2.1
Następnego poranka Louis obudził się wcześniej niż zazwyczaj, prawdopodobnie przez dzielenie łóżka. Nie dzielił łóżka od lat.
Ostrożnie rozciągnął się, by nie obudzić Harry'ego i sięgnął po butelkę z wodą stojącą na stoliku nocnym. Wiedział, że jego oddech był okropny, mógł to poczuć, ale myśl o wstaniu spod tych koców by wyszczotkować zęby była niemalże śmieszna. W zamian z powrotem się położył twarzą do Harry'ego i obserwował jak jego klatka piersiowa równo unosi się i opada.
W liceum Harry i Louis przez cały czas u siebie nocowali, czasami z Chrisem i czasami bez niego. Spali w malutkim pokoju Harry'ego, ściśnięci razem na łóżku, albo w piwnicy Louisa, gdzie mogli rozłożyć się na starych, brudnych kanapach, które jego rodzina nabyła przez lata. Ale budzenie się obok Harry'ego nigdy nie było takie jak to. Zawsze było platoniczne, nigdy nic więcej oprócz przyjaciół mających zwykłe nocowanie. Ale to było czymś całkowicie innym. Ciało Louisa już było wypełnione potrzebą dotknięcia Harry'ego, by ponownie go posmakować.
Kiedy byli młodsi, Louis budził się myśląc jestem głodny, albo muszę siku, albo Harry, wstawaj do kurwy. Teraz jedyną rzeczą przepływającą przez jego myśli było uprawiałem seks z Harrym, uprawiałem seks z Harrym, uprawiałem seks z Harrym i tak w kółko.
I Chryste, seks z Harry był tak dobry.
Przysunął się bliżej Harry'ego i położył swoją dłoń na jego klatce piersiowej. Jego serce równomiernie biło pod jego dłonią. Louis pocałował ramię Harry'ego, jego szyję, szczękę, przejeżdżając palcem w górę i w dół jego nagiej klatki piersiowej. Harry zaczął się poruszać.
Louis ponownie pocałował jego ramię i Harry otworzył jedno oko. - Cześć - wyszeptał Louis. Ponownie położył dłoń na jego klatce piersiowej. Jego serce już nie było tak spokojne. Szalenie biło.
- Hej - odszepnął. Potem przysunął się, by spotkać Louisa w pocałunku, który był o wiele za głęboki jak na zwykłe, poranne przywitanie. Louis natychmiastowo je przyjął, brzydki oddech i to wszystko.
Nie było to gorączkowe jak zeszłej nocy, ale było równie poważne, tak samo namiętne. Dłonie Harry'ego gładziły włosy Louisa, paznokciami drapiąć jego czaszkę i Louis przybliżył się do jego dotyku, kochając sposób w jaki to było czuć. Harry całował go głęboko, językiem przebiegając po jego dolnej wardze, okazjonalnie ją przygryzając, sprawiając że Louis jęczał przez to jak gorące to było.
Kiedy poczuł jak dłoń Harry'ego zaczyna wędrować po jego ciele, rozłożył swoje nogi, zastanawiając się jak zrobił się tak twardy w tak szybkim czasie. Harry zsunął jego bokserki i pewnie złapał penisa Louisa, kciukiem przejeżdżając po główce, powoli mu obciągając. Oddech Louisa przyspieszył, zbyt bezbronny z rana, by Harry tak na niego patrzył, tak cholernie intensywnie.
Nie rozmawiali tak jak poprzedniej nocy; to nie tak, że Louis nie mógł znaleźć słów, ale raczej czuł jakby się nimi dławił, niezdolny do ruchu pod ciepłem dotyku Harry'ego i swoim własnym nierównym oddechem.
Louis zamknął swoje oczy, kiedy Harry zaczął przejeżdżać wargami po śladzie, który zostawił poprzedniej nocy na jego szyi, dłoń wciąż pracowała na jego penisie. Uniósł swoje biodra przez to uczucie, niezdolny się powstrzymać.
- Lou - wymamrotał w jego szyję Harry.
Louis przełknął. - Harry - jego głos był o wiele bardziej nierówny, niż tego chciał.
Harry zdjął swóją dłoń z penisa Louisa i sięgnął w dół, jego palec wsunął się pomiędzy pośladki Louisa. Pozostawił go tam, nie ruszając nim. - Jesteś obolały?
