Linkiem, wyprowadził go, rozczesał jego futro, wyszczotkował jego zęby... żeby tylko jego ręce były czymś zajęte.
Och i wypił więcej, niż dwie rundki tequili.
To dlatego, bo nie był pewien. Nie znał wyniku. Nie miał żadnych domysłów co może się stać, tego wieczora i w przyszłości. I nie wiedział gdzie stał Harry. Cholera, nawet nie wiedział gdzie on stał.
Louis zmieniał swoją koszulę po raz piąty, kiedy usłyszał jak Harry podjeżdża pod dom, dokładnie minutę przed ósmą. Zamarł przed lustrem czekając na dźwięk klaksonu, ale w zamian auto ucichło. Kilka chwil później usłyszał ostrzegawczy dźwięk skrzypienia drzwi z siatką na owady, po czym nastąpiło pukanie w drewniane drzwi.
Harry pojawiał się pod drzwiami jedynie wtedy, kiedy przychodził spędzić czas u niego w domu, nigdy gdy zabiera Louisa gdzieś indziej. To był materiał na randkę.
Okey. Randka.
Louis otworzył drzwi i zobaczył zwyczajnie ubranego Harry'ego. Jego jeansy nie miały żadnych dziur, ale jego buty były zniszczone jak zawsze i jego koszula czymś, co Louis widział jakies sto razy.
Okej. Nie randka?
- Hej Lou - powiedział Harry, lekko się uśmiechając. - Ładnie wyglądasz.
Louis odruchowo dotknął swojej szyi, przyklepując kosmyk włosów o którym wiedział, że odstawał. - Dzięki. - Nie wiedział co jeszcze powiedzieć, więc wskazał gestem na Harry'ego i powiedział, - ty też.
Harry zmarszczył brwi i zarumienił się. - Prawdopocdobnie wyglądałem lepiej, zanim wyjechałem. Piłem po drodze tutaj wodę i najechałem na dziurę w jezdni i woda była wszędzie i mój sweter się zamoczył i to była jedyna rzecz, którą miałem w samochodzie... - mówił chaotycznie i wtedy Louis zdał sobie spawę: Harry również był nerwowy.
Randka.
To nie powinno sprawić, że poczuł się lepiej wiedząc, że Harry tak samo się stresował, ale Boże, tak było. Louis sięgnął i dotknął ręki Harry'ego, natychmiast go uciszając. - Wyglądasz dobrze. Obiecuję. Naprawdę dobrze - to była prawda.
Tym razem uśmiech Harry'ego był szczery. Był szeroki i ten pieprzony dołeczek. Louis najwyraźniej był nieświadomy przez ponad dekadę, bo teraz ledwo mógł się powstrzymać, by nie wyciągnąć ręki i nie przejechać po nim palcem. Chryste.
- Okej, zatem jesteś gotowy? Link też? - spytał Harry.
Louis przytaknął - uwierz mi, jest gotowy już od jakiegoś czasu.
Harry wzruszył ramionami - zrobiłem rezerwację, więc chodźmy.
Kiedy Harry zaczął iść w stronę Jeepa, Louis musiał spojrzeć w dół i wciąż głęboki wdech. Nie mógł sobie przypomnieć ostatniego czasu, kiedy ktoś zrobił dla niego rezerwację. To było tak słodkie, że Harry oczywiście starał się zaimponować Louisowi. Nie mógł w to uwierzyć, naprawdę.
I kiedy Louis podniósł wzrok, Harry stał tam, trzymając dla Louisa drzwi od pasażera i rumieniec wkradł się na jego policzki.
Reszta randki mogła być całkowitą katastrofą i Louis wciąż uważałby ją za jedną z najlepszych od lat.
***
Dotarli do restauracji, w której Louis nigdy wcześniej nie był. Była w centrum miasta, prezentując świece i ceglane ściany i przez okno Louis mógł dostrzec grube, drewniane podłogi. Byli otoczeni tłumem głośnych, szczęśliwych ludzi, którzy cieszyli się sobotnim wieczorem i ta energia była zaraźliwa. Louis był pod wrażeniem, że Harry był w stanie znaleźć miejsce, które jest tak radosne, zarówno jak i intymne i to musiało być widoczne na jego twarzy, bo Harry cwaniacko się uśmiechnął.
- Gotowy? - spytał.
Louis przytaknął - zróbmy to.
Weszli do restauracji, Harry prowadził Louisa z dłonią na jego plecach i zatrzymali się przy hostessie.
- Dobry wieczór - przwywitała ich kobieta z jasnymi, rudymi włosami.
Harry uśmiechnął się - cześć, stół dla dwojga? Pod nazwiskiem Styles.
Spojrzała na listę imion przed sobą. - Znakomicie, możecie podążać za mną - zabrała ich na tył restauracji i Louis był przygotowany żeby usiąść przy odosobnionym stoliku przy lewo, ale hostessa skręciła i zaczęła wchodzić po schodach. Zdezorientowany, Louis spojrzał na Harry'ego.
Harry uniósł brew - powiedziała, by iść za nią.
- Okej...
Weszli po schodach, potem kolejnych i kolejnych i Louis jedynie stawał się coraz bardziej zmieszany. Ale kiedy dotarli na górę, Louis znalazł się na dachu restauracji i to niemalże odebrało mu dech w piersi. Było tam jedynie kilka stołów, jeszcze mniej klientów i zaciszny bar. Światełka zwisały z trelażu, palenisko znajdowało się z boku i podczas gdy ich otoczenie było piękne, to od tego co znajdowało się pod nimi Louis nie mógł oderwać wzroku. Miasto lśniło, w jakiś sposób jednocześnie jasno i niewyraźnie i Louis nagle czuł się bardzo, bardzo mały.
Odwrócił się do Harry'ego, czując się głupio, gdy nie był w stanie wymyślić słów, które adekwatnie opisałyby co teraz działo się w jego myślach i Harry najwyraźniej zlitował się.
- To dużo, wiem, ale chciałem przyjść tutaj od kilku miesięcy i pomyślałem, że ci się spodoba - wziął głęboki wdech - podoba?
Louis odchylił głowę do tyłu i zaczął się śmiać. - Harry, jesteś całkowicie szalony. To jest...
- Panowie? - przeszkodziła im hostessa, wskazując w stronę pustego stołu dla dwojga. Zajęli swoje miejsca, dziękując jej i obserwowali jak schodzi ze schodów.
Louis oparł się o swoje krzesło. - Harry, tu jest naprawdę ładnie - powiedział cicho.
Harry uśmiechnął się i przebiegł dłonią po swoich włosach. - Byłoby ładniej w swetrze, który miałem na sobie wcześniej.
Przewrócił oczami. - Naprawdę nie sądzę, że sweter zrobiły jakąś różnicę, H.
- Dobrze, zatem nie muszę się dla ciebie już nigdy więcej ubierać.
- Aw, wystroiłeś się dla mnie?
Harry wystawił swój język. Dojrzale. - Tak, cóż, ty wystroiłeś się dla mnie.
Louis spojrzał na siebie, dotykając miękkiego materiału koszuli. Przebierał się tak wiele razy zanim przyjechał Harry, że nie pamiętał nawet co miał na sobie. - Ta stara rzecz? Nah. Nie ubrałbym się elegancko dla ciebie.
