Rozdział 11 - Tylko się nie denerwuj. Pamiętaj o dziecku
Po usłyszeniu ich historii, Mistrz zdecydował się na drastyczne środki.
- Trzeba to zakończyć - powiedział stanowczo. - Czas wezwać wszystkich posiadaczy Miraculum.
W praktyce okazało się to tak niesamowite jak zabrzmiało w teorii. Korzystając z niewiadomego pochodzenia skrzyneczki, mężczyzna był w stanie, po wpisaniu odpowiedniego kodu, przenieść w miejsce jej pobytu, każdego wybranego posiadacza Kwami. Po wielu pytaniach zdradził, że jest to awaryjny sposób zwoływania bohaterów i nie robi tego na co dzień, bo jest to po prostu nieuprzejme.
Jako pierwszy w pokoju pojawił się wysoki, ciemnowłosy chłopak w brązowym stroju, który imitował pióra. Przelatując szybko przez listę istniejących Miraculum, stwierdziła, że musi to być Jastrząb. Tuż za nim przybyła jego żeńska, ruda wersja, najprawdopodobniej Wiewiórka. Czyżby rodzeństwo bliźniacze było na tyle podobne, że obaj dostali Kwami?
Po krótkiej rozmowie, okazało się, że naprawdę są rodziną i pochodzą z Ameryki Południowej, zajmując się drobnymi przestępstwami, a także ochroną zwierząt.
Bez Smoka, Delfina i Motyla, z Jastrzębiem, Wiewiórką, Czarnym Kotem, Biedronką i Żółwiem Mistrza Fu, doliczyli się, że brakowało jeszcze dwóch osób.
- Czas na Chiny - zapowiedział staruszek, skupiając się na skrzyneczce i ponownie wciskając odpowiednie przyciski.
W pomieszczeniu pojawiły się dwie dorosłe już kobiety. Jedna z nich, niska i ciemnowłosa musiała być lisicą. Spojrzała na drugą. Wysoka, blondwłosa, elegancka pomimo stroju Pandy jaki się na niej znajdował. Przypominała jej kogoś. Mimowolnie zwróciła wzrok na Adriena, który wpatrywał się w nią z niedowierzaniem na twarzy.
- Mama?
Tego się nie spodziewała.
***
Marinette zdecydowanie nie wiedziała co ze sobą zrobić. Siedziała na kanapie obok bliźniaków, obserwując wzruszającą scenę ponownego spotkania po latach z mieszanymi uczuciami. Wiedziała, że Adrien był przekonany o śmierci swojej matki, a przynajmniej jej zaginięciu. Lucette Agreste natomiast nie miała powodów aby tak myśleć i dobrze wiedziała, że jej syn gdzieś tam jest i na nią czeka. Pytanie tylko, dlaczego?
- Dlaczego? - spytał w końcu blondyn, najwyraźniej myśląc o tym samym co ona.
- Posłuchaj, kochanie - westchnęła, odsuwając go od siebie na długość ramion. - To dość skomplikowana sprawa. Obiecuję, że wszystko wyjaśnię zarówno tobie jak i twojemu ojcu, ale nie teraz, dobrze? W obecnej sytuacji nie to jest najważniejsze - wyprostowała się i spojrzała na swoją towarzyszkę, która od jakiegoś czasu dziwnie się wpatrywała w dziewczynę siedzącą na kanapie. - Nie przywitasz się ze swoją siostrzenicą, Minako?
Siostrzenicą? Minako? Chiny? Nie chcą jej chyba powiedzieć, że Lisicą jest...
- Ciocia? - oczy dziewczyny najprawdopodobniej wyglądały teraz jak dwa duże spodki pod filiżanki. Nie widziała się z tą kobietą od ostatniej wizyty u bliskich ze strony matki, czyli prawie dziesięciu lat. Teraz jednak, patrząc prosto na twarz kobiety, nie mogła jej odebrać podobieństwa do damskiej części rodziny.
- Marinette? Aleś ty urosła! Na zdjęciach, które wysyła mi Sabine, aż tak tego nie widać!
- Zaraz - wtrąciła się ciemnowłosa, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Moja mama wysyła ci zdjęcia? Moje zdjęcia?
- No wiesz, teraz, w tej dobie urządzeń szybkiego przekazu, nie jest to zbytnio skomplikowane - kobieta wzruszyła ramionami. - Mam ich mnóstwo. Jak śpisz, jak się myjesz, jesz śniadanie, spadasz ze schodów... Do wyboru, do koloru.