Był bardzo obolały, ale i tak przybliżył się do dotyku Harry'ego. - Tak.
Harry uniósł swoją głowę. - Nie chcesz...
- Nie. Chcę tego.
Harry przytaknął i ponownie pocałował go w usta, cicho jęcząc. Odsunął się i sięgnął po lubrykant stojący na szafce nocnej, gdzie zostawił go ostatniej nocy i nawilżył swoje palce. Z łatwością je wsunął i Louis powstrzymywał swoje odgłosy dyskomfortu. Harry i tak musiał to zauważyć, bo poruszał się powoli, nigdy nie odwracając wzroku od Louisa i nie włożył drugiego palca, dopóki Louis mu nie powiedział.
Nie śpieszył się, ponownie otwierając Louisa, o wiele ostrożniej i cierpliwiej niż zeszłej nocy. Louis nie mógł utrzymać otwartych oczu - nie mógł skoncentrować się, kiedy Harry znowu patrzył się na niego w ten sposób - i jego ciałe ciało niemalże zadrżało, kiedy Harry potarł to miejsce wewnątrz niego. Zacisnął szczękę, wbijając palce w materac.
- Okej, Harry, okej - wyszeptał.
Harry wyciągnął swoje palce i nałożył prezerwatywę, dodając lubrykantu. Nawisnął nad Louisem, tym razem twarzą w twarz, jego zielone oczy nie mrugały. Louis lubił to, że mógł zobaczyć każdą myśl Harry'ego, kiedy byli tak blisko, ale to znaczyło, że Harry również mógł odczytać jego myśli. Czuł się obnażony, szczególnie kiedy Harry zaczął w niego wchodzić. Ale to było okej. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, wszystko było okej
Harry nie nabierał prędkości, nie robił tego szybko. Jego pchnięcia były głębokie i równe, ale też wolne i niepospieszne. Louis ponownie musiał zamknąć oczy, uczucie tego wszystkiego to było za wiele, za bardzo cholernie dobre, ale kiedy zmusił się je otworzyć, dostrzegł że wzrok Harry'ego nigdy nie opuścił jego twarzy.
Pochylił się, by go pocałować, biodra wciąż się poruszały i jęknął na przeciwko warg Louisa. - Jesteś taki gorący, tak choletnie piękny - wymamrotał. Oparł swoje czoło o to Louisa. - Najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek czułem, pieprzony ty, przysięgam na Boga. Nawet nie mogę w to uwierzyć.
Louis przejechał dłońmi po plecach Harry'ego, wbijając swoje paznokcie wystarczająco mocno by zostawić ślad, ale nie żeby go zranić. - Z wzajemnością - odszepnął, niczym sekret. - Czuć niesamowicie, bycie pieprzonym przez ciebie.
Harry zajęczał i pchnął głębiej, unosząc swoje biodra i Louis zadrżał, wydając z siebie dźwięki, o któych nawet on nie wiedział, że był zdolny. - Tutaj? - spytał.
- Jakbyś nie wiedział - zaskomlał - nie przestawaj.
Ponownie się pochylił, by wargami przejechać po szyi Louisa, liżąc pasek do jego ucha. - Okej, tak długo jak będziesz wydawał takie dźwięki.
Louis chciał mu powiedzieć, żeby się zamknął, naprawdę chciał, ale potem znowu uderzył w to miejsce i to zabrało niemalże całą siłę woli, by w tej chwili nie doszedł. Uniósł swoje biodra, by napotkać pchnięcia Harry'ego, przejeżdżając dłońmi od jego pleców do włosów, mocno trzymając. - To niesprawiedliwe - wyjęczał. - Niesprawiedliwe, że pieprzysz mnie niemalże na śmierć ostatniej nocy i potem robisz to ponownie tego ranka - sapnął przez kolejne idealnie wymierzone pchnięcie i głębiej zanurzył swoje palce we włosach Harry'ego.
- Nie mów mi nawet o byciu niesprawiedliwym - wymamrotał Harry, zanurzając swoje biodra niemożliwe głęboko. - Czekałem, żeby cię pieprzyć od miesięcy i nie miałem pojęcia, że tak brzmisz, że tak wyglądasz i tak smakujesz. To sprawia, że jestem zazdrosny o każdego, kto kiedykolwiek miał cię w ten sposób. Niesprawiedliwe, że nie byłem pierwszym.