Harry napił się wody, przeglądając menu. Nie podniósł wzroku, kiedy powiedział, - nie musisz. Zawsze wyglądasz niesamowicie. Poważnie. To doprowadza mnie do szaleństwa.
Sięgnął po swoją szklankę wody. Odchrząkując, wziął kilka dużych łyków wody. Pewnego dnia Harry nie będzie go tak cholernie frustrować.
Najwyraźniej dzisiaj to nie był ten dzień.
Zamówili swoje dania, jakieś napoje i w końcu, kiedy skończyli, przenieśli się na bar. I Louis chciał walnąć siebie samego za martwienie się tą całą rzeczą. Wszystko było dokładnie takie samo jak zazwyczaj, z wyjątkiem tego, że Harry flirtował więcej niż zazwyczaj i trzymał swoją dłoń na udzie Louisa.
Ale to wciąż było odrobinę odpychające, że to wszystko działało z taką łatwością. To nie powinno być takie proste, przejście od bycia najlepszymi przyjaciółmi w piątek do... cokolwiek to było w sobotę.
Wypił cztery drinki, kiedy spytał - Harry? Jak to... Dlaczego to... To wydaje się bardzo proste. I nie jestem do końca pewien jak to jest możliwe.
Harry odstawił swojego drinka. - Co? Ty i ja?
Sposób, w jaki powiedział ty i ja brzmiał tak naturalnie, jakby od zawsze tak było. - Tak. Ty i ja - kochał jak to brzmiało na jego języku.
Harry przejechał dłonią po udzie Louisa, uspokajająco je ściskając. - Myślę, um, prawdopodobnie dlatego, bo czekałem aż za mną nadążysz.
Louis spojrzał na Harry'ego. To nie było to, czego się spodziewał, wcale. Kiedy odgrywał tą potencjalną rozmowę w swojej głowie wcześniej tego dnia myślał o tym jako o możliwości, możliwości, że Harry był zainteresowany cały czas i Louis był po prostu ślepy. Ale nigdy tak naprawdę nie myślał, że tak było. Był odrobinę tym zaskoczony. Odrobinę przytłoczony, trochę zaszczycony i niezwykle zadowolony. - Naprawdę? - zdołał powiedzieć.
Harry powoli przytaknął, jego wargi ściśnięte razem. - Czy to okej?
Leniwie, uśmiech zagościł na twarzy Louisa. Prawdopodobnie od drinków. Prawdopodobnie nie. - Tak, kochanie, to okej - uśmiech Harry'ego był jasny i jego dołeczek ponownie się pojawił. Tym razem Louis się nie powstrzymał od przejechania po nim palcem. Harry zamrugał, jego ruchy powolne.
Odsunął rękę od twarzy Harr'ego i ponownie sięgnął po drinka. - Zdrowie.
Harry również podniósł swojego i zderzyli ze sobą kieliszki. - Na zdrowie, Lou.
Przez chwilę obaj milczeli. Louis uderzał palcami o bar. - Jak długo?
Westchnął i ponownie się uśmiechnął. - Wystarczająco długo.
- To wszystko, co zamierzasz powiedzieć?
- Mhmm.
- Nawet jeśli wleję w ciebie jeszcze kilka drinków?
Harry pokręcił głową. - Nope.
- W końcu mi powiesz, racja?
- Prawdopodobnie nie.
Louis spojrzał na niego spod rzęs. - Harry.
- Prawdopodobnie.
Ponownie powiedzieli na zdrowie.
***
Harry zaparkował pod domem Louisa tuż przed północą. Sowa, która mieszkała na jego podwórku za domem nie spała i pohukiwała co kilka sekund. Przestała, gdy Louis zatrzasnął za sobą drzwi od Jeepa.
Szli do drzwi razem; to nie był pierwszy raz, ale z pewnością czuć było jakby było to coś nowego. Louis spojrzał na Harry'ego i Harry odwzajemnił spojrzenie.
- Co? - spytał, rozbawiony.
- Nic - odpowiedział z uśmieszkiem Louis.
- Zatem w porządku.
- Okej.
- Niezła rozmowa.
Dotarli do drzwi i obaj się wciąż uśmiechali. To niedorzeczne; Louis czuł, jakby zakradał się z nowym dzieciakiem ze szkoły za plecami rodziców sporo po jego godzinie policyjnej. Czuł się za bardzo roztrzepany, by to było normalne. Niedorzeczne.
Oparł się o ścianę domu, ręce bezużytecznie zwisały po jego bokach. - Dziękuję za kolację, H.
Harry uśmiechnął się i przytaknął, biorąc krok bliżej. - Nie ma za co.
- Może chciałbyś zrobić to jeszcze raz w tym tygodniu?
- Tak - jego odpowiedź była tak szybka, że Louis nie mógł nic poradzić, tylko się zaśmiał i Harry zrobił się cały czerwony.
- Jestem wdzięczny, że jesteś tym tak samo podekscytowany jak ja - powiedział Louis, podnosząc wzrok, by napotkać spojrzenie Harry'ego.
Harry przybliżył się jeszcze bardziej, jego oczy przyklejone do ust Louisa. - Zatem jestem szczęśliwy, że to odwzajemnione - wymamrotał.
Louis przełknął ślinę i zmusił samego siebie, by zapytać - zamierzasz mnie pocałować?
Harry wciąż nie mógł złapać z nim kontaktu wzrokowego. - Tak, zamierzam, zanim stracę odwagę.
- Musisz zebrać się na odwagę, by mnie pocałować?
W końcu na niego spojrzał. - Masz jakiekolwiek pojęcie jak sprawiasz, że nerwowy się czuję?
Louis uśmiechnął się, bo tak, rozumiał to. Zmusił swoje dłonie do zrobienia czegoś - czegokolwiek - i złapał za biodra Harry'ego. Usta Harry'ego były rozwarte, jego oddech ciężki i Louis zastanawiał się czy Harry mógł poczuć jak jego palce drżą. Przyciągnął Harry'ego bliżej, co zrobił z łatwością, powoli się pochylając, jego własne dłonie złapały za szczękę Louisa i w końcu ich usta się spotkały.
Było to delikatne, jakby obaj nie byli pewni i na początku poruszali się powoli, przedstawiając się sobie nawzajem. Harry wsunął dłonie we włosy Louisa i Louis zsunął swoje na plecy Harry'ego, wbijając swoje palce. I cała delikatność zniknęła.
Otworzył swoje usta bardziej i Harry natychmiast z tego skorzystał, wślizgując swój język, ciało dociskając bliżej Louisa. Louis pomyślał, że smakował jak wino które pili, trochę jak czekoladowe ciasto i coś jeszcze, czego nie mógł nazwać. Może to po prostu Harry.
Ich ruchy stały się trochę bardziej gorączkowe, zbyt gorączkowe jak na pierwszy pocałunek, ale Louis nie mógł siebie powstrzymać. Uważał, że to musiało to być nagromadzenie tego, że znało się kogoś od ponad dekady, wszystko przelało się w jeden pocałunek. Pozwolił, by to się stało. On zachęcał , by to się stało.