***
- No dobra - wesołe pogawędki wśród bohaterów, przerwał wracający z tacą herbaty Mistrz Fu. - Nie zebrałem was tu dzisiaj z powodu jakiegoś rodzinnego spotkania, czy czegoś podobnego. Nadchodzi ostateczne starcie z Władcą Ciem i potrzebujemy waszej pomocy.
Następne kilka godzin było jednym wielkim tłumaczeniem wszystkiego wszystkim, dzieleniem się informacji i próbowaniem znalezienia sposobu, aby wszyscy wyszli z tej potyczki w jednym kawałku.
- Władca Ciem myśli, że was porwał - powiedział Mistrz, patrząc na Marinette i Adriena, zajmujących jeden fotel. - Jest to dla nas jednocześnie sporą przewagą, a także problemem. Nie możecie się poruszać po Paryżu, bo każdy może was zauważyć, a nie wiemy kto jest szpiegiem. Z drugiej strony, posiadamy całkiem spory element zaskoczenia, działający na naszą korzyść. Jeśli uda nam się to dobrze wykorzystać, to nasze szanse na zwycięstwo bardzo wzrosną.
Słuchała go z uwagę, czując coraz bardziej uciążliwy ucisk w brzuchu. Jakiś czas temu, po tym jak drastycznie schudła, zaczęła tyć. Na szczęście tylko na wadze, jednak uważny obserwator mógł zauważyć formującą się oponkę. Niepokoiło ją tempo jej wzrostu. Miała wrażenie, że podwaja swój rozmiar każdego dnia. Nosiła więc luźne bluzki, aby to ukryć.
Poruszyła się niespokojnie. Wiecznie czujny Adrien nie przeoczył tego ruchu.
Coś nie tak? Chcesz się położyć?
Wszystko w porządku. To chyba tylko kolejny atak, ale jakiś inny niż reszta.
Kolejny atak, więc wszystko w porządku? Ty siebie słyszysz?
Nie słuchając jej protestów wstał, trzymając ją na rękach i zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w salonie.
- Wybaczcie nam na chwilę - powiedział, przepraszającym tonem. - Marinette zbliża się atak.
- Atak? - zdziwiła się Lucette, wstając i ruszając w ich stronę z wyraźną chęcią pomocy. Zaraz za nią to samo zrobiła ciocia dziewczyny. - Coś się dzieje?
- To nic nowego - mruknął niezbyt zadowolony z obecnej sytuacji. Nie powiedzieli jeszcze rodzinie o sytuacji ciemnowłosej.
Mogę?
Musisz.
- Marinette jest w magicznej ciąży.
Luce patrzyła to na jedno to na drugie. Najwyraźniej nie do końca to do niej dotarło.
- Zaraz, kochanie - zaczęła w śmieszny sposób machać rękami przed twarzą. - Chcesz mi powiedzieć, że będę babcią?
***
Pierwszy kwietnia nadszedł szybciej niż się tego spodziewali. Po wielu kłótniach i głośnych sprzeczkach, Marinette w końcu zgodziła się zostać w domu Mistrza Fu, wraz z pilnującą ją Lucette. Jej brzuch był już na tyle duży, że nie dało się go dalej ukrywać, a Adrien nie mógłby się pogodzić z tym, że coś mogło jej się stać. Było ich na tyle dużo, że częściowy brak Biedronki nie przeszkadzał w wykonaniu planu. Oczywiście, z nią byłoby o wiele łatwiej, o czym zapewniał dziewczynę nie raz. Wiedział, że czuje się całkowicie bezużyteczna i aż do tego dnia starał się jej to jakoś wynagrodzić.
Teraz siedział w krzakach, przyglądając się idealnym iluzjom ciotki Marinette, przedstawiającym jej rodziców, zaniepokojonych i jednocześnie przerażonych tym, co miało nadejść.
Ich plan był zaskakująco prosty. Miał podejść do zagadanego przez zrozpaczone iluzje Władcy Ciem i odebrać przyjaciół, ze względu na to, że był w stanie zniszczyć każdy rodzaj klatki, w jakiej by się nie znajdowali. W tym czasie, Wiewiórka i Jastrząb mieli go powalić i obezwładnić. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, skończy się to walką ośmiu na jednego i zwycięstwo mają w kieszeni. A przynajmniej taką mieli nadzieję.
Nagle na placu pojawiło się oślepiające światło, przykrywając wszystko swoim blaskiem, tak, że musieli zamknąć oczy.