- O mój Boże - jęknął. Przyległ do Harry'ego, przyciągając go blisko, chcąc, by przestał do cholery gadać, bo im więcej sekretów zdradzał, tym bliżej Louis był upadku z krawędzi. Ale potem złapał dłonią penisa Louisa, obciągając mu w rytm swoich pchnięć i kiedy ugryzł Louisa w ramię, Louis nie mógł nic poradzić, tylko odpuścił, dochodząc na dłoń Harry'ego ze słabym okrzykiem.
Louis spojrzał na Harry'ego, który sam miał teraz zamknięte oczy, jego biodra poruszały się niechlujnie, oddech był szybki i dłoń wciąż znajdowała się na penisie Louisa. Był teraz naprawdę obolały. Przejechał dłonią wzdłuż szczęki Harry'ego; ten natychmiast otworzył oczy. - Dalej, kochanie - wyszeptał - chcę zobaczyć twoją twarz, kiedy dochodzisz. Nie udało mi się zeszłej nocy. Mogę się założyć, że jesteś tak gorący, kiedy w końcu dochodzisz, po prostu zrób to, Harry... - przerwał, łapiąc dłonią za włosy Harry'ego. - Nikt nigdy nie miał mnie w ten sposób - wyszeptał, całkowicie szczery.
Tyle zachęty potrzebował Harry, marszcząc brwi, zagryzając dolną wargę, jęcząc, kiedy doszedł w prezerwatywę, wciąż we wnętrzu Louisa i cholera, naprawdę wyglądał gorąco.
Powoli z niego wyszedł i położył się obok Louisa, jego loki na szyi były mokre od potu. Złapał za dłoń Louisa i pocałował jej wierzch. - Dzień dobry - powiedział z uśmiechem. - Nie sądzę, że to wcześniej powiedziałem.
Louis zabrał swoją dłoń, ale jego uśmiech nigdzie się nie wybierał.
***
Reszta wiosny minęła szybko i Louis winił za to Harry'ego. To jakby wszystkie dni zaczęły mieszać się ze sobą, zamieniając się w jeden, wielki wir o nazwie Harry.
Nie mógł uwierzyć jak szybko w to wpadł, w niego, jak wszystko gładko szło. Było to naturalne i Louis nie mógł prosić o nic innego.
Ale. Było coś, o czym jeszcze nie rozmawiali i Louis nie wiedział jak miał o tym wspomnieć bez czucia się jakby był w liceum.
We wtorkowy wieczór byli w galerii, Harry przeszukiwał wieszaki z bluzami, jakby potrzebował kolejnej i Louis rozglądał się, ramiona skrzyżowane, niecierpliwie stukając stopą.
- Harry, nie powiedziałeś, że będziemy tu cały pieprzony wieczór - jęknął. - Powiedziałeś, że chciałeś wpaść na chwilę. - Harry otwarcie go ignorował, więc Louis jęknął głośniej. - Mam rzeczy do zrobienia!
Na to uniósł wzrok. - Co musisz zrobić?
Louis przez chwilę się zastanawiał. - Muszę wyprowadzić Linka.
Harry parsknął i wrócił do bluz. - To kłamstwo.
- Ugh, w porządku, nagrałem Pretty Little Liars u ciebie w domu.
- To by się zgadzało.
Louis ponownie zaczął uderzać stopą w posadzkę. - Nie staję się coraz młodszy.
Zaśmiał się, wyrzucając ręce w powietrze. - Jesteś takim wrzodem na tyłku. Po prostu, cśśś na jakieś pięć minut i możemy zatrzymać się po drodze na lody.
- Nie jestem pieprzonym dzieckiem - zrobił kwaśną minę, wydymając wargę. - I poza tym, miejsce z lodami będzie zamknięte do czasu, aż w końcu stąd wyjdziemy.
- Och na miłość boską, jesteś męczący.
Louis miał właśnie odpowiedzieć, obelga na czubku jego języka, kiedy usłyszał jak ktoś wołał jego imię z drugiego końca sklepu. Louis uniósł wzrok, by zobaczyć przyjaciółkę swojej mamy, Kim, której nie widział od lat.
- Cześć Kim! - powiedział, przytulając ją. - Co u ciebie?
- Mam się świetnie kochanie, co u ciebie?
- Po staremu, po staremu. Zajęty pracą i takie tam - spojrzał na Harry'ego - to jest przyjaciółka mojej mamy, Kim.