Pocałunek wciąż był ostry, kiedy Harry odsunął się, przygryzając dolną wargę Louisa, potem zjeżdżając wzdłuż jego gardła i całując go w obojczyk. Louis zaczął zastanawiać się co to były za wysokie dźwięki, które słyszał. W żenujący sposób zdał sobie sprawę, że to był on.
Harry skierował z powrotem pocałunki z górę i ponownie wylądował na wargach Louisa, mniej intensywnie, niemalże bardziej znajomo. Louis zwolnił swoje ruchy, kiedy jego dłonie powędrowały do włosów Harry'ego, zanurzając palce, a potem przejeżdżając nimi po jego klatce piersiowej.
Odsunął się i delikatnie pocałował Louisa w usta ostatni raz i przycisnął do siebie ich czoła. - Lou - powiedział, jego głos szorstki.
Ich klatki piersiowe wciąż były do siebie dociśnięte, nogi Harry'ego podpierały całe ciało Louisa. Louis odchylił się, by mógł zobaczyć twarz Harry'ego w słabym świetle księżyca. Jego policzki były zaczerwienione i dolna warga napuchnięta. Louis przejechał dłońmi po swojej twarzy. - Harry - nie musiał mówić nic więcej i wiedział, że Harry nie oczekiwał niczego więcej.
Harry pochylił się jeszcze raz by go pocałować, nawet delikatniej niż pierwszy raz i kiedy się odsunął, przejechał kciukiem po dolnej wardze Louisa. - Zadzwonię do ciebie rano.
- Okej - wyszeptał.
Obserwował jak Harry idzie do Jeepa i uśmiechnął się, gdy zatrąbił, zanim zniknął z pola widzenia.
Link czekał przy drzwiach kiedy wszedł i Louis ledwo się przywitał, zanim telefon zaczął dzwonić w jego kieszeni. Był to Harry.
- Już za mną tęsknisz? - spytał, zamiast normalnie się przywitać.
Harry zaśmiał się. - Tak.
- Co stało się z zadzownię do ciebie rano?
- Jest rano.
Louis spojrzał na zegarek pod telewizorem. Była 00:17. Przewrócił oczami. To było tak cholernie dziecinne, ale Jezu, był tak uroczy, czuł się jakby mógł się w tym utopić. - Nie mogłeś poczekać do prawdziwego ranka?
- Nope - odpowiedział, akcentując p.
Louis zdjął buty i rozpiął pasek, przetrzymując telefon o swoje ramię. - Uderzasz trochę mocno, nie uważasz, Styles?
Niemalże mógł usłyszeć uśmiech Harry'ego przez telefon. - Nie musisz być zażenowany, Louis. Po prostu to powiedz. Też już za mną tęskniłeś.
- Nah.
- No dalej, nie kłam.
Wszedł do łazienki włączając światło i spojrzał w lustro. Jego policzki były zaróżowione, już miał siniaka tworzącego się na szyi, gdzie Harry'ego trochę poniosło i jego włosy sterczały w stu różnych kierunkach. Uśmiechnął się. - Może trochę, tak myślę.
- Ach, kochanie, to są słowa, o których marzyłem.
Jego uśmiech poszerzył się. Wiedział, że dzisiaj dużo nie pośpi.
Następnego ranka Louis praktycznie pobiegł do kawiarni, próbując bezsukcesywnie pozbyć się nerwowości ze swojego brzucha. Kiedy Harry wręczył mu jego kawę, śmiech leniwie widniał na jego twarzy, wymamrotał - dzień dobry. Wyglądasz niesamowicie.
Motylki jeszcze bardziej się ożywiły i Louis był kompletnie skończony.
Był wobec tego okej.
***
Minęły trzy tygodnie i w jakiś sposób wszystko i nic się nie zmieniło.
Wciąż wychodzili w weekendy z Niallem i Liamem, wciąż spotykali się po pracy na drinki, wciąż zabierali Linka do kawiarni każdego niedzielnego poranka, wciąż zamawiali tłustą pizzę i przesiadywali na kanapie, jedli prosto z pudełka, z łatwością wypijali sześciopak, bekali i wycierali dłonie o swoje jeansy. Harry wciąż mówił Louisowi, że jest wielkim wrzodem na tyłku; Louis wciąż odpowiadał 'przynajmniej go mam'.
Ich przyjaźń się nie zmieniła i Louisowi niezmiernie ulżyło z tego powodu.
Ale teraz, po tym jak spotkali się z Niallem i Liamem, wracali do domu razem i Harry atakował swoimi ustami Louisa w sekundzie, gdy weszli za drzwi. Teraz, kiedy wychodzili na drinki Louis zeskakiwał ze stołka barowego i stawał pomiędzy nogami Harry'ego, który siedział na własnym stołku i Louis ściskał uda Harry'ego sprawiając, że oddech mu przyśpieszał. Teraz, kiedy byli w kawiarni, Louis pił swoją herbatę i kiedy przyłapał Harry'ego na gapieniu się na niego, Harry odsunie wzrok i powie 'jesteś piękny, wiesz?' Teraz, kiedy jedli kolację na kanapie, często prowadziło to do tego, że Louis wspinał się na Harry'ego, lekko podpity, Harry ściskał tyłek Louisa, ocierając o siebie, dopóki obaj łapali za części ciała błądzącymi dłońmi.
Ale nie było jeszcze seksu. Louis siedział w pracy i był przez to dręczony; wiedział, że Harry chciał i o mój Boże, on także. I to nie tak, że nie mieli do tego okazji. W większość wieczorów musiał zepchnąć z siebie Harry'ego i wypchać go za drzwi. Było coś małego, co go powstrzymywało i to była część, o której nie mógł przestać myśleć.
Uprawiał seks, odkąd zmarł Chris. Trzy jednonocne przygody, jeden przyjaciel z korzyściami, jeden pijacki błąd z kolegą ze studiów, który desperacko próbował wymazać z pamięci. Więc to nie do końca faktyczny fizyczny akt, o który się martwił.
Mniej lub bardziej to, co go zjadało to świadomość, że seks z Harrym będzie seksem, który będzie uprawiał do końca życia, najprawdopodobniej. Nie był zakochany w Harrym - jeszcze nie, w każdym bądź razie - i nie był pewien gdzie stał Harry, ale nie był nieświadom faktu, że to nie jest przelotna rzecz. To po cichu kumulowało się od lat i sądząc po tym gdzie zmierzali, Louis mógł stwierdzić, że to była trwała sytuacja. Intensywność tego... To straszne, to uspokajające; Louis był bałaganem.
Seks pieczętuje umowę. To sprawia, że jest to naprawdę, naprawdę ostateczne. I nie był pewnien czy był na to gotowy.
Był pierwszy tydzień maja, słoneczny, sobotni poranek i Harry zadzownił do Louisa sugerując, że wezmą Linka nad jezioro. Louis natychmiast się zgodził, pakując wodę, jedzenie i zabawki dla Linka by tylko dać sobie sprawę, gdy byli w połowie drogi, że nie spakował nic dla siebie albo Harry'ego.