- No, no, no! - odezwał się cichy głosik za jego plecami. - Kogo my tu mamy?
***
Marinette! Marinette, odezwij się! Mamy problem!
Dziewczyna zerwała się z kanapy, obudzona nagłym krzykiem swojego chłopaka.
Co się stało? Wszyscy jesteście cali?
Nikomu nic nie jest. Mamy Dracha, Farrę i resztę. A raczej to oni mają nas w miejscu, gdzie przetrzymywali ich.
Co?!
Tylko się nie denerwuj. Pamiętaj o dziecku.
Łatwo ci mówić! Wiesz, gdzie jesteście?
To totalnie głupio zabrzmi, ale w szkole.
W szkole?
Zaatakowali z zaskoczenia i wszystkich uśpili. Obudziłem się, gdy nas przenosili, ale uznałem, że ucieczka nie będzie dobrym rozwiązaniem, więc udawałem, że nadal jestem nieprzytomny. Kojarzysz, gdzie jest schowek woźnej? Za jednym z regałów jest wielka dziura. Korytarzem prosto, a później w lewo. Na samym końcu znajdują się drzwi, za którymi nas znajdziecie. W całym korytarzu roi się od strażników. Są jacyś dziwni, jak cienie. Oni mogą nas dotykać, ale my ich nie. Dlatego nie jesteśmy w stanie stąd uciec. Dodatkowo całe pomieszczenie wydaje się być otoczone barierą, nie pozwalającą używać magii. Dacie radę coś wymyślić? Będę informować o sytuacji na bieżąco.
- Marinette? - Luce spojrzała na jej nieobecną twarz z zaniepokojeniem.
- Nic mi nie jest - uśmiechnęła się do niej uspokajająco. - Rozmawiam z Adrienem. Wpakowali się w jakieś bagno.
Wybacz. Twoja mama zaniepokoiła się moim milczeniem. Porozmawiam z Mistrzem i jakoś was wyciągniemy. Dbajcie tam o siebie.
Chyba raczej ty o siebie. Władca Ciem już wie, że zostałaś tylko ty. Będzie cię szukał.
Czy wszyscy są już przytomni?
Tak.
Jak trzyma się reszta? Drach, Farra? My? Kwami?
Całkiem nieźle. Poza tym, że strasznie im się nudzi i to powoduje u nich mordercze zapędy. Jak już złapiemy Władcę Ciem to facet ma przekichane.
Nie chcę nic mówić, skoro nie ruszyłam czterech liter z kanapy, ale to ostateczne starcie chyba nie wyszło tak jak było w planach.
No co ty nie powiesz.
***
Poruszali się powoli i ostrożnie. Nie tylko ze względu na jej wielki i przeszkadzający brzuch, którego zdecydowanie nie powinna mieć w czwartym miesiącu ciąży, ale też dlatego, że nie chcieli aby ktoś ich zauważył. Było już ciemno, jednak jej czerwony kostium rzucał się w oczy, pomimo zarzucenia na niego czarnych ubrań.
- Nie martw się, nie widać cię - pocieszała ją Lucette. Jej to było dobrze. Czarno-biały kostium idealnie nadawał się do chowania w cieniach.
Musiała przyznać, że trochę obawiała się tego co zamierzali zrobić. Ich plan polegał tylko na fizycznych założeniach, które w połączeniu z magią, mogły w ogóle nie istnieć. Jeszcze większym strachem napawała ją walka ze sporej wielkości dzieckiem, znajdującym się tuż pod delikatną skórą. Mistrz Fu, korzystając ze swojej dawno nieużywanej mocy, otoczył jej ciało magiczną barierą, nieprzepuszczającą wrogich ataków, ale dodał, że nie wytrzyma sporego natężenia, więc lepiej żeby unikała zadanych jej ciosów.
Pierwszy raz w życiu włamywała się do szkoły. Nowe doświadczenie do wpisania w CV.
- Gdzie teraz? - spytała cicho Luce, rozglądając się na boki, w poszukiwaniu strażnika.
- Pokój woźnej znajduje się na prawo od wejścia głównego. Nie widać go na pierwszy rzut oka, bo kolor drzwi zlewa się ze ścianą - poinformowała, ruszając w odpowiednim kierunku.
Ku ich zaskoczeniu, dotarły w odpowiednie miejsce bez większych problemów. Ominięcie starego pana S, jak nazywali swojego stróża nocnego, nie było większym problemem, więc już po kilku minutach stały w środku, starając się nie przewrócić, o stojące wszędzie szczotki, mopy i środki do dezynfekcji.