Uśmiechnęła się i odwróciła w stronę Harry'ego. - A kto to?
Louis odchrząknął. - Och, to jest, um, to jest, to... - Harry posłał mu spojrzenie i Louis wiedział, że rumienił się, jego twarz piekła. - To jest mój... mój Harry.
Kim wyglądała na bardzo zakłopotaną, niemalże tak samo jak Louis. - Cóż, miło cię poznać, Harry Louisa.
Harry wyciągnął swoją dłoń. - Ciebie również. Od jak dawna znasz Jay?
Louis odleciał, gdy ich dwójka rozmawiała, zażenowany tym, że nie mógł wydusić z siebie słowa chłopak, zażenowany, że nie mógł zapytać o to Harry'ego wcześniej, kiedy się nad tym zastanawiał. I to nie tak, że Harry widywał się z kimś innym. Wiedział, że obaj byli oddani, wiedział, że to coś wielkiego dla oboja z nich. On po prostu... nie zdołał powiedzieć 'to jest Harry, mój chłopak' bez czucia się jakby był pierwszakiem w liceum, bez spoconych dłoni.
Głównie nie mógł przyznać, że była w nim malutka część, która bała się, że się mylił i Harry nie był w tym tak, jak Louis był.
- W porządku, cóż, dobrze było cię zobaczyć, Lou. I miło cię poznać, Harry - powiedziała Kim, ponownie przyciągając Louisa do uścisku. - Pozdrów mamę.
- Zrobię to.
Odeszła i Harry spojrzał na Louisa, uśmieszek błąkał się na jego twarzy, wargi zaciśnięte.
- Co - Louis miał problemy z napotkaniem spojrzenia Harry'ego.
- Nic. Ale to urocze, gdy jesteś zakłopotany.
- Przepraszam bardzo?
- Dlaczego nie mogłeś nazwać mnie swoim chłopakiem? - Trącił Louisa swoim ramieniem. - Jestem nim, racja?
Louis przełknął ślinę. - Nie byłem pewien czy to coś, czego chciałeś i nie chciałem stawiać cię w tej sytuacji. I nie pytałem kogoś, by był moim chłopakiem odkąd miałem siedemnaście lat.
Na twarzy Harry'ego zagościł uśmiech. - To wszystko, czego chcę.
Przewrócił oczami. - Przyprawiasz mnie o mdłości - udawał, jakby to było niczym, ale czuł się o wiele lepiej, absurdalnie lepiej.
- Nie musisz mnie pytać, Lou - kontynuował Harry, uśmiech wciąż szeroki - jestem twój i ty jesteś mój i to wszystko - wzruszył ramionami. - Jeśli to wobec ciebie okej.
Louis zmarszczył nos. - Tak, zgaduję, że to okej.
- Okej, dobrze. Teraz pomóż mi wybrać bluzę, zanim ktoś inny tutaj podejdzie i wywoła u ciebie kolejny zawał.
- Nienawidzę cię.
- Nie, nie nienawidzisz. Jestem twoim chłopakiem - powiedział Harry, przeciągając o w słowie chłopak.
- Ugh. Cofam to. Nie jesteśmy chłopakami.
- Zatem zgaduję, że nie mam powodu by trzymać Pretty Little Liars w moich nagraniach.
Louis złapał za pierwszą bluzę, którą zobaczył na wieszaku. - Ta będzie świetnie na tobie wyglądać i jesteś najlepszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek miałem.
Harry cwaniacko się uśmiechnął. - Tak lepiej - wziął bluzę z rąk Louisa i zaniósł do kasy. - Ta podoba się mojemu chłopakowi - powiedział kasjerce, mrugając ponad ramieniem do Louisa.
Louis pomyślał, że jeśli jeszcze raz przewróci oczami to mu tak zostanie. To była realna możliwość, jak tak dalej pójdzie. I był z tym w porządku.
***
- Okej, więc, pierwszą osoba, z którą kiedykolwiek uprawiałem seks była Jill Kelly, kiedy byłem w drugiej klasie liceum.
Louis siedział na kanapie Harry'ego po kolacji z Liamem i Sarah, w telewizji leciało Pojutrze, Harry leżał z głową na kolanach Louisa. Louis przebiegał palcami przez jego loki sprawiając, że były całkowitym bałaganem, ale Harry mówił, że była to jego ulubiona rzecz. Kiedy tylko palce Louisa przestawały się ruszać, Harry trącał go swoją głową, dopóki ten nie zaczął od początku. Poważnie, to było jakby miał dwa wielkie psy, o które nigdy nie prosił.