Harry puścił mu oczko i wskazał na lodówkę za nim, co Louis w jakiś sposób przegapił. - Zająłem się tym, kochanie.
Louis pochylił się, by zajrzeć do środka. Kanapki, frytki i piwo. - Cały gang w komplecie - powiedział.
Harry zaśmiał się z siedzenia pasażera i położył prawą rękę na udzie Louisa.
Louis mu pozwolił.
Nie było tak dużo ludzi na plaży, więc Louis nie czuł się źle ze spuszczeniem Linka ze smyczy, by biegał wolny po piasku i wodzie. Przez chwilę rzucał mu piłkę mając nadzieje, że go to trochę zmęczy i zaśnie w drodze do domu, a nie będzie próbował wspiąc się na jego kolana jak próbował przez całą drogę tutaj.
Było przyjemnie, to całe popołudnie takie było, nawet kiedy musiał wejść do lodowatej wody, by znaleźć piłkę, z którą Link nagle nie chciał mieć nic do czynienia. Kanapki były pyszne, piwo zimne i słońce było czuć niesamowicie na jego twarzy, kiedy przysypiał na kocu Harry'ego.
Ale najlepszym aspektem było nie bycie tu samemu, jeśli Louis miałby być szczery. Kochał uczucie ciepła Harry'ego obok siebie, podczas gdy razem siedzieli na piasku, kochał, że był ktoś jeszcze, kto poprzeciąga linę z Linkiem, kochał, że Harry położy swoją dłoń na kolanie Louisa od czasu do czasu, rysując kółka swoim kciukiem, leniwy uśmiech widniejący na jego twarzy.
Louis nie wiedział jak długo siedzieli na kocu, Link drzemał przy ich stopach, kiedy poczuł jak musiał o tym wspomnieć. Był wścibski. I zasługiwał na to, by wiedzieć.
- Harry?
Leżał na brzuchu, głowę opierając na rękach, palce od stóp zanurzone w piasku. - Mmm - jęknął.
- Jak długo czekałeś, aż za tobą nadążę?
Harry odchrząknął. Usiadł, zdjmując swoje okulary, mrużąc oczy przez światło słoneczne. - Dlaczego pytasz?
Louis wzruszył ramionami. - Jestem po prostu... Chcę zobaczyć czy mamy takie samo zdanie. Ty i ja.
Zaczął kreślić palcem ślady na piasku. - Nie znam dokładnego okresu czasu, Louis.
- Określ w przybliżeniu.
Przejechał dłońmi po twarzy. - Ugh, Lou. Nie wiem. Wystarczająco długo by wiedzieć, że to jest wszystko czego pragnę.
To było bardziej szczere i otwarte, niż Harry zazwyczaj był i Louis nie do końca wiedział jak na to odpowiedzieć. - Um.
Harry z powrotem zanurzył palce w piasku. - Hej, zapytałeś. Nie możesz teraz zacząć milczeć.
- Nie, wiem. Masz rację. - Przejechał palcami pokrytymi piaskiem po włosach. - Myślę... myślę, że jest to odwzajemnione.
- Tak? Też mnie chcesz? - jego spojrzenie było całkowicie absurdalne.
Louis parsknął. - Cóż, teraz nie chcę.
Harry uśmiechnął się i położył, tym razem na plecach. Sięgnął dłonią i zaczął drapać Linka. Link ledwo się ruszył. - Lou, nigdy tak naprawdę nie pozwoliłem sobie, by poważnie rozważać myśl o nas, wiesz? Jakby, to nigdy nie było możliwością z miliona różnych powodów, więc nigdy nie pozwalałem mojej głowie iść w tamtym kierunku. Ale po tej nocy w barze... Jak Boga kocham Louis, stałem się szaloną osobą. Całkowitym szaleńcem. To jakby, byłeś tam, tylko odrobinkę i zasmakowałem tego, najdrobniejszy kęs i potem to było tak jakby... to. Byłem skoczony, jedynie przez to.
Louis pomyślał, że serce może wylecieć mu z klatki piersiowej. Położył się na kocu obok Harry'ego, zarzucając rękę wskroś jego klatki piersiowej. - Co byś zrobił od tamtego momentu, jeśli nic innego by się nie wydarzyło? Jeśli pofarbowałbym twoje włosy na niebiesko i nie ocierałbym się o ciebie na tym głupim koncercie w weekend po i potem to wszystko?
Harry głęboko odetchnął. - Każdej nocy odmawiam modlitwę, by nigdy nie musiałbym dowiedzieć się odpowiedzi na to pytanie.
Louis myślał, że żartował, ale kiedy przeniósł swój wzrok, zobaczył że Harry już na niego patrzył, twarz opanowana i niewzruszona.
To poważna mina do poważnej rozmowy o ich poważnym związku.
Ale teraz, leżąc na zniszczonym kocu babci Harry'ego i słuchając rozmów rodzin wokół nich, intensywność tego wszystkiego nie martwiła Louisa. Właściwie, było to czuć dobrze. I był gotowy.
***
Jeep podjechał pod dom Louisa tuż po porze kolacji, na zewnątrz już było ciemno. Link niezgrabnie wyskoczył z samochodu, podążyli za nim Louis i Harry, niosąc lodówkę i psie zabawki ze sobą.
Weszli do środka, piasek sypał się za nimi i Louis wypuścił Linka tylnimi drzwiami. Obserwował go przez okno, Link powąchał kilka drzew i kamieni, zanim w końcu zniknął za werandą, gdzie lubił grzebać w ziemi.
Był to długi dzień na słońcu, długi dzień próbując kontrolować myśli płynące przez jego własną głowę. Louis był zmęczony, ale również poddenerwowany. Spędził całą drogę w samochodzie myśląc o niczym innym, tylko jakby to było ssać Harry'ego, powoli, przeciągając to, dopóki Harry nie jęczałby i błagał o coś, cokolwiek. I teraz, kiedy był w jego domu, jego sypialnia na widoku, niemalże drżał na myśl o Harrym pieprzącym go w końcu, przejmującym kontrolę, doprowadzającym go do szaleństwa.
Louis nie mógł nawet myśleć o jedzeniu, kiedy wszystko co chciał to to, by Harry go pochłonął, ale i tak zaoferował to przez zaciśnięte zęby. - Chcesz, żebym coś zamówił? Albo żebym próbował gotować? Myślę, że mam makaron. Albo możliwe, że burgery, jeśli przeszukam zamrażarkę.
Harry pokręcił głową. - Nah, jest dobrze. Ale jakieś drinki byłyby okej. Jeśli coś masz.
Drinki, tak, drinki były dobre. Może to zrobić.
Potrzebował drinków. Liczba mnoga.
Louis znalazł wino z tyłu ba półce i wyciągnął dwa kieliszki. Wypełnił je w połowie i podał jeden z nich Harry'emu, który z radością go wziął.
Zaprowadził ich na zewnątrz na tylni ganek. Mógł usłyszeć jak Link chrapie zza krzaka obok szopy i prychnął. - Mam najbardziej leniwego psa na świecie.
Harry przytaknął. - Masz.