- Za regałem, tak? - powtórzyła Luce, przyglądając się rzędowi starych, ciężkich mebli. - Dzięki, Adrien.
Piętnaście minut minęło, zanim udało im się odsunąć odpowiedni regał, bez powodowania zbędnego hałasu. Zdyszane, jak po przebiegnięciu maratonu, zajrzały, do długiego, ale oświetlonego korytarza.
- Te lampy to dobry znak - stwierdziła Marinette, siadając na jednym z kartonów. Musiały iść dalej, ale pięciominutowa przerwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
***
Adrien? Jesteśmy w tunelu.
Uważajcie na siebie.
Przygotujcie się na to, że jak rozwalimy drzwi, musicie się wszyscy przemienić i walczyć w ciemnościach.
W ciemnościach? Co wy planujecie?
Zobaczysz. A właściwie to poczujesz. Zaczynamy.
Wyjrzała zza rogu, przy pomocy małego lusterka. Prawie dwadzieścia postaci, rzeczywiście wyglądających jak zrobione z cienia, poruszało się we wszystkich kierunkach, prawdopodobnie rozglądając na boki. Na długości całego korytarza, wisiały cztery, oszklone lampy, świecąc jasnym blaskiem. Ich pierwsze cele.
Biorąc pod uwagę zwykłą logikę, razem z Lucette, założyły, że skoro te postacie są jak cienie to do swojego istnienia lub podtrzymywania mocy, potrzebują światła. Jeśli uda im się zniszczyć wszystkie ich źródła, albo stracą moc, albo całkowicie znikną. A skoro zarówno pierwsza jak i druga opcja była dla nich korzystne, dlaczego by nie spróbować?
- Gotowa? - spytała bezdźwięcznie panią Agreste.
- Pokażmy im, kto tu rządzi.
W ciszy wyskoczyły zza rogu, chcąc jak najdłużej pozostać niezauważone i natychmiast zaatakowały dwie pierwsze lampy. Trzask tłuczonego szkła, przyciągnął uwagę strażników, którzy, zaskoczeni niespodziewaną obecnością, rzucili się w ich stronę z krzykiem.
Wiedząc, że dopóki nie zgaśnie całe światło, nie mają z nimi szans, zamiast zaczynając ich atakować, czego prawdopodobnie się spodziewali, przeskoczyły nas chmarą postaci, ile sił w nogach zmierzając w stronę drzwi.
- Wszyscy gotowi? - krzyknęła Panda, z całej siły uderzając swoją pałką w ostatnią lampę.
Zrobiło się ciemno. Chwilę później drzwi rozsadziło z taką siłą, że niektóre kawałki musiały dolecieć do końca korytarza. Mieli nadzieję, że powaliły kilku napastników.
W tym momencie, rozpoczynał się ich największy w życiu sprawdzian umiejętności, polegający na zaufaniu intuicji. Widoczność była praktycznie zerowa.
Z lewej.
Dziewczyna wyczuła ruch powietrza i z całej siły kopnęła napastnika, posyłając go pod sam sufit, w który z głuchym jękiem uderzył. Miały rację.
Nie było źle. Przy większym skupieniu była w stanie rozróżnić kroki wrogów od przyjaciół. Nie miała pojęcia w jaki sposób, ale wiedziała, że ma rację. Jakby wraz z utratą wzroku uruchomił jej się szósty zmysł.
Przedzierając się przez przeciwników, udało im się dotrzeć aż do wyjścia z tunelu, które szybko z powrotem zastawili regałem.
- Co z nimi robimy? - spytała Minako, opierając się o mebel, który podskakiwał pod naporem z wewnątrz.
- Uśpimy ich, a następnie pozbędziemy się Akum - powiedziała Luce, wbijając swoją pałkę w tylną ściankę regału tak mocno, że przeszła na wylot. - Dobranoc, moi kochani!
***
- Czyli podsumowując - zaczęła Marinette, patrząc na całą grupę porozsadzaną w jej pokoju, wszędzie, gdzie się tylko dało. - Ostateczne starcie poszło się walić i jedynym plusem tego zamieszania jest to, że odzyskaliśmy naszych przyjaciół.
- To całkiem spory plus - stwierdził Adrien, otrzymując od niej zirytowane spojrzenie.