Delikatnie podrapał go po karku, zaplątując palce w bardziej kręconych miejsach. - Jill Kelly? Naprawdę?
- Mhmm - Harry przymknął oczy, otwierając je chwilę później.
- Dlaczego myślałem, że twój pierwszy raz był z Benem Kingdonem?
- To był mój pierwszy raz z chłopakiem. Jill była rok wcześniej.
- Och. Jak było?
Louis mógł poczuć jak Harry uśmiecha się. - Zazdrosny?
- Tak, jestem zazdrosny o niedoświadczonego, siedemnastoletniego Harry'ego Stylesa, który prawdopodobnie doszedł w półtorej minuty.
- Przepraszam bardzo - zaprotestował Harry. Ugryzł Louisa w udo i ten odpłacił się pociągnięciem za jego loki. - Musisz wiedzieć, że zawsze byłem fantastycznym pieprzeniem, wytrzymałość niech szlag trafi.
Louis parsknął. - Czyli miałem rację o tej półtorej minucie.
- Och, jakbyś ty był o wiele lepszy podczas pierwszego razu.
Zagryzł dolną wargę, powstrzymując uśmiech. - Nie pamiętam, będąc szczerym. Wszystko co pamiętam to myślenie 'nie zrań go, nie zrań go do cholery'.
Harry usiadł obok Louisa i położył dłoń na jego nodze, kreśląc kółka swoim kciukiem. Zamilkł na kilka chwil, zanim powiedział - nie mogę uwierzyć, że wziąłeś ślub z pierwszą i jedyną osobą, z którą kiedykolwiek uprawiałeś seks.
Louis wzruszył ramionami. - Sprawił, że to było całkiem proste, no wiesz? To po części nie wymagało myślenia, poślubienie go. Nigdy nie pomyślałem o tym, że był jedyną osobą, z którą uprawiałbym seks. Jedyną osobą, dopóki... tak - odchrząknął. - To nie było nic wielkiego dla mnie. Nie obchodziło mnie co mnie omijało, bo dla mnie, nie przegapiałem niczego. Miałem wszystko.
Kciuk Harry'ego przestał się poruszać, ale zostawił go na jego udzie. - Mówił o tobie podobne rzeczy przez cały czas, no wiesz.
Gula stanęła w gardle Louisa. - To mnie nie zaskakuje. Zawsze był lepszy w słowach, nigdy nie miał problemu by powiedzieć co myślał.
Harry przytaknął. - Pamiętam jak spytałem go czy potrzebuje pomocy w pisaniu swojej przemowy przed waszym ślubem i powiedział 'dlaczego miałbym potrzebować pomocy?' Jakbym był całkowicie głupi że pomyślałem, że mógłby mieć problemy z tym, co o tobie powiedzieć.
Louis uśmiechnął się. - Jego przysięgi piękne. Jego pierwsza i druga.
- Druga?
Nie był pewien czy mógł o tym mówić. Nigdy wcześniej nikomu tego nie powiedział. Zamierzał spróbować. - Tuż przed tym, zanim zmarł poprosił mnie czy moglibyśmy odnowić nasze przysięgi. I powiedziałem mu, że możemy zrobić co tylko chciał. To nie była, jakby, ceremonia, ani nic takiego. Tylko nasza dwójka w jego szpitalnym pokoju, długo po godzinach odwiedzin - przerwał, by wziąć głęboki wdech. Harry ścisnął jego nogę. - Ledwo pamiętam co do niego powiedziałem. Prawdopodobnie coś podobnego do podziękowań za danie mi całego swojego czasu i miłości, którą posiadał - wzruszył ramionami. - Ale słowa Chrisa... -czuł, jakby miał zacząć się dławić.
- Kochanie, nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. Nie chcę wtrącać się w twoje małżeństwo z Chrisem. To nie moje miejsce.