Usiedli obok siebie na ostatnim schodku. Na zewnątrz było ciemno; latarnie uliczne zaczynały się zapalać i kilka jasnych gwiazd malowało się na czarnym niebie. Louis wziął długi łyk ze swojego kieliszka, uwielbiając gorzki smak, który pozostawał na jego języku.
Żaden z nich przez chwilę się nie odzywał. Przysłuchiwali się sąsiadom obok, jak nietoperze latają nad drzewami, swoim własnym oddechom.
Harry przejechał palcem po ręcę Louisa, łaskocząc go. - Rozmawiałem wczoraj z Gemmą.
- Och tak? Jak podoba jej się nowe mieszkanie?
Wzruszył ramionami. - Powiedziała, że jej się podoba, ale także, że była nerwowa. Nowa praca i to wszystko, wiesz?
Mruknął. - Wiem. Ciężko zacząć od początku.
Ponownie zamilkli, palec Harry'ego wciąż przejeżdżał po tatuażach Louisa na jego bicepsie. - Powiedziała, że za tobą tęskni.
Louis uśmiechnął się na to. - Myślę, że lubię ją bardziej, niż moje własne siostry.
Harry również się uśmiechnął. - Była pierwszą osobą której powiedziałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że to było rzeczą - powiedział, pokazując pomiędzy nimi.
- Co jej powiedziałeś?
- Że w końcu wrobiłem cię, byś mnie lubił.
Louis zaśmiał się. - I dokładnie kiedy jej to powiedziałeś?
Harry odstawił pusty kieliszek. - Um, po wieczorze w barze.
- Kiedy graliśmy w bilarda? Nic się nie stało do tego momentu.
- Tak - przyznał Harry, ukazując dołeczek. - Ale wiedziałem. I musiałem komuś powiedzieć. Zawsze nam kibicowała, tak myślę. Nawet jeśli nigdy wcześniej nic o tym nie powiedziałem.
Louis dokończył swój kieliszek wina, w rozterce co powiedzieć i odstawił go obok tego Harry'ego. Harry oparł głowę o ramię Louisa - niewygodna pozycja dla niego, z pewnością - i Louis mruknął na znak zgody. Przejeżdżał dłonią w górę i w dół uda Harry'ego, czując jak jego mięśnie napinały się pod jego dotykiem.
Kiedy jego dłoń sięgnęła wewnętrznej części uda Harry'ego, zostawił ją tam. Skóra pod jego dotykiem zrobiła się gorąca, nawet przez jego jeansy i nagle Louis był niesamowicie wdzięczny za to, że Harry zasugerował wino. To pomogło mu się wyluzować, dając mu pewność siebie, której potrzebował.
Pozostawił swoją dłoń na nodze Harry'ego, kiedy odwrócił się do niego, dając Harry'emu zaledwie moment by usiadł i nadążył za nim, zanim pochylił się, by go pocałować. Harry natychmiast się temu poddał, kładąc własną dłoń na klatce piersiowej Louisa, przejeżdżając nią po jego szyi i potem włosach, oddając pocałunek w sposób w jaki Louis wiedział, że to zrobi.
Było to powolne; jak bardzo Louis kochał rozpadać się w dłoniach Harry'ego od nie do zniesienia intensywnego pocałunku, lubił to równie bardzo. Mógł poczuć każdy wdech Harry'ego, każdy ruch jego języka, jak przejeżdżał palcem po skórze Louisa, centrymetr za centymetrem.
Harry musiał przerwać pocałunek po kilku, leniwych minutach, jego uśmiech zbyt jasny, by kontunuować.
Louis sięgnął i owinął loka wokół swojego palca, lekko ciągnąc. - Z jakiego powodu się uśmiechasz?
Jego uśmiech pogłębił się. - Nie wiem. Z twojego.
- Jezu, jesteś ckliwy.
- Nie próbuję być ckliwy - pochylił się, by całować Louisa wzdłuż szczęki. - Jestem szczery.
Louis nie wiedział jak na to odpowiedzieć - i tak nie mógł - więc ponownie go pocałował. Tym razem to nie było wyluzowane. Naparł na Harry'ego i ten natychmiast odpowiedział, otaczając go ramieniem, trzymając blisko siebie.
Ale to nie wystarczy. Chciał poczuć więcej jego. Całego.
Powoli wstał, usta wciąż dociśnięte do Harry'ego i Harry zrozumiał wiadomość. Również się podniósł, goniąc za wargami Louisa. Louis cofnął się, więc był przyciśnięty do ściany domu obok tylnich drzwi i złapał Harry'ego za talię, zanurzając swoje palce w jego biodrach. Harry odpowiedział wsuwając swoje własne dłonie pod szczękę Louisa sprawiając, że czuł się tak cholernie bezpiecznie i chciany. Nie mógł nic poradzić, tylko otarł swoimi biodrami o te Harry'ego i jęk, który wydał przez to uczucie był całkowicie mimowolny.
Harry poruszył swoimi biodrami jeszcze mocniej, wyraźnie ponaglony reakcją Louisa i od tego momentu to mogło być opisane jedynie jako gorączkowe. Dłonie Harry'ego były wszędzie, Louis nie mógł otworzyć oczu i obaj byli całkowicie zdyszani, kiedy Louis zmusił się do odsunięcia się.
- Harry. Do środka, chodź.
Harry nie pytał. Po prostu złapał dłoń Louisa i podążył za nim, zamykajać za sobą tylnie drzwi.
Louis próbował uspokoić swoje pędzące serce, ale wiedział, że to przegrana sprawa, bo w sekundzie kiedy drzwi od sypialni się zatrzasnęły, dłonie i wargi Harry'ego były z powrotem na nim, każdy ruch był gorący. Harry był bezwzględny, jego dłonie ciągnęły za koszulkę Louisa, desperacja wypisana w jego każdym ruchu, oddech nierówny.
Uniósł swoje ręce i pozwolił, by Harry go rozebrał, zdejmując jego koszulkę i rzucając ją na podłogę. Harry jęknął i zaatakował szyję Louisa, dłonie błądziły, gładziły skórę, zjeżdżając, by złapać przez jeansy za jego tyłek.
Louis twardo przełknął. - Harry, Harry... Spokojnie.
Dłonie Harry'ego odsunęły się od ciała Louisa, zwisając po jego bokach, otrząsając się z desperacji, która zdawała się go pochłonąc. Wyglądał na przestraszonego i odrobinę zażenowanego. - Przepraszam - cicho wysapał.
- Nie kochanie, nie musisz przepraszać... - przerwał, szukając na twarzy Harry'ego znaku zawahania. Nie widział żadnego. - Kocham to, że mnie chcesz - mruknął, niezdolny do spojrzenia Harry'emu prosto w oczy.
Harry wziął krok do przodu, jego kciuk rysował koła na biodrze Louisa. - Chcę ciebie. Chcę cię tak cholernie bardzo, przez cały pieprzony czas.
Louis przytaknął. - To... Ja również.
Harry zamknął oczy i Louis spojrzał w dół widząc jak dłonie Harry'ego się trzęsły. - Dzięki Bogu.
- Harry, nigdzie się nie wybieram.
Otworzył oczy, jego spojrzenie zamglone. - Jesteś pewien?
Louis zmarszczył brwi. - Czy to jest naprawdę dla ciebie zmartwienie,?