- Wiem, przepraszam - westchnęła dziewczyna, zmieniając pozycję, aby było jej wygodniej i wdychając zapach chłopaka. - Po prostu jestem zmęczona. Tyle się wydarzyło w ciągu ostatniego czasu, że nie mam nawet kiedy usiąść i spokojnie zaprojektować coś fajnego. Ostateczne starcie nie wyszło, Władca Ciem wie już, że mamy dwa komplety Biedronki i Czarnego Kota na stanie, wyglądam i czuje się jak wieloryb, pomimo czwartego miesiąca ciąży, a dziecku odbija, bo od kilku dni urządza sobie maraton po moich wnętrznościach. Mam dość. Chciałabym się w końcu przespać i zapomnieć o tym wszystkim, chociaż na chwilę.
Zamknęła oczy, nie zwracając uwagi na wbijające się w nią spojrzenia wszystkich obecnych. I wtedy poczuła kopnięcie. Ale nie takie zwyczajne, delikatne i pokazujące, że dziecko zmienia pozycję. Miała wrażenie, że gdyby włożone w nie zostało chociaż odrobinę więcej siły, noga przebiłaby się przez skórę na wylot. Krzyknęła, chwytając się za brzuch. Ból ponowił się. Teraz energia napierała na każdy element jej ciała, rozrywając ją od środka.
- Co się dzieje? - usłyszała krzyk przerażonego Adriena, gdy razem z matką, przenieśli ją na łóżko.
- Prawdopodobnie zaczął się poród.
W pomieszczeniu zapanowało takie poruszenie, że przez chwilę nie słyszała nawet własnych krzyków. Wtedy jednak do akcji wkroczyła jej ciocia.
- Drach, Farra, Adrien - prawdopodobnie ten z drugiego wymiaru. - Wynocha. Poinformujcie Toma i Sabine co się dzieje. Odpowiadacie za zachowanie spokoju na dole. Marinette - to na pewno nie mogło być do niej. - Przynieś ciepłą wodę i ręczniki. Adrien - siedzący obok niej na podłodze chłopak, uniósł głowę. - Chwyć ją za rękę. Z doświadczenia wiem, że to pomaga.
Następne kilka godzin było dla niej jedynie mieszaniną barw, szybko wyrzucanych z głowy instrukcji Luce, krzyków i bólu. Nie wiedziała, co z siebie wypluwała w tym czasie, jednak po minie Adriena, przekleństwa musiały lać się w nieziemskiej ilości i większość skierowana była do niego. Cztery razy zmieniał dłoń, gdy poprzednia była już tak spuchnięta, że bardziej przypominała bakłażana niż kończynę, dając tej drugiej odpocząć. W końcu, gdy miała wszystkiego dość i stwierdziła, że nie będzie się więcej starać, a dziecko niech samo się urodzi, usłyszała płacz. Szeroko otwarte oczy blondyna pokazywały, że nie jest to tylko jej wyobraźnia i już po wszystkim.
Nie zwracając uwagi na krzątającą się jeszcze w jej nogach Luce, opadła na poduszki, wbijając spojrzenie w sufit. Ma dziecko. Urodziła we własnym łóżku.
- To dziewczynka! - oznajmiła zachwycona Lucette, podając jej małe zawiniątko.
Ostrożnie, nie chcąc zrobić maleństwu krzywdy, przejęła córkę od kobiety i położyła sobie na piersiach. Dziecko ziewnęło i otworzyło oczy, ukazując światu najpiękniejsze na świecie, zielone tęczówki, wprost z niezwykłych genów ojca.
- Zobacz - szepnęła, zwracając uwagę Adriena na twarz dziewczynki. - Cały tatuś.
Chłopak zaśmiał się przez łzy, przytulając ją mocno do siebie, jednocześnie uważając aby nie zrobić z noworodka naleśnika.
- Trzymaj - delikatnie podniosła dziecko, przekładając je do jego rąk.
Wyraźnie przerażony nagłą obecnością w ramionach, spojrzał w dół, na ponownie uśpione maleństwo.
- Nie bój się. Nie ugryzie cię! - zaśmiała się Minako, poprawiając jego chwyt.
- Jak ją nazwiecie? - spytała Luce, kończąc prace porządkowe i pozwalając jej zająć wygodną pozycję.
Już jakiś czas temu dyskutowali o imieniu dla dziecka, a jako, że nie znali płci, mieli spore pole do popisu.
- Félicité - odpowiedziała Marinette. - Félicité Lucette Agreste.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top