Louis pokręcił głową. - Nie, chcę, żebyś wiedział. On, um, powiedział mi, że nigdy nie będzie w stanie wyjaśnić jak bardzo mnie kocha i się o mnie troszczy. I że chciałby mieć tą możliwość, by poświęcić więcej lat by pokazać mi, jak ważny jestem. Ale wiedział, że tak się nie stanie - ponownie musiał się zatrzymać. Nie płakał, nie chciał. - Druga część polegała mniej więcej na tym, żebym to ja złożył mu przysięgi. Kazał mi przysiąc, że znajdę kogoś, kto pokocha mnie i będzie się o mnie troszczył tak samo albo i bardziej od niego. Żeby mógł spoczywać wiedząc, że ktoś się mną zaopiekuje.
To było niczym uwolnienie, by mówić o jego złych dniach z Chrisem w nowej sytuacji. Przedtem, myślenie o tym sprawiało, że było mu niedobrze. Teraz miał dłonie Harry'ego w swoich własnych i czuł się tak bezpieczny, jakby nic nie mogło go zranić.
Louis wciąż nie płakał, wciąż nie płakał, ale oczy Harry'ego były zaczerwienione. Jego głos był rozchwiany, kiedy spytał - jak sobie jak dotąd radzę?
Splątał swoje palce z tymi Harry'ego i wziął głęboki wdech. - Z czym, kochanie?
- Po prostu byciem tutaj. Opiekowaniem się tobą i troszczeniem się o ciebie. Czy radzę sobie okej? - brzmiał na nietypowo małego i bojaźliwego, jego dłonie się trzęsły. To sprawiło, że serce Louisa zabolało.
- Harry...
- Powiedz mi, że wykonuję dobrą pracę. Proszę. Byłbym załamany, jeśli Chris nie uważałby, że nie chronię cię wszystkim co mam. Nawet jeśli nie mielibyśmy tego, wciąż byłbum tutaj, wiesz? - Harry zaczesał kosmyk włosów za jego ucho. - Myślę, że umarłbym, zanim bym pozwolił, by coś ci się stało.
Louis zamknął oczy i oparł głowę o ramię Harry'ego. - Boże, Harry... radzisz sobie świetnie, nie masz pojęcia - wyszeptał. - Obiecałem, że znajdę kogoś, kto będzie się o mnie troszczył tak samo jak Chris - ciężko przełknął ślinę - i to zrobiłem.
Harry przytaknął. - Znalazłeś. Ale zawsze tutaj byłem.
Przejechał kciukiem po knykciach Harry'ego. - Wiem.
Po tym siedzieli w ciszy, wystarczająco długo, że pojawiły się napisy końcowe filmu. Kiedy zaczął się następny film, jakaś okropna komedia romantyczna z Matthew McConaughey, Harry przesunął się na kanapie. - Nieniawidzę ci tego mówić, ale kurwa, po prostu czasem tak bardzo za nim tęknię. Ciągle, naprawdę.
Louis pokręcił głową. - Nie, nie, możesz za nim tęsknić, Harry, Boże. Prawdopodobnie kochałeś go tak samo jak ja.
Harry przytaknął. - Może - wymamrotał.
- Zdecydowanie - odpowiedział Louis.
Harry zdawał się być usatysfakcjonowany tą odpowiedzią. W końcu trącił swoim ramieniem to Louisa, jego oczy mniej czerwone. - Więc poza mną i Chrisem, jaka jest twoja liczba?
Louis zadrwił. - Ugh, poważnie, Harry. Łącznie z tobą i Christopherem... - westchnął. - Siedem.
Wydął wargi i przytaknął. - Nie mogę uwierzyć, że uprawiałbyś seks tylko z jedną osobą w swoim życiu, jeśli by nie umarł.
Parsknął. - Cóż, lepiej w to uwierz.
- Wiesz w co jeszcze nie mogę uwierzyć?
Louis uniósł wzrok, by napotkać oczy Harry'ego. - Co?
- Że byłeś na górze.
Louis wybuchł śmiechem i potem natychmiast walnął Harry'ego w brzuch. Nie było to wystarczająco mocno by bolało, ale Harry współgrał i stoczył się z kanapy. - Jesteś takim dupkiem! - Krzyknął Louis, kręcąc swoją głową, uśmiech nie groził zniknięciem.
Harry spojrzał na niego z podłogi. - Ale utknąłeś ze mną.
Louis również ześlizgnął się z kanapy i wspiął się na niego, siadając na nim i przyszpilając go do podłogi używając swoich ud. - Nie wiem co zrobiłem, by zasłużyć sobie na to wszystko.
Uśmiech Harry'ego był zaraźliwy. - Zadaje sobie to pytanie każdego, cholernego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top