Harry nie odpowiedział. Tylko wzruszył ramionami, ruchy wciąż chwiejne. - Nie wiem.
- Nigdzie się nie wybieram - powtórzył, głos cichy, niewzruszony. - Nie musisz... trzymać mnie kurczowo jakbyś myślał, że próbuję od ciebie uciec. - Wyłapał jego wzrok. - Nigdzie się nie wybieram - wyszeptał jeszcze jeden raz. - Jestem po prostu... jestem tutaj.
- Okej - wyszeptał Harry - ale ja... - przestał mówić i w zamian ponownie pocałował Louisa, nawet jeszcze bardziej gorączkowo niż przedtem, pozostawiając mu do myślenia co chciał powiedzieć. Harry prowadził tyłem Louisa, dopóki jego nogi nie uderzyły o łóżko. Upadł do tyłu, ciągnąc ze sobą Harry'ego.
Louis nie mógł sobie przypomnieć czy kiedykolwiek pragnął kogoś tak bardzo. Kazał swojemu ciału się uspokoić, by skończyło z dreszczami, ale w sekundzie gdy poczuł dłonie Harry'ego na guziku od jego jeansów, wszystkie nieśmiałości odeszły. Zsunął dłonie w dół do rąbka koszulki Harry'ego i pociągnął za nią, Harry schylił głowę by mu pomóc i jednocześnie Louis podniósł swoje biodra, by pozwolić Harry'emu zdjąć swoje jeansy.
Chciał poświęcić chwilę, by popodziwiać ciało mężczyzny zwisajacego nad nim, nawet jeśli nie było to mu tak obce. Spędzili wiele wakacji w domku rodziców Harry'ego nad jeziorem, zanurzając się w wodzie, bez koszulek i opaleni słońcem. Przebierali się przed sobą wiele razy, pożyczając sobie nawzajem ubrania, Louis uderzał Harry'ego w nagą klatkę piersiową za każdym razem, gdy miał okazję. I był ten jeden raz jakiś miesiąc po śmierci Chrisa, gdy Louis tak się upił, że zwrócił na samego siebie i Harry znalazł go w tym stanie, pokrytego własnymi wymiocinami. Harry rozebrał go i pomógł mu wziąć prysznic - coś, o czym nigdy nie rozmawiają. Louis złożył obietnicę, chociaż ledwie pamiętał to co się stało.
Ale Chryste, ten raz był całkowicie inny od każdego innego. On nie paradował w ręczniku; raczej był twardy i dyszący, wszystko dla Louisa.
Harry był wszędzie umięśniony, jego czas spędzony na siłowni najwyraźniej się opłacał i jego najnowszy tatuaż jasno widniał na jego klatce piersiowej. Jego ramiona były napięte od siły z jaką się podtrzymywał i jego mięśnie brzucha zaciskały się z każdym ruchem. Louis sięgnął, by przejechać dłońmi po bokach Harry'ego i właśnie wtedy Harry zdecydował się otrzeć o niego z dokładną precyzją. Louis wydał z siebie dławiący jęk, dopasowując własne biodra do ruchów Harry'ego.
Harry znieruchomiał i potem oplótł Louisa wokół pleców, łapiąc go wokół ramion i trzymając. Louis otworzył usta by zapytać co robił, ale nagle upadł na łóżko, Harry wciąż mocno go trzymał.
- Za co to do cholery było?! - wybełkotał.
Harry przejechał wargami po szyi Louisa. - Potrzebowałem więcej miejsca - powiedział, dysząc na obojczyk Louisa.
Louis odchylił swoją głowę w bok i Harry zaczął wysysać siniaka na jego skórze. - Miejsca na co? - wydyszał.
- Chcę cię ssać. Nie chciałem, żebys zwisał z krawędzi łóżka.
Louis przełknął. - Chcesz mnie ssać?
Harry przytaknął przy jego ramieniu, dłonie wciąż poruszały się po jego ciele, drażniąc się z gumką od bokserek Louisa. - Chcę zrobić wiele rzeczy.
Głębokie wdechy. - Co jeszcze?
Jego dłoń ujęła Louisa przez bokserki i Louis wygiął plecy. Wciąż się z nim droczył, kiedy powiedział - wszystko. Chcę, żebyś rozpadł się przez moje usta, chcę ci obciągnąć, najbardziej ze wszystkiego chcę cię pieprzyć, cholera - kontynuował ściskanie i pocieranie Louisa, wciąż bez bezpośredniego kontaktu. Louis czuł, jakby mógł o to błagać. - Chcę też poczuć twoje dłonie na sobie. I twoje usta. Kocham twoje usta.
Louis zaczął ponownie ocierać się biodrami o Harry'ego, potrzebując poczuć to czy Harry również był tak żenująco twardy jak on był.
Był.
Czuł, jakby całe jego ciało pulsowało, wibrowało od zniecierpliwienia. - Kochasz moje usta? - nie był dumny z tego jak wysoki był jego głos.
- Boże, kocham twoje usta. Kocham jak smakujesz - zatrzymał się i złapał kontakt wzrokowy z Louisem, uśmiechając się, wciąż ściskając penisa Louisa. - Kocham jak świeży jesteś.
Przewrócił oczami poruszając biodrami, podążając za ym uczuciem. - Oszczędzam większość mojej świeżości dla ciebie.
Harry przytaknął. - Jestem tak pieprzenie szczęśliwy - nie brzmiało to jakby był sarkastyczny.
Louis jęknął, niezdolny do powstrzymania się. - Harry, proszę...
- Proszę co? - ale wiedział. Usiadł na kolanach i ściągnął bokserki Louisa, jego penis w pełni twardy.
Louis zarumienił się pod intensywnym wzrokiem Harry'ego. Ledwo co mrugał, oczy szerokie, podążające wzdłuż jego ciała. - Wciąż masz na sobie jeansy, a ja jestem w pełni nagi. Na jakiej planecie jest to dozwolone?
Harry nie zdawał się wyłapać żartu, w głosie Louisa słyszalny był lekko desperacki ton i całkowicie zignorował pytanie Louisa. - Jakby, tak cholernie piękny. Każda część ciebie - położył dłonie na biodrach Louisa i pozostawił je tam, mocno trzymając. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że też mnie chcesz, wiesz?
Nie wiedział. Co za niedorzeczne stwierdzenie. - Jesteś poważny?
Harry sięgnął, by ująć Louisa w dłoni i zaczął powoli mu obciągać, w sposób, w jaki Louis lubił to, gdy chciał to wszystko przeciągnąć. - Lou, jestem szalony na twoim punkcie - jego głos był cichy, ale pewny.
Mina Harry'ego była tym dla Louisa. Odepchnął dłoń Harry'ego - tak bardzo jak bolało go zrobienie tego - i przewrócił go na plecy. Usiadł na jego udach i zaczął rozpinać jego spodnie. - Jesteś szalony jeśli myślisz, że ciebie nie pragnę - zsunął jeansy, podnosząc się na kolana by to zrobić. Nawet w ciemnościach sypialni Louisa mógł zobaczyć jak twarde było ciało Harry'ego, trzęsące się i jak był niezaprzeczalnie seksowny. Tak sprośnie piękny. - Nie mogę trzymać od ciebie rąk z daleka, jakby przez osiemdziesiąt procent czasu. I przez resztę czasu myślę co chcę tobie zrobić swoimi dłońmi, kiedy się na tobie znajdą - pochylił się i przejechał językiem po penisie Harry'ego i ten jęknął, dłonie natychmiast ścisnęły ramiona Louisa. - Nie wiem co tak długo nam zajęło, by tutaj być - wymamrotał Louis przy biodrze Harry'ego i potem wziął go całego, żadnego wstępu, żadnego droczenia.
Oddech Harry'ego natychmiast z nierównego stał się poza kontrolą. Louis mógł stwierdzić, że próbował nie wypchnąć swoich bioder w usta Louisa, co doceniał, ale kochał to, że Harry tracił zmysły i że miał problemy, by się opanować.
Louis ledwo mógł to znieść, jak podniecony był zaledwie od robienia dobrze Harry'emu. Potrzebował sprawić, żeby Harry się wił, żeby czuł się tak jak Louis, jakby palił się od środka. I to było głupie, poważnie, że w ogóle musiał kwestionować to czy Harry czuł się w ten sam sposób co on; to boleśnie oczywiste z jego szybkim oddechem i trzęsącymi się udami. Louis znał ruchy i miny Harry'ego od ponad dekady. Wiedział jak blisko krawędzi był Harry, nawet jeśli nie powiedział jeszcze tego na głos. Ale tego właśnie chciał. Chciał, żeby powiedział Louisowi że ledwo wytrzymywał, tak jak on sam.
Oderwał się od Harry'ego i wiedział jak mało seksownie wyglądał ze strużką śliny łącząca jego wargi z główką penisa Harry'ego, ale to zdawało się działać na Harry'ego. Uniósł biodra, najwyraźniej podświadomie i jęknął. - Twoje usta - zaskomlał, jakby to była jego jedyna myśl.
Louis polizał trzon i powiedział przy udzie Harry'ego - zamierzam pozwolić ci mnie pieprzyć - wyszło to jak sekret i Louis pomyślał, że był to najgorzej skrywany przez niego sekret. Harry, z drugiej strony, w końcu złamał się w sposób, w jaki chciał Louis.
- Czy ty rozumiesz - niemalże warknął - co ty mi robisz? - spojrzał na sufit, mrugając, ręce zaciskały się i rozlużniały na prześcieradle. - Louis. Lou... - przerwał, przełykając ślinę. - Powiedz to jeszcze raz.
Louis mógł zobaczyć desperację wypisaną na twarzy Harry'ego i on ją tam umieścił. Nagle przypomniał sobie jak twardy był, kiedy pochylił się i gorąco dyszał przy penisie Harry'ego, podnosząc wzrok, by wyłapać z nim spojrzenie, szepcząc - będziesz mnie pieprzyć.
Dalej pracował ustami wokół Harry'ego, zanim ten mógł się odezwać, ciepło i śliskość jego języka powoli i niewątpliwie doprowadzały Harry'ego do szaleństwa, jego ruchy pewne i wyćwiczone. Harry zsunął rękę w dół, by poczuć gdzie jego kutas wsuwał się i wysuwał z pomiędzy warg Louisa, brzuch zaciskał się za każdym razem, kiedy podnosił się by popatrzeć, mrucząc jak piękny był Louis, przyjmując to, kochając to. Louis stracił poczucie czasu, zagubiony w sposobie jak bardzo wpływał na Harry'ego, ale mógł stwiedzić, że kontynuował od jakiegoś czasu przez to jak jego szczęka zaczęła boleć, jego plecy błagały, by się napiął. Przejechał językiem po główce Harry'ego i podniósł wzrok. Harry patrzł na niego, policzki różowe i jęknął.
- Louis, Lou, nie mogę, ty, ja.
Louis usiadł, powoli przejeżdżając po nim dłonią. - Przepraszam, co to było?
Jego klatka piersiowa falowała. - Proszę powiedz, że mogę cię teraz pieprzyć, proszę powiedz, że mogę - jęknął, kiedy Louis ponownie wziął go całego, specjalnie poruszając głową w góre i w dół.
Po kilku chwilach błagania Harry'ego odsunął się i próbował udawać jakby to na niego nie działało, ale wiedział, że Harry wiedział, pokonany w swojej własnej grze. Nie było mowy, że mógłby ukryć tę desperację w swoim głosie, oczach, każdym ruchu. - Tak Harry, pieprz mnie, no dalej.
Harry usiadł i przykrył ciało Louisa swoim własnym jednym, szybkim ruchem, głęboko go całując i jeśli mógł posmakować siebie na języku Louisa, zdawało się to jedynie go zachęcać. Penis Louisa otarł się o brzuch Harry'ego i jęknął.
- Lubrykant. Potrzebuję lubrykantu. I prezerwatywy. Gdzie są? - spytał Harry, dysząc w twarz Louisa.
Louis nie mógł sobie nawet przypomnieć kiedy ostatni raz używał tych rzeczy. Jezu, to upokarzające. - Um, górna szuflada w mojej szafce nocnej, mam nadzieję?
Harry przekręcił się i włączył światło, grzebiąc w szafce nocnej. - Lou, ta szuflada jest obrzydliwa. Kto potrzebuje, jakby, czterech buteleczek Visine? I czy to pieprzone opakowanie po Wendy's?! (tłum. amrykańska sieciówka fast food)
Louis wzruszył ramionami. - Prawdopodobnie. Nie rozpraszaj się. Pośpiesz się.
Odwrócił się, by spojrzeć na Louisa, jego mina natychmiast się zmieniła i wziął głeboki wdech. - Zostawiamy zapalone światło. Nie masz pojęcia jak dobrze wyglądasz. Nie mogę cię wystarczająco dobrze zobaczyć w ciemności.
Louis przewrócił oczami, próbując ukryć swój rumieniec. - To miłe, Harry. Znajdź ten pieprzony lubrykant.
- 'Pieprzony lubrykant', masz rację.
- O mój Boże.
Harry w końcu znalazł lubrykant i jedną, prawie po terminie prezerwatywę po wielkim szperaniu i przeklinaniu. Pochylił się, by ponownie lekko pocałować Louisa i potem otworzył buteleczkę, oczy utkwione w Louisie. Louis nie mógł tego wytrzymać, nie mógł poradzić sobie ze sposobem w jaki Harry na niego patrzył, patrzył na niego od godzin, nawet tygodni, więc próbował zmienić nastrój i założył jedną nogę na ramię Harry'ego. Puścił mu oczko i wymamrotał tak pewnie siebie jak mógł, - zróbmy to.
Pomyślał, że Harry mógł się zaśmiać, albo mógł strącić jego nogę, ale w zamian zdołał wyglądać jeszcze bardziej poważnie, na bardziej podnieconego. Złapał za nogę Louisa i powiedział - okej. Mam cię.
Louis nie mógł oddychać.
Pierwszy palec nie bolał, prawie nic nie czuł, ale mógłby prosić o to każdego dnia przez samą reakcję Harry'ego. Nie mógł przestać chwalić Louisa, nie mógł przestać go zachęcać, komplementować jego każdego ruchu. Louisowi było gorąco przez uwagę Harry'ego i żył dla tego.
Wsunął drugi palec, potem trzeci, mamrocząc jak dobrze czuć Louisa, jak długo czekał aż w niego wejdzie, jak długo myślał o pieprzeniu go.
Louis wiercił się przez słowa Harry'ego i jego palce, nie będąc w stanie się nie ruszać. Kiedy dgnął naprawdę mocno, Harry niechcący natrafił na to miejsce Louisa, które sprawiło, że z jego penisa wyciekł preejakulat i zajęczał. - Nawet nie mogę stwierdzić czy jestem gotowy, ale nie obchodzi mnie to. Pieprz mnie.
Harry przekręcił swoje palce i nadgarstek. Louis pomyślał, że zaraz je z niego wysunie, ale w zamian włożył je z powrotem, ponownie wykonując nożycowate ruchy. - Nie jesteś gotowy. Powiem ci kiedy będziesz.
- Harry, co do kurwy - jego ciało ponownie zadrżało przeciwko jego woli, kiedy Harry ponownie przejechał po jego prostacie. - To wystarczające. No dalej.
- Prawie gotowy, kochanie. Tylko... Jesteś taki gorący.
- Na miłość boską - jego noga zsunęła się z ramienia Harry'ego z powrotem na łóżko.
Harry cwaniacko się uśmiechnął i zagryzł dolną wargę. - Kocham, kiedy mnie nienawidzisz - sięgnął po prezerwatywę leżącą na brzegu łóżka i otworzył ją zębami, wyjął z opakowania i założył na swojego penisa.
Louis próbował się nie gapić. Nie wyszło mu to. - Nienawidzę cię.
- Wiem. Zamierzam cię teraz pieprzyć, okej? Możesz przewrócić się na kolana?
Nie chciał go słuchać, poddawać się jakimkolwiek poleceniom, ale myślał, że może się rozpłakać, jeśli nie poczuje Harry'ego w sobie w ciągu kilku sekund. Oparł się o ręce i kolana żenująco szybko i poczuł jak Harry ustawił się za nim, dłońmi ściskając jego pośladki. Louis przygotował się.
- Tak, możesz mnie teraz pieprzyć. To jest to, co... - reszta zdania zamieniła się w jęk, gdy Harry zaczął w niego wchodzić.
Nie zajęło mu długo, by wejść do końca, biodra dotykały skóry Louisa zaledwie po kilku sekundach. Wycofał się i ponownie pchnął i to wszystko, czego potrzebował Louis by upaść na łokcie, słaby i drżący od tego jak dobre to było.
Harry jęknął zza niego, jego dłonie przejeżdżały po skórze Louisa, zapamiętując każdy szczegół, ucząc się jak było go czuć. Jego pchnięcia były ostre i niesamowite; Louis ledwo mógł znieść to wolne tempo i było to oczywiste, że Harry czuł to samo.
- Louis, czy ty sobie żartujesz? Jak jesteś jak pieprzenie ciasny? Jak ty... Jak możesz... - przestał próbować uformować zdanie i w zamian utrzymując stały rytm.
Louis próbował dopasować ruchy, napotykając każde pchnięcie, ale nie było to możliwe. Każdy mięsień w jego ciele był jak galareta i całą jego energię zajmowało to, by całkowicie nie upaść na łóżko.
Harry zatrzymał się po Bóg wie jak długim czasie, jego penis wciąż zanurzony w Louisie i ten odwrócił się, by zaprotestować. Spojrzał przez ramię na Harry'ego i poczuł jakby powietrze uciekło mu z płuc. Cała twarz Harry'ego była czerwona, usta zagryzione do krwi, krople potu spływały po jego skroniach na klatkę piersiową. Niesamowite.
Odnalazł swój głos. - Dlaczego... Dlaczego przestałeś?
Harry na moment zamknął oczy. - Muszę cię pocałować. - Kiedy się poruszył by napotkać wargi Louisa, jego penis wsunął się jeszcze głębiej i Louis pomyślał, że potrzebował jedynie kilku idealnych pchnięć, by dojść. Ich wargi się spotkały i było to drażniąco dobre; Louis niechętnie opadł na swoje łokcie, gdy Harry przerwał pocałunek, nie będąc w stanie się dłużej podtrzymywać.
Pchnął w Louisa znowu i znowu, dłonie ściskały jego biodra, jego ruchy niemalże mordercze i ostre. Louis zamknął swoje oczy, jęk wydostał się z pomiędzy jego warg i potem penis Harry'ego otarł się o jego już nadmiernie pobudzoną prostatę. Niemalże krzyknął, jęcząc imię Harry'ego.
Harry owinął dłoń wokół penisa Louisa, obciągając mu w rytm pchnięć. Louis nigdy wcześniej nie widział jak Harry dochodzi, ale wiedział, że był blisko sądząc po dźwiękach, które z siebie wydawał i wiedział, że Harry chciał, by Louis spadł z krawędzi razem z nim.
- Harry, też jestem blisko - potwierdził, zaciskając się wokół kutasa Harry'ego i jego oddech ponownie przyśpieszył.
- Dalej, kochanie, kurwa... - dłoń Harry'ego zacieśniła się wokół penisa Louisa i to my wystarczyło, by zacząć dochodzić, gęsto i drżąco, mieśnie brzucha zacieśniły się przez uwolnienie.
Harry natychmiast za nim podążył, jęcząc słowa, których Louis nie mógł usłyszeć albo zrozumieć, ale wyłapał sposób, w jaki Harry szczerze wyszeptał - niesamowite. Jesteś niesamowity.
Wyszedł z niego powoli, podczas gdy Louis już leżał płasko na swoim brzuchu, niebezpiecznie bliski zaśnięciu, nie martwiąc się o bałagan na łóżku, ciało wciąż trzęsło się od siły jego orgazmu. Harry upadł obok niego, przyciągając go blisko, całując jego szczękę, czując pot i pozostałości wody kolońskiej z wcześniej. Louis głęboko odetchnął. Jeśli to był jego nowy, ulubiony zapach, nie przyzna się do tego Harry'emu.
Dzieliły go cztery sekundy od zaśnięcia, całkowicie wykończony, kiedy Harry wyszptał kurwa i wyszedł z łóżka. Louis jęknął w proteście. - Co robisz?
- Zaraz wrócę. Zapomnieliśmy wpuścić Linka. Jest wciąż na zewnątrz.
Louis otworzył jedno oko i zmusił się do skupienia na zegarze. 23:21. Link był na zewnątrz tylko przez kilka godzin. Również pomyślał, że nie było wystarczająco późno, by być tak zmęczonym, ale Chryste, seks z Harrym był jak prawdziwy trening na siłowni.
Chciał powiedzieć Harry'emu, że przeprasza że był tak zmęczony i że był tak szczęśliwy, że znalazł kogoś, kto wpuści jego psa do środka gdy on o tym zapomni i wstanie by to zrobić, gdy obaj byli niemal w stanie śpiączki. Naprawdę próbował nie zasypiać, by mu to powiedzieć.
Zasnął, zanim Harry w ogóle wrócił do sